Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rabska Zuzanna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rabska Zuzanna. Pokaż wszystkie posty

Dola recenzentki

Z zapisków Zuzanny Rabskiej - polskiej bibliofilki, poetki, pisarki.

"Po śmierci męża w r.1925 redakcja "Kuriera Warszawskiego" powierzyła mi Kronikę Literacką, która miała ukazywać się w sobotnim numerze pisma. Od tej pory zakończyły się błogie sympozjony z książkami. Musiałam czytać bez wyboru to, co powinno być recenzowane.
    [...] Pozostawały mi do oceny niektóre powieści oryginalne i tłumaczone oraz zbiory poezji. Firmy wydawnicze [...] przysyłały mi wielkie paczki książek. To nie były książki, ale - katastrofy. Należało je przeczytać, poznać, chociażby z tytułów, ach, i przeczytać, co było najgorsze ze wszystkiego.
    Prze-czy-tać!
    Nie było to już owo miłe obcowanie z książką, kiedy zawierałam mistyczne przymierze z autorem, który stawał się bliższy, w miarę jak zagłębiałam się w jego myśli, niepokoje, wątpliwości i smutki, będące częścią składową tekstu książki. Czytanie stawało się udręką, wytwarzało w głowie zamęt, a w sercu pustkę.
    Do ulubionych autorów z powodu braku czasu nie mogłam powracać, patrzyłam z żalem na moje półki biblioteczne, na szeregi książek, które z wolna oddalały się ode mnie jak istoty skrzywdzone, nie mając odwagi upominać się o swoje prawa.
    W książkach odbieranych z księgarni, pachnących świeżą farbą drukarską, była pewna wrogość w stosunku do mnie. Kiedy kościanym nożykiem przecinałam karty, dobywały się z nich szydercze szmery, w których dźwięczała pogróżka: "A widzisz, musisz nas poznać! To twój obowiązek!"
     Nie potrzebowały mi tego przypominać. Wiedziałam dobrze, do czego się zobowiązałam, wiedziałam, że do tych książek, które pozostaną dla mnie obce, należało znaleźć poważne i życzliwe podejście.
    Przeświadczenie, iż ostrym, złośliwym słowem mogę uczynić początkującemu autorowi krzywdę i wpłynąć ujemnie na jego rozmach twórczy, wstrzymywała mnie nieraz od szczerego wyrażenia zdania o utworze. Z drugiej strony obawa, iż byłam w sądzie zbyt łagodna i wyrozumiała, narażała mnie w opinii kolegów. Czułam się winna, gdy dla dodania barwy recenzji albo pod wypływem zdenerwowania przytaczałam złośliwy dowcip, nie mający nic wspólnego z właściwą oceną utworu.
    Nieraz zapoznając się z treścią książki, którą należało sprawiedliwie ocenić, doznawałam wrażenia, iż nie ja ją czytam, ale ktoś o wiele ode mnie bezstronniejszy i sprawiedliwszy, ktoś, kto mnie surowo sądzi.[...]         Nieopisanym lękiem przejmowała mnie wizyta młodego autora z pierwszą powieścią psychologiczną. Musiałam wysłuchać cierpliwie relacji o genezie powstania utworu i o nieuczciwości wydawców, którzy na jego pracy robią rzekomo kokosy, a jemu wypłacają grosze.
    Obcowałam z najniebezpieczniejszym gatunkiem ludzi pióra - z grafomanami. Gorsze od grafomanów były grafomanki. Przychodziły z kwiatami i łzami, jak owe aktorki pozbawione talentu, które zamęczały swego czasu mojego męża, skarżąc się na dyrekcję teatru."

"Moje życie z książką" t.II, Z.Rabska, Ossolineum, 1964, str.149-152

"Moje życie upływało pod znakiem książki" (Z.Rabska "Moje życie z książką")


Tę podróż zapamiętam do końca życia. Wędrowałam po Warszawie międzywojennej, Paryżu, Londynie, Brukseli, Zakopanem. Na każdym kroku spotykałam znanych autorów tamtego okresu, bibliofilów, znawców, pasjonatów. Jednak najważniejsze były one  - książki.

Zuzanna Rabska była poetką, pisarką, jednak przede wszystkim bibliofilką. Wychowana w domu pełnym książek, w miłości do książek, całe życie spędziła czytając, rozmawiając, opowiadając i szukając książek. Rok przed śmiercią, gdy większość bliskich jej osób zabrała wojna, postanowiła i przed nami otworzyć swój świat. Więc i ja... zapraszam.



Gdy odsłonicie firankę i wyjrzycie przez okno, zobaczycie piękne, gwarne ulice Warszawy. Jednak skarby kryją się we wnętrzu. W kamienicach, antykwariatach i wielkich bibliotekach. W długich rzędach stoją książki. Pierwsze wydania, białe kruki, oprawione ze znastwem i smakiem, ale również te najnowsze, podarowane przez przyjaciół-autorów z dedykacjami, zabawnymi wierszykami i innymi oznakami sympatii.

Nie inaczej jest w domu państwa Krausharów, gdzie wśród poetów i autorów pierwsze kroki stawia malutka Zuza. Od najmłodszych lat obcując z książkami, a dzięki rodzicom poznając również osobiście wspaniałych autorów - na kartach śledzimy zabawne spotkanie z Bolesławem Prusem, wspomnienia z rozmów z Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem, Kornelem Makuszyńskim, Leopoldem Staffem. W szkole również spotyka ludzi, którzy na dobre zapisali się w historii polskiej literatury, m.in. Bronisławę Ostrowską. Dorasta, niekiedy gusta książkowe się zmieniają, jednak zawsze opasłe tomy towarzyszą jej, będąc podporą, przystanią spokojem.

Między opisy wypraw do antykwariatów, zabawnych anegdotek literackich i niespodziewanych spotkań jednak wkrada się wojna. Najpierw pierwsza, a potem druga, najkrwawsza, głodna, przestraszona. Tego czasu książki przetrwać nie mogła. Bibliofile starali się je ratować, ukrywać swoje zbiory, liczące po kilka tysięcy woluminów. Nie zawsze się udawało. Tak samo, jak nie zawsze udawało się ocalić ludzi...

Piękne są te historie, opowiadające o powstaniu Towarzystwa Bibliofilów Polskich, spotkaniach towarzyskich, dyskusjach, śniadaniach literackich, nowych perełkach ukazujących się na rynku. Opowieści oddychają cudownym powietrzem zakurzonych bibliotek. Świat rysujący się przed nami, wydaje się wręcz nierealny, tak wspaniały, że prawdziwym być nie mógł. Był, istniał i ludzie w nim chłonęli kulturę, kochali literaturę. Jednak tak jak wojna przykryła wiele wspaniałych książek, spaliła, zniszczyła. Tak samo w naszej pamięci zabrakło miejsca dla tej pięknej historii w dwóch tomach. Zapomniane, skrywające piękne opowieści książki pani Rabskiej powinny być wreszcie odkryte...

"Moje życie z książką" Z.Rabska, Ossolineum, 1964