Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MAG. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MAG. Pokaż wszystkie posty

Szalona Książka ("Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasty" J.Ford)

Pamiętacie Szalony Podwieczorek u Kapelusznika? Jako dziecko uwielbiałam czytać ten rozdział. Zakręcony, pomylony, jakby bez sensu.  W tym tkwił sekret jego sukcesu. Czytałam, linijka po linicje, wyobrażałam sobie trzy siostry, starałam się zrozumieć, nie rozumiałam, łapałam Kapelusznika i Susła za słówka. A raczej oni łapali. Alicję.
Gdy czytałam pierwsze opowiadania w najnowszej książce z okładką Uczty Wyobraźni wrażenie było podobne. Tylko struktura inna. Jakby zdania pełniejsze, dokładniejsze, bardziej szczegółowe. Jednak trzon ten sam - surrealistyczne rozmyślania i stwierdzenia, zawoalowane puenty, historie bez wyraźnego zakończenia.

Ale pomińmy porównania, szczególnie do takiego arcydzieła, któremu nikt już nie dorówna.

"Asystentka pisarza fantasty" to zbiór opowiadań. Jak to bywa z opowiadaniami, nie ma dziesięciu świetnych, idealnie dobranych. Słabsze przeplatają się z genialnymi. Do tych drugich  zaliczyć trzeba przede wszystkim cudowny "Jasny poranek" w którym Ford świetnie określa całą swoją twórczość:

"Jeśli coś odróżnia moje książki od dzieł innych pisarzy, to z pewnością fakt, że w komentarzach na tylnych stronach okładek oraz przed stroną tytułową nazwisko "Kafka" zawsze pojawia się co najmniej ośmiokrotnie. [...]Na pierwszy rzut oka kazdy pisarz powinien czuć się dumny, że jego dzieła porównuje się do książek jednego z najwybitniejszych dwudziestowiecznych autorów, jednak gdy przyjrzymy się dokładniej, zrozumiemy, że gdy we współczesnym świecie wydawniczym jakaś powieść nie pasuje do jasno określonego formatu, automatycznie zostaje określona jako "kafkowska". "* - mówi pisarz, bohater "Jasnego poranka".  A przez niego przebija się głos Forda.

Trudno uchwycić główną myśl opowiadań. Traktują o różnych rzeczach, zależy co się z nich wychwyci. Ja skupiałam się przede wszystkim na bohaterach. Byli tak różni... Zagubieni samotnicy, egocentrycy, zwykli obywatele z tajemnicami w środku. Niektórzy groteskowi, niektórzy odpychający.
Wszystko zaczynało się zwyczajnie. Planeta Ziemia, pisarz, aktor, nastolatek. Potem nagle ktoś przemieszcza się na drugą planetę, w to wpelcione są filmy tzw. old Hollywood, albo dziwne zachowania i głosy, albo przeróżni ludzie nie z tego świata. Potem jest koniec. Zazwyczaj w środku historii, film się urywa, ostatnia kropka, czasem aż rażąca w oczy, z powodu braku innego zakończenia. Czasami malutka, bo dwa ostatnie zdania, będące końcem końców, tak nas szokują.

Niestety, tuż obok świentych, są nieudane. Bez ciekawego tematu, czasem wręcz odstraszające (nie, te robaki czy co to tam było nie przypadło mi do gustu). Chociaż może one były nawet za bardzo kafkowskie, jak na mnie? Może i ja jestem za bardzo staroświecka?

Jednak to nie opowiadania są kwintesencją tej ksiązki. Dwanaście historii czytałam najdłużej, zastanawiałam się nad nimi i rozmyślałam, czasem nie wytrzymywałam. A potem przyszedłł on.
Piambo. I nietypowe zlecenie.

Może jednak opowiem wszystko od początku.
Zamknijcie oczy. XIX-wieczny Brooklyn. Malarz Piambo tworzy kolejne obrazy arystokracji, tuszując niedoskonałości, zacierając zmarszczki, dodając uroku. W pewnej chwili mówi stop. Wie, że tak nie może być. Marzy o tworzeniu dla sztuki, tworzeniu sztuki i życiu (jak ja się w tej chwili do niego mocno uśmiechałam smutnie, nawet nie wiecie! - taka marginesowa uwaga). W tym samym czasie dostaje nietypowe zlecenie: za nieobtyczną cenę musi namalować portret kobiety, nie widząc jej ani razu. Obraz ma powstać na podstawie opowieści.
Po niedługim czasie malarza całkowicie pochłania to zlecenie. W tym samym czasie miejsce mają inne dziwne zdarzenia. Kobiety płaczące krwią, z zakamarków wyłaniają się kolejne postacie...

Bohaterowie tej powieści urzekają. Przywiązałam się do nich, każdy był realistyczny, do polubienia. Jednak wszyscy mieli w sobie coś surrealistycznego, jakby nie z tego świata. Szczególnie Shenz, mój ulubiony. Troszkę skłonny do autodestrukcji? Może. W każdym razie chwytający za serce...

Jednak tutaj przede wszystkim żyje historia. Nierealna, klimatyczna, trochę straszna, po nocach się śniąca. Śmiejąca się z nas.
Lubię tę historię. Nie wiem, czy odważę się przeczytać jeszcze raz. Ale do fragmentów o Człowieku z Równika na pewno wrócę. I do opowieści o kryształologii.

Ta książka jest wariactwem. Nie mająca racji bytu powieść kafkowska. Jedocześnie piękna powieść kafkowska. Nie powiem, że wam polecam. Nie wszystkim się spodoba. Nawet wariaci dzielą się na różne podkategorie.
Ta jest dla wariatów. Nie wiem jakich. Nie wszystkich. Ale wariatów.

"Bo tylko wariaci są coś warci"**

*"Jasne poranek" J.Ford, str.248
**"Alicja w Krainie Czarów" reż.Tim Burton

"Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasty" J.Ford, wyd.MAG, 2013, str.524, tł.R.Waliś
Za książkę dziękuję wydawnictwu MAG
Tekst dedykowany piwnicznej Black

Po co biegniesz, chłopcze? ("Atlas chmur" D.Mitchell)



Szum, zamęt, wszechobecny hałas. A było tak pięknie! Uczta wyobraźni – jedna z niewielu odmian fantastyki, po jaką sięgam, jaką cenię, trawię, jakiej się nie boję – moja Uczta Wyobraźni na ekranie? Stało się! Ludzie ruszyli do sklepów, księgarni, empików i matrasów żeby mieć tę jedną książkę: Atlas chmur. Bo jak wiadomo,  za ekranizacją idą nowe nakłady, filmowe okładki, wszechobecna promocja. Potem jest uśmiech: podobało mi się, tak, dobre było, chyba najbardziej jak klonowali. Tylko czasem trochę zagmatwane. Ale nie, dobre było. Gdzieś tam, pośród rozemocjonowanego tłumu również ja. Z moim, również filmowym, Atlasem chmur, z kilkoma uprzedzeniami i obawami. Nawet nie zauważyłam, jak włączyłam się w ten bieg, kto przeczyta, kto się bardziej zachwyci, kto więcej dostrzeże.


Uspokój się jednak, wycisz, zapomnij, że ma ci się ta książka spodobać. Gdzieś ci się śpieszy? Daj się zaczarować Davidowi Mitchellowi, nie reklamom.

Historia zaczyna się w XIX wieku. Z kolejnych kart Dziennika Pacyficznego  poznajemy kolejne postacie – doktora Henry’ego, tubylców, wreszcie pana Ewinga. Historia jak każda inna, stylizowana na daną epokę, całkiem oryginalna, jednak fanom starszych powieści klimat dobrze znany(Cooper, May, coś z Durrella czy Szklarskiego). W pewnej chwili koniec, film się urywa w połowie dziennika.

Trafiamy w przestrzeń jednostronnych listów płynących obficie z domu w Belgii, opatrzonych datą 1931 roku, pełnych muzyki, nie muzyki, młodości, starości, pokręconości. Pyk! Obraz znów znika, zaczyna się nowa historia, poznajemy Luisę  Rey, XXI wiek.

Gdzieś właśnie w tym miejscu zaczynamy dostrzegać powiązania między urwanymi, zostawiającymi nas bez żadnej puenty, historiami. Znamiona, nazwiska, literacka gra nas wciąga, już nie ma odwrotu. Wchodzimy, czasem mozolnie, czasem z błyskiem zainteresowania, czasem oczarowani na tę górę, pnąc się, przez różniaste opowieści, lata, epoki i dzieje.

Stop!
Zatrzymaj się!
Człowieku, cały czas biegniesz? Nawet na samym czubku, pośród duchów przeszłości, ludzi z Dolin? Równie dobrze możesz teraz zamknąć tę książkę. Ona nie jest stworzona do tego, by przez nią biec, by jak najszybciej przeczytać, zachwycić się i zapomnieć. Spokojnych wędrowców przepraszam za to wtrącenie, wiem jak ważnym jest ten odcinek naszej drogi. Chodźmy dalej…

Jednak chwila, schodzimy.  Doszyliśmy najdalej, na sam szczyt, do dalekiej przyszłości, przypominającej kształtem przeszłość. Widząc ten obraz, możemy dostrzec co spowodowało takie a nie inne wydarzenia. Wracamy, wszystko staje się jaśniejsze, bardziej przejrzyste.

Koniec.

Znów wiek XIX, Dziennik Pacyficzny i szukana puenta. Teraz dopiero u celu widzimy wszystko jak na dłoni. Droga nie była bezowocna. Chyba, że biegłeś…

Wszystko się skończyło. Chociaż, czy na pewno… Cały czas tkwi gdzieś w nas okropny obraz ludzkości wyrysowany w Atlasie chmur. Tkwi również szacunek dla tego, który tę historię uprządł. Davidzie Mitchell – jestem pełna podziwu. Gdyby nie fakt, że Orwella mam w wydaniu kieszonkowym, w pełnym ścisku – postawiłabym Twój Atlas Chmur tuż obok Roku 1984. Za wspaniałą grę literacką, za żonglowanie słowami, sytuacjami, osobami, gatunkami, za wciągnięcie mnie w świat tak brutalny i piękny za razem, tak groteskowy i smutny, tak odległy i bliski.

Nie biegnij, chłopcze, uspokój się, czytaj, to jest ważne.

"Atlas chmur" D.Mitchell, wyd.MAG, 2012, tł. J.Gardzińska
Za książkę dziękuję wydawnictwu MAG.

"Nieśmiertelny" C.M.Valente


Autor: Catherynne M. Valente
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2012
Liczba stron:288
Ocena: 9/10

 
„Nieśmiertelny” to nie jest kolejna zwykła powieść fantasty, która przez przypadek ukazała się na naszym rynku. To baśń, która spotkała się wraz z trudną historią i razem stworzyły mieszankę wybuchową, takiej o której nie da się szybko zapomnieć.

Zaskakuje przede wszystkim miejscem i czasem akcji. Fascynacja Rosją to dla większości Polaków temat dość odległy. Mnie osobiście nigdy nie interesował folklor tego kraju. Jednak tym razem dałam się uwieść na zawsze…

Rewolucja październikowa, czerwone chusteczki, partia i towarzysze otaczający zewsząd. Odległa wizja, niezbyt przyjemna w dodatku. Gdzieś wśród milionów krajanów niepozorna Maria Moriewna – córka dwunastu matek, fanka Puszkina i żona Kościeja. Grozę ostatnich dwóch słów zrozumiecie wtedy, gdy dowiecie się kim jest wspomniany przed chwilą osobnik. Otóż Kościej Nieśmiertelny w rosyjskim folklorze robi za diabła, wiedźmę czy upiora.

Jednak u pani Valente nabiera dodatkowo jakiegoś rosyjskiego smaku, ogłady towarzyskiej i uczucia. Jest niewątpliwie czarujący, zaskakujący i tajemniczo absorbujący. Wykreowany po mistrzowsku, zajmuje całą naszą wyobraźnię spychając na dalszy plan nawet główną bohaterkę.  To na niego zwrócone są nasze oczy. Do czasu…

…aż w pewnej chwili przed nami pojawi się zakręt. Co prawda sam zwrot w akcji nie jest powalający na kolana, jednak konsekwencje jakie za sobą ciągnie już tak. Żadnych Kościejów, towarzyszek Jag (które w międzyczasie również się pojawiły), wszystkich niesfornych stworów żyjących w głowach Rosjan od pokoleń. Zostaje tylko Maria (jakżeby inaczej!) i … o, tego nie zdradzę. Za dużo zabawy zepsuję.

Jednak na jednym zakręcie aż wstyd by było poprzestać, dlatego mamy jeszcze kilka zawirowań, dziwnych zdarzeń i przede wszystkim kilku bohaterów.
„Nieśmiertelny” zachwyca i nie przytłacza ilością oraz jakością postaci. Każda z nich ciekawa, dopracowana, czasem tajemnicza, czasem przejrzysta. Taka jaka powinna być.

Jednak ta książka to nie tylko postacie. Na trzystu stronach przeplata nam się trudna historia Rosji z czasów rewolucji październikowej i baśnie przekazywanych sobie przez ludzkość od pokoleń. Splata się idealnie, nie gryząc, nie nudząc, nie zniechęcając, a interesując, zajmując myśli.

„Nieśmiertelny” to świetna książka. Idealna na każdą porę roku. Idealna dla każdego spragnionego przygód, spragnionego kawałka dobrej historii, spragnionego dobrej literatury.

Za książkę dziękuję wydawnictwu MAG