![]() |
Moja ukochana Ruth Wilson jako Jane Eyre z serialu BBC z 2006r. |
Chyba połowa nastolatek dowiedziała się o tej książce w sposób wielce kulturalny i przekonywujący - od pani Musierowicz. To właśnie "Dziwne losy Jane Eyre" czytała biedna, chuda, głodna, niekochana Idusia pewnego letniego wieczoru i to dla niej zapomniała o wszystkim, w niej znalazła ukojenie, to ona obudziła w niej jakieś marzenia. Również to ją miała na myśli konwersując sobie w najlepsze z panem Karolkiem, kiedy to pani Musierowicz pięknie wymalowała egzaltowaną nastolatkę, która czyta przeważnie literaturę kobiecą. Wiktoriańską, najczęściej. Starszy pan polecał wtedy ze spokojem Senekę.
I tak oto miałam również nieodparte wrażenie jednej myśli, którą autorka chce mi przekazać: Tak, kochanie, tak właśnie jest. Jane jest piękna, lecz do pewnego wieku. Potem po prostu się dorasta i czyta Senekę.
Oczywiście, w trakcie czytania Seneki można wspominać wspaniałą Jane jako kawałeczek swojej młodości, lecz nie zachwyci ona już nigdy potem jak za pierwszym razem. Jak w tym wieku. Podobnież nastolatki w pewnym wieku przechodzą okres zafascynowania siostrami Bronte i Jane Austen. Więc dlaczego nie ja? Kupiłam tę książkę i postanowiłam się zachwycić.
Mia Wasikowska jako Jane Eyre (2011) |
Aż kiedyś, gdy padał deszcz (w czasie deszczu dzieci się nudzą...), a ja nie miałam nic innego do czytania, wyciągnęłam Jane Eyre. Zapomniałam o jej historii, zapomniałam o głupiej rudej, zapomniałam o tym, że mam się zachwycić, po prostu zaczęłam czytać i następnego dnia przekręciłam ostatnią stronę, całkowicie oczarowana.
Dlaczego? Wiecie o czym ogólnie jest Jane, prawda? Sierota gnębiona w dzieciństwie, która przeszła piekło szkoły, zostaje guwernantką i przeprowadza się do Thornfield Hall, gdzie uczy pewną Francuzeczkę, spotyka pewnego przystojnego dziedzica i odkrywa tajemnicę. Tak w skrócie i minimalnie skrzywionym zwierciadle.
Jednak przede wszystkim to jest książka napisana z rozmachem, przepychem i wielkimi postaciami ustawionymi w samym środku. Co prawda, teraz troszkę was śmieszy (zresztą mnie czasem też) ten infantylny ton w jaki wpada miejscami Charlotte, lecz w tamtym okresie to była dla mnie książka przeogromna, świetnie napisana i co najważniejsze, ukochana.
Miała przecież wielką tajemnicę, która czaiła się po kątach, miała wielką miłość, tak jak wyobraża ją sobie każda dziewczyna w tamtym wieku, przepełniona była wielkimi uczuciami, wichrami huczącymi po zakurzonych kątach, była przepełniona nią.
Jane Eyre. Co to za postać! Nie wiem, czy bardziej ją uwielbiam, czy nie cierpię. Uwielbiam jak ona niosła nadzieję. Jak na jej przykładzie widziałam, że nawet po najgorszych zdarzeniach wszystko może obrócić się i życie może stać się najpiękniejsze. Przez lata wykształciłam w sobie jedno przekonanie, zbudowane właśnie na postaci Jane - jeśli będziesz coś robić z uporem, pasją i całym sobą, osiągnąć możesz wszystko. I chociaż oczywiście, nasze czasy dzieliła przepaść, a co za tym idzie warunki, cele jakie mogła sobie postawić kobieta, to wszystko było inne. W moim ówczesnym wyobrażeniu wręcz diametralnie inne. Lecz najważniejsze zostało. Poza tym, lubiłam jej siłę, z jaką broniła własnych wartości i wiarę, że sama jest wiele warta.
Tylko dlaczego ona musiała być tak cholernie idealna! Inspirując umiała wpędzić w kompleksy już zakompleksione dziewczę, a wszystkie przeciwności wypływały z zewnątrz, nie z jej wnętrza. Żadnego potknięcia, żadnego głupiego słowa, żadnego nieprzemyślanego zachowania. Inni byli niesprawiedliwi i źli. Ona się nigdy nie uginała, ona zawsze umiała sobie radzić, ona mogła być wzorem, ona walczyła z całym światem.
I chociaż dzięki rozterkom przemykał często przez nią cień ludzkiej cudownej nie idealności, to zazwyczaj umiałam spoglądać na nią jedynie z wrogością i podziwem zarazem. Ale kochałam ją jednocześnie. Całym swoim serduszkiem, za wszystko co przeszła.
![]() |
Charlotte Gainsbourg jako Jane Eyre w filmie z 1996r. |
Reszta postaci, z których każda była inna, gdzie swoje miejsce miał pan Rochester, którego pasję, mądrość i zaangażowanie podziwiam do dziś, a wszelkiego rodzaju tajemnice i błędy przeszłości tylko podnoszą jego rangę w moich oczach. Ale pan Rochester to był pan Rochester, wtedy nawet nie umiałam się z nim utożsamiać, po prostu miał określone i jednocześnie barwne miejsce w kieracie.
Podobnie było z innymi - przezroczysty, introwertyczny, marzycielski St.John, grzeszna Francuzeczka (też mieliście wrażenie, że Charlotte patrzy w jej kierunku groźnie i jednocześnie chce okazać swoją wyrozumiałość?), Helenka, czyli oddanie hołdu siostrze.
I na końcu fabuła, egzaltowany i jednocześnie strasznie skromnie przedstawiony romans, akcja od której oderwać się nie można, upchnięcie tam przeróżnych znaczeń, których doszukali się już dawno temu badacze. Wszystko w cudownej formie.
Jednak za co ja kocham Jane? Bo to jest zdecydowanie jedna z tych miłości "za coś".
Za to, że otworzyła przede mną świat wielkiej literatury. Czułam się jak wprowadzona do rozległego pałacu, gdzie mogłam doświadczać, inspirować się, czerpać garściami, zachwycać się, wierzyć, że to wszystko się spełni, chociaż wiemy wszyscy, jak skończyła autorka. Gdy byłam mała przeczytałam "Klub Pickwicka", fragmentarycznie Tołstoja. Ale jak widać, nie o to chodziło, to nie oni mnie sprowadzili na wspaniałą drogę - zrobiła to ona i od tego czasu wracam do niej, chociażby fragmentami.
Dawno jednak nie czytałam jej w całości i choć troszkę się boję, bo przecież ja zmieniłam się tak bardzo, więc i ona zmieniła się strasznie, to kiedyś wrócę. Albo będę żyła tymi strzępkami wspomnień.
Dzięki, Jane! Za wszystko!
"Dziwne losy Jane Eyre" C.Bronte, seria: Klasyka romansu, tł.T.Świderska