Paradyzja
Iskry, 1984
Kolejna antyutopia Zajdla przenosi nas na Paradyzję, sztuczką planetę orbitującą wokół Tartaru, bogatego w złoża metali, eksploatowane przez mieszkańców satelity. Tartar miał być zasiedlony przez osadników z Ziemi, ale okazał się zbyt niegościnny i niebezpieczny, by założyć na nim kolonie, w których mogliby żyć ludzie. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna.
Z Ziemi przybywa na Paradyzję pisarz Rinah Devi. Jego zadaniem jest poznanie życia mieszkańców, a przy okazji, bez zwracania na siebie uwagi, znalezienie informacji o zaginionym tu przed dziesięcioma laty naukowcu. Rinah porusza się po Paradyzji w towarzystwie przewodnika, który wyjaśnia mu specyficzne realia i przyczyny zakazów, wyglądających na pierwszy rzut oka dziwnie. Jednak dłuższe przyglądanie się i przysłuchiwanie Paradyzjanom prowadzi Rinaha do niepokojących wniosków.
Doskonały przykład skutecznej propagandy zastosowanej przez system totalitarny: wielomilionowa grupa społeczna, zamknięta w ciasnej przestrzeni, przekonana, że czyni to dla własnego dobra, poddaje się prawdom głoszonym przez władze. Łatwość, z jaką Tartaryjczycy manipulują mieszkańcami satelity przeraża i budzi podziw jednocześnie. Precyzyjnie uformowane kłamstwa podparte są ograniczoną do absolutnego minimum edukacją, a nawet zafałszowaniem praw fizyki, z których co światlejsze umysły mogłyby wyłuskać nieprawdopodobieństwa i obalić tym samym misterną mistyfikację. W duszeniu takich odkryć w zarodku pomaga styl życia, przyjęty na Paradyzji: przezroczyste ściany („Porządny człowiek nie ma właściwie niczego do ukrywania w swym codziennym życiu. Szklana, przejrzysta ściana to jakby legitymacja, wizytówka szczerego, uczciwego obywatela.”), ustawiczna inwigilacja przy pomocy mikrofonów i kamer, brak prywatności (przechodnie pokoje), a tym samym niemożność swobodnej wymiany poglądów i spostrzeżeń. W ludziach tkwi jednak niepokorny duch – i w takich warunkach potrafią znaleźć sposoby na obejście utrudnień, i tu udaje im się działać w kierunku upragnionych zmian bez wiedzy czynników kontrolujących. Co więcej: tam, gdzie Ziemianie nie widzą sposobu, w jaki można coś zmienić (rozmowa Rinaha na frachtowcu w drodze powrotnej), mieszkańcy Paradyzji, nie tracąc nadziei, po cichu działają i latami szykują się do ostatecznej rozgrywki, na potrzeby konspiracji wymyślając nawet specyficzny, niezrozumiały dla śledzących ich komputerów, język kojarzeniowo-aluzyjny (koalang). Taka tkwi siła w nienaturalnie ograniczanej wolności, że wymusza większą pomysłowość i dynamiczniejszy rozwój homo sapiens – trzeba tylko obudzić w sobie potrzebę dążenia do zmian, do rozwoju wbrew wszelkim niesprzyjającym okolicznościom.
Kolejna bardzo dobra powieść o zamkniętym społeczeństwie, które wytwarza oryginalne metody na przetrwanie. Zajdel ze swoją antyutopią zajmuje równorzędne miejce przy Orwellu (Rok 1984), Heinleinie (Luna to surowa pani), Bradburym (451º Fahrenheita), Strugackich (Przenicowany świat), Bułyczowie (Miasto na Górze), Aldissie (Non stop) czy Boruniu i Trepce (Zagubiona przyszłość).*
(Ocena: 5/6)
*Tytuły te są tylko przykładowe i nie wyczerpują tematu.
● ● ●
„Idiota, z natury rzeczy, nie jest w stanie ocenić stopnia swojego własnego zidiocenia nawet przez porównanie z innymi, normalnymi ludźmi. A cóż dopiero, kiedy wszyscy nagle zaczynają idiocieć! [...] Jak wśród ślepców królem jest jednooki, tak wśród idiotów mędrcem może być debil.” (s. 124)