O ile ulubieńcy maja były bardzo dobrymi, ale mającymi wady produktami, tak w czerwcu używałam kosmetyków, które mogę zaliczyć do prawdziwych perełek. Ba, niektóre nie są dla mnie nowościami i z przyjemnością używam już którychś z kolei egzemplarzy.
Sylveco, lekki krem nagietkowy - na początku nie byłam do niego przekonana, wydawało mi się, że nie robi nic. Doceniłam go, gdy przyszły upalne dni. Okazał się świetnie nawilżającym, zmiękczającym i kojącym kremem. Faktycznie jest bardzo lekki i szybko się wchłania, nie pozostawiając na skórze tłustawego filmu. Pobił moją ulubioną rokitnikową wersję. Ma najprzyjemniejszy zapach z całej trójki kremów z serii i jest zdecydowanie najlżejszy; świetnie zachowuje się na skórze mieszanej, nie powodując jej przesuszania, a jednocześnie delikatnie ją matując. Do tego kolejny oczywisty plus - higieniczne opakowanie i naturalny skład. Ideał!
Vichy, Ideal Soleil, emulsja matująca SPF 30 - długo zastanawiałam się, czy umieścić tu ten filtr. Z jednej strony - produkt idealny do noszenia. Wchłania się raz-dwa do płaskiego matu i utrzymuje twarz zmatowioną przez cały dzień. Nie zostawia na skórze żadnego filmu, makijaż trzyma się na tym produkcie jak na suchej, czystej skórze. Może zostawiać smugi, ale to kwestia wprawy w aplikowaniu - należy go wklepywać, a nie wcierać. Darowałam sobie pełną recenzję, bo w praktyce zachowuje się jak wersja z SPF 50, którą już zdążyłam zrecenzować. W czym więc problem? W różnicy w składzie... Trzydziestka ma z zupełnie niezrozumiałego powodu alkohol denaturyzowany na drugim miejscu INCI. Ta emulsja jest idealnym filtrem pod tym względem, że kompletnie nie czuć jej na twarzy. Natomiast nie jestem pewna, czy moja skóra jest zadowolona z codziennej dawki wyżej wymienionego typu alkoholu, nawet jeśli filtr kładę na krem nawilżający.
Pharmaceris T, krem z 10% kwasem migdałowym - mój ulubieniec od wielu miesięcy, pomyślałam więc, że warto o nim przypomnieć. Wciąż wiedzie prym w mojej wieczornej pielęgnacji i skutecznie zapobiega pojawianiu się jakichkolwiek wyprysków. Dobrze wygładza skórę i jego jedyną wadą jest po prawdzie jedynie brak działania w kwestii zaskórników - niestety do tej pory nic sobie z nimi nie poradziło. Dla mnie, osoby, u której wszystko wywoływało wysyp mniejszych i większych krostek, ten krem jest wybawieniem.
Węgiel w kosmetycznych ulubieńcach? A jednak. Po przeczytaniu posta Aliny Rose o maseczce z węgla aktywnego, która pomaga pozbyć się zaskórników, pobiegłam to apteki i z rzeczonym węglem wróciłam. Węgiel dobrze oczyszcza i wygładza skórę. Zaskórników jeszcze nie ruszył, ale nie poddaję się, bo wiem, że na to trzeba czasu. Na razie mieszam go z tonikiem Bielendy, w planach mam zamienienie go na jakiś hydrolat.
Yves Rocher, Pur Bleuet, delikatny płyn do demakijażu wrażliwych oczu - najlepsza płyn dwufazowy, jaką kiedykolwiek miałam. Same zalety! Błyskawicznie usuwa nawet wodoodporny makijaż, nie podrażnia, w dodatku jest bardzo wydajny - z tym zawsze jest problem. Większość dwufaz wykańczam w ciągu miesiąca, tutaj po miesiącu jest jeszcze ponad połowa opakowania. Warto jednak zaznaczyć, że jest tłustszy niż wiele podobnych mu kosmetyków i zostawia na powiekach warstwę, która nie każdemu może odpowiadać - mnie jest to jednak zupełnie obojętnie.
Czy któryś z tych produktów jest też Waszym ulubieńcem?