Pierwsza część renowacji krzesła >>tutaj<<
Tydzień temu krzesło zaprojektowane w latach 60. poprzedniego wieku przez profesora Hałasa zostało całkowicie rozebrane i poddane szlifowaniu. Teraz przyszedł czas na odbudowę!
Złożenie stelażu
Oczyszczone drewniane elementy zostały ponownie połączone i sklejone. Jak wspomniałam poprzednio, spod warstwy lakieru wyjrzało piękne, jasne drewno bukowe:
Tapicerka
Czas na elementy tapicerowane. Obiecałam łzy i zgrzytanie zębów.
W tym miejscu muszę wyznać - krzesło miało być różowe... Długo szukałam tkaniny, która nie będzie brzydkim szenilem (bleh!), chciałam gładkiej, jednolitej i mocno różowej. Kupiłam nawet taką, która mi odpowiadała, jednak próba naciągnięcia jej na "rogalik" oparcia spełzła na niczym. Tkanina okazała się zbyt sztywna, robiły się marszczenia. Tutaj nastąpiły pierwsze łzy (metaforyczne rzecz jasna). Zaczęłam wyobrażać sobie, że kolejne dni spędzam na szukaniu tkaniny... nie da rady! Wzięłam tkaninę w pepitkę, kupioną co prawda z myślą o innym projekcie, ale... też się nie układała. Musiałam wrócić do sprawdzonej, szarej tkaniny, którą znacie być może z projektu fotel i kanapa. Może to i lepiej?
Do odrysowania nowych form z pianki użyłam tych starych, co znacznie ułatwiło dopasowanie ich do części drewnianych. Z rogalikiem poszło bezboleśnie:
Powyżej: (1) Wycięta pianka, dopasowana do oparcia. (2) Wstępne przypięcie tkaniny do oparcia. Tkanina mieści się w rowku, o którym wspominałam w poprzednim poście. (3) Widok z przodu. (4) Przymocowanie szpilkami tyłu oparcia. Po krawędzi tkanina została zszyta ściegiem krytym.
Więcej zabawy było z siedziskiem. Mój model miał wypustkę wszytą na całym obwodzie siedziska i postanowiłam to odtworzyć.
Kilka słów o wypustce - można kupić gotową (jeśli chcecie zrobić ją w kontrastowym kolorze) albo wykonać samodzielnie. W grę wchodzi tylko ta druga opcja, jeśli wypustka i reszta mają być z tej samej tkaniny.
Wypustkę szyłam po raz pierwszy. Zwykle wszywa się sznurek, ja postanowiłam użyć linki do wieszania prania. Pomyślałam, że zachowa kształt i odpowiednią sztywność.
Ponieważ używałam pianki o grubości 3 cm, na siedzisko użyłam dwóch warstw. Wycięłam dwie takie same kształki, złączyłam je jedna na drugiej i przyłożyłam do siedziska. Następnie całość pokryłam warstwą owaty. Co prawda zarówno w przypadku oparcia, jak i siedziska ścinałam krawędzie gąbki, aby nie była kanciasta, ale owata wyrównała wszystkie ewentualne nierówności.
Po wycięciu kawałka tkaniny na siedzisko połączyłam go z wypustką. Na zaokrągleniach warto ponacinać wypustkę i materiał od lewej strony, żeby wszystko dobrze się ułożyło.
Poniżej: (1) Tkanina jeszcze przed naciągnięciem. (2) Od spodniej strony. (3) Wszystko naciągnięte i przymocowane zszywkami. (4) Od góry. (5) (6) Krawędź z wypustką.
Tu były łzy drugie i trzecie (okazało się, że pomyliłam strony i szycie wypadło nie z tyłu siedziska, ale z przodu. Prułam dwa razy całe siedzisko, wyjmując przy tym wszywki, co niezbyt korzystnie odbiło się na kondycji sklejki). Zajęło to naprawdę sporo czasu, ale...
Efekt końcowy!
Na koniec oparcie zostało przykręcone za pomocą śrub, a siedzisko zamocowane na zaczepy, o których pisałam w pierwszej części. Wszelkie ubytki zostawiliśmy, nie chcieliśmy nic szpachlować ani wygładzać na siłę.
Może i lepiej, że nie różowe?
Było ciężko, ale.. warto :) Jak Wam się podoba? Macie w planach jakieś renowacje? Chętnie przeczytam i obejrzę!