poniedziałek, 30 grudnia 2013

Dziękuję!

Dziękuję za wszystkie życzenia, które dotarły do mnie poprzez bloga i mejl. Dziękuję Aśko za kartkę, jak zwykle mistrzowsko wykonaną:


I wiecie co? Wszystkim nam życzę wytrwałości, determinacji, wyobraźni i szczęścia w przyjaźni, by móc realizować plany i marzenia, tak jak udało się to Aśko i jej przyjaciółce Kai. Dziewczyny otworzyły w sieci swój sklepik Skrzydlate w kratę.

Z kolei Marcie i Alicji dziękuję za nagrodę w wygranym candy, która dotarła do mnie jeszcze przed świętami. Przepiękne gwiazdki, słodycze, serwetki, kolczyki - wielkie dzięki! Główna nagroda, czyli cudne gwiazdki na żywo prezentują się równie wspaniale, jak na blogu u Dziewczyn.

zdjęcie pochodzi z bloga Marty i Alicji

Kolejna wiadomość ode mnie jest taka, że już 1 stycznia zapraszam Was w moje skromne blogowe progi, bo tym razem to ja będę robić prezenty! Szykuje się niespodziankowe rozdawnictwo, mam nadzieję, że dołączycie!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Zupełnie nieświątecznie

A nawet wiosennie. Jeśli brakuje Wam koloru, przedstawiam taki oto miks - może przyprawić o zawrót głowy tych, którzy wolą bardziej stonowane połączenia:



Broszka dostępna na DaWandzie.

Udanego poniedziałku!

środa, 11 grudnia 2013

Środowe myki: gwiazdka-baletnica, wspomnień dzieciństwa część kolejna


Niedawno wspominałam o plecionym serduszku, które do dziś zdobi gazetki ścienne w podstawówkach. Przypomniała mi o nim książka "100 zabawek na choinkę"  Haliny Kowalczyk (moje wydanie pochodzi z 1983 roku). Dzisiaj kolejny pomysł z tej książki, która nie tylko przenosi mnie w czasy dzieciństwa i klejonych z pasków łańcuchów choinkowych, ale także pokazuje, na ile jesteśmy w stanie zaczerpnąć, przetworzyć i na nowo wykorzystać znane nam od dziecka motywy. Dzisiejsza gwiazdka jest idealnym tego przykładem. Myślę, że moja powędruje na jakąś kartkę, będąc jej podstawową, jeśli nie jedyną ozdobą :) Poniżej zamieszczam też instrukcję ze wspomnianej książki.




W poprzednich środowych mykach

Pozostałe środowe myki

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Szaro-bura a jaka ładna :)

Nie wiem jak Wy, ale ja lubię proste pakowanie prezentów, najlepiej w szary papier. Ekologiczny, a do tego stanowi świetne tło dla ewentualnych dodatków czy dekoracji - najlepiej kolorowych. Świetnie nadają się do tego papierowe torebki, których kiedyś używano w charakterze dzisiejszych foliówek. Ja nie miałabym nic przeciwko ich powrotowi.

No właśnie, powracają, ale ostatnio raczej do łask scraperek i rzeszy rękodzielników. Bo stanowią nie tylko świetną bazę papierowych prac, ale także prosty sposób na pakowanie upominków. Ja zapakowałam w ten sposób pokazywanego kiedyś małpomisiopiesokota, użyłam torebki i sznurka dostarczonego przez Fox in a Box.




Czuję, że tegoroczne prezenty świąteczne też opakuję w szary papier. A Wy?
Udanego poniedziałku!

sobota, 7 grudnia 2013

Hu hu ha

Dla wszystkich, którzy muszą wyjść z domu, a nie są zadowoleni z tego, co za oknem - kolorowa brocha.


Może to głupie, ale pomimo zacinającego wczoraj śniegu i strasznej wichury szłam przez śnieg i nuciłam sobie pod nosem piosenki z dzwoneczkami. A nuż święta będą białe..?
Udanego weekendu!

środa, 4 grudnia 2013

Środowe myki: grudniowe projekty


Początek grudnia to dobry moment na wszelkiego rodzaju zimowe projekty, szczególnie na te, które są bardziej pracochłonne. W końcu wszyscy chcemy zdążyć przed Bożym Narodzeniem :) Może to być jednak okazja do spożytkowania pół godzinki w ciągu dnia na wykonanie jakiegoś świątecznego drobiazgu. Natknęłam się ostatnio na mój stary post dotyczący plecionego serduszka-koszyka, pochodzącego z książki o choinkowych ozdobach z lat 80. Sam wstęp do tej książki przepełnia mnie nostalgią :) Jeśli chcecie zobaczyć co i jak oraz zagłębić się we wspomnienia, zapraszam tutaj:

http://asia-majstruje.blogspot.com/2012/12/plecione-serce-koszyczek-potem.html

Jeśli jeszcze nie zaczęłyście (bo ja jeszcze nie!) robić kartek świątecznych, zajrzyjcie do postu na temat recyklingowych kartek. Wystarczy odkopać te zeszłoroczne :) Klik:

http://asia-majstruje.blogspot.com/2012/12/srodowe-myki-ekologiczne-kartki.html

I drugi klik:

http://asia-majstruje.blogspot.com/2012/12/z-pustego-to-i-salomon-nie-naleje-ale-z.html

Dla tych, co metrami zużywają taśmę klejącą i zastanawiają się, co wykombinować z tekturowych rolek taki oto pomysł:

http://asia-majstruje.blogspot.com/2012/11/srodowe-myki-wianuszki-z-rolki-po-tasmie.html

http://asia-majstruje.blogspot.com/2012/11/srodowe-myki-wianuszki-z-rolki-po-tasmie.html

No i proste, ale jakie efektowne - jako zawieszki na choinkę, do prezentu, co tylko wymyślicie! Zawieszki z tektury i sznurka. Przy pierwszej trzeba jeszcze kleju:

http://asia-majstruje.blogspot.com/2012/11/srodowe-myki-sznurkowe-zawieszki.html

A tu przyda się igła:

http://asia-majstruje.blogspot.com/2012/12/srodowe-myki-wyszywane-gwiazdki.html

Mam nadzieję, że znajdziecie dla siebie jakiś prosty i szybki sposób na upiększenie na święta przestrzeni wokół siebie. Pomysły wymagają niewielkiego nakładu czasu, a więc to coś specjalnie dla tych, którym zawsze go brakuje :)

Pozostałe środowe myki

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Jak zwykle w grudniu

Czy Wy też znalazłyście się w totalnym niedoczasie, czy to tylko ja nie potrafię się zorganizować? W zeszłym tygodniu udało mi się opracować tylko wpis do środowego myku, który i tak zajął mi bardzo dużo czasu, a na resztę już po prostu nie starczyło... Przerażające, że w takim tempie minął mi listopad, a co będzie w grudniu! Dlatego przepraszam, że nie udzielam się na Waszych blogach, że nie zaglądam, nie zostawiam komentarzy. Czeka mnie masa nadrabiania zaległości, ale może po prostu zimą mnie śnieg zasypie i utknę w domu? Pomarzyć można :)

Tymczasem małe choinki. W końcu do świąt bliżej niż dalej. Skoro czas leci w takim tempie, muszę zacząć przygotowania do świąt :) Choinki mogą być zawieszką, świąteczną ozdobą czy broszką. W mniejszym rozmiarze fajnie wyglądałyby jako kolczyki.

Dostępne na DaWandzie.



Udanego tygodnia!

środa, 27 listopada 2013

Środowe myki: odnawiałam, remontowałam i skończyłam! Fotela część druga, ostatnia


Pierwsza część renowacji fotela

W zeszłym tygodniu zakończyłam relację na tym, jak wyprułam wszystko z mojego fotela. Ciekawych, co znalazłam w środku, odsyłam >>tutaj<<. Mój Ukochany, będący nowym właściciel fotela, dla którego miał się on stać czytelniczą oazą, zwrócił mi uwagę, że za mało dobitnie opisałam i pokazałam, z jakim syfem i smrodem musiałam się zmierzyć. No ale jak przez blogowe strony opisać coś, co jest nie do opisania? Poza tym po co epatować jeszcze większą ilością zdjęć moli i plam? Pozostawiam to Waszej wyobraźni :)

Dzisiaj zrelacjonuję krótko "odbudowę" fotela. Przyznaję, że odbyło się to w dużej mierze metodą chałupniczą, choć w kwestii wypełnienia czy mocowania wzorowałam się na oryginale, tyle że materiały miałam nieco bardziej współczesne. Chałupniczość tej "renowacji" wynika z faktu, że pod tapicerką znajduje się prawdziwy misz-masz wzorów i kolorów, wykorzystałam bowiem różne tkaniny. Sami zresztą zobaczycie.

Moja poprzednia relacja skończyła się tu, na etapie gołych sprężyn i drewnianego stelażu:


Po wyczyszczeniu go mogłam znowu przenieść się do wnętrza. Po nocy na balkonie i terapii proszkiem mole zostały raz na zawsze pożegnane, a całość przestała śmierdzieć :)

Pisząc o wzorowaniu się na oryginale miałam na myśli na przykład to, że pierwszą warstwę tkaniny na sprężynach przyszyłam w taki sam sposób, jak było to wykonane poprzednio. Tyle że użyłam kolorowej materii:


W sumie nałożyłam dwie warstwy pianki na oparcie i trzy na siedzisko. Przymocowywałam je na bieżąco pasami (z trzech różnych tkanin, jak widać na zdjęciu), używając zszywacza tapicerskiego. Pierwszą warstwę pianki na siedzisku przyszyłam do ramy sprężyn tak, jak to było w oryginale. Jeśli chodzi o piankę, to długo głowiłam się jaką wybrać grubość, dla mnie - osoby kompletnie nie znającej się na tapicerowaniu - był to większy problem niż wybór koloru tapicerki. Kłopot rozwiązał się sam, gdy Luby pewnego pięknego dnia poszedł wyrzucić śmieci, a  wrócił z wielkim arkuszem pachnącej jeszcze nowością pianki o grubości 2 cm. Takie prezenty cieszą mnie najbardziej :) Ilość warstw tak naprawdę uzależniona jest od grubości pianki.


Różnorodność materiałów potęguje wrażenie eklektyzmu...


...ale na końcu wszystko przykryłam bawełną:


Dowiedziałam się przy tym, że pasów nie należy wcale naciągać za mocno, bo będzie to widać. Musiałam poluzować niektóre z nich. Jak widzicie powyżej, zarówno bawełnianą wyściółkę, jak i potem samą tapicerkę zszyłam tylko w czterech miejscach - na kantach siedziska i oparcia. Najpierw fastrygowałam:



Potem zszywałam na maszynie. Jak może pamiętacie, siedzisko w oryginale złożone było z czterech części i nawet ostrożnie je rozprułam, aby potem odrysować poszczególne panele. W rzeczywistości jednak zdecydowanie łatwiej było mi zrobić zaszewki, a resztę uformować po prostu na siedzisku i oparciu, przeciągnąć na "lewą" stronę fotela i przymocować zszywaczem. Kiedy miałam obie te części, należało je już tylko połączyć. Miejsce tego łączenia znajduje się tutaj:


W oryginale oba panele zszyte były na prosto, ja zrobiłam to pod kątem:


Wyczyściłam też śruby z ozdobną główką, odzyskały srebrny kolor:


Tył fotela, choć właściwie niewidoczny (no chyba że fotel stoi na środku pokoju), wymagał najwięcej pracy - podobnie jak w oryginale zszywałam go ręcznie, krytym ściegiem. Konieczne okazało się włożenie tektury, tak jak to było w oryginale:


W przeciwnym przypadku pojawiały się brzydkie wybrzuszenia od sprężyn. Po włożeniu tektury przymocowałam tylny panel szpilkami i szyłam ręcznie. A że gdzieś zapodziałam moją igłę-łódeczkę, to się namęczyłam...


Ostatnia część, a więc wszystkie elementy przymocowane zszywkami na spodzie...


..i przykryte warstwą bawełny:


Przepraszam Was za jakość zdjęć, bo chociaż fotel robiłam na początku listopada przy ładnej pogodzie, to jednak dużą część prac wykonywałam wieczorem i w nocy. Moje umiejętności są naprawdę kiepskie. Mogliście też zaobserwować bałagan przy pracy (zawsze bałaganię, także przy tych mniejszych projektach) oraz fragmenty naszych półek z książkami :)

Jak widać fotel ma szarą tapicerkę, plan był taki, aby pozostał neutralny, z kolorową poduchą. Jeszcze kilka słów na temat drewnianych nóg. Pokryte były zniszczoną warstwą lakieru, a zamiar był taki, aby doprowadzić je do koloru jasnego drewna. Wyszlifowania podjął się Luby, jednak po 3 godzinach nie udało się uzyskać tego efektu, ponieważ stara bejca była zbyt głęboko powżerana. Wobec tego konieczne było zastosowanie planu B, zakup lakierobejcy i malowanie na kolor "dębowy". Siłą rzeczy kolor pozostał nieco niejednolity, ale widać rysunek drewna i ząb czasu, jaki nadgryzł nogi naszego fotela :)

Wczoraj późnym wieczorem wykonałam jeszcze serię fotek, które prezentują fotel w całej okazałości, żebyście w ogóle mieli wyobrażenie na temat efektu końcowego :) Z całej serii nieudanych, ciemnych albo poruszonych zdjęć (nie cierpię i nie umiem robić zdjęć po zmroku!) wybrałam właściwie tylko jedno :) Aktualnie fotel czeka na przeniesienie w docelowe miejsce.


Zyskał też poduchę zrobioną z eko-torby ze sklepiku Fox in a Box - akurat tak się złożyło, że zarówno lisia torba, jak i sporo innych produktów zostały przecenione! Więcej szczegółów na blogu Foxa.


Teraz w kolejce czeka drugi taki fotel, za który zabiorę się pewnie na wiosnę. Poza tym w ostatni weekend zostałam obdarowana jeszcze jednym fotelem przecudnej urody, mianowicie modelem '366' Chierowskiego. To będzie dopiero prawdziwe wyzwanie!

Dziękuję za uwagę :)


Wszystkie środowe myki

piątek, 22 listopada 2013

Gorrąco!

Nie wiem czy ta broszka kwalifikuje się jeszcze na jakikolwiek kwiatek. W tym zestawieniu kolorystycznym wygląda jak płonące ognisko. Może też przypominać rozczochraną czuprynę. Jak zwał, tak zwał, przypięte gdziekolwiek na pewno ożywi i Was, i przechodniów, bo w tym kolorze jest moc :)




Przepraszam, że ostatnimi czasy rzadko odzywam się na Waszych blogach, postaram się to sukcesywnie nadrabiać. Udanego weekendu!

środa, 20 listopada 2013

Środowe myki: odnawiam fotel - część 1


Mogę chyba powiedzieć, że jak dotąd był to mój największy "rękodzielniczy" projekt - nigdy wcześniej nie tapicerowałam, nigdy nie pracowałam nad tak dużą rzeczą, nigdy też nic tak długo nie zalegało w naszej piwnicy :) Dwa fotele (póki co zrobiłam jeden) znalazły się w naszym posiadaniu 2,5 roku temu - wyciągnęliśmy je z przyśmietnikowej wystawki. Bardzo chciałam mieć tego typu fotele, więc okazja wydawa się świetna. Nie chcę nawet rozpisywać się nad unoszącym się nad nimi odorem (który odczuliśmy dopiero następnego dnia, wchodząc do piwnicy) - nie wyparował on przez te kilkanaście miesięcy i dawał pewne pojęcie, co znajdę w środku po zdjęciu kolejnych warstw tapicerki i wypełnienia. Obawa czy sobie poradzę była chyba główną przyczyną tego, że trwało to wyjątkowo długo. To, i wrodzone lenistwo :) Wiedziałam, że jeśli zacznę, będę albo musiała doprowadzić moją renowację do końca, albo definitywnie pozbyć się foteli.

W końcu jednak zamówiłam w internecie tkaninę obiciową - miała być neutralna, docelowo bowiem na fotel ma trafić również jakaś kolorowa poducha. Sprawa pianki potrzebnej do wypełniania siedziska i oparcia rozwiązała się sama - jakiś uprzejmy sąsiad zostawił pod śmietnikiem pachnącą jeszcze nowością piankę, co prawda tylko 2-centymetrowej grubości, ale było jej na tyle dużo, że starczyło na cały fotel. Oprócz tkaniny (bardzo taniej, bo zapłaciłam ok. 17 zł za metr. Kupiłam od razu 3 metry na dwa fotele - wolałam z pewnym naddatkiem, gdyby coś mi nie poszło), jedynym kosztem był więc zszywacz tapicerski (30 zł ze zszywkami). Poniosłam też pewne groszowe straty, jak kilka połamanych igieł i zepsuty przyrząd do prucia. Nie liczę też kilku drzazg, bo doświadczenie uważam za bezcenne :)

Nie jestem w stanie przedstawić Wam instrukcji krok po kroku, jak odnowić stary fotel. Sama szukałam w internecie informacji na ten temat. Kiedy wydawało mi się, że wiem z czym przyjdzie mi się zmierzyć, zaczęłam rozkładać mój fotel warstwa po warstwie, chciałam na przykład użyć elementów starej tapicerki do wyrysowania sobie wykrojów dla nowego obicia. Kiedy jednak zaczęłam składać go na nowo, zrobiłam to zupełnie inaczej. Nie powiem, że na marne poszły godziny wyjmowania gwoździków i pieczołowite zdejmowanie każdej kolejnej warstwy, bo sporo dowiedziałam się o pracy tapicera sprzed jakichś 50 lat :) Doszłam jednak do wniosku, że każdy fotel jest inny, a to, co obejrzałam w internecie może stanowić jedynie wskazówkę. Tak naprawdę trzeba po prostu podjąć decyzję o rozbiórce oraz wiążące się z tym ryzyko, i - jeśli tak jak ja, nie ma się doświadczenia w tego typu pracach - bacznie obserwować.

W tym tygodniu zamieszczę relację z rozbiórki fotela, w przyszłym natomiast opiszę jak wyglądało "budowanie" go od nowa.

Czas na zdjęcia. Tak wyglądał mój fotel - uwierzcie, tapicerka w stanie tragicznym i smrodek. Niespodzianki ze środka jeszcze przed nami :) Przy okazji zapraszam na wizytę u mnie w domu :)



Zaczęłam metodycznie ściągać kolejne warstwy - zaczęłam od spodu siedziska...



...gdzie czekały już na mnie pierwsze mole - na szczęście martwe.


Mogłam zabrać się za odkręcanie nóg, które na zewnątrz zwieńczone były nitem:



Na siedzisku po tylnej stronie zdjęłam tapicerkę, a tam - tektura :) Do tego wszystko szyte ręcznie:



Pod tekturą umieszczona była już tylko warstwa juty, do której zostały przyszyte sprężyny:


Pod tapicerką siedziska musiał być kiedyś istny raj dla moli, znalazłam ich tam całkiem sporo (na razie wszystkie martwe). Zadanie dla spostrzegawczych - policzcie, ile było ich w tym jednym miejscu :)


Natknęłam się też na nowe zjawisko - kokonki moli wkręcone w tapicerkę. Ale musiała być wyżerka!


Siedzisko składało się z czterech paneli (3 boki + siedzisko). Ostatecznie jednak nie odtworzyłam go w takiej formie. Tapicerka siedziska kryła jednak prawdziwe zagrożenie (tutaj muzyka jak z horroru) ...


Niestety znalazłam żywe mole w takiej postaci:


Momentalnie przeniosłam się na balkon, w końcu z molami w domu nie ma żartów! Był to już co prawda listopad, ale pogoda na tyle mi sprzyjała, że wytrzymałam przez kolejne dni.

Pod tapicerką była warstwa przykrywająca wszystkie bebechy, wykonana z płótna:


A pod tym właściwa część siedziska - filc (kiedyś pewnie na całości), gąbka (już skruszała), końskie włosie (z przeogromną ilością odchodów moli, bleh) i kolejna warstwa juty. Wszystko to zszyte razem.





Tak samo wyglądała sytuacja na oparciu, tyle że nie było warstwy końskiego włosia. Doszłam więc do takiej formy:


Jak widzicie, wszystko to zszyte było ze sobą, a całość przymocowana za pomocą sznurka do ramy sprężyn z jednej, a drewnianego stelażu z drugiej strony:


Po warstwą juty  na obu częściach była jeszcze gruba wyściółka z trawy morskiej (?):


Pod tym kolejna warstwa juty i w końcu sprężyny. Po wyrzuceniu wszystkiego został mi goły fotel. Postanowiłam zostawić tylko pasy podtrzymujące sprężyny i wiązania. Całość odkurzyłam z porządnej warstwy brudu i wtarłam szczotką proszek do prania. Zostawiłam na noc na balkonie (temperatura sprzyjała wybiciu moli), a rano ponownie odkurzyłam. Zapach menela zniknął :)




Niestety, w trakcie pracy nie znalazłam żadnej metki czy karty produktu, więc zupełnie nic nie wiem o moim fotelu..
W przyszłym tygodniu pokażę Wam jak wyglądał proces tworzenia wnętrzności na nowo. Będzie bardzo kolorowo! Tymczasem dziękuję za uwagę :)


Druga część renowacji fotela

Pozostałe środowe myki znajdziecie