Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lewis Clive Staples. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lewis Clive Staples. Pokaż wszystkie posty

Ulubieni autorzy #2


Czasem gdy spotykamy człowieka, z miejsca wiemy, że będzie naszym przyjacielem, że zrozumiemy się bez słów. Czasem, gdy otwieramy książkę, już po kilku zdaniach, po kilku stronach wiemy, że będzie jedną z tych ulubionych. Nie takich „na jedne wieczór”, by potrzymać w niepewności, rozbawić, lecz takich, do których będzie się wracać.

Gdy przeczytałam pierwszą książkę Lewisa, wiedziałam, że gdybym tylko urodziła się kiedy indziej i gdzie indziej byłby on moim dobrym przyjacielem. Jego powieści natomiast po prostu musiały zająć honorowe miejsca na półkach. Nie dlatego, że były wprost arcydziełami, że nadawały się dla wszystkich. Nie. One po prostu miały taką magię, taki magnes w sobie, że nie mogłam obok nich przejść obojętnie.

 Clive Staples "Jack" Lewis (29 listopada 1898 - 22 listopad 1963),  był Irlandzkim pisarzem i uczonym. Jego twórczość jest bardzo zróżnicowana i zawiera literaturę średniowieczną, apologetykę chrześcijańską, krytykę literacką, audycje radiowe, eseje o Chrześcijaństwie oraz fikcję opisującą walkę dobra ze złem. Przykładami alegorycznej fikcji tworzonej przez Lewisa są Listy starego diabła do nowego, Opowieści z Narnii i Trylogia międzyplanetarna.

Co prawda, ostatnio uciekamy od "chrześcijańskich" pozycji. Nie chcemy, by ktoś przypominał nam o Bogu. Jednak powieści tego pana od wielu lat cieszą się niesłabnącą popularnością, są wznawiane co jakiś czas. Dlaczego? Tym razem z odpowiedzią zmierzyłam się nie ja, a kilka Bloggerek:

Irytacja:Z Lewisem pierwszy raz zetknęłam się zupełnie przez przypadek, w szkole podstawowej.
"Opowieści z Narni" były czymś zupełnie innym, niż to, co czytałam do tej pory. To fascynująca opowieść, która niesamowicie szybko mnie wciągnęła. [...]
Miałam okazję jakiś czas temu sięgnąć po inną książkę Lewisa. Nosiła tytuł "O modlitwie". Kolejne dzieło, które wywarło na mnie pozytywne znaczenie.
Po tych tytułach ciężko mi ocenić autora. Jednak mogę napisać, że fascynuje mnie jako człowiek. Widać, że nadal istnieje w literaturze, bo nie spotkałam się nigdy z człowiekiem, który zapytałby mnie:
- Kim jest Lewis?
Chciał coś przekazać w swoich książkach i to właśnie robił. Podczas czytania zmusza do refleksji nad sobą samym.
Religia była czymś ważnym w jego życiu. Nawet w "Opowieściach..." można znaleźć piękne odniesienie do chrześcijaństwa. Zatem napiszę, że był to człowiek uduchowiony, co znaczy bogaty wewnętrznie.
Na tych tytułach nie mam zamiaru skończyć, bo już wybrałam sobie pozycje, które koniecznie muszę przeczytać. "Dopóki mamy twarze", "Problem cierpienia", "Smutek" oraz "Zaskoczony radością".


Blueberry: Słyszę nazwisko Lewis i od razu do mojej głowy wpada melodyjka śpiewająca "Opowieści z Narnii", "Opowieści z Narnii". Przypominają się pierwsze zarwane noce w drugiej klasie podstawówki, czytanie pod kołdrą z latarką w ręku, wykradanie się do salonu po nowe baterie do latarki oraz chwile spędzone w towarzystwie bohaterów tejże magicznej krainy. Za co cenię Lewisa? Mogłabym powiedzieć, że cenię go za wszystko, jednak chyba najbardziej za zaczarowanie mi dzieciństwa. Razem z panią Rowling oraz Tolkienem otworzyli przede mną prawdziwy książkowy świat. I za to im, a najbardziej mu dziękuję :)

Leelunia: Lewisa i jego twórczość znam... od 1 klasy podstawówki, kiedy, z zapałem przewracając kartki, pochłaniałam całe Jego "Opowieści z Narnii". Czytałam je zresztą mnóstwo razy, jak prawie każdą z moich ulubionych książek, zanim natknęłam się na inne jego książki "Pakamerię", "Trylogię kosmiczną" i "Listy starego diabła do młodego". Wszystkie są wspaniałe, i, mimo mojej wrodzonej przekory, muszę powiedzieć, że ulubiony autor moich Rodziców stał się również moim ulubionym autorem.

Czasem zdarzało mi się natykać się na dość niepochlebne opinie na temat "Opowieści z Narnii". Autor bloga  był wtedy strasznie rozczarowany, oczekiwał zapierającego dech w piersiach fantasty, a tu taka wpadka. Jednak ja zawsze uważałam, że magia Lewisa brzmi w prostocie. On nie lał wody. Wiedział co chcę powiedzieć, jednocześnie umiał ubrać to w zachęcające opakowanie, które często powstawało w jego głowie. Poza tym, miał piękny styl pisania. Mówcie sobie co chcecie, jednak pisać tak, by szybko się czytało umie wielu. To co on robił z piórem potrafi jeszcze ledwie kilku autorów i spokojnie mogłabym ich policzyć na palcach jednej ręki.Miał wrodzony dar. Talent. A po "Opowieści z Narnii" najlepiej sięgać w klasach 1-3 podstawówki. A potem już tylko wracać...

A fakt, że jego powieści mówią również o Bogu, przemawia jak najbardziej na jego korzyść. Szkoda tylko, że dla innych wątek głębszy, z nawiązaniem do Stwórcy równa się z nudą i niezrozumieniem. I szkoda, że osoby, które wygłaszają takie opinie bardzo często w ogóle nie miały do czynienia z książkami Lewisa, albo przeczytały jego książkę w niewłaściwym momencie i nawet nie starały się do nie wrócić...

Gdybym sama miała wybierać ulubioną książkę Lewisa, byłby to bezsprzecznie "Zaskoczony radością". Dziwne, że właśnie autobiografia zrobiła na mnie najlepsze wrażenie, ale tak jest. Co prawda, inne książki też są ważna i ulubione, wracam do nich często, jednak zdania nie zmienię;)

Chciałabym Was teraz zaprosić, do wątku poświęconego Lewisowi, na portalu Lubimy Czytać. Bo chociaż uwielbiamy nowości, ty jednak do starszych powieści też wracamy...



"Zaskoczony radością" C.S.Lewis


Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 346

Urodziłem się zimą 1898 roku w Belfaście jako syn prawnika i córki pastora”

Tak zaczyna się historia życia człowieka nieprzeciętnego, jednego z większych pisarzy, którego dzieła zna większość z nas. Niepozornie, prawda? Jednak to tylko złudzenie. Sama książka na pewno nie należy do tych niepozornych. Jest raczej jedną z tych, o których się nie zapomina, jest historią do której chce się wracać, po to by samemu rozumieć coraz więcej…

Beztroskie zabawy wraz z bratem, śmierć matki, odsunięcie się ojca, pierwsze przyjaźnie, szkoły, wojna, uniwersytet. A na to wszystko składa się wiele czynników, wydarzeń, anegdot, myśli, niewypowiedzianych słów. Po prostu życie.

Jednocześnie opowieść o długiej drodze, jaką bohater przeszedł, by ponownie stać się chrześcijaninem. Pokazująca z czym się musiał zmierzyć, jak czasem wiele miał szczęścia, jakich ludzi spotkał na swojej drodze, tylko po to, by zrozumieć i odnaleźć Radość. Nie boi się przyznać się do błędu. Patrzy na to z dystansem, a jednocześnie wielką zadumą.

Przyznaję, że mimo, iż samego Lewisa bardzo chciałam trochę „lepiej” poznać, to obawiałam się tej pozycji. Moment nawrócenia się, rozmów o Bogu – bałam się, że będzie to po prostu nie do przebrnięcia. Jakże miło się rozczarowałam!

Po pierwsze, dostałam Lewisa w swoim najlepszym wydaniu, czyli z charakterystyczną dla niego lekkością słowa i refleksją. Nie czytałam tej książki, ja po prostu przez nią płynęłam, chłonąc cudowne opisy, rozmowy, rozmyślania, wątpliwości autora. Anglia z początku XX wieku, ze swoją niesamowitą atmosferą , nie chciała puścić. Chociaż akcji nie można zaliczyć do tych trzymających w napięciu, to od książki i tak oderwać się nie można. Ma w sobie coś takiego, że stworzona jest do delektowania się i pochylenia nad nią przy kubku dobrej herbaty.

Teraz powinni być opisanie bohaterowie. Jednak, czy ja mam prawo oceniać ludzi, o których Lewis pisze? Co więcej, czy ja mam prawo oceniać jego?! Raczej nie. Dlatego wspomnę tylko, o fakcie, iż nasz główny bohater stał się moim przyjacielem „na odległość”, za jego charakter, wady, zalety polubiłam go i to raczej już się nie zmieni.
Dodatkowo na zawsze stałam się fanką profesora Kirka. Chciałoby się jeszcze dodać: „Jak szkoda, że tak mało jest na tym świecie tego typu ludzi…”

Nie mogłam również wspomnieć o fakcie, który już na samym początku przemówił na korzyść Lewisa, a mianowicie, fragmenty o książkach. Opinie, czasem dysputy, czy luźne przemyślenia – wprost uwielbiam te strony i mogę do nich wracać na okrągło. Szczególnie urzekło mnie to zdanie:

„Wreszcie przyszła kolej na książki Beatrix Potter – pierwsze naprawdę piękne książki w moim życiu.”

„Zaskoczony radością” to książka wspaniała. Nie twierdzę, że arcydzieło, czy zwalająca z nóg powieść. To książka, która po prostu idealnie trafiła w mój gust, sprawiając, że będę do niej jeszcze wiele razy wracać, chociażby tylko po to, by odkryć wszystko na nowo i nauczyć się czegoś jeszcze…
Czy Wam się spodoba? Nie wiem, jednak radzę, spróbujcie!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Esprit.

"O modlitwie" C.S.Lewis


Tytuł: O modlitwie. Listy do Malkolma
Autor Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Liczba stron: 190

Wybór książki „O modlitwie” był dla mnie dużym zaskoczeniem. Nie wiem dlaczego to ona przykuła mój wzrok. Może z powodu nazwiska autora? Albo cudownej, klimatycznej okładki?
Gdy znalazła się w moich rękach pomyślałam tylko: „No, to czeka mnie lektura na jeden wieczór”. Bo co to jest, 180 stron?  Dłuższe opowiadanie,  kilka tysięcy słów, które nie rozwiną wszystkiego tak dokładnie, jak książka 500 stronicowa. Jednak Lewisowi się to udało, nie po raz pierwszy zresztą.

Udało mu się tylko z jednego powodu: to nie miała być książka z akcją pędzącą do przodu, z „drugim dnem”,  tylko listy do wymyślonego przyjaciela. Dzięki temu autor zachował pewną lekkość i niezobowiązanie.

 „Bez względu na to, jak bardzo brakuje dobrych książek o modlitwie, ja sam nigdy nie zamierzam takiej książki napisać. Nie ma nic złego w tym, że dwóch wędrowców u podnóża gór dzieli się prywatnymi spostrzeżeniami. Ale podobne dyskusje w książce musiałyby robić wrażenie pouczeń. A wygłaszanie pouczeń o modlitwie byłoby z mojej strony bezczelnością.”*
I nie napisał kolejnej książki o modlitwie. Dyskusje nie wydawały się być pouczeniami. Ja przed sobą miałam lekturę trudną i dającą do myślenia.

Czułam się troszkę tak, jakbym stała za autorem i zaglądając mu przez ramie czytała co on tam „nawymyślał”. Listy były dla mnie puzzlami rozrzuconymi na biurku, które jak małe dziecko starałam się ułożyć w całość i zastanawiałam się co do czego pasuje i czy na końcu obrazek mi się spodoba.

Listy były długie, wyczerpujące i pisane dość lekkim językiem. Jednocześnie przemawiały do wyobraźni i nie dało się całości połknąć za jednym razem. Trzeba było się na chwilę zatrzymać, pomyśleć co autor chciał nam przekazać, jak my zaopatrujemy się na daną sprawę.

Puzzle te okazały się zbyt trudne dla mnie. Obrazek mógł wyjść naprawdę piękny, jednak ja gdzieś pogubiłam się, pomyliłam co gdzie powinno być i nie wyszło. Po prostu ilość elementów nie była dopasowana do wieku osoby układającej.

„O modlitwie” jest książką filozoficzną z której po części skorzystałam, jednak czuję, że nie odkryłam wszystkich walorów tego dzieła. Do tego trzeba po prostu stopniowo dorosnąć.

W powieści tej Lewis ukazał oblicze, które po trochu można było wyczuć w Opowieściach z Narnii, czy „Dopóki mamy twarze”. Był to obraz człowieka cały czas poszukującego swojej drogi i ukojenia w rozmowie z Bogiem.

* "O modlitwie..." str. 96

Za książkę dziękuje wydawnictwu Esprit:

"Dopóki mamy twarze" C.S. Lewis


Tytuł: Dopóki mamy twarze
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 360

Nie było jeszcze nikogo kto by pojął czym tak naprawdę jest miłość. Tak samo nie ma nikogo, kto by odnalazł samego siebie. Człowiek z natury stanowi dla siebie zagadkę. Jednak każdy próbuje i czasem konsekwencje tego są straszne….

W starożytnej Galome żyje król, który ma dwie córki, piękną Rediwal i szpetną Orual. Kilka lat po nich na świat przychodzi malutka Istra (z greckiego Psyche), a jej matka umiera przy połogu. Dziewczynka olśniewa wszystkich swoją urodą. Uważana jest za boginię, wiele osób prosi ją by im pobłogosławiła, dotknęła. Jednak niedługo później w kraju nastaje czas zarazy. Ludzie umierają, plony gniją. Wszyscy uważają, że to bogowie chcą, by Psyche wróciła do nich. Dlatego król decyduje się złożyć ją w ofierze. Przeciwni temu są jedynie Orual, która pokochała Istrę jak własne dziecko i Lis – grecki niewolnik, doradca króla, nauczyciel obydwu dziewczyn. Jednak decyzja jest nieodwołalna…

Historia opowiedziana w książce „Dopóki mamy twarze” zaczarowała mnie. Już po kilku kartkach wiedziałam, że nie będę mogła się oderwać. Lewis umiejętnie operował językiem sprawiając, że czytelnik pochłaniał stronę po stronie jakby czas dla niego nie istniał. Widział tylko to co dzieje się w Galome. Autor tym czasem prowadził nas po łąkach, komnatach, lasach. Czuliśmy na twarzach oddech bogów, gniew króla, frustracje poddanych. 

Przyczynili się do tego niewątpliwe bohaterowie, świetnie zarysowani, przedstawieni. Tam nie było miejsca na potknięcia stylistyczne, czy nieścisłości. Bohaterowie sami byli historią. Swoim charakterem sprawiali, że czytelnik stawiał sobie pytania, szukał odpowiedzi, wsiąkał.

Szczególnie zafascynowana byłam osobą narratorki – Orual, której decyzje napędzają całą akcję. Nieraz zatrzymywałam się na chwilę, by zastanowić się, jak ja bym się na jej miejscu zachowała, co bym zrobiła. Jej charakter był dla mnie zagadką. Jej miłość do Psyche z czasem stawała się po prostu niebezpieczna.

Oczywiście książkę możemy uznać za zwykłe fantasty, którym niewątpliwie jest i na tym koniec. Jednak to by było bez sensu. Nie zauważylibyśmy tej głębi, którą stara się nam pokazać autor, nie wyciągnęlibyśmy nic z tej powieści. Dlatego proponuję pójść szczebelek wyżej, zobaczyć co Lewis chce nam przekazać.

Choć jak powiedziałam,  od książki nie mogłam się oderwać, nie wiem jak to się stało. Patrząc na to z boku książka nie powaliła mnie na kolana całkowicie, czasem faktycznie, widziałam w niej tylko interesującą historię, nic więcej. Jednak nawet ta historia była tak magiczna, zajmująca, że mój szacunek dla pana Lewisa wzrósł. Wymagania również.

Nie mogłam pominąć również porównania do „Opowieści z Narnii”. Seria jest najbardziej znanym dziełem autora w naszym kraju i wiele osób sięga po nią w niewłaściwym czasie strasznie się rozczarowując.  Opisywana przeze mnie książka jest całkowicie inna. Nie ma tu tak oczywistego nawiązania do Biblii, jest przeznaczona dla całkowicie innej grupy wiekowej. Dzięki swej przystępnemu językowi  powinna zainteresować większość z Was.

Nie mogłabym nie wspomnieć o okładce. Jest cudowna, to ona tak na prawdę nakłoniła mnie po przeczytania tej książki dawno temu. Ta kobieta przyciąga wzrok. Nie sposób przejść obok niej obojętnie.

„Dopóki mamy twarze” to historia drogi życia kobiety samotnej, która popełniła kilka błędów za które zapłacił najwyższą cenę. Książka o miłości której rozum nie był w stanie dorównać, opowieść o poszukiwaniu prawdy, wierze.Arcydzieło Lewisa, które powinno Was zainteresować

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Esprit.