Najlepszym sposobem na napisanie kilku słów o kosmetykach, które nie wzbudziły ani mojego zachwytu, ani trwogi, ani też nie wypełniłyby sobą pełnowartościowej recenzji, jest właśnie denko. Dodatkowo to świetna okazja, by przypomnieć o produktach, które jednak w jakiś sposób przyciągnęły moją uwagę.
ZADBAJMY O KOŃCZYNY
Jasmin, krem do rąk odżywczo - regenerujący - nazwa sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z treściwym kremem o bogatej formule. Okazuje się jednak, że krem jest lekki i bardziej odpowiedni do torebki niż postawienia na szafce nocnej. Szybko się wchłania, delikatnie nawilża i łagodzi podrażnienia, ale o wielkim odżywieniu nie ma mowy; zapewnia pomoc raczej doraźną. Być może kupię go jeszcze raz, tym bardziej, że kosztuje śmieszne pieniądze, ale będę go stosować wyłącznie poza domem, bo regeneracji nie daje żadnej.
Neutrogena, odżywczy krem do stóp - bardzo spodobała mi się gęsta, ale jakby "sucha" konsystencja tego kremu. Tu już słowo "odżywczy" w nazwie nie okazało się sloganem i ten produkt naprawdę świetnie pielęgnował skórę stóp, zmiękczał ją i nawilżał. Jeśli miałabym jednak wybierać między dwoma produktami, to mój głos ma...
SheFoot, krem na pękające pięty - pisałam już o nim w poście o ulubieńcach marca. Neutrogenę bije na głowę i chętnie kupię go ponownie, bo radzi sobie i z suchą, i ze stwardniałą skórą, do tego faktycznie likwiduje zapach potu.
ZAWSZE BLACK & WHITE
Ziaja, Rebuild, reduktor cellulitu, serum drenujące - ten produkt ma jedną wadę: jest koszmarnie niewydajny, a pojemność opakowania budzi pusty śmiech - 150 ml kończy się zanim dobrze się zorientujemy, że zaczęliśmy tego serum używać. Mimo to już podczas stosowania pierwszego opakowania widać na skórze zmiany - jest gładsza i bardziej napięta, nierówności nieco mniej widoczne. Konsystencja serum pozwala na długie masaże, a po aplikacji pozostaje przyjemne, delikatne uczucie chłodu. Możliwe, że kupię ponownie, ale na razie szukam czegoś o lepszym stosunku cena/pojemność.
Sylveco, lekki krem rokitnikowy - kolejny ulubieniec. Polubiłam go najbardziej ze wszystkich lekkich kremów firmy, bo rzeczywiście dużo pozytywnego robi z moją skórą, nie powodując żadnych skutków ubocznych. Jako krem na dzień mógłby być co prawda nieco lżejszy, ale wtedy musiałabym pogodzić się z brakiem części właściwości pielęgnacyjnych. Coś za coś. Za odżywienie i nawilżenie skóry mogę przeboleć nieco dłuższy czas wchłaniania. Kupię ponownie.
Rimmel, Exaggerate, wodoodporna kredka do oczu - dopiero co polecałam ją w poście o rossmannowych promocjach, a już się skończyła. Na szczęście kupiłam drugi egzemplarz ;) dla mnie to kredka idealna - wodoodporna, trwała, mocno czarna i wydajna. Kupię ponownie.
A CO NA TO WŁOS?
Babydream, szampon dla niemowląt - z Rossmannów zniknęły na jakiś czas balsamy do kąpieli BDFM, więc będąc w potrzebie zakupu łagodnego produktu do mycia włosów, wrzuciłam do koszyka używany już kiedyś szampon dla dzieci tej samej marki. Już wcześniej nie pałałam do niego żywym uczuciem, ale teraz reakcja moich włosów sprawiła, że już wiem, iż nie kupię go ponownie. Oczyszczał dobrze, ale poza tym, niestety, miał same wady - moje włosy były po nim sztywne, szorstkie i splątane. Przy żadnym szamponie mi się to nie zdarzało, więc szkoda zachodu z tym. A balsamy znowu wracają do drogerii :)
Bania Agafii, odżywczy balsam do włosów suchych i osłabionych - coś producenci mają ze słowem "odżywczy", że lubią wstawiać je w opisy kosmetyków, nawet jeśli nie odzwierciedla ono prawdy. Na moich włosach te saszetki się nie sprawdzają, po zmyciu produktu kosmyki wołają o coś więcej - nawilżającego, wygładzającego, zmiękczającego, coś bardziej treściwego, po prostu, bo ten balsam robi to wszystko w stopniu mniej niż przeciętnym. Nałożenie produktu na 2-3 minuty, jak zaleca producent, odżywienia nie da, ale nawet pozostawienie na dłużej nie robi większej różnicy. Wykorzystałam ten balsam jako emulgator po nałożeniu oleju, a przed myciem i nie kupię go ponownie.
L'biotica, Biovax Naturalne Oleje, intensywnie regenerująca maseczka - po zużyciu tej saszetki wiem, że chcę więcej! Dobrze odżywia włosy, sprawia, że są puszyste, miękkie i ładnie się układają.
IDZIE LATO!
Z powyższych produktów korzystałam rok temu, ale wyrzucam je dopiero dzisiaj, bo zabrałam się za generalne porządki ;) niestety oba kosmetyki są ważne jedynie 6 miesięcy od otwarcia, więc mimo że nie są do końca zużyte, muszę się ich pozbyć.
Bielenda bikini, transparentny spray do opalania 20 SPF - pisałam o nim już w poście porównawczym ze sprayem AA. Wygodna w użyciu, pięknie pachnąca oliwka, ale gdybym miała znowu wybierać, to wygrało by AA, bo tłustawy spray Bielendy potrafił momentami się gdzieś odznaczyć, a i naciskanie milion razy spustu bywało męczące. Nie wykluczam jednak, że kupię ponownie, bo ten produkt bije na głowę tradycyjne filtry (jeśli chodzi o zachowanie na ciele) i jest też tańszy niż AA.
Kolastyna, emulsja do opalania dla dzieci SPF 50 - ten produkt zbiera dobre opinie jako filtr do twarzy, ja jednak nie odważyłam się go używać w ten sposób. Znakomicie sprawdzał się jednak stosowany na dekolt, gdzie tłustawa konsystencja nie była problemem, a i wchłanianie było łatwiejsze. Poza tym jestem pewna, że nie tylko dzieci będą zachwycone jego brzoskwiniowym zapachem! Emulsja nie bieli i nie pozostawia grubej, ciężkiej warstwy na skórze - na pewno kupię ją ponownie.
Jak Wasze denka? Miałyście któryś z tych produktów?