Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marinina Aleksandra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marinina Aleksandra. Pokaż wszystkie posty

Odtajniony system, czyli jak radzić sobie z chandrą?

Chandra. Któż jej nie zna, któż czasem nie jest opanowany przez to wszechobecne zniechęcenie, brak sensu, sił, własnego ja...? Chyba nikt. A na pewno mniejszość. Bo większość takie uczucie dopada mniej więcej raz na pół roku. Wtedy wyjście jest jedno - chandrę trzeba zwalczyć. Sposoby są różne - sen, praca (pranie - ulubiony przykład literatów), rozmowy ze zwariowanymi znajomymi,  spacery, sport, gotowanie, jedzenie.

Książkoholik jednak radzi sobie po swojemu. Inaczej mówiąc - radzi sobie książkowo.  Zniechęcony, powłócząc nogami, podchodzi do półki, regału, biblioteki domowej i zaczyna szukać czegoś do poczytania. Niestety, pierwsza myśl będzie na pewno taka - nie mam co czytać!!!
Dlatego też książkoholik musi opanować pewien system - zamknąć oczy i wybierać na chybił trafił, odłożyć trzydzieści ukochanych książek i w czasie chandry sięgać po jedną z nich, czytać tylko pierwsze zdanie z każdej posiadanej książki - Mery nie ma pojęcia, jak wy to sobie rozwiązujecie.


Mery ma swój tajny system. Niezniszczalny, dla Mery najlepszy, sprawdzający się zawsze (chyba że człowiek jest śpiący). Polega on na... czytaniu kryminałów!
Oczywiście, nie ma tak łatwo, nie każdy kryminał się nadaje, nie każdy spełnia wysokie wymagania... W dodatku Mery należy do tej biednej części ludzkości, która jeszcze nie poznała ani (podobnież) genialnego Krajewskiego, ani (podobnież) równie genialnego Mankella, więc po nich nie sięga. A kryminał to kryminał. Musi stać na wysokim poziomie, nie nudzić, nie słodzić, nie opowiadać o cudownie szczęśliwych rodzinach z przyjaciółmi przy boku, którzy przybiegną na każde zawołanie. Dlatego też, ostatnio Mery zaczyna się przekonywać powoli do kryminałów skandynawskich. Ale w trakcie chandry sposób jest jeden - Marinina.

Książki rosyjskiej pisarki spełniają tę niepisaną regułę nietuzinkowego głównego bohatera. Anastazja jest introwertykiem, piekielnie inteligentną kobietą, nijaką, jeśli patrzeć na wygląd, i (jakby inaczej!) z problemami. Co prawda nie alkoholowymi. Zdrowotnymi raczej. I nikotynowymi. Dzieci brak, mąż pojawia się gdzieś w dalekich tomach i na szczęście nie jest to ta cukierkowa miłość, o jakiej piszą wszyscy. Słowem, człowiek z chandrą Anastazję wręcz uwielbia, rozumie i jednocześnie bez bólu może o niej czytać.

Dalej akcja - zawiła, pełna zakrętów, wreszcie nieprzewidywalna, drążąca coraz dalej, rozwijająca swoje pędy, gdzieś, gdzie nigdy byśmy się tego nie spodziewali. Taka w którą łatwo wsiąknąć, trudniej się oderwać, którą można się wręcz czasem bawić!

Na koniec najbardziej doceniane przez krytyków - obraz Moskwy lat 90. i współcześnie. Bez ubarwień z dobrze oddanym tłem społecznym, czasem wręcz można się nawet pokusić o stwierdzenie, że z analizą psychologiczną społeczeństwa. W dodatku w dobrym stylu, umiejętnie, bystrym okiem. Mery to wręcz uwielbia. Taki zaczątek tego, na czym Larsson zbudował swój bestseller. Społeczeństwo i jego problemy.

Oczywiście, Marininie zdarzają się książki gorsze i lepsze, tak jak wszystkim. Ale wszystkie czyta się z większą lub mniejszą satysfakcją człowieka, który jeszcze umie inteligentnie myśleć. I z przyjemnością, przy okazji. A gdy człowiek ich nie czyta, bo chandry nie ma, musi pamiętać, by kupić sobie, lub pożyczyć odpowiedni zapas. Bo w trakcie chandry nawet iść do sklepu mu się nie będzie chciało...

Tak jeszcze w tym klimacie: Mery nie czyta odmóżdżaczy. Mery czyta Marininę. I gdy musi odpocząć, świetnie się ona sprawdza. Nie ogłupia, podnosi na duchu (w swój dziwny i powykręcany sposób),  budzi szare komórki, sprawia frajdę. Jednak tylko wtedy, gdy głównym bohaterem jest Anastazja.

Recenzje książek Marininy: Złowroga pętla i Gra na cudzym boisku.

Ps. Dziwicie się, dlaczego Mery porusza takie tematy w taki piękny dzień, w takim pięknym okresie? Niestety, Mery nie cierpi upałów. I jej humor również. Li i jedynie.
Ale Mery przeprasza wszystkich, którym teraz o czymś takim jak chandra przypomniała. Trudno, przeczytacie sobie w zimie jeszcze raz. Wtedy, gdy Mery będzie w pełni szczęśliwa.

Ps2. Mery potrzebuje człowieka, który zna się na książkach Chmielewskiej. Albo przynajmniej takiego, który powiedział by jej, co można czytać z dorobku tej pani i co jest na poziomie. Bo ostatnio Mery trafia na same niezbyt udane tytuły.

Na gorszy dzień...

Ostatnie dni do udanych nie należały, więc i lektura musiała być dopasowana do nastroju czytającego. Słowem, troszkę nużąca Kochanica Francuza, z którą się zapoznawałam w ramach Tygodnia bez nowości nie miała szans w starciu z Grą na cudzym boisku.

Kryminały Marininy mają bowiem tę zaletę, że odprężają i jednocześnie zmuszają do wysiłku. Nie mam czasu myśleć o sprawach codziennych, od razu zatapiam się w rosyjskim świecie milicjantów, przestępców, mafii czy przedziwnych nielegalnych działalności.  Oczywiście podstawą jest zawsze skomplikowana zagadka kryminalna i jedna z moich ulubionych postaci – Anastazja Kamieńska.

W zacisznym sanatorium na peryferiach niewielkiego miasta gdzieś w głębi Rosji działa świetnie zorganizowana szajka. Bandyci produkują na zlecenie pełne okrucieństwa filmy, do których angażują samotne, niczego niepodejrzewające dziewczyny. Niespodziewanie sytuacja wymyka się spod kontroli, a senne dotąd sanatorium staje się miejscem morderczej rozgrywki. Właśnie wtedy przyjeżdża tam na urlop major Anastazja kamieńska. Zlekceważona przez miejscową milicję, znajduje nieoczekiwanego sojusznika w[spojler] rozwścieczonym bezczelnością „filmowców” miejscowym „ojcu chrzestnym”, który za wszelką cenę chce przywrócić w swoim mieście porządek.*

Tym razem było troszkę bardziej drastycznie niż w Złowrogiej pętli, jednak cały czas na granicy normy. Tym razem było jak zawsze u Marininy, czyli spokojnie, wręcz usypiająco a jednocześnie napięta atmosfera, troszkę niedomówień, znajomość praktycznie wszystkich faktów, aż nagle obowiązkowy boom i o ile nie wszystko się wali, to rozwiązanie niespodziewane, zaskakujące (jak dla mnie, do teraz).

W przysłowiowym międzyczasie możemy również podumać nad specyfiką ludzkich umysłów i losów (gratis dla bardziej ciekawych). Nasza Anastazja – irytująca wiele osób, a mnie wprawiająca w miłe zaskoczenie i podziw, Damir – muzyk geniusz, z pozoru fircykowaty i od razu podejrzany, mnie uwiódł pewną sceną końcową…, Eduard Pietrowicz – biznesmen, człowiek sukcesu i …? No właśnie? I kto?

Ale nie, wróćmy do najważniejszego w kryminale: wątku i efektu końcowego. Ten pierwszy, jak zawsze u Marininy jest dopracowany w stopniu zadowalającym, tak by czytelnik nie mógł się oderwać. Jedyne co można zarzucić autorce, to fakt, że troszkę miejscami jest za chaotycznie, czasem troszkę za dużo uchylonego rąbka.  Jednak gdy mamy przy sobie Kamieńską, to się nie dziwimy. A za potwierdzenie może służyć fakt, że mnie nigdy nie udało się jej uprzedzić z rozwiązaniem zagadki.  Efekt końcowy – zaskakujący i zawsze jakże oczywisty. Bo przecież najciemniej zawsze pod latarnią.

Jednym słowem: Ot, kolejny dobry kryminał, najlepszy na melancholijne, jesienne wieczory.

"Gra na cudzym boisku", A.Marinina,  wyd.W.A.B, 2007
"Trójka e-pik"

"Złowroga pętla" A.Marinina

Od dawna narzekamy na złe czasy. Świat schodzi na psy, w mediach widzimy jedynie pesymistyczne wiadomości i przewidywalne seriale, a życzliwości pośród przypadkowych przechodniów nie ma co szukać.

W tych właśnie złych czasach lubię czytać książki, które choćby połowicznie przywracają mi wiarę w ludzi, wiarę w fakt, że jeszcze nie jest tak źle, jak mówią. Nie spodziewałam się, że do takich książek będzie można również zaliczyć „Złowrogą pętlę” Aleksandry Marininy. Jak miło się pomyliłam!

 Major Anastazja Kamieńska staje przed kolejnym wyzwaniem. Tym razem śledztwo dotyczy szantażu, którego ofiarą pada pewne małżeństwo. Ta z pozoru łatwa do wyjaśnienia sprawa łączy się w zaskakujący sposób z zabójstwem nieuczciwego dyrektora, chuligańskim wybrykiem, napadem na bank i samobójstwem zdolnego pracownika moskiewskiego instytutu badawczego.
Kamieńska konsekwentnie dąży do rozwiązania zagadki, jednocześnie analizując niepokojący fakt gwałtownego wzrostu przestępczości w jednym z rejonów Moskwy…


Ta właśnie, wyżej wspomniana Anastazja sprawiła, że się uśmiechnęłam. Nie dość, że wykształcona, z wyobraźnią, wysokim poziomem inteligencji, dociekliwa to jeszcze nie wyzuta z wszelkich humanitarnych uczuć. Jednocześnie (za co chwała autorce!) nie jest ona kolejną superbohaterką – bezbłędną, piękną, lecz plastikową laleczką, której ma się dość po kilku stronach. Anastazja również ma własne problemy, też zmaga się z trudnościami.  Ponadprzeciętna i jednocześnie tak naturalna. Zdecydowanie do polubienia.

Reszta postaci jest, ogólnie mówiąc, różna.  Mamy  czarne charaktery, w których życie autorka nie chciała się za bardzo wgłębiać, więc ich sylwetki są pobieżnie zarysowane. Jedynym wyjątkiem jest tutaj pewien naukowiec, mający problemy psychiczne. Za takimi typami w książkach ja wręcz przepadam, więc był dla mnie nie lada gratką.  Trudne dzieciństwo, późniejsze fobie… - jak zwykle, szkoda tylko, że tak mało.  Poza tym, prostytutki, mafie, milicjanci (też różni – od zboczeńców po świetnych fachowców). Słowem Rosja lat 90.

Tylko, że był jeden mały problem, nie przepadam za klimatami wschodu. Rosyjska polityka, kultura od  zawsze mnie odstraszała (dopiero ostatnio, czytając Bułhakowa, zaczynam się przekonywać). Tym razem jednak, nie przeszkadzało mi nic. Widziałam za to jak bystrym okiem autorka obserwowała rosyjskie społeczeństwo i z jaką umiejętnością przeniosła to później na papier. Jednocześnie nie przytłoczyła nas, pamiętała, że Czytelnicy oczekują od niej przede wszystkim dobrego kryminału. A że „przy okazji” w świetnym stylu pokazała nam obraz Rosji lat 90. to należy tylko przyklasnąć.


Sama intryga uwita jest niezwykle pieczołowicie. Wątek główny, z początku niepozorny (szantaż) rozrasta się nam do coraz większych rozmiarów (poprzez tajemnicze morderstwa po sprawy wagi państwowej). Połączony z naukowymi zagadnieniami intryguje czytelnika i trzyma w napięciu.

Niestety,  część tej, jeśli mogę to tak określić, zabawy popsuły nazwiska naszych podejrzanych. Wychowywana na prostych angielskich imionach głównych bohaterów czy rodowitych polskich, w zdrobnieniach i podobieństwach rosyjskich gubiłam się niemiłosiernie. Trudno w tym szukać winy autorki, jednak nie wątpię, że młodszych polskich  Czytelników pani Marininy będzie to męczyć.

Poza tym, nie da się nie wspomnieć o literówkach, na które natykamy się co i rusz w książce. Nie jestem czytelnikiem, który czyta uważnie, jednak w opisywanym wydaniu niektórych błędów po prostu nie dało się przeoczyć. Jeśli do tego dodamy fragment książki (mniej więcej trzy akapity) który się powtarza, to możemy spokojnie mówić o błędach wydawnictwa. Jednak utrzymuje się to do połowy książki, dalej wydawnictwo W.A.B świeci przykładem. Przynajmniej w moim „żółtym” egzemplarzu.

A pomijając już użalania osoby leniwej (te dotyczące nazwisk) i błędy, uważam tę książkę za jeden z lepszych kryminałów jaki miałam okazję ostatnio czytać. Dlatego polecam go wszystkim fanom zagadek, którzy szukają wrażeń na jesienne już wieczory.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
  
"Złowroga pęta" A.Marinina, wyd.W.A.B., 2012, tł.Aleksandra Stronka
Recenzja dedykowana Natalii, bez której bym tej książki nie przeczytała i która na recenzję czekała ze stoickim spokojem