Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mała Kurka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mała Kurka. Pokaż wszystkie posty

"Niewyznane grzechy siostry Juany" K. Galvan


Tytuł: Niewyznane grzechy siostry Juany
Autor: Kyra Galvan
Wydawnictwo: Mała Kurka
Ilośc stron: 240


Siostra Juana Ines de la Cruz – zakonnica, poetka, pisarka, malarka, kompozytorka. Studiowała medycynę, gramatykę i retorykę, anatomię. I to nie współcześnie, a w XVII wieku! Kobieta!
Nic więc dziwnego, że jest dla Meksykanów autorytetem, powodem dumy narodowej.

Aż dziw za to, że ktoś ośmiela się podnieść na ten nieskazitelny wizerunek własne pióro. Jednak Kyra Galvan się odważyła. Postanowiła zmierzyć się z legendą i pokazać, że nawet, albo raczej szczególnie takie osoby nie czuły tylko litości do osób ubogich, ale miały własne ambicje, namiętności. Czasem nawet zakazane…
Poprzez dzienniki siostrzenicy tytułowej bohaterki autorka wprowadza nas do XVII-wiecznego Meksyku, gdzie króluje kościół, panuje bieda, a kobiety pozbawione są większości praw. Juana porzucona przez matkę mieszka u wuja, potem pewnym splotem okoliczności znajduje się na dworze samego  wicekróla. Jej błogosławieństwem, a jednocześnie przekleństwem jest magnetyzm, inteligencja silnie przyciągająca mężczyzn. Zresztą nie tylko ich, mnie również.

„Wszystko jest tylko odbiciem, pamiętaj o tym, wszystko co oglądamy jak w lustrze, odwrócone.”

W tym cytacie widać to oblicze siostry Juany, które zapewne autorka chciała nam pokazać. To, że nie zawsze osoba, którą postrzegamy za idealną nie musi być tylko automatem do liczenia, wzorem cnót. Że każdy ma prawo do własnego ja i o to właśnie trzeba walczyć. Nawet jeśli wszystko jest przeciwko tobie. Niestety od wieków ludzie zakładają maski, udając kogoś kim nie są. To właśnie te maski pokazują kłamców.

Jednak ciekawie zaczynającą się historię przerywa pewien zgrzyt. Jest nim mianowicie Laura Ulloa. Meksykańska studentka, która to właśnie odkrywa dzienniki siostrzenicy Juany i to z jej perspektywy widzimy wydarzenia. Jakby tego było mało autorka posuwa się krok dalej, wplata historię Laury między historię Juany, sprawia, że dzienniki nabierają wagi państwowej, a książka momentami przypomina kiepski romans, innymi całkiem sensowny kryminał, a czasem nawet owianą tajemnicą historię.

Jednego nie można odmówić pani Galvan, a mianowicie znakomitego pióra. Historię się wprost połyka, nawet mimo drobnych niedociągnięć. Czytelnik wciąga się i nie może oderwać. Nie wiem, czy gdybym miała tylko i wyłącznie „do dyspozycji” historię Juany byłabym aż tak zainteresowana. Laura mimo niedociągnięć dodaje jej lekkości, świeżości.

„Niewyznane grzechy…” z jednej strony pokazują nam oblicze XVII-wiecznego Meksyku ze swoimi przeciwnościami oraz przesłanie, które oddają uczucia, wiarę we własne siły, własną moc, a z drugiej niedopracowaną, jednocześnie lekką historię współczesną.

Tak jak siostra Juana, tak ta książka miała jakiś magnetyzm, który przypadł mi do gustu. Jednocześnie powieść pani Calvan nie jest literaturą najwyższych lotów. Nie zmusza nas do myślenia, nie daje wielu powodów do wyciągnięcia wniosków. Ot, całkiem ciekawa historia, która w jakimś stopniu otworzyła mi oczy na kulturę meksykańską, szczególnie tę z XVII wieku i pozwoliła się odprężyć.

Ocena:6/10 

Za możliwość przeczytania oraz udostępnienie materiałów serdecznie dziękuje wydawnictwu Mała Kurka

"Siostrzyca"J.Harding

Czy wszystko można pogrupować na czarne i białe, zapominając o innych kolorach? Czy zawsze wszystko co uważamy za słuszne takie właśnie jest? Te pytania zadaje sobie od wieków wiele ludzi.  Nie zadała ich sobie jednak Folerence.


Dwunastoletnia dziewczynka, a zarazem narratorka powieści wprowadza nas w swój świat opisując go własnym, wymyślonym językiem. Oprowadza nas i wciąga coraz głębiej do starego dworu, gdzie na strychu czają się duchy, a  na każdej ścianie wiszą matowe lustra. Od razu również stawia pierwszą pułapkę by złapać w rączki serce czytelnika. Posłuchajcie tego:

„Blithe ma dwa serca, jedno ciepłe, jedno zimne; jedno jasne, drugie zacienione nawet w najsłoneczniejszy dzień.[…] Serce zimne (lecz nie dla mnie! Ach nie dla mnie!) bije w drugim końcu domu. Niekochana i nieodwiedzana biblioteka nie mogłaby bardziej różnic się od kuchni.(…). Od końca do końca mierzy moje sto cztery obute stopy, a szeroka jest na trzydzieści siedem. Trzech mężczyzn, stojących jeden na drugim, z trudem sięgałoby sufitu. Każdy cal ściany – poza drzwiami, zdobionymi zasłonami oknami i siedzeniami pod spodem – od podłogi do sufitu zajmują drewniane półki, wszystkie całe w książkach.”

I jak szanujący się mól książkowy może nie polubić tej istoty zakochanej w książkach, która posiada taką bibliotekę i uważa ją za serce domu? Już od dziesiątej strony dziewczyna należała do mnie. Albo ja do niej…
Przewracając kolejne kartki coraz bardziej wsiąkałam i coraz bardziej czułam klimat gotyku. Przemierzałam wielki dwór, otwierałam drzwi do kolejnych pokoi i co ciekawsze, do ludzkich umysłów. Poznawałam od kuchni zachowania domowników, widziałam ich słabości. Jednak szczególnie skupiłam się na głównej bohaterce, bo to ona tu jest najważniejsza. A Florence pokazywała mi się z coraz to innej strony. Zaskakiwała mnie i coraz to zdumiewała. Wszystko toczyło się na pozór monotonnie dopóki nie pojawiła się ona – panna Taylor…

Dziewczynka od razu widzi, że jest z nią coś „nie tak”. Nowa guwernantka jest inteligentniejsza niż reszta służby i chce wejść z butami prosto w świat stworzony przez Florence. Akcja zaczyna przyspieszać. Widać, że kobieta nie przepada za dziewczynką, za to jest bardzo miła dla przyrodniego brata – Gilesa. Główną bohaterkę zaczynają nawiedzać koszmary, w każdym z luster widzi twarze panny Taylor przez którą czuje się cały czas obserwowana.  Czytelnik w pewnej chwili ma wrażenie, że narratorka po prostu oszalała. Ale czy na pewno? 

John Harding wciągnął  mnie w grę pełną niedomówień i niepewności osadzoną w cudownej scenerii. Każdy z bohaterów jest  dopracowany i przedstawiony z niebywałą wprost lekkością. Czytelnik po pewnym czasie nie może się oprzeć kunsztowi i łatwości posługiwania się piórem, którym autor niepodważalnie operował.
Historia dopracowana w każdym calu, choć w pewnej chwili przyznaję, miałam wrażenie że panuje tam chaos. Lecz nawet on był poukładany. Zakończenie jest wielkim zaskoczeniem. Akcja gna wtedy z niebywała prędkością i jest pełna niespodziewanych zwrotów. Czytelnik co chwila przeciera oczy, by na końcu i tak nie posiadać się ze zdziwienia. 

Gdy tylko odłożyłam tę książkę zaczęły mnie nękać wątpliwości. Bo ja do dziś nie wiem, co było dobre a co złe. Może to po prostu było kolorowe?

"Siostrzyca", John Harding, wyd. Mała Kurka
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Dziękuję za możliwość przeczytania książki wydawnictwu Mała Kurka.