Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytam fantastykę. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czytam fantastykę. Pokaż wszystkie posty

16 grudnia 2014

Pratchett, White, Szmidt i Abercrombie, czyli fantastyczny grudzień


James White, Szpital Kosmiczny
Nowy, świeżo oddany do użytku szpital może już przyjmować pacjentów z całego kosmosu. Dla każdego jest miejsce, każdy będzie miał takie warunki, do jakich jest przyzwyczajony na swojej planecie, uwzględniający sposób życia, oddychania, przyjmowania pokarmu czy ciążenia. Do tego świetna ekipa lekarzy i pielęgniarzy, diagnostów i ochroniarzy, pilnujących, by wszystko toczyło się jak powinno.
Kilka opowiadań o trudniejszych przypadkach, jakie trafiły do Szpitala Kosmicznego, czyta się szybko i z przyjemnością. Rozmaitość pacjentów, od rybopodobnych, przebywających w płynie, po ogromne dinozaury, nie pozwala opiekunom nawet na chwilę wytchnienia, dlatego O’Mara i Conway częściej padają ze zmęczenia niż się nudzą. Sympatyczne czytadło, przy którym można też się co nieco nauczyć.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Robert J. Szmidt, Samotność Anioła Zagłady
Powieść drogi w scenerii postapo. Wszelkie życie na Ziemi skończyło się wraz z rakietami niosącymi neutrinową zagładę – zginęli ludzie, zwierzęta i rośliny. Przetrwali jedynie ci, którzy schronili się głęboko pod powierzchnią ziemi, w specjalnie przygotowanych bunkrach, zdolnych wytrzymać napór promieniowania. Teraz czekają zahibernowani, aż natura poradzi sobie z zagrożeniem i będzie można obudzić się do życia w nowym, lepiej urządzonym świecie. Awaria jednego z hibernatorów powoduje, że Adam, jeden z żołnierzy dawnego świata, budzi się wcześniej. Samotnie rusza w daleką drogę do centrum dowodzenia.
Niezła powieść, z przytłaczającym poczuciem osamotnienia wśród bezkresu świata, ruin cywilizacji, anomalii pogodowych i rozsypujących się zwłok. Cały dorobek tysiącleci nie zastąpi jednak potrzeby bliskości człowieka, nie zabije tęsknoty za kimś bliskim. Nieco nużące były dla mnie opisy motoryzacyjne – samochody i motocykle nigdy nie były moją pasją, ale da się to przetrwać. Najbardziej jednak podobało mi się zakończenie, decyzja bohatera, podjęta pod wpływem strasznej prawdy, i rezygnacja z tego, co pozostało.
(Ocena: 5/6)

Robert J. Szmidt, Kroniki jednorożca: Polowanie
Tajna komórka wywiadu poszukuje ludzi o zdolnościach paranormalnych, by utworzyć silną grupę zajmującą się umacnianiem władzy mocodawców przy pomocy niestandardowych umiejętności. Wszystko zdaje się być na dobrej drodze, gdy poszukiwacze trafiają na Sabinę i dołączają ją do zespołu. Nie wiedzą, co ich czeka ze strony zdolnej esperki.
Sensacyjna powieść z elementami fantasy, telepatią, bioenergoterapią i widzeniem przyszłości. Można przeczytać, ale trzymać się pamięci raczej nie będzie.
(Ocena: 4/6)

Robert J. Szmidt, Toy Land
Brawurowa akcja najemników na izolowanym przez korporację globie. Przedarcie się przez zaporę dział, poznawanie Nowego Raju, zwanego przez Dantego i jego ludzi Toy Landem, pierwszy i ostatni kontakt z mieszkańcami. Dużo brutalnej siły, przekleństw i walki; garść motywów zaczerpniętych z literatury i filmu.
Niezła, sensacyjna powieść, sprawnie napisana. Do szybkiego przeczytania, ale i, obawiam się, równie szybkiego zapomnienia.
(Ocena: 4/6)

● ● ●

Joe Abercrombie, Samo ostrze
Logen Dziewięciopalcy, barbarzyńca z Północy, duży i silny, Ferro, półdzika wojowniczka pałająca żądzą zemsty, Sand dan Glokta, inkwizytor, były więzień, niegdyś torturowany, teraz sam parający się de facto profesją kata, Jezal dan Luthar, zręczny szermierz, bawidamek i fircyk, Bayaz, Pierwszy z Magów, powracający do miasta, by wpływać na bieg wydarzeń – to tylko kilka z wielu postaci, barwnych i niejednoznacznych, powiązanych w przeszłości bądź mających oddziaływać na siebie wkrótce. Akcja dopiero się zarysowuje, gromadzą się chmury na horyzoncie znanego świata, a wszystkie znaki świadczą o tym, że zbliża się wojna.
Pierwsza część trylogii dobrze wprowadza w świat Midderlandu. Fabuła jest wielowątkowa i na tyle interesująca, że z niecierpliwością oczekujemy kolejnych wydarzeń. W miarę czytania przygody poszczególnych bohaterów zaczynają się przeplatać i coraz mocniej wiązać. Bohaterowie są mocno zróżnicowani, każda myśli w odrębny, charakterystyczny dla siebie sposób, a ich osobowości i wygląd przywodzą na myśl klasyczne postacie z literatury i filmu.
(Ocena: 5/6)

Joe Abercrombie, Nim zawisną na szubienicy
Dalsze przygody bohaterów poznanych w pierwszej części. Akcja jest równie dynamiczna, fabuła rozwija się nieprzerwanie; wędrówka, wojna, oblężenie, gorące pustynie, martwe miasta, śmierć, strach i miłość – wszystko się miesza i kotłuje jak w życiu. Dobrze, że jest jeszcze trzecia część.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Terry Pratchett, Ostatni bohater
Wyprawa Cohena Barbarzyńcy do osi świata, gdzie mieszkają bogowie, może skończyć się katastrofą na skalę Dysku. Właściwie po wykonaniu zadania, jakie wyznaczyła sobie grupa Cohena, Dysk przestanie istnieć. Musi więc wyruszyć druga wyprawa, mająca zapobiec bohaterskim czynom bohaterów, w której wezmą udział Leonard da Quirm, Rincewind, Marchewa i Bibliotekarz. Od bogów tylko zależy, czy uda im się zapobiec nieszczęściu.
Przy czytaniu Ostatniego bohatera nie czekają nas niespodzianki – jest to ten sam solidny Pratchett, jakiego znamy z wcześniejszych powieści. Dużo humoru, liczne odniesienia do literatury i szeroko pojętej kultury, ciekawa fabuła i coś na okrasę – fantastyczne ilustracje Paula Kidby’ego, przyciągające oko i hipnotyzujące, każące delektować się szczegółami i planem ogólnym. Bardzo przyjemna lektura.
(Ocena: 5/6)

29 października 2014

Space opera Lois McMaster Bujold

 Sceną, na której rozgrywają się wydarzenia cyklu barrayarskiego Bujold jest kilka planet, powiązanych zależnościami ekonomicznymi i militarnymi, o odmiennych kulturach, różnorodnych do bólu, ukształtowanych dawno temu, kierujących się odrębnymi zasadami i dążeniami, respektujących prawa człowieka lub mających je za nic, podtrzymujących każde życie albo usuwających niedoskonałości, genetyczne skazy, przez eliminację noszącego je osobnika.
Na plan pierwszy wysuwają się początkowo dwie planety.
Kolonia Beta – świat z dobrze rozwiniętą technologią, ułatwiającą wiele aspektów życia, od podróży między planetami, przez badania nowych organizmów, po najwyższej jakości sprzęt medyczny, w tym sztuczne macice, zdejmujące z kobiet konieczność noszenia płodu przez dziewięć miesięcy i cierpień porodu. Beta to ojczyzna Cordelii Naismith, pracującej w Zwiadzie, badającej nowe planety, kobiety nietuzinkowej, odważnej i zdecydowanej, o jasnych i czystych poglądach na wiele kontrowersyjnych spraw.
Drugą planetą jest Barrayar, gdzie rządzi frakcja wojowników, kierujących się honorem i stawiających na sprawność fizyczną i wyszkolenie przydatne w wojnach – tu urodził się Aral Vorkosigan, ostatni z rodu, wytrzebionego przed laty w rewolcie jednego z ambitniejszych książąt, lord, a potem książę, admirał, regent cesarstwa, kierujący się i honorem, i postępowymi ideałami, dalekowzroczny i dążący do wprowadzenia zmian, mających unowocześnić naród i nauczyć go żyć bez potrzeby cyklicznego sprowadzania wojennych kataklizmów na cały glob. W wyniku spotkania tych bohaterów narodzi się później ich syn, Miles, który jeszcze bardziej przyczyni się do wprowadzenia znaczących zmian w sposobie postrzegania bliźniego, zarówno swoją postacią, jak i niecodzienną działalnością, prowadzoną na skalę kosmiczną.
Poniżej krótko o poszczególnych powieściach, w kolejności chronologicznej wydarzeń. 
● ● ●

Strzępy honoru
Cordelia Naismith, pochodząca z nowoczesnego świata, pełnego wynalazków i zaawansowanej technologii, prowadzi zwiad badawczy na nowej planecie. Tam jej grupa natyka się na oddział żołnierzy z Barrayaru i zostaje rozbita. Wzięta do niewoli Cordelia poznaje plany ekspansywnego wroga, ucieka i angażuje się w walkę z agresorem, gdzie ponownie wpada w ręce lorda Vorkosigana. Po drodze rodzi się między nimi uczucie, które będzie musiało przetrwać rozmaite przeciwności losu.
Fabuła prosta i przewidywalna, styl poprawny, język dość bogaty, by nie znudzić. Rozwój wydarzeń obiecujący, urozmaicone zwroty akcji skutecznie przyciągają uwagę. Niezły początek cyklu.
(Ocena: 4,5/6)

Barrayar
Cordelia i Aral nie mają szans na spokojne, nudne życie. Lord Vorkosigan jako regent przy pięcioletnim cesarzu musi rozwiązywać nie tylko bieżące problemy państwa o złożonej strukturze, ale także uporać się z rewoltą, zorganizowaną przez głównego przeciwnika, mającego ochotę na przejęcie tronu wraz z matką małoletniego cesarza.
Walki miejskie, partyzantka, odbijanie zakładników, samowolne działania nieposłusznej, acz skutecznej żony regenta bardzo ładnie urozmaicają dość statyczny początek powieści. Do tego wątek miłosny z nietypowymi przeszkodami, urażony honor rodowy starego księcia i zamach na regencką parę, w wyniku której ich syn stanie się kaleką. Bardzo dynamiczna część, dobrze skonstruowana, wciągająca.
(Ocena: 4,5/6)

Uczeń wojownika
Trzecia część Sagi Vorkosiganów to zwariowana eskapada Milesa po oblanym egzaminie wstępnym do Imperialnej Akademii Wojskowej. W towarzystwie sierżanta Bothariego i jego córki Eleny Miles wyrusza na Betę, gdzie trochę przypadkiem kupuje statek wraz z pilotem i rusza na swoją pierwszą wyprawę handlową. Po drodze wplątuje się w każdą możliwą aferę, co w rezultacie doprowadzi do stworzenia floty najemników. Niecodzienna aktywność Milesa niepokoi przeciwników jego ojca na Barrayarze, przez co przyjdzie mu się gęsto tłumaczyć z każdego kroku.
Bardzo dobra, pełna przygód i humoru powieść o dorastaniu, uczeniu się przywództwa, podejmowaniu decyzji w trudnych okolicznościach, o honorze i poczuciu odpowiedzialności.
(Ocena: 5/6)

Granice nieskończoności
Trzy opowiadania z przygód Milesa Vorkosigana rozłożonych na lata. Tuż po skończeniu szkoły wojskowej Miles, jako syn właściciela ziemi, ma okazję prowadzić swoje pierwsze samodzielne śledztwo, zakończone wydaniem salomonowego wyroku. Potem Miles opowiada Illyanowi, szefowi barrayarskiego wywiadu, dwie akcje w roli dowódcy najemników: wywiezienie naukowca z zasięgu rąk szalonego badacza genetycznych odmienności i uratowanie jeńców wojennych z zamkniętego obozu na jednej z odległych planet.
Wszystkie wspomnienia pokazują, jakim człowiekiem jest Miles, jak ukształtowało go wyjątkowe ciało, ile klasy i honoru może siedzieć w jednym niedużym, tak niepozornym i doświadczonym przez los człowieku. Dobry tom. Chronologicznie opowiadania wpasowują się między Ucznia wojownika, Grę, Cetagandę i Towarzyszy broni.
(Ocena: 4,5/6)

Gra
Miles, po skończeniu Akademii, dostaje przydział do bazy wojskowej na wyspie Kiryła. Spokojna początkowo służba kończy się kolejną niesubordynacją i aresztowaniem chorążego. Kłopotliwy Vor zostaje następnie wysłany z misją wywiadowczą, która nieoczekiwanie przekształca się w wyprawę ratunkową po zaginięciu cesarza Gregora. Kolejny raz Miles zostaje bohaterem mimo woli, mogąc w słusznym celu wykorzystać swoją hiperaktywność i nieprzeciętne zdolności taktyczne i przywódcze.
Nieco za długo ciągnie się pierwsza część, na wyspie skutej lodem, ale potem akcja tradycyjnie przyspiesza, by w końcówce przykuć uwagę niesamowitymi przygodami i nagłymi zwrotami akcji. Dobra rozrywka.
(Ocena: 4,5/6)

Cetaganda
Na jednej z ośmiu planet należących do Cetagandy umiera cesarzowa matka. Miles i Ivan, jako przedstawiciele Barrayaru, lecą na Cetę Etę, by wziąć udział w uroczystościach żałobnych. Już w chwili cumowania w porcie zostają wplątani w intrygę, mającą na celu przejęcie władzy nad Cetagandą przez jednego z możnowładców. Tylko przytomności umysłu Milesa i jego intuicji zawdzięczają, że nie stali się kozłami ofiarnymi intryganta i uniemożliwili wybuch wojny na skalę kosmiczną.
Zdolność pojawiania się tam, gdzie najgoręcej, zdaje się towarzyszyć Milesowi od czasu niemalże poczęcia. Wyjątkowy Barrayarczyk znowu trafia na sytuację, która wymaga od niego pokazania błyskotliwego umysłu, potrafiącego wyciągać prawidłowe wnioski z nader skąpych przesłanek, i zadziwiającej intuicji, chroniącej go przed popełnianiem błędów, mogących być katastrofą dla obu państw. Dobry, bardzo rozrywkowy tom, chociaż nie dokłada nic nowego poza pokazaniem kolejnej rasy, działającej na innym polu genetyki człowieka.
(Ocena: 5/6)

Towarzysze broni
Po ostatniej akcji flota najemników wymaga napraw sprzętu i odpoczynku dla żołnierzy. Statki udają się na pobliską Ziemię, gdzie Miles wydaje swoim ludziom odpowiednie rozkazy i zgłasza się do barrayarskiej ambasady. Podwójne życie Milesa przysparza mu nieco utrudnień, ale i dezorientuje wrogów. Jedynym wytłumaczeniem wydaje się być istnienie klona porucznika Vorkosigana, co w kluczowym momencie okaże się okolicznością zbawienną i ratującą życie.
Miles jest już doświadczonym dowódcą i świadomym polityki graczem. Zręcznie lawiruje między ambasadą swojej ojczyzny, statkiem najemników i przedstawicielami wrogich narodów, którym zdążył się narazić osobiście bądź działalnością jako admirała najemników. W jego egzystencję wkracza też uczucie do pięknej pani komandor, co komplikuje nieco zależności służbowe, ale w ostatecznym rachunku nie okazuje się takie złe. Dynamiczna akcja podbudowana jest dostateczną ilością polityki i humoru.
(Ocena: 5/6)

Lustrzany taniec
Po dwóch latach na scenę wraca Mark Vorkosigan. Wcielając się ponownie w postać Milesa prowadzi atak Najemnej Floty Dendarii na Obszar Jacksona, by uwolnić klony hodowane w celu dostarczenia młodych ciał starym, bogatym mózgom. Nieludzki proceder drażni nie tylko Marka, również Bel Thorne chce przyłożyć rękę do jego ukrócenia. Źle zaplanowana akcja wymyka się jednak spod kontroli i Dendarianie zostają uwięzieni na terenie kompleksu genetycznego Bharaputry. Na ratunek przybywa im Miles Naismith, który jednak zostaje zabity podczas akcji. Mark ma teraz do odegrania całkiem nową rolę.
Dobry, bardzo dynamiczny tom, ukazujący ludzką twarz sztucznie stworzonej istoty, dojrzewanie we właściwym otoczenie i ujawnienie niewykorzystanych dotychczas zdolności Marka. Pobyt wśród rodziny odkrywa lepszą stronę człowieka, który do tej pory miotał się, nie mogąc znaleźć swojego miejsca we wszechświecie. Sporo walk i brutalności, nawet tortur, ukazujących ciemną stronę ludzkiej natury, ale i dobra, nadziei, która zawsze gdzieś w nas tkwi i może ujawnić się w każdym momencie. Nie miałabym nic przeciwko kolejnym częściom przygód Vorkosiganów.
(Ocena: 5/6)

29 września 2014

Sojusz człowieka z ciszą

Bohdan Petecki
Tylko cisza
Iskry, 1986

Odległa przyszłość będzie zapewne wyglądała zupełnie inaczej niż teraz to sobie wyobrażamy, tak jak teraźniejszość różni się od dawnych wyobrażeń, nie zawsze trafionych prognoz, innych dróg rozwoju, odmiennych technologii. Zawsze jednak najważniejszy powinien być człowiek ze swoimi potrzebami, aktywnie i mądrze gospodarujący na jedynej planecie, jaką na razie objął w posiadanie. Także ekploracja kosmosu i poszukiwanie innych miejsc do życia, planet nadających się do przystosowania dla organizmów ziemskich nie zwalnia od dbania o nasz ziemski dom.
Ornak i Haleb, piloci dalekiego zwiadu, po kilku latach lotu ku nieznanym gwiazdom wracają na Ziemię. W czasie ich nieobecności zaszły tu duże zmiany: ludzkość ma właśnie zapaść w osiemdziesięcioletni sen, którego będą strzec wybrani strażnicy, najlepiej do tego przygotowani, zmieniający się co dwadzieścia lat. Wśród nich będzie również Ornak.
Kilkanaście miliardów ludzi zamieszkujących jedną zanieczyszczoną planetę, gęsto zabudowaną, to trochę za wiele jak na biedną Ziemię. Wyciągnięto więc z lamusa pokryty kurzem projekt odnowy biosfery, wcześniej niemożliwy do zrealizowania z powodu braku odpowiednich technologii. Po wiekach rozwój techniki pozwolił na ponowne rozpatrzenie pomysłu i wprowadzenie go w życie, czyli położenie mieszkańców do snu, mającego dać światu odpocząć od obecności i aktywności najbardziej ekspansywnego gatunku – homo sapiens. Osiemdziesiąt lat bez obecności ludzi ma odnowić zielone zasoby Ziemi, wspomóc wzrost lasów i zwiększyć populację zwierząt, oczyścić glebę i powietrze z substancji szkodliwych. Eksperyment przeprowadzany na całej ludzkości niesie jednak pewne ryzyko, zwłaszcza że przygotowania były dosyć krótkie i nie zdążono przeprowadzić pełnych analiz, co niesie ryzyko niespodzianek, jakie czekają ludzi po przebudzeniu. Starannie za to dobrano strażników, mających czuwać nad dobrowolną przerwą w istnieniu ludzkiego gatunku na samotnym posterunku kontrolnym, pilotów przywykłych do nieobecności bliźnich podczas dalekich lotów i do ciszy kosmosu, odpornych na obciążenia psychiczne i przygotowanych do elastycznego reagowania na nieznane niebezpieczeństwa i nieoczekiwane trudności.
Niepewność i niedostateczne przygotowanie całej imprezy objawia się już w zachowaniu ludzi nią kierujących – wprowadzeniu bohatera w jego wyjątkową rolę towarzyszą półsłówka i zdawkowe informacje, a także zakłopotane spojrzenia na boki – zamiast powiedzieć wprost, czego od niego oczekują i czego może się spodziewać, Ornak słyszy ogólniki i niejasności. Ma to służyć pozytywnemu nastawieniu do nietypowego zadania, ale niestety jest mało przekonujące.
Głównym problemem podjętym w powieści jest wytrzymałość człowieka na ciszę, nieznaną i obcą. Po gwarze miast, wraz z bujnym odrodzeniem przyrody, pojawiają się nowe dźwięki, odgłosy życia lasu. Nadchodzi naturalna cisza, która człowiekowi nieprzyzwyczajonemu wydaje się najpierw ogłuszająca, dominująca jak dzwony w pogodny dzień, wymagająca długiego przyzwyczajania się, rodząca szaleństwo w wystawionym na nią mózgu. Drugim motywem powieści jest poczucie samotności gatunku ludzkiego jako jedynego rozumnego w kosmosie. Miliardy ludzi odczuwają potrzebę znalezienia innych istot myślących, co popycha decydentów do wielkiej wyprawy w kierunku możliwych zamieszkałych planet. Z Ziemi wyrusza na poszukiwania tysiąc dwuosobowych statków. Ten wątek nie jest dostatecznie wykorzystany, potraktowany marginalnie przyniesie tylko w pewnym momencie wytchnienie strażnikowi, zmniejszając poczucie osamotnienia, gdy usłyszy żywy głos człowieka, błąkającego się gdzieś w kosmosie, pomagając zachować trzeźwość osądów i przynosząc w pewnym stopniu zaspokojenie potrzeb społecznych.
Pewną niekonsekwencją wydaje się być nierównomierny rozwój technologii: ludzkość, która lata do gwiazd, używa hibernatorów i reguluje klimat nad całym globem używa jednocześnie bębnów do zapisu informacji, taśm magnetycznych i ubrań, które natychmiast przemakają na deszczu i nie chronią przed efektami nadmiernego pocenia się. To jednak szczegóły, które można pominąć z uśmiechem sympatii czytelnika znającego już trochę dalszą przyszłość niż Autor; to, co ważne, czyli potrzeby społeczne człowieka i jego odporność na nietypowe warunki, ciszę i samotność, przedstawione jest dostatecznie satysfakcjonująco. Mimo nielicznych niewykorzystanych możliwości powieść Peteckiego ciągle zasługuje na uwagę czytelnika mającego pretensje do znajomości polskiej klasyki fantastycznej.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

„Nie byłem historykiem, ale czytałem kilka książek o Świętej Inkwizycji. A także innych organizacjach, rządzących za pośrednictwem ślepo posłusznych funkcjonariuszy nie rozumiejących, że rozdęta do groteskowych rozmiarów idea, jaka kiedyś ich połączyła, dawno już zgubiła służebną funkcję społeczną i trwa jedynie jako wyraz osobistych kompleksów jej kapłanów.
Fanatyzm potrzebuje przywódców.” (s. 141)

27 września 2014

Mistyfikacja i manipulacja, czyli Paradyzja

Janusz A. Zajdel
Paradyzja
Iskry, 1984

Kolejna antyutopia Zajdla przenosi nas na Paradyzję, sztuczką planetę orbitującą wokół Tartaru, bogatego w złoża metali, eksploatowane przez mieszkańców satelity. Tartar miał być zasiedlony przez osadników z Ziemi, ale okazał się zbyt niegościnny i niebezpieczny, by założyć na nim kolonie, w których mogliby żyć ludzie. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna.
Z Ziemi przybywa na Paradyzję pisarz Rinah Devi. Jego zadaniem jest poznanie życia mieszkańców, a przy okazji, bez zwracania na siebie uwagi, znalezienie informacji o zaginionym tu przed dziesięcioma laty naukowcu. Rinah porusza się po Paradyzji w towarzystwie przewodnika, który wyjaśnia mu specyficzne realia i przyczyny zakazów, wyglądających na pierwszy rzut oka dziwnie. Jednak dłuższe przyglądanie się i przysłuchiwanie Paradyzjanom prowadzi Rinaha do niepokojących wniosków.
Doskonały przykład skutecznej propagandy zastosowanej przez system totalitarny: wielomilionowa grupa społeczna, zamknięta w ciasnej przestrzeni, przekonana, że czyni to dla własnego dobra, poddaje się prawdom głoszonym przez władze. Łatwość, z jaką Tartaryjczycy manipulują mieszkańcami satelity przeraża i budzi podziw jednocześnie. Precyzyjnie uformowane kłamstwa podparte są ograniczoną do absolutnego minimum edukacją, a nawet zafałszowaniem praw fizyki, z których co światlejsze umysły mogłyby wyłuskać nieprawdopodobieństwa i obalić tym samym misterną mistyfikację. W duszeniu takich odkryć w zarodku pomaga styl życia, przyjęty na Paradyzji: przezroczyste ściany („Porządny człowiek nie ma właściwie niczego do ukrywania w swym codziennym życiu. Szklana, przejrzysta ściana to jakby legitymacja, wizytówka szczerego, uczciwego obywatela.”), ustawiczna inwigilacja przy pomocy mikrofonów i kamer, brak prywatności (przechodnie pokoje), a tym samym niemożność swobodnej wymiany poglądów i spostrzeżeń. W ludziach tkwi jednak niepokorny duch – i w takich warunkach potrafią znaleźć sposoby na obejście utrudnień, i tu udaje im się działać w kierunku upragnionych zmian bez wiedzy czynników kontrolujących. Co więcej: tam, gdzie Ziemianie nie widzą sposobu, w jaki można coś zmienić (rozmowa Rinaha na frachtowcu w drodze powrotnej), mieszkańcy Paradyzji, nie tracąc nadziei, po cichu działają i latami szykują się do ostatecznej rozgrywki, na potrzeby konspiracji wymyślając nawet specyficzny, niezrozumiały dla śledzących ich komputerów, język kojarzeniowo-aluzyjny (koalang). Taka tkwi siła w nienaturalnie ograniczanej wolności, że wymusza większą pomysłowość i dynamiczniejszy rozwój homo sapiens – trzeba tylko obudzić w sobie potrzebę dążenia do zmian, do rozwoju wbrew wszelkim niesprzyjającym okolicznościom.
Kolejna bardzo dobra powieść o zamkniętym społeczeństwie, które wytwarza oryginalne metody na przetrwanie. Zajdel ze swoją antyutopią zajmuje równorzędne miejce przy Orwellu (Rok 1984), Heinleinie (Luna to surowa pani), Bradburym (451º Fahrenheita), Strugackich (Przenicowany świat), Bułyczowie (Miasto na Górze), Aldissie (Non stop) czy Boruniu i Trepce (Zagubiona przyszłość).*
(Ocena: 5/6)

*Tytuły te są tylko przykładowe i nie wyczerpują tematu.

● ● ●
„Idiota, z natury rzeczy, nie jest w stanie ocenić stopnia swojego własnego zidiocenia nawet przez porównanie z innymi, normalnymi ludźmi. A cóż dopiero, kiedy wszyscy nagle zaczynają idiocieć! [...] Jak wśród ślepców królem jest jednooki, tak wśród idiotów mędrcem może być debil.” (s. 124)

23 września 2014

Limes inferior

Janusz A. Zajdel
Limes inferior
Iskry, 1987

Wiele jest w literaturze powieści, ukazujących w krzywym zwierciadle otaczającą nas rzeczywistość pod pozorem wizji przyszłości – wyróżnia się wśród nich powieść Limes inferior, powstała pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku, podejmująca tematykę szeroko pojętej wolności, równości i bezpieczeństwa społeczeństw Ziemi.
Sneer jest drobnym kombinatorem w Argolandzie, świecie podzielonym na warstwy – w zależności od poziomu inteligencji, sprawdzanego testami, zalicza się każdego człowieka do klasy od szóstej, najniższej, do zerowej, grupującej ludzi najmądrzejszych. Przynależność do grup warunkuje dochody i możliwość zarobkowania; pracować można od grupy trzeciej wzwyż, pozostali dostają odgórnie ustaloną ilość środków pozwalających na przeżycie. Sneer jest zaklasyfikowany do grupy czwartej, bez obowiązku pracy, chociaż jego inteligencja wskazuje na zerowca – to celowe działanie przynoszące pokaźne dochody i pozwalające na wygodne życie. Do dnia, w którym okaże się, że rzeczywistość wcale nie wygląda tak, jak mu się dotąd wydawało.
Świat wykreowany przez Zajdla przypomina system totalitarny: odgórnie sterowany niewidocznymi na pierwszy rzut oka sznurkami, z pozorną równością. To świat, w którym każdy ma tyle, na ile zasłużył, dostając środki finansowe wystarczające na przeżycie, ale nic więcej, świat kombinatorów, czarnego rynku dóbr oficjalnie niedostępnych, pokątnej wymiany walut; świat, w którym wszystko da się załatwić, trzeba tylko wiedzieć komu i ile dać; można również przejść do wyższej czy niższej grupy, w zależności od potrzeb czy pragnień. Narzędziem kontrolującym ludzi są klucze, które umożliwiają płacenie za wszystko, co chce się kupić, jak i śledzenie kroków każdego człowieka. System pozornego nagradzania wyższej inteligencji powoduje, że wielu ludzi pragnie uszczknąć dla siebie kawałek tego tortu i za wszelką cenę pnie się w górę, jak najbliżej szczytu. Problem w tym, że ten szczyt okazuje się nie całkiem tym, czego się spodziewali.
Świetna powieść, należąca już do klasyki polskiej SF. Początkowo wydaje się zwykłą opowieścią, jakich wiele, ale im bardziej czytelnik zagłębia się w treść, tym więcej odkrywa analogii i tematów do przemyślenia. Antyutopia socjologiczna Zajdla opisuje świat oparty na konsumpcji, gdzie wolność wyboru jest złudna, a równość dostępu do dóbr jedynie pozorna. Problem w tym, że Autor wzorował swój świat na tym prawdziwym, w którym żył, na Polsce lat siedemdziesiątych, i tego właśnie świata niuanse opisał tak realistycznie. Nie do końca udało mu się natomiast przewidzieć rozwój techniczny, ale to akurat w Limes inferior nie jest najważniejsze. Nie do końca podobało mi się też zakończenie, jakby za szybko ucięte i zbyt happy, no ale nie można mieć wszystkiego. ;)
(Ocena: 5,5/6)

● ● ●
„Wolny czas to ten, którym możemy dysponować wedle własnego uznania. Największym bogactwem człowieka jest czas, który pozostaje z życia po odliczeniu wszystkich godzin wypełnionych obowiązkami wobec społeczeństwa i koniecznymi staraniami o zapewnienie sobie możliwości materialnego istnienia.” (s. 6)
„Należy zwrócić uwagę, że historia wykazała także powierzchowność innego sądu, wywodzącego się ze starożytności, a głoszącego, iż lud potrzebuje jakoby tylko chleba i igrzysk. Nieraz mogli się przekonać różni późniejsi władcy, że otrzymawszy sam chleb, lud niechybnie zapyta zaraz o masło i wędlinę, bojkotując najatrakcyjniejsze nawet igrzyska.” (s. 80)
„Jeśli współczesność chce coś ukryć przed ludźmi, historia po dziesiątkach lat nie ma szans dogrzebania się prawdy. Zamiast niej znajduje tylko artefakty, misternie utkane legendy modyfikujące prawdę, spreparowane na użytek ówczesnego społeczeństwa i tak głęboko zaszczepione w świadomości pokoleń, że stają się prawdą zastępczą, której obalenie po latach nie leży w niczyim interesie. Przeciwnie, mogłoby to wstrząsnąć podstawami od lat budowanej rzeczywistości.” (s. 120-121)
„Idiota, z natury rzeczy, nie jest w stanie ocenić stopnia swojego własnego zidiocenia nawet przez porównanie z innymi, normalnymi ludźmi. A cóż dopiero, kiedy wszyscy nagle zaczynają idiocieć! [...] Jak wśród ślepców królem jest jednooki, tak wśród idiotów mędrcem może być debil.” (s. 124)

30 sierpnia 2014

Orsona Scotta Carda „Powrót do domu”

Cykl liczy pięć tomów, na razie udało mi się przeczytać trzy. Nie są to powieści tej klasy co Gra Endera, ale trzymają wystarczająco wysoki poziom, żeby chciało się pochłaniać kolejne części. Dużą rolę, jak zwykle, odgrywają nieletni bohaterowie, szlachetni i inteligentni ponad otaczającą ich przeciętność, mający do odegrania wyjątkową rolę zbawców i wybawców ludzkości. Ten akurat schemat mi nie przeszkadza. Razi za to nieco powiększający się z każdym tomem udział elementów mistycznych i jednoznaczne okazywanie jedynej drogi, wiodącej ku szczęśliwości wiecznej – kluczowym elementem jest tu Naddusza, komputer, który pełni rolę czegoś w rodzaju boga. Interesująco opisał Card ścieranie się wpływów kobiet i mężczyzn w zależności od warunków życia – kobiecy świat Basiliki kontra trudy życia na pustyni i podczas pielgrzymki. Powrót do domu jest lekturą dostatecznie ciekawą, by dać się wciągnąć w świat Harmonii.

● ● ●

Orson Scott Card, Pamięć Ziemi
Z umierającej Ziemi kilkadziesiąt miliardów lat temu ludzkość przeniosła się na Harmonię, odległą planetę, na której czekała ją szczęśliwość ogólna i życie bez wojen. Nad myślami i działaniami ludzi czuwa tu komputer, zaopatrzony w pamięć przeszłych wydarzeń, które doprowadziły do zguby starą planetę, i mający za zadanie kierować poczynaniami mieszkańców Harmonii. Sprawy zaczęły się jednak wymykać spod kontroli – komputer słabnie, a ludzie zaczynają sobie przypominać rzeczy, o których nie pamiętali przez pokolenia, pojawiają się wynalazki mogące ułatwić nie tylko codzienne życie, ale i zwycięstwo w ewentualnej wojnie i opanowanie jednej krainy przez mieszkańców innej. Mnożą się dziwne wydarzenia, a ludzie dotąd trzeźwo myślący zaczynają mieć wizje, które prowadzą ich na nowe, nieprzetarte ścieżki.
Historia prosta, ale sugestywnie opowiedziana, dobrze się czyta. Bohaterowie ciekawie scharakteryzowani, różnorodni i bogaci wewnętrznie. Fabuła ciekawa, z niewiadomymi, na których wyjaśnienie czeka się z niecierpliwością.
(Ocena: 5/6)

Orson Scott Card, Wezwanie Ziemi
W Basilice, rodzinnym mieście bohaterów cyklu, źle się dzieje. Władzę przejmują ludzie o zapędach autokratycznych, a do bram zbliża się oddział wojska Imperatora pod dowództwem inteligentnego generała Moozha. Kobiety rządzące dotąd Basiliką nie potrafią się oprzeć manipulacjom najeźdźców, a Rasa i jej rodzina stają się zakładnikami w rękach generała.
Dobry tom. Coraz lepsze kreacje głównych postaci, bardziej zdecydowanie opisane, o lepiej zróżnicowanych charakterach – trudna sytuacja, w jakiej się znaleźli mieszkańcy miasta i konieczność podjęcia działań niemożliwych do przewidzenia powodują, że nastoletni bohaterowie szybciej dojrzewają, mężnieją i stają na wysokości zadania, jakiego wymaga od nich Naddusza. Fabuła również rozwija się coraz lepiej, odsłaniając kolejne elementy, wyjaśniając to, co mogło być niezrozumiałe w pierwszym tomie, i dodając nowe, inspirujące do rozmyślań fragmenty układanki.
(Ocena: 5/6)

Orson Scott Card, Statki Ziemi
Trzecia część cyklu toczy się pozornie leniwie. Wędrówka kilkunastoosobowej, luźno związanej więzami krwi i przyjaźni grupy przez pustynię w kierunku znanym jedynie Nadduszy, życie w dolinie, sianie i zbieranie plonów, płodzenie i wychowywanie dzieci – to wszystko może się wydawać zbyt statyczne. Jednak pod pozorami spokojnego życia tętnią namiętności, które co chwila grożą wybuchem, zdolnym rozsypać kruchą spoinę, łączącą grupę w całość; konieczność zmiany przyzwyczajeń i rezygnacji z tego, co dotychczas było ważne dla każdego z wybrańców, rodzi frustracje, które opanować może tylko ktoś o bardzo silnej osobowości, przy sporym udziale nadludzkiej, komputerowej mocy Nadduszy.
Dalej czyta się dobrze, mimo wolnego tempa. Drażnią mnie jednak trochę zbyt silne naleciałości biblijne i coraz większa dawka mistycyzmu, jednoznacznie wskazujące zagubionym duszyczkom jedynie słuszny kierunek – należy wierzyć w Nadduszę i podporządkować się jej, bo tylko ona wie, co jest dobre dla człowieka i ludzkości, a wszelki opór będzie nadaremny i stłumiony w zarodku przy użyciu sił nadprzyrodzonych, dzięki czemu każdy niedowiarek przekona się, że nie warto zadzierać z prawdziwymi wyznawcami. Trochę niebezpieczne przesłanie, nasuwające niepokojące scenariusze na przyszłość. Ale poza tym jest dobrze; będę kontynuować czytanie po pewnym czasie.
(Ocena: 4,5/6)

22 czerwca 2014

Od dinozaurów po nanoroboty

Michael Crichton to pisarz wszechstronny, potrafiący zabrać czytelnika w świat zarówno nieznanych jeszcze technologii, jak i dawny, pełen piratów (Pod piracką flagą) czy kryminalistów napadających na pociągi. Nie brakuje też w jego twórczości powieści sensacyjnych, o prostych fabułach i z zagadkami do rozwiązania. Wiele jego powieści zostało zekranizowanych. Poniżej krótkie omówienia kilku utworów.

Jurassic Park
Wszyscy zapewne pamiętają film, nakręcony przez Spielberga na podstawie powieści Crichtona. Park rozrywki, w którym atrakcją miało być kilkadziesiąt gatunków wymarłych zwierząt, żyjących w środowisku naturalnym kontrolowanym przez człowieka, to pomysł wiekowego miliardera Hammonda, spełniającego dziecięce marzenia. Szeroko zakrojone badania, specjalne laboratoria, hodowla kolejnych gatunków – i na wyspie w pobliżu Kostaryki powstaje park jurajski, będący ziszczeniem snu o podglądaniu prehistorii. Wszystko wygląda doskonale, dopóki systemy ochronne działają – gdy jeden element zawiedzie, wszystko zaczyna się sypać, bariery się łamią, zwierzęta przemieszczają bez ograniczeń, a nawet rozmnażają bez kontroli.
Pomysł ciekawy, mimo że, według naukowców, niemożliwy do wykonania. Poszczególne elementy powieści w dobrych proporcjach: po trochu genetyki, polityki i pieniędzy, nie brakuje też marzeń i pieniędzy, miłości i zaślepienia, oraz zwykłej akcji prowadzonej w wartkim tempie. Czyta się szybko i z przyjemnością.
(Ocena: 5/6)

Wyższa konieczność
Jedna z pierwszych powieści Crichtona. Akcja osadzona jest w środowisku lekarskim, w latach sześćdziesiątych XX wieku, w Stanach Zjednoczonych. Przyjaciel narratora przeprowadza czasem aborcje na życzenie kobiet, które z powodu niechcianej ciąży znalazły się w trudnej sytuacji. W którymś momencie do szpitala trafia dziewczyna, umierając z powodu nieudanej aborcji; rodzina oskarża o jej śmierć znanego sobie ginekologa.
Dosyć przewidywalny medyczny kryminał, bez szczególnych zalet, ale i pozbawiony większych wad. Zaletą jest wartkość akcji i brak przeładowania terminami medycznymi, mimo akcentowania problematyki aborcyjnej. Dobrze się czyta, niestety szybko też zapomina.
(Ocena: 4/6)

Państwo strachu
Crichton skupił się tu na tematyce ekologicznej i manipulacjach kataklizmami na ziemi, by uzyskać fundusze na działalność organizacji ekologicznych. Gdzieś ginie ktoś związany z badaniami meteorologicznymi czy tylko mający styczność z przestępczą organizacją wykorzystującą modny temat, a główni bohaterowie co chwila narażeni są na śmierć w tajemniczych, trudnych do wyjaśnienia okolicznościach.
Crichton nieźle obnaża mechanizmy polityki kręcącej się wokół ekologii i dużych pieniędzy. Nic nowego, ale można nauczyć się odmiennego spojrzenia na środki przekazu, środowiska opiniotwórcze, specjalistów w wąskich dziedzinach czy po prostu na sposoby manipulowania ludzkimi masami, podatnymi na powierzchowną wiedzę i fragmentaryczne wiadomości serwowane przez massmedia. Zgrabny kryminał polityczno-ekologiczny.
(Ocena: 4/6)

Wschodzące słońce
W nowym biurowcu japońskiego koncernu Nakamoto, podczas przyjęcia z udziałem polityków i znanych osobistości świata nauki i kultury, ginie luksusowa prostytutka. Śledztwo prowadzone jest przy współudziale oficera łącznikowego służb specjalnych, specjalizującego się w tematyce japońskiej, posiadającego rzadki dar dostrzegania tego, co ukryte i przemilczane.
Typowy kryminał z obcą kulturą w tle. Zderzenie wyobrażeń Amerykanów i Japończyków o sobie nawzajem jest powodem nieporozumień prowadzących śledztwo na manowce. Jednocześnie Autor unaocznił problem wolnego, ale nieustannego wykupywania amerykańskich firm i ziemi przez obce koncerny, dwulicowość polityków, dla pieniędzy gotowych wyprzedać swój kraj czy po prostu zbyt mało przewidujących, czym ich działalność może się skończyć. Na takim tle działa samotny (mimo obecności pomocnika) John Connor, który potrafi połączyć fakty i rozgryźć zagadkę, nawet jeśli nie jest w stanie zapobiec kolejnej śmierci.
(Ocena: 4/6)

Andromeda znaczy śmierć
Na Ziemię w pobliżu amerykańskiego miasteczka spada sztuczny satelita. Szybko okazuje się, że prawie wszyscy mieszkańcy umierają – przy życiu zostaje jedynie włóczący się alkoholik i niemowlę. Wojsko ściąga grupę naukowców do zbadania śmiercionośnej zawartości sondy.
Jedna z pierwszych powieści Crichtona jest historią prostą, ale uczącą pokory: wobec świata nieznanego i najbardziej obcego, pochodzącego z bezmiaru kosmosu. To stamtąd przybywa życie, które może pokonać nieodporne nań ludzkie organizmy i od naszego przygotowania zależy, czy poradzimy sobie z nim z małymi czy z dużymi stratami. Sporo jest tu o biologii wirusów i bakterii, o odporności na nie i sposobach radzenia sobie z chorobami, a także o odosobnionych, tajnych laboratoriach, w których waży się los człowieka.
(Ocena: 4,5/6)

Predator / Rój
Rozwój nowych technologii niesie ze sobą wiele pułapek, niektóre z nich są trudne do przewidzenia. Taka niespodzianka spotkała twórców nanorobotów uformowanych w nieoczekiwanie ewoluujący rój, zdolny do reprodukcji i uczenia się, zagrażający w końcu nie tylko mniejszym stworzeniom, ale i ludziom. Na pomoc zostaje wezwany bezrobotny chwilowo programista, Jack Forman, którego świeże spojrzenie na problem ma pomóc w zniszczeniu zagrożenia.
Ciekawe spojrzenie na możliwe drogi rozwoju nanotechnologii. Wartka akcja, nieskomplikowani bohaterowie, kilka niespodziewanych zwrotów akcji i radykalne zakończenie sprawiają, że powieść czyta się szybko i z zainteresowaniem. Niezła rozrywka.
(Ocena: 4,5/6)

14 kwietnia 2014

Światy Chrestomanciego


Cykl Diany Wynne Jones o Chrestomancim nie zyskał takiej sławy jak ten o Harrym Potterze, mimo że przez wielu jest uważany za pierwowzór tegoż. Niezależnie od podobieństw i różnic jest to bardzo ładnie przedstawiony świat, kompletny, rozbudowany, z dobrze oddanymi bohaterami, spójnymi charakterologicznie i borykającymi się ze znanymi nam problemami, na które i wszechobecna magia nie zawsze jest w stanie pomóc. Zwykle nastoletnich bohaterów poznajemy w tym punkcie życia, gdy do głosu gwałtownie dochodzą nieujawnione jeszcze zdolności i predyspozycje, które trzeba nauczyć się mądrze wykorzystywać i kontrolować, by nie doprowadzić do destrukcji otoczenia. Mogą razić niektóre metody wychowawcze, stosowane wobec nieletnich, i brak oparcia w opiekunach, co nie pozwala na wytworzenie się dostatecznego poczucia bezpieczeństwa i wspólnego języka w razie problemów – często dzieci pozostawione są samym sobie, co stymuluje je wprawdzie do szukania rozwiązań, ale i naraża na często zbyt duże niebezpieczeństwo.
Warto zapoznać się z Christopherem Chantem i jego następcami. Doradzam jednak czytanie w kolejności chronologicznej wydarzeń, jak poniżej, a nie według dat wydania poszczególnych części. 


Diana Wynne Jones, Dziewięć żywotów Christophera Chanta
Christopher Chant, zwykły chłopiec w magicznym świecie, ma sny. W tych snach wędruje po Miejscu Pomiędzy, skąd można wejść do innych światów, działających na innych zasadach, rządzących się swoimi zwyczajami i posiadających odmienną specyfikę. Każdy ze światów ma też jakieś swoje bogactwo, warte fortunę na czarnym rynku magicznych ingrediencji. Jednak, żeby przenosić przedmioty między światami, trzeba mieć rzadki talent – taki jak Christopher. Przydatne, i wyjątkowe, jest też posiadanie więcej niż jednego żywota. Tylko wyjątkowy mag, z dziewięcioma żywotami, może zostać Chrestomancim, największym i najpotężniejszym magiem, pilnującym porządku i prawa w magicznym świecie.
Christopher jest chłopcem samotnym. Jedynak, ukochany syn rodziców, którzy nie potrafią się dogadać nawet co do obiadu, nie mówiąc już o wychowaniu dziecka i o wymarzonej, przez każdego z nich innej, jego przyszłości, rośnie pod opieką zbyt często zmieniających się niań i guwernantek. Do czasu, gdy zainteresuje się nim wuj Ralf, wciągając w swoje ciemne interesy. Chłopak jest jednak zbyt uczciwy, żeby świadomie robić to, czego nie powinien, znajdzie więc dość siły, by przeciwstawić się naciskom i uratować wszystko, co jeszcze można ocalić.
(Ocena: 5/6)

Diana Wynne Jones, Los Konrada
W Serii Siódmej mieszka Konrad. Wraz z matką, siostrą i wujkiem prowadzącym księgarnię, żyje prawie spokojnie. Prawie, bo od czasu do czasu zmienia się otaczająca ich rzeczywistość. Źródło tych zmian zdaje się pochodzić z pobliskiego zamku, nie każdy też je zauważa. Dwunastoletni Konrad, który właśnie dowiedział się, że ciąży na nim zły los, musi zaciągnąć się na służbę do zamku i wypełnić nieznane na razie zadanie. W drodze do miejsca pracy spotyka Christophera Chanta, już piętnastoletniego, który również tu przybył w sobie tylko wiadomym celu.
Równie dobra jak pierwsza powieść o przyszłym Chrestomancim. Jest tu dużo humoru, garść kpin ze świata wyższych sfer, chaos zmieniających się rzeczywistości i ostrzeżenie przed manipulowaniem ludźmi i otoczeniem. Zło zostaje ukarane, odwaga doceniona, a ukryte, tajemnicze talenty ujawnione, by mogły się rozwijać.
(Ocena: 5/6)

Diana Wynne Jones, Zaczarowane życie
Eryk Chant, zwany Kotem, wraz ze swoją uzdolnioną magicznie siostrą zostaje mieszkańcem zamku Chrestomanciego. Wraz z dziećmi Christophera Chanta uczą się codziennie, bawią i usiłują czegoś dokonać. To znaczy Gwendolina usiłuje, a Kot jej w tym nie przeszkadza, nie rozumiejąc, do czego siostra zmierza. To przecież ona posiada zdolności magiczne, on nie ma takich talentów – tak przynajmniej sądzi. Jednak działania Gwendoliny prowadzą do nieoczekiwanych rezultatów.
Kolejna powieść z akcją osadzoną w uniwersum Chrestomanciego. Pojawia się tu określenie „Sam Wiesz Kto”, by nie wymawiać imienia Chrestomanciego, bowiem istnieją uzasadnione podejrzenia, że to go przywołuje, co nie każdemu odpowiada. Poza tym jest zamach na tych, którzy stoją na straży właściwego korzystania z magii i spisek czarodziejów, usiłujących zrzucić ograniczenia narzucone przez legalną władzę współpracującą z ludźmi pozbawionymi talentów magicznych. Brzmi znajomo, prawda? No i kolejny raz bohaterem jest chłopiec, który musi sobie dopiero uświadomić, że jest jednym z niewielu najbardziej uzdolnionych ludzi we wszystkich znanych światach.
(Ocena: 5/6)

Diana Wynne Jones, Tydzień czarów
Tym razem trafiamy do świata, w którym magia i czarowanie są tak powszechne, że aż zakazane. Płoną stosy, a polowanie trwa. Do szkoły z internatem w Wieloborze uczęszczają między innymi dzieci czarownic i czarowników, sieroty po ofiarach systemu. Nic dziwnego, że w klasie IIy, w wieku, gdy dzieci zaczynają zdawać sobie sprawę ze swoich uzdolnień i możliwości, zaczynają dziać się dziwne rzeczy: a to wlatują kukujące papugi, a to miotły same wybierają swoje czarownice i zabierają je na podniebne wycieczki. Są też typowe dla takich zbiorowości przepychanki, dręczenie, bicie i inne przejawy dominacji jednych nad drugimi. W końcu nieumiejętne stosowanie czarów musiało zaniepokoić władze i do szkoły ma przybyć Inkwizytor. Kto się go obawia?
Kolejna bardzo ciekawie i plastycznie napisana opowieść z jednego ze światów Chrestomanciego. Znowu Jones pokazuje naturę człowieka w niezbyt pięknych, ale i niosących nadzieję, przejawach: zawiść rodzi zbrodnię, a do przełamania czaru potrzebna jest iskierka dobra, które siedzi i w zatwardziałych, egoistycznych duszach.
(Ocena: 5/6)

Diana Wynne Jones, Magowie z Caprony
Magiczne Włochy to świat nieco inny niż ten, który znamy z naszej historii. W rzeczywistości Chrestomanciego utrzymały się miasta-państwa, walczące ze sobą i konkurujące na polu politycznym i kulturalnym. Jednym z nich jest Caprona, w której rządzi książę przy pomocy dwóch zwaśnionych rodów: Montanów i Petrocchich, najpotężniejszych magicznie w mieście. Capronie grozi wojna z sąsiadami, a zapobiec można jej tylko dzięki odkryciu właściwych słów pieśni przyniesionej niegdyś przez Anioła, opiekuna miasta.
Ładna opowieść o potrzebie pogodzenia się, zaniechania waśni ciągnącej się od wieków, z tak naprawdę nieznanych już i nieważnych powodów, przynoszącej tylko zło i ból. Dwóch kłócących się może pogodzić tylko trzeci, silniejszy wróg, przeciw któremu trzeba połączyć siły, by nie dać się zniszczyć. Pomocne okazuje się wtedy młode pokolenie, przełamując rodzinne tabu miłością i przyjaźnią, potrzebą pomagania sobie i ratowania zagrożonego życia. To właśnie najmłodszym, jeszcze nie do końca przesiąkniętym nienawiścią, przypada w udziale najważniejsze odkrycie. Tylko troszeczkę pomaga im wezwany w trudnej chwili Chrestomanci. Jones pokazała tu też siłę, jaka tkwi w rodzinie, zwartej i stającej za każdego noszącego to samo nazwisko.
(Ocena: 5/6)

Diana Wynne Jones, Magiczna mieszanka
Cztery opowiadania uzupełniające poprzednie powieści. W pierwszym wracamy na chwilę do Wolvercote, już po wydarzeniach z Zaczarowanego życia, by z Pomocnym Czarownikiem, pozbawionym mocy, pasjonować się samochodami. Złe uczynki zostają ukarane, a grzesznik sprowadzony na właściwą drogę, nawet jeśli jest ona niezbyt wygodna.
Drugie opowiadanie można czytać bezpośrednio po Magach z Caprony, bowiem opowiada ono o pobycie Tonina Montany w zamku Chrestomanciego i jego relacjach z Kotem Chantem. Prawdziwa przyjaźń rodzi się czasem w trudach i niebezpieczeństwach, za to potem gwarantuje pomoc w każdej sytuacji. Tu też pojawia się naprawdę zły czarodziej, jakim nie chce być żaden rozsądny młody człowiek.
Kolejna opowieść traktuje o tym, jak łatwo przyzwyczaić się do sławy i luksusowego życia i jak trudno być dobrym szefem, wspierającym pracowników, a nie eksploatującym ich nad miarę. A także o prawie do radosnego dzieciństwa i dojrzewania bez przyspieszania tego procesu. Jak zawsze Chrestomanci jest gotów pomagać uzdolnionej młodzieży w dorastaniu, przeprowadzając ją przez niebezpieczne mielizny magii.
Ostatnia jest o próbach manipulowania przeznaczeniem – nawet bogom nie udaje się ta sztuka, co ma być, to będzie, a rzeczywistość w najkrótszym możliwym czasie i tak powróci w przewidziane koleiny.
Najciekawsze jest drugie, najdłuższe opowiadanie – wyjaśnia, co się stało z Gabrielem de Wittem, poprzednim Chrestomancim, który odegrał sporą rolę w pierwszej powieści, i łączy ze sobą kilka wątków, uzupełniając i dopełniając wcześniejsze wydarzenia. Sympatyczny zbiorek, nieco słabszy jako całość, ale również wart przeczytania.
(Ocena: 4,5/6)

29 marca 2014

Życie w pionie

Rafał Kosik
Vertical
Powergraph, 2006

Vertical to jeden świat w kilku obrazach: powietrzne miasta wędrujące przez Niebo, okruch skały zawieszony w przestrzeni planety i podwodne kopuły, w których czas stanął przed czterystu laty i nic nie może ulec zmianie. Wszystkich łączy wspólna, lecz rozległa przestrzeń i jednakie pochodzenie. Jednak przyczyny rozbicia i to, jak do niego doszło, zniknęły w niepamięci przeszłych pokoleń, a nowe życie zdominowało zaszłości, nie pozwalając im wyjrzeć z kokonu bezpieczeństwa i biernej akceptacji obecnej egzystencji.
Kosik stworzył niebanalny świat, świat ludzi pnących się w górę i dążących do bliżej nieznanego Celu, bez korzeni i przeszłości, bo ta uległa zapomnieniu, bez marzeń o zmianach, bez świadomości, że jakieś zmiany są w ogóle możliwe. Świat, w którym ludzie żyją z  dnia na dzień, zamknięci w małych społecznościach – miastach przesuwających się powoli w górę na linach, od czasu do czasu zbliżających się do siebie celem Wymiany dóbr posiadanych w nadmiarze na inne, brakujące, a tak pożądane.
Spokojnej, nudnej egzystencji z pozoru nic nie może zakłócić, chyba że trafi się wśród ludzi umysł niebanalny, poszukujący starych historii i nowych rozwiązań, wyciągający wnioski z nieznacznych przesłanek i potrafiący wymyślić coś niecodziennego, nowatorskiego. Takim poszukiwaczem jest Murk – marzyciel, próbujący poznać przyczyny i zmienić swoją przyszłość, wspierany przez Harsis, która go wybrała i popchnęła w nowym kierunku. Na innym biegunie podobne działania podejmuje Jonathan, badacz świata, konstruktor i pilot, człowiek samotny po stracie żony i syna, rzucany przez los w różne, niekoniecznie pożądane strony. I Jonathana, i Murka intrygują liny, na których opiera się świat, ich budowa, właściwości, a przede wszystkim pochodzenie i twórcy – w ich poszukiwaniu przemierzą znane im i nieznane przestrzenie, porywając się na karkołomne przedsięwzięcia, analizując i usprawniając narzędzia, nie uznając zastanego porządku i dążąc do istoty świata.
Murk jest postacią bardzo dobrze zarysowaną, wyraźną i pełną, natomiast w Jonathanie czegoś brakuje, jakby ten bohater przestał się w pewnym momencie autorowi podobać i dostał jakieś bliżej niewyjaśnione zakończenie swej podróży. Świetnie są pokazane różnice między ludźmi żyjącymi w odmiennych warunkach, zmiany ich mentalności, podejście do rzeczywistości, powszechna inercja myślenia, wyrachowanie rządzących i brutalna prawda o mechanizmach politycznych. Uwypuklone są też pułapki, w jakie może wpaść człowiek, gdy zbyt dosłownie trzyma się litery prawy czy raczej fragmentów z tej litery, gdy pozwoli sobie zapomnieć o przeszłości i odwiecznej potrzebie dążenia do zmian, gdy wtłoczy się w przyciasne ramy i sam sobie nałoży kajdany, niepozwalające na rozwinięcie skrzydeł czy nawet zwykłą szczerość i uczciwość wobec siebie.
Od czasu, gdy przeczytałam pierwszą część cyklu przygód Felixa, Neta i Niki, niezmiennie podziwiam wyobraźnię autora, który w jednej powieści potrafi zawrzeć tak wiele różnorodnych obrazów świata, ożywić plejadę bohaterów, dać asumpt do rozmyślań i jeszcze zagwarantować rozrywkę na wysokim poziomie. Vertical również mnie nie rozczarował.
(Ocena: 5,5/6)

● ● ●

„Ludzie potrzebują kłamstw jak wody. Tylko nieliczni mogą poprawnie funkcjonować bez świadomości, że ktoś wszechwiedzący obserwuje ich czyny i kiedyś ich z nich rozliczy. Cała reszta maluczkich musi mieć strażnika, umieszczonego we własnej głowie przez kogoś mądrzejszego. Niestety, ten strażnik może działać tylko w określonym środowisku. Jeśli warunki się zmienią, strażnik umrze. Ludzie, którym ufam, przetrwaliby śmierć swojego strażnika i dalej robili to, co robią. Ale tysiące, dziesiątki tysięcy, tam w dole, przestałoby się czymkolwiek przejmować. Zaczęliby kraść, zabijać. Oni muszą wierzyć święcie, niezachwianie, że całe życie pracują na ocenę, wystawianą w chwili śmierci.”
„W każdym z nas, gdzieś głęboko, żyje nadzieja. [...] Nadzieja, że to wszystko wokół to tylko stan przejściowy. Nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, czekamy na jakieś wydarzenie, które wskaże nam nowy kierunek. Boimy się go, ale i pragniemy. Bo czyż to jest idealny świat?”
„Dogmaty są konieczne, żeby utrzymać tłum w ryzach.”
„Prosty człowiek najlepiej funkcjonuje, gdy czuje nad sobą karzące ostrze absolutu. Inaczej lęgną się w ograniczonym umyśle rozliczne pokusy.”
„Wiedzą należy się dzielić rozważnie, bo chociaż prawdziwa, najczęściej jest niewygodna. Z drugiej strony życie bywa ulotne, a wiedza, nieraz więcej warta od tego życia, wraz z nim ulatuje. Wychodzi więc na to, że trzeba dobierać sobie powierników tej wiedzy. Nie wszystko można zapisać w księgach.”
„Ludzie, którzy nie są panami własnych umysłów, czyli ogromna większość społeczeństwa, żyją iluzją i wygodnie im z tym, bo iluzje uwalniają umysł od trudnych pytań. Władcy lubią pielęgnować te iluzje, lubią je pielęgnować grupy interesów. Nawet więcej niż pielęgnować – oni lubią je modyfikować, tworzyć. Naciski na naukowców, by ich badania dawały takie, a nie inne wyniki były, są i będą. To część sztuki władzy.”
„Gdy zna się prawdę, jest znacznie łatwiej kłamać. Kłamstwo powinno być paralelne wobec prawdy, bo wtedy prawdziwie wygląda i jakby co, łatwiej się z niego wyplątać.”
„Co robi Kościół Zaufania? Obiecuje nagrodę za właściwe życie, ale odbiór nagrody ma nastąpić już po śmierci. Sprytne, bo absolutnie niesprawdzalne. Nikt nie zgłosi reklamacji. A tak naprawdę, otrzymać po śmierci Łaskę Jasności może tylko człowiek doskonale niewierzący, bo tylko jego prawe uczynki płyną ze szlachetnych, bezinteresownych pobudek, a nie ze strachu przed strąceniem w Wieczny Mrok.”
„Jesteśmy jednostkami, ale nasza siła to ciągłość cywilizacji, mimo jednostkowych śmierci.”
„Tkwimy w zamkniętym świecie, nawet jeżeli jego granic nie dostrzegamy. Granicami są nasze możliwości.”
„Żeby móc naprawdę poznać lub zmieniać nasz świat, trzeba go najpierw opuścić i obejrzeć z zewnątrz.”
„Zamknęli nas w pętlach, z których nie potrafimy się wydostać, bo więzami jest nasza własna wyobraźnia. A raczej jej niedostatki, charakterystyczne dla całego naszego gatunku. Nie można przeskoczyć samego siebie, a to właśnie należałoby uczynić, by odwrócić porażkę. Nie jesteśmy bogami.”
„Jak w ogóle można badać świat, samemu będąc jego częścią? Mały element może pojąć złożoność całego układu tylko w przynależnym mu stopniu.”

18 lutego 2014

„z końcem przyszedł straszny początek”

Szczepan Twardoch
Wieczny Grunwald
Wydawnictwo Literackie, 2013

Druga połowa XIV wieku, w Krakowie włada król Kazimierz, ostatni z dynastii Piastów. Jest nie tylko panem Polski, ale i ludu ją zamieszkującego, w szczególności kobiet niższych stanów, których używa w razie potrzeby bez oglądania się na jakiekolwiek względy. Tak też użył kupieckiej córki krakowskiego Niemca do spłodzenia nieślubnego syna, nie interesując się potem jej losem, nie pamiętając zgoła o jej istnieniu. A bastert królewski dorasta w domu publicznym, gdzie wylądowała jego maćka, życiem i złymi ludźmi doświadczona. W domu, w którym dorośli i dzieci nie mieli przed sobą tajemnic ciała, razem mieszkając i rosnąc, w nieprzesadnej delikatności stosunków międzyludzkich. Delikatność ta przejawiała się co najwyżej tym, że „matki mojej machlerz nie bił przy mnie, w końcu nie z kamienia miał serce, bił ją, kiedy nie patrzyłem” (s. 18).
Paszko Bękart, pogrobowiec króla Kazimierza, urodził się w latach siedemdziesiątych XIV wieku a zginął w bitwie pod Grunwaldem, żyjąc i umierając od tej pory po wielekroć w zmieniającym się strumieniu istnienia, w różnych rzeczywistościach i odmiennych wcieleniach, „w miriadach wątków i czasów” (s. 38). Przeżywał kolejne życia jako rycerz, żołnierz, najemnik, zawsze gotowy do walki, zawsze przygotowany na śmierć, a nawet czekający jej jak zbawienia, zmęczony niekiedy, bez sił – dla niego „zabijanie i umieranie to zwykła sprawa” (s. 41). Wędruje Paszko po krajach matki i ojca, szukając swego miejsca, samotny i rozdarty, bez przynależności, bez domu, bez akceptacji u ludzi napotkanych, pogardzany jako kurwi syn, nieuznany w swej godności królewskiego potomka, niezwiązany z nikim, choć tak łaknący zrozumienia. Miota się w tym wędrowaniu i szuka swojego świata, chociaż powinien zażywać spokojności jako i inni nieślubni synowie króla Kazimierza zażywają, przenosi się tu i tam w poszukiwaniu życia, a w końcu i prawdziwej śmierci, bo ma już dosyć przedwiecznego istnienia, wszechbycia i wszechumierania: „A ja nie chcę. Nie chciałem i teraz też nie chcę, marzyłem tylko o tym, żeby nie być, żeby mnie nie było, a teraz jestem, wszechjestem...” (s. 157).
Wieczny Grunwald to powieść wyjątkowa. Nie na darmo cytowane są na okładce słowa Dukaja o rozmachu godnym Parnickiego, o człowieczeństwie tak zagmatwanym przez (nie)przynależność do dwóch światów, dwóch kultur (aż chce się po Twardochu po tego Parnickiego sięgnąć, by znowu smakować skomplikowane dzieje niełatwym opisane językiem). Zderzenie kultur, rozdarcie między od wieków walczącymi sąsiednimi krajami, rodzi w umyśle Paszka schizofreniczne wizje, które przenoszą i jego, i nas, w różne czasy, historycznie udokumentowane i fantastycznie nieznane. Jest tu jednocześnie średniowiecznie Piastowo i Jagiellonowo, współcześnie i przyszłościowo, niemiecko i polsko, chociaż trochę bardziej polsko, a może tylko tak się wydaje, bo częściej Paszko o Matce Polsce wspomina. I jest całkiem niełatwo, bo trzeba wysilić uwagę, nie stracić wątku, czasem leniwie się snującego, a czasem biegnącego wartko, bez oglądania się na zapóźnionego, śpiącego czytelnika. Ale jest też pobudzająco, do myślenia i do czucia, do rozważania tego, co było, być mogło, a pewnie i będzie. Bo warto wrócić za jakiś czas do Wiecznego Grunwaldu, jak wracał do życia Paszko, by poczuć to, co on mógł czuć, i zanurzyć się znowu w otchłań czasu i przestrzeni, pływać w niej i przedzierać się pokonując przeszkody.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

„z końcem przyszedł straszny początek” (s. 35)
„Pewnie dlatego, że tak się tego zabijania i umierania boicie, to lubicie o nim słuchać i czytać, i je oglądać, prawda? No więc będę o tym mówił, bez obaw. Ale i tak nie zrozumiecie tego, co najprostsze i najważniejsze. Zabijanie jest zwykłe. Czy chodzi o kurę na obiad (zabiliście kiedyś przynajmniej kurę?), czy o całe narody, czy o jednego człowieka. [...] krew to krew, ból to ból, kurzy czy ludzki.” (s. 38)
„[...] przemoc może być i barbarzyńska, i cywilizowana, tak jak barbarzyńskie i cywilizowane mogą być obyczaje kulinarne, erotyczne i wszystkie inne. A mężczyźni ćwiczący się w walce, według spisanych, ustalonych reguł, to jest właśnie wstęp do przemocy cywilizowanej, do wojny. Bo kiedy dzikus napada na dzikusa, to jeszcze nie jest wojna – wojna jest wtedy, kiedy jest rozkaz, obowiązek, odpowiedzialność, odwaga i tchórzostwo.” (s. 69)
„[...] da się milczeć bardziej, da się milczeć ciszą śmiertelną, w takiej ciszy bardziej słychać, jak powiedziałby to byle klecha, jęki potępionych.” (s. 157)

11 lutego 2014

Światy Tolkiena

John Ronald Reuel Tolkien
Silmarillion (The Silmarillion)
tłum. Maria Skibniewska
Czytelnik, 1990

Tolkien stworzył cały, kompletny świat, z kilkoma zamieszkującymi go rasami, mitologią, językami, geografią i historią. Opisał go w wielu utworach, z których największą popularnością cieszą się opowieści o hobbitach (Hobbit, Władca pierścieni). Istotnym elementem jest mitologia tego świata, potrzebna do zrozumienia późniejszych wydarzeń, zawarta w opublikowanym już po śmierci, bo mniej cenionym przez autora, Silmarillionie. Przedstawił w niej Tolkien Pierwszą Erę Świata, czyli to, co się wydarzyło, zanim pojawili się hobbici. Są tu głównie elfy, silne i wojownicze, i jest Władca Ciemności, któremu potem zaczął służyć Sauron. Toczy się wojna o Silmarile, klejnoty, w których zawarte jest światło Dwóch Drzew Valinoru. Jest też sporo legend o Ainurach, Valarach, o Luthien i Berenie, Noldorach i Turinie, o Elrondzie i Elrosie, są wojny o Numenor i Gondolin, a wreszcie pierwsze wzmianki o pierścieniach, które potem przysporzą tyle bólu w świecie dzielonym przez elfy, krasnoludy, ludzi i hobbitów.
Bardzo dobry wstęp do Władcy Pierścieni. Początek może nieco nudnawy, jak to bywa w mitologiach, gdy wśród stwórców tworzą się frakcje i stronnictwa, ale im bliżej wydarzeń, znanych z innych dzieł, tym lepiej się czyta i bardziej łaknie szczegółów. Dla fanów Tolkiena pozycja obowiązkowa.
(Ocena: 5/6) 

● ● ●

John Ronald Reuel Tolkien
Drużyna Pierścienia
Dwie wieże
Powrót króla
Audiobook, czyta: Marian Czarkowski 

Nie będę rozpisywać się o zawartości, fabule i bohaterach. Chyba nie ma nikogo, kto nie słyszałby o najsłynniejszej powieści Tolkiena, a przynajmniej o jej adaptacji filmowej. Dla mnie jest to historia szczególna: poznana dosyć późno, w jedynie słusznym tłumaczeniu Marii Skibniewskiej, któremu, po zapoznaniu się z fragmentami innych przekładów, pozostaję wierna, przeczytana w zachwyceniu, przewałkowana dokładnie kilka razy na różne sposoby, pozostaje opowieścią bardzo ważną. Mimo dosyć dobrej znajomości opisanych przygód, ciągle wracam do czytania/słuchania Władcy Pierścieni dla zawartych tam idei walki ze złem, pięknych postaci, trudnych wyborów, walecznych czynów, zwycięstwa dobra nad złem, i tym prawdziwym, i tym symbolicznym. Nie przeszkadza mi długa wędrówka bohaterów do celu, nie nużą trudności co i rusz pojawiające się na drodze, nie nudzi gadanie o ideałach i partnerstwie, pomaganiu i pracy dla innych. Wkraczając do Śródziemia zanurzam się w piękną, ale wcale nie idealną rzeczywistość, niosącą nadzieję na zmianę, widząc w niej to, co dzieci w baśniach, całą złożoność świata i dzieje, które nie zawsze układają się tak, jak sobie wymarzyliśmy, ale które możemy zawsze trochę poprawić, wkładając w to siłę i chęci, by uczynić życie lżejszym i pełniejszym. Za każdym razem perspektywa walki o Śródziemie przyprawia mnie o dreszczyk oczekiwania na wyśmienitą ucztę.
Kolejne czytanie to kolejna interpretacja. Tym razem Tolkien przemawiał głosem nieznanego mi wcześniej lektora, Mariana Czarkowskiego. To było dobre słuchanie, z wyczuciem i małą ilością wpadek, załamań głosu i czegoś w rodzaju płaczliwości, w jaką lubią popadać niektórzy lektorzy zbyt intensywnie wczuwający się w tekst. Nie jest to czytanie idealne, takim pozostaje dla mnie jednak interpretacja Rocha Siemianowskiego, słyszana dawniej i wytęskniona, ale chyba nie do zdobycia bez błędów i wadliwych plików. Jednak na pewno będę wracać i do pana Czarkowskiego.
Tak jak nie wyobrażam sobie zapomnienia o powieści, tak i często wracam do filmów, stworzonych przez Petera Jacksona na podstawie Władcy Pierścieni. Tu również nie przeszkadzają mi znaczne skróty, zmiany wydarzeń, wycinanie całych scen i pomijanie postaci. To niestety było konieczne przy tak ograniczonym czasie przeznaczonym na każdy film. Niektóre wątki nawet zyskały na tych uproszczeniach, stały się bardziej dynamiczne i znaczące, aż czasem wypierają z pamięci ten właściwy, pierwotny tok wydarzeń, zaczynają żyć własnym życiem i wygrywają z wersją książkową. Ale może trochę dzięki temu przy kolejnym czytaniu znowu zyskują moją uwagę jako coś zapomnianego i poniekąd nowego...
(Ocena: 6/6)