Piękna była. O dorastaniu, różowym pokoju, miłości mimo różnic, strachu, własnym zdaniu, Katarzynie, wyborach i wolności, którą wtedy zobaczyłam w całkowicie inny sposób.
Dopracowana była. Capote wtedy po raz pierwszy zaczął jawić mi się jako człowiek wspaniały, który równie dobrze sam mógłby być tym kolorowym listkiem brzoskwini i do którego ze zrozumieniem mogłabym się uśmiechać.
I wtedy właśnie zanotowałam krótką myśl: Capote napisał "Śniadanie u Tiffany'ego", by Audrey Hepburn stała się nieśmiertelna, "Z zimną krwią", by samemu stać się nieśmiertelnym, a "Harfę traw", bym mogła pokochać jego twórczość. Zdecydowanie.
* * *
Śniegu co prawda za oknem nie ma, jednak jest zima. A zimą chyba najbardziej tęsknię do tej letniej opowiastki. I to jest dobre wspomnienie na początek tego nowego roku.
"Harfa traw" T.Capote, Czytelnik, 1962, tł. B.Zieliński