Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bronte Anne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bronte Anne. Pokaż wszystkie posty

Zabawa literacka ("Charlotte Bronte i jej siostry śpiące" E.Ostrowski)


Ryzykownym jest pisać kolejną biografię zagranicznego autora, dopiero niedawno na dobre podbijającego rynek (bo jak inaczej nazwać ten precedens wydawania dzieł sióstr  Bronte w Polsce?), gdy w dodatku owy autor doczekał się dwóch innych biografii, jedne wręcz legendarnej i wielbionej przez wszystkich (bo kto nie kocha Na plebanii w Haworth?). Jednak ryzyko zawsze może się opłacić...

"Charlotte Bronte i jej siostry śpiące" oparta jest na założeniu, że całe swoje życie autorka Jane Eyre w zawoalowany sposób opisała w książkach. Wszystkich - również tych, których autorstwo przypisywane jest Emily i Annie. Pan Eryk jest nieodosoboniony w tych, wydawać by się mogło, szokujących tezach. Tak mało wiemy o życiu legendarnych pisarek, tak wiele w tym niepewności, tak dużo listów zniszczonych, tak dużo tragedii i samotności, a jednocześnie geniuszu, że każda kolejna osoba stara się znaleźć wytłumaczenie, dlaczego, czy na pewno...
By doszukiwać się potwierdzenia, trzeba mieć materiały, na których można się oprzeć. W przypadku Charlotty jest to jedynie spuścizna literacka, poparta niewielką ilością listów i biografią Elizabeth Gaskell. Wbrew pozorom, daje ona większe pole wyobraźni, niż potwierdzania kolejnych faktów.

Na początku mamy wprowadzenie, opis Charlotty, choć realny i wyłaniający się z wszystkich jej listów, całybyć może mnożące się z niebywałą prędkością. Emily napisała Wichrowe Wzgórza? Nie, Charlotte zdecydowanie. A że styl? Trzeba porównać z surowością wczesnych rękopisów i mamy odpowiedź. A Branwell? Może on również jest autorem?

czas nieprawdopodobny, zupełnie nie podobny do naszego wyobrażenia. Mamy też wszystkie nasze 

Oczywiście, prócz wszelkich dywagacji, są też kolejne fakty, być może nieznane szerszemu gronu, choć już 

wcześniej opisywane. Małżeństwo Charlotte, jej przyjaźnie, traumatyczne dzieciństwo, nieodwzajemnione miłości, urojenia, depresje. Poparte wcześniej wydanymi biografiami sióstr*, listami. Dość chaotycznie ułożone, acz przejrzyste.

I wreszcie coś, czego dotąd spotkać nie można było w Polsce - cudowne obrazy, szkice, rysunki, zdjęcia rękopisów, zagubione zdjęcia. Obydwie poprzednie biografie potraktowane były po macoszemu, tę zdecydowanie wydawcy kochają.

Wszystko razem wzięte tworzy niespotykaną pracę. We wstępie teza, dalej próba potwierdzenia, co prowadzi do podsumowania i w którym to miejscu człowiek zauważa, że zamiast większej jasności, mamy jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi. I tylko jedno jest pewne - Charlotte Bronte nie chciała, by ktoś zagłębił tę tajemnicę, zniszczyła wszystko, co mogłoby doprowadzić do jej rozwiązania. A jeśli ona tego nie chciała, to my nie mamy szans, by to odkryć.

Trudno rozpatrywać tę książkę w jakimś oddzielnym dziale, ona nie istnieje jako osobna biografia czy praca naukowa. Dobrze napisana, oparta na wielkim być może, pełna odniesień do innych biografii, do literatury, do szczątkowych wspomnień. Miła zabawa literacka, nie do rozwiązania. Do czytania, jako gratka dla fanów rodzeństwa Bronte, zdecydowanie niezrozumiała dla nieznających utworów genialnych sióstr. Z autorem można dyskutować, można podważać jego tezy, można się zgadzać. Rozpatrywać można tę książkę jako uzupełnienie do całości. Nie wnoszące wiele, raczej przypominające, że Currer, Ellis i Acton Bell cały czas w nas żyją. I że zagadka literacka na miarę tej szekspirowskiej, jest nie do rozwiązania.

*mowa tu przede wszystkim o "Na plebani w Haworth" i "Siostrach Bronte" (obie autorstwa polskich pisarek), choć autor odnosi się również do tekstów zagranicznych autorów.

"Charlotte Bronte i jej siostry śpiące" E.Ostrowski, wyd.MG, 2013
Za książkę dziękuję wydawnictwu MG

Biografia powieściowa, czyli świetność taka, że muszę zadzierać głowę ("Na plebanii w Haworth" A.Przedpełska-Trzeciakowska)

Pamiętacie fragment Idy sierpniowej, w którym samotna bohaterka całą noc czyta podniszczony egzemplarz Jane Eyre? Ten obraz działał na mnie przez długi czas. W końcu i ja postanowiłam sobie kupić i przeczytać tę powieść.

Książka mnie, wówczas drobną uczennicę klasy szóstej, zaczarowała, omotała i wprawiła w zachwyt. Z miejsca stała się tą jedyną, ulubioną (do czasu, co prawda). Potem były Wichrowe Wzgórza, Shirley, Lokatorka Wildfell Hall, Agnes Grey – wszystkie w jakiś sposób szczególne, miejscami aż przytłaczające osobowościami poszczególnych postaci.

Jak to zwykle bywa, za zainteresowaniem książką, idzie zainteresowanie autorką. Dlatego też nie wahałam się chwili i pewnego zimowego dnia zakupiłam Na plebani w Haworth – biografię rodzeństwa Bronte.

Sięgnęłam po nią dopiero rok później. Rok odkładania, by mieć większą przyjemność z lektury, rok radosnego oczekiwania, rok by sięgnąć wreszcie po książkę, która miała mnie przenieść w świat XIX-wiecznej Anglii,  w świat genialnej czwórki. 

Przeczytałam, pochłonęłam i odkąd skończyłam siedzę mrucząc do siebie: Świetna książka, wspaniała książka, coś cudownego. Bo człowiek egzystuje marnie na tym świecie, czyta Jane Eyre, umie zachwycić się Shirley, a potem sięga po tę niepozorną książkę i widzi wszystko z całkiem innej strony niż wcześniej.  Wszystkie sploty, wszystkie nawiązania, wszystkie rozwiązania, które przedtem były niejasne, teraz stają się oczywiste. Wszystkie emocje, które targają bohaterkami, targały również autorkami.
I od razu można napisać: nie czytajcie dzieł sióstr bez lektury tej książki! Do niektórych pozycji podchodzimy lekko, bez dystansu, a potem widzimy całą historię jak na dłoni, wszystko co się z nią wiązało. Słowa parzą.  Bo historie zdarzyły się nie tylko na papierze, ale i w życiu (tylko zakończenie nie zawsze takie samo).

Plebania w Haworth [źródło]

Na plebanii w Haworth jest historią tragiczną. Historią tragiczną dziwnej rodziny, genialnych dzieci. Odciętych od świata, nie umiejących ze światem nawiązać kontaktu.
Gdy mówimy Bronte myślimy: Emily. Za chwilę przychodzi nam do głowy Charlotte. Dzięki ostatnim wydaniom również Anne.  Jednak ta książka zaczyna się w zupełnie innym miejscu, w zupełnie innym czasie.  Gdy na scenie nie widać trzech sióstr. Jest wolno toczący się powozik w którym siedzą państwo Bronte. Biedni, ale szczęśliwi. Zaraz pojawiają się kolejne obrazy - narodziny, niespodziewany śmierci wywierające taki wpływ na przyszłe pisarki, odtrącenie, osamotnienie, fascynacje, pisarskie próby, nieumiejętność życia w społeczeństwie, różnice charakterów czy na końcu nawet alkoholizm i narkotyki.

Mimo natłoku informacji biograficznych, książka nie ciągnie się, nie gubi, nie oszołamia nadmiarem informacji. Czyta ją się jak powieść. Ekscentryczną, po trochu straszną, po trochu fascynującą.
Z wiktoriańską Anglią w tle, z wielkimi postaciami na przedzie i ich codziennymi zmaganiami. Z prozaicznymi problemami, z mrożącymi krew w żyłach i wywołującymi łzy w oczach historiami.

Jest świetna, po prostu.

"Na plebanii w Haworth" A.Przedpełska-Trzeciakowska, wyd.Świat Książki, 2010, str. 512

Charlotte: Jane Eyre || Shirley || Vilette || Profesor
Emily: Wichrowe Wzgórza

Pasja guwernantki ("Agnes Grey" A.Bronte)

Zmartwiona sytuacją finansową rodziny, a jednocześnie motywowana pragnieniem poszerzenia własnych horyzontów, młodziutka Agnes Grey postanawia zostać guwernantką. Przepełnia ją nadzieja i przekonanie, że wystarczy jej pamiętać siebie taką, jaką była w wieku swoich podopiecznych, by zdobyć ich zaufanie i przyjaźń. Jednak dzieci, którymi przyjdzie jej się zajmować okażą się niezwykle rozpieszczone i niesforne, a pracodawcy wymagający, wyniośli i nieprzyjemni. Czy objęcie posady u innej rodziny przyniesie tytułowej bohaterce choć odrobinę szczęścia? A może nawet spotka miłość życia?1


Bardzo wiktoriańska jest ta powieść. Tak określiłabym ją jednym zdaniem. Ma również wszystkie cechy tak odmiennej i jednocześnie tak podobnej twórczości wszystkich sióstr. Zdecydowaną, główną bohaterkę, o silnym charakterze, trochę wątku miłosnego, obraz życia  w Anglii XIX wieku, emocje i świetne postacie.

Te ostatnie są kwintesencją książki. Szczególnie kobiece, których różnorodność musi zachwycić czytelnika. Mamy przede wszystkim Agnes – pobożną, cichą, cierpliwą, czasem nawet uległą, a jednocześnie pełną pasji i niezłomności. Poprzez mniej znaczące, wtrącane, postacie wieśniaczek dochodzimy do świetnych dam z wyższych sfer, świadomych swojej pozycji oraz ich dzieci – rozpuszczonych, wymagających, okrutnych, czasem zabawnych.
Bohaterowie męscy zdecydowanie schowani są za płcią piękną, jednak choć zepchnięci na dalszy plan, cały czas są warci uwagi i równie dobrze wykreowani. Jednak nie one nas fascynują. Kobiety nadają tej historii smaku.

Wątek miłosny, jak na siostrę Bronte przystało, pojawia się. Jednak tym razem, to nie emocje czy perypetie dwójki bohaterów, zajmują połowę książki. W Agnes Grey jest on zepchnięty, stłamszony i chociaż godny uwagi, jest przyćmiony przez inne składniki tej książki.

Fascynuje za to pasja z jaką główna bohaterka przezwycięża kolejne niepowodzenia i siła z jaką wytrzymuje kolejne poniżenia. Wszystkie uczucia są świetnie oddane i w takich fragmentach najlepiej widać, że Agnes jest odzwierciedleniem Anne. Linie życia obydwu postaci biegną podobnym torem. Jak napisała Charlotta w liście do swojego wydawcy: Agnes Grey to lustrzane odbicie umysłu autora2.


Mimo wszystkich atutów, jest to jednak pozycja, której brak tego charakterystycznego błysku, który można śledzić w „Lokatorce Wildfell Hall”. Agnes Grey, choć jest postacią fascynującą, jednocześnie czasem irytuje nieśmiałością. Nie brak tu również moralizatorskich fragmentów, ustępów z Bibli. Wiktoriańska literatura.

Agnes Grey może się podobać. Jest szczera, pasjonująca.  Chociaż kunszt Anne można w pełni zobaczyć w jej drugiej powieści, to i ta zasługuje na uwagę. Posiada wszystko, czego od dobrej książki można wymagać.    

"Agnes grey" A.Bronte, wyd. MG, 2012, tł. M.Hume
Za książkę dziękuje wydawnictwu MG.

1 informacja z okładki „Agnes Grey”
2
str. 314 „Na plebanii w Haworth” A. Przedpełska-Trzeciakowska

"Lokatorka Wildfell Hall" A.Bronte

Kleopatra, księżna Diana, czy nastoletnia Anna Frank. Diametralnie się od siebie różniły, żyły w innych czasach, jednak łączy je jedno – ludzkość już o nich nie zapomni.
Wpisały się w historię nie ozdobnym, złotym, a wielkim czerwonym pismem, tak aby wywoływać skrajne emocje (zwłaszcza te dwie pierwsze) i wciąż rozbudzać myśli milionów ludzi.

Dziś będzie o kobiecie, która urodzona gdzie indziej i kiedy indziej mogłaby być kolejną z nich. Kobiecie twardej, wytrzymałej i pełnej ludzkich odruchów.

Przenieśmy się do Anglii. Przepiękne krajobrazy, XIX wiek, plotki, skandale i… ona. Tajemnicza nieznajoma żyjąca wraz z dzieckiem we dworze Wildfell Hall unikająca kontaktu z ludźmi, bojąca się otworzyć przed innymi, starannie ukrywająca swoją tożsamość. Jednocześnie piękna malarka, wysmakowana, o interesujących poglądach. Obok niej on. Młody, niedoświadczony przez życie dzierżawca – Gilbert. Mimo, że kobieta wyraźnie nie chce się z nikim wiązać to mężczyzna nie może przestać o niej myśleć. Jednak dzieli ich wiele… dzieli ich przeszłość.

„Lokatorka…” jest powieścią szkatułkową. A tej szkatułki, w którą jest włożona, nie powstydziłaby się królowa angielska. Narracja pierwszoosobowa, najpierw prowadzona przez niego, potem przez nią. Fabuła dopieszczona, dopracowana w każdym calu.

Najważniejszym elementem, można by rzec, koralikami w tej szkatułce są bohaterowie, a przede wszystkim ona – Helena Graham. Tytułowa lokatorka jest kobietą twardą, ostrożną i zamkniętą w sobie. Można by również dodać: rozgoryczoną. Na początku cechy te nie tylko podsycają otaczającą ją aurę tajemniczości, ale również mnożą niepewności. Potem już tylko z wypiekami na twarzy zaczynamy rozumieć jej poszczególne zachowania i zaczynamy współczuć.
Kolejną wartą uwagi postacią jest  pan Huntingdon.  Kim był, co robił i jakie znaczenie ma dla tej historii pominę milczeniem, by nie psuć Wam zabawy. Jednak powiem jedno – uwielbiam Anne Bronte właśnie za tę kreację (żeby nie powiedzieć, że uwielbiam pana Huntingdona) . Świetna, pełna i przede wszystkim szalona postać.   
 
Wiele osób wymaga, by daną książkę przypisać do dziedziny literatury. Więc tak siedzę i myślę, gdzie „Lokatorka…” by pasowała. Do romansu? Na pewno. Do obyczajówki? Również. Może podciągnąć ją pod powieść psychologiczną? Też by się dało. Łączy ze sobą finezję pióra, świetne postacie i wciągającą (choć nie zawsze) akcję.

Jednak bez minusów obyć   się nie mogło. „Lokatorka…” ma jeden bardzo duży. Niestety przez pierwszą część akcja ciągnęła się, co mogło doprowadzić do szału, ale myślę, że końcówka to wynagradza.

Ta pozycja to pierwsza książka Anny Bronte wydana w Polsce. I oczywiście taka książka nie mogła przejść bez echa. Pojawiły się komentarze typu: „Najlepsza z sióstr Bronte!”, „Cudowna powieść!”. Czy ja wiem… Tutaj każdy musi zdecydować sam. I samemu się zakochać.

"Lokatorka Wildfell Hall"A.Bronte, wyd.MG, 2012, tł. M.Hume
Za książkę dziękuję wydawnictwu MG.