Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Capote Truman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Capote Truman. Pokaż wszystkie posty

Letnie wspomnienie

Pamiętam, że była końcówka lata, ta spokojna, bez walizek, rozjazdów i gubiących się biletów. Po prostu, była końcówka lata, hamak i mój uśmiech, który słałam różnokolorowym liściom brzoskwini. Była też ta książka i dokładnie ta "Harfa traw".

Piękna była. O dorastaniu, różowym pokoju, miłości mimo różnic, strachu, własnym zdaniu, Katarzynie, wyborach i wolności, którą wtedy zobaczyłam w całkowicie inny sposób. 
Dopracowana była. Capote wtedy po raz pierwszy zaczął jawić mi się jako człowiek wspaniały, który równie dobrze sam mógłby być tym kolorowym listkiem brzoskwini i do którego ze zrozumieniem mogłabym się uśmiechać.

I wtedy właśnie zanotowałam krótką myśl: Capote napisał "Śniadanie u Tiffany'ego", by Audrey Hepburn stała się nieśmiertelna, "Z zimną krwią", by samemu stać się nieśmiertelnym, a "Harfę traw", bym mogła pokochać jego twórczość. Zdecydowanie.


* * *

Śniegu co prawda za oknem nie ma, jednak jest zima. A zimą chyba najbardziej tęsknię do tej letniej opowiastki. I to jest dobre wspomnienie na początek tego nowego roku.

"Harfa traw" T.Capote, Czytelnik, 1962, tł. B.Zieliński

Flesz filmowy #5

Flesz filmowy to krótkie ględzenie o kinie, skrawki i migawki z tamtejszych scen, szczątkowe opinie i troszkę empatii. Służący raczej mi, bo często z chaotycznych, urywkowych zdań trudno wyczytać coś bardziej sensownego, gdy nie oglądało się samego filmu. Jednak można zawsze spróbować obejrzeć.
Lato ma to do siebie, że zabiera wszystkie siły na oglądanie ambitnych filmów. Najlepiej sprawdzają się te lekkie, niezbyt wymagające, zabierające czas. Postanowiła, że u mnie będzie inaczej. Co prawda, nie odmówiłam sobie seansu "Pod słońcem Toskanii" czy sfilmowanego (nie serialowanego) "Seksu w wielkim mieście" (który z pierwszymi odcinkami serialu nie ma nic wspólnego, jest raczej milutką komedią romantyczną) i zaczęłam od filmów które musiałam dokończyć, których zawsze byłam ciekawa, które oznaczały dobre, szybkomijająco-wciagające, wymagające kino.

Pierwszy tydzień wakacji (ze względu na wyjazd) upłynął pod znakiem trzech filmów.


Capote (2005)
Skończyłam go niedawno, a jeszcze teraz, gdy przywołuję myślami poszczególne sceny, czuję na plecach ciarki. Film opowiadający o procesie tworzenia powieści "Z zimną krwią", która przyniosła Trumanowi Capote międzynarodową sławę. Powieści, opartej na faktach. Powieści o dwójce ludzi, która wymordowała całą rodzinę gdzieś na "[...] odludnym obszarze, który inni mieszkańcy tego stanu nazywają "tam daleko"."*
Sama historia jest przejmująca. Jakby w niewiadomy sposób powiązana z "Zieloną milą". Chociaż wszyscy wiedzą, tam człowiek był niewinny, tutaj jest. Tam przesłanie było całkowicie inne... Jednak ten wspólny mianownik, ten wyrok śmierci, to oczekiwanie, to pochylenie się nad sobą. Lecz "Capote" to przede wszystkim próba pokazania sylwetki świetnego autora. Nie tylko w okresie tworzenia "Z ziemną krwią", ale również za pomocą opowieści z czasów dzieciństwa czy rozmów z Nelle. W pamięci zapisuje się przede wszystkim Hoffmann, który nie z przypadku został nagrodzony za tę rolę Oscarem - jest świetny. Piskliwy, czasem bliski załamania, czasem dusza towarzystwa. Sam film należy do tych, o których nie można zapomnieć. W postaci autora widzimy te nieuchwytne nici łączące go z książkową Holly będącą w podróży. Poznajemy historię, która skazana jest na porażkę, która zakończy się porażką. Jednak przedtem może jeszcze coś do naszego życia wnieść.
Zapomniane: Nelle, znana większemu gronu jako Harper Lee, gdy Truman pisze książkę, wydaje swoje "Zabić drozda".
Ocena: 10/10


"Arizona dream" (1993)

Film z Deppem, który nie cieszy się wielką popularnością w naszym kraju. Dziwne, choć z drugiej strony zrozumiałe. Trudno bowiem powiedzieć, o czym jest "Arizona dream". Znowu mamy samotność, znowu to poszukiwanie szczęścia, nawiązania surrealistyczne czy dziwne, ogniste dialogi. Trudno zatrzymać to w literkach. Jednak jeśli się próbuje, wychodzi coś w stylu - "Arizona dream" to historia Axela, który kiedyś łowił ryby, a teraz jest u swego wuja. To historia dwóch kobiet, których życie pokrywa się z marzeniami. To historia miłości. To historia niezrozumienia. To historia szaleństwa. Historia pełna cudownej muzyki, historia świetnie wyreżyserowana, opowiedziana. Historia z głębią, o której trudno mówić, którą raczej trzeba poczuć.
"Arizona dream" to jednocześnie film świetnie napisany i zagrany. Dialogi między matką a pasierbicą można śledzić godzinami. No i same kreacje głównych bohaterów - majstersztyk.
Zapomniane: W tym filmie tylko jedno przebije postacie Grace i Axela - cudowna muzyka...
Ocena: 9/10

"Rozmowy z innymi kobietami" (2005)
Ten film zwierz określa jako jedną z nieznanych, niedocenianych perełek.To chyba mnie do niego przekonało. W dodatku, kogo nie skusi Helena Bonham Carter w głównej roli?
Historia jest prosta. Kobieta i mężczyzna spotykają się przypadkowo na weselu. Ona - druhna, on - brat panny młodej. Zaczynają niezobowiązującą rozmowę. O tym co robią, gdzie mieszkają. Trochę wspominają. W pewnej chwili on już nie jest tylko przypadkowym znajomym, a byłym mężem. Ona już nie druhną, a byłą żoną. Jednak rozmowa toczy się dalej. Spojrzenia, słowa, wspomnienia, urywki z przeszłych lat, niezrozumiałe pragnienia, uczucia.
Wszystko już kiedyś pokazywane, ale jedno z tych, co na nowo trzeba sobie przypominać. Wrażenia i przypomnienia z którymi potem patrzymy na własne życie.
Nie tak dobry jak dwa poprzednie, a jednocześnie ciekawy i warty polecenia.
Zapomniane: Ekran w filmie podzielony jest na dwie części - widzimy wszystko z perspektywy mężczyzny i kobiety.
Ocena: 7/10

A co wy oglądacie w te letnie popołudnia?

*fragment powieści "Z zimną krwią"

"Śniadanie u Tiffany'ego" T.Capote


Autor: Truman Capote
Wydawnictwo:Albatros
Rok wydania: 2010
Liczba stron:216

Śniadanie u Tiffany’ego” – jedna z najbardziej znanych książek Trumana Capote. Do drzwi literatury światowej zapukała po premierze ekranizacji z cudowną Audrey Hepburn w roli głównej. Dzięki wspaniałej kreacji tej aktorki miliony zakochały się w postaci Holly Golightly i zapewne nie zapomną o niej jeszcze długo.

Sama nowelka, pierwowzór filmu jest mistrzowskim obrazem Ameryki z początku XX wieku, a jednocześnie wspaniałą opowieścią o poszukiwaniu samego siebie.

Jeśli chcielibyśmy powiedzieć coś o fabule mówilibyśmy tylko o Holly. Jej wszelkie perypetie: zamieszanie w aferę narkotykową, romanse z licznymi mężczyznami (zazwyczaj milionerami), nauka portugalskiego, przyjęcia, gubienie kluczy to wszystko składa się na całkowity obraz. Naiwny? Nudny?
Nic z tych rzeczy! Te zdarzenia, małe, większe, wciągają tylko jeszcze bardziej w świat tamtych ludzi, a dokładnie pewnej panienki i jej otoczenia.

Jednak nie przyglądając się głębi nie zauważylibyśmy tego, co autor chciał nam ukazać, kogo miała symbolizować postać Holly. Bo ta dama jest dość ciekawym osobnikiem. Słodka, miła, słowem rozbrajająca, z drugiej strony pewna siebie, trochę rozwydrzona, straszna bałaganiara. Czasem lekkomyślna, lecz inteligentna. Oszustka. Ale szczera.

Po bliższym przyjrzeniu zyskiwała, człowiek zaczynał ją rozumieć, czuć nawet coś na kształt zrozumienia i litości. Jednak tak po prostu nie da jej się opisać. Każdy sam powinien ją poznać i ocenić:

Ona jest czy nie jest?

Słowem: Capote wymalował naprawdę ciekawy portret psychologiczny, dodając szczyptę tego nowojorskiego temperamentu przyprawiając gamą innych postaci. Jednak na firmamencie najjaśniej błyszczy, wykreowana wprost wyśmienicie, Ona.

Trudno jest pisać coś obiektywnego, patrząc tylko na książkę, jeśli wcześniej miało się do czynienia z filmem. Obraz Audrey bardzo wpływa na podświadomość i potem nie zostaje już nic innego, tylko przypominanie sobie i łączenie scen z dużego ekranu ze światem przedstawionym przez autora.

Czy polecam? Szczerze mówiąc nie wiem. Czytając tę książkę przed oczyma miałam tylko film. Sama nowelka była dodatkiem. Może gdybym czytała ją przed obejrzeniem filmu wszystko wydawało by się jaśniejsze? Wiedziałabym co Wam powiedzieć? Na razie jestem pewna jednego, mi podobała się bardzo i pozycja trafiła na listę ulubionych.