Letnie drzewo (The Summer Tree)
Wędrujący ogień (The Wandering Fire)
Najmroczniejsza droga (The Darkest Road)
tłum. t. 1 i 3: Dorota Żywno,
t. 2: Michał Jakuszewski
tłum. t. 1 i 3: Dorota Żywno,
t. 2: Michał Jakuszewski
Zysk i S-ka, 1995, s. 1150
Zaczyna się współcześnie. Piątka przyjaciół zostaje namówiona przez nieznajomego na skok w inną rzeczywistość. Czy to przez brak rozwagi, pragnienie przygód, naiwność młodości – zgadzają się i trafiają do Fionavaru (motywacja bohaterów i ich zadziwiająca akceptacja nadchodzącego losu jest słabą stroną powieści). Tu zaczynają poznawać rzeczywistość: zagrożone królestwa, plemiona ludzi (wśród których są Jeźdźcy), alfarów, krasnoludów. Alfarowie dzielą się na lios alfarów – to ci dobrzy i piękni, i svart alfarów – brzydcy i źli. W dodatku budzi się z okowów ten główny zły, uwięziony dotąd pod Górą, trzymany w ryzach przez zaklęte klejnoty, w czym sporą rolę grają magiczne pierścienie. Są i inne tajemnicze artefakty, jakieś bransolety ochronne, sztylety dawnych władców. Jest też główny mag, który, a jakże, potajemnie sprzyja mocom ciemności, a na obrzeżach prerii stoi mroczny las, niegościnny i wrogi, nie wypuszczający już tych, którzy weń wstępują. Przybysze z naszego świata mają w jakiś sposób pomóc mieszkańcom Fionavaru. Brzmi znajomo, prawda? Nawet nazwy krain i plemion mają melodię jak z Władcy Pierścieni – to pewnie pokłosie pracy nad Silmarillionem, w opracowaniu którego Kay pomagał Christopherowi Tolkienowi. W tej sytuacji nie dziwią sugestywne napisy na okładkach wszystkich części, porównujące Fionavarski gobelin do powieści Tolkiena, co ma zapewne jakoś usprawiedliwić wtórność wizji Kaya.
Oprócz powyższych nawiązań są też zwykłe kulturowe naleciałości, jakie tkwią w każdym z nas i muszą czasem ujawnić się na kartach powieści. Chociażby ofiara z człowieka, umierającego na drzewie przez trzy dni dla odkupienia cudzych win i przy okazji sprowadzenia deszczu. Pojawia się również w pewnym momencie potrzeba obudzenia śpiących przedwiecznych. Albo pokazania Jeźdźców, przypominających nieco wyglądem i sposobem życia Indian północnoamerykańskich. Pojawiają się też znani legendarni bohaterowie: Pendragon i król Artur oraz pewien niechciany, posiadający moc syn, a nawet giganci czy odpowiedniki herosów z mitologii. No i mroźna zima, niczym w Narnii, skuwa lodem ziemię dotychczas urodzajną i rządzącą się zwykłymi porami roku. Wiem, że w każdej powieści znajdzie się coś z kultury, sztuki, historii, ale czy musi to być podane tak nachalnie i dosłownie? Oczywiście, oprócz wielu naleciałości, jest też sporo pomysłów Kaya, wyglądających na dość świeże. Jest jednak w tej trylogii takie nagromadzenie dziwności, wszystkiego, co tylko można wymyślić, że sprawia niestety wrażenie nadmiaru (a ja myślałam, że Grzędowicz trochę przesadził). Za dużo, za bogato, zbyt dziwnie.
Wcześniej przeczytałam wszystkie inne powieści Kaya i chociaż wiedziałam, że ta trylogia była jego pierwszym dziełem, przyznam, że spodziewałam się czegoś lepszego. Owszem, nawet ładnie to napisane, nieco poetycko, baśniowo, jak z legendy, ale do późniejszych powieści tego autora jednak trochę brakuje. Niemniej warto przeczytać, jeśli ktoś chce poznać początek drogi rozwoju jednego z lepszych współczesnych pisarzy fantasy albo jest zagorzałym fanem tego gatunku lub też nie może żyć bez czytania o elfach i krasnoludach. Pozostali mogą sobie odpuścić. Przy drugim tomie miałam już liczne chwile zwątpienia, ale niezła końcówka skłoniła mnie do czytania dalej. Gdybym jednak wzięła się za Fionavarski gobelin jakieś 18 lat temu, gdy ukazał się w Polsce, na pewno spodobałby mi się bardziej. Chociaż wtedy mogłyby mnie zniechęcić paskudne okładki. ;)
(Ocena: 4/6)