Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marion. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marion. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 lipca 2015

Projekt denko - czerwiec


Czas na denko! Już miałam pisać, że chcę uczynić z tych wpisów prawdziwy projekt denko, polegający na stopniowym pozbywaniu się kosmetyków i ograniczaniu ich ilości, ale spojrzałam prawdzie w oczy - wiem, że ciężko będzie mi to osiągnąć ;). Wiem natomiast, że to ostatni wpis w takiej formie, następne denko będzie nieco zmienione - ale o tym następnym razem.


Moje stopy są niestety bardzo wymagające, bo i dużo muszą znosić - przysiady czy martwe ciągi z dużym obciążeniem to spore wyzwanie nie tylko dla mięśni, które pracują w danym ćwiczeniu. Przerzucanie setek kilogramów podczas jednego treningu sprawia, że skóra na stopach szybko twardnieje i robi się gruba - mało co jest więc ją w stanie zadowolić.

Bielenda, Happy End, krem do stóp i pięt z mocznikiem - gęsta, treściwa, dość lepka formuła dawała nadzieję na bardzo dobry produkt. Niestety, Happy End okazał się średniakiem. Nawilżał i zmiękczał doraźnie, pięty w ogóle nie reagowały na jego obecność. Gdybym nie miała problemów ze stwardniałą i przesuszoną skórą, pewnie byłabym zadowolona, ale większym wymaganiom nie daje rady. Nie kupię ponownie. 

FussWohl, krem do peelingu stóp - dobry peeling, ale uwaga - nie na stopy. Jest bardzo delikatny, drobinki są małe, nie jest ich jakoś zatrważająco dużo. Jako peeling do ciała spełniłby swoje zadanie, niestety moje stopy potrzebują czegoś więcej niż subtelnego miziania. Wydajność przeciętna. Nie kupię ponownie. 


Eveline, Slim Extreme 4D, intensywne serum powiększające i poprawiające strukturę biustu Mezo Push-Up - jak to u Eveline, miliard czasowników, przymiotników i dziwnych nazw, nie wiadomo na czym oko zawiesić. To serum miało być, jak zgaduję, turboulepszoną wersją klasycznego serum do biustu (którego nałogowo używam). Niestety, lepsze jest wrogiem dobrego. Nie zauważyłam, aby to serum ujędrniało czy jakoś kształtowało biust. Powiększenie? Też niekoniecznie. Poza tym konsystencja przypadła mi go gustu mniej niż ta "ubogiej" wersji, ponieważ jest bardziej klejąca i jakby nie do końca gładka. Nie kupię ponownie. 

Alterra, szampon do włosów z kofeiną - opisywałam go już w ulubieńcach maja i nie zmieniam zdania. Bardzo dobry, delikatny szampon, który nie plącze i nie wysusza włosów. Kupię ponownie. 


Bielenda Pharm, Trądzik, Antybakteryjny tonik normalizujący - bardzo dobrze oczyszcza i odświeża skórę, nie pozostawiając na niej tłustej warstwy. Traktuję go jako dodatek do kremu z kwasem migdałowym i nie oczekuję od niego samodzielnego działania, a jedynie pomocy w walce z niedoskonałościami i tu sprawdza się jak trzeba. Kupię ponownie.  


Marion, dwufazowy delikatny płyn do demakijażu oczu - z reguły jestem zadowolona z kosmetyków tej firmy, jednakże ten płyn jest wyjątkiem. Kompletnie nie radzi sobie z makijażem wodoodpornym, z tradycyjnym zaledwie jako-tako, demakijaż wydaje się trwać wieki. Ponadto podrażnia. Dodajmy do tego bardzo słabą wydajność i już wiem, że nie kupię go ponownie. 


Isana, krem do ciała oliwkowy - kremy z serii "słoje 500 ml za dychę" są na mojej półce od dawna, bo poza dużą pojemnością i niską ceną cechują się także świetnym działaniem. Oliwkowy jest moim ulubionym - jest gęsty jak ten z masłem shea, ma natomiast zapach o wiele bardziej pasujący do ciepłej pory roku (chociaż trzeba się do niego przyzwyczaić - mnie oliwkowy aromat na początku nieco przeszkadzał, teraz przestałam zwracać na niego uwagę). Nawilża i zmiękcza na długo, zostawia na skórze nietłusty film. Myślę, że nawet posiadaczki suchej skóry będą z niego zadowolone. Kupię ponownie. 


Luksja, płyn do kąpieli, Golden Desire - te płyny Luksji kupuję od dawna, bo łączą cechy kosmetyku kąpielowego idealnego: dużą pojemność, niską cenę, bogaty, pozbawiony sztucznych nut zapach, doskonałą wydajność i zdolność tworzenia gęstej piany. Golden Desire to zapach słodki, trochę orientalny - według producenta to połączenie ambry i czerwonej mandarynki - powiedziałabym nawet, że nieco męski. Uzależnia i uwodzi. Na pewno kupię ponownie. 

***

Znacie te produkty, używałyście ich? 

sobota, 10 stycznia 2015

DENKO na dobry początek roku

Wyrzuciłam ostatnio sporo chomikowanych tu i ówdzie pustych opakowań. Zazwyczaj po zużyciu kosmetyku, chowam je do innych w ustalonym specjalnie do tego miejscu i tam taka grupka czeka, aż uznam ją za wystarczająco dużą, by podsumować jej jakość na blogu. 

Pod koniec grudnia stwierdziłam, że właśnie nadszedł ten czas. Porobiłam zdjęcia i pozbyłam się zajmujących cenną przestrzeń gagatków (w końcu na ich miejsce muszą przyjść nowe!), ale że Święta, Sylwester, tańce, hulanki, prace inżynierskie i swawola, wiadomo - dopiero teraz znalazłam chwilę by usiąść i opisać poszczególne produkty tak, jak należy.


Uriage, Eau Thermale D'uriage, czyli jedyna uznawana przeze mnie woda termalna, a to z tego względu, że po aplikacji nie trzeba jej osuszać. Dla tak zapominalskiej osoby jak ja to wielka zaleta, poza tym jakoś razi mnie idea spryskiwania się jakąkolwiek wodą nieprzeznaczoną do mycia, tylko po to, by za chwilę ją wytrzeć. Dodatkowym plusem izotoniczności Uriage jest możliwość rozpylenia jej na makijaż, co daje nie tylko zbawienne orzeźwienie podczas upałów, ale przede wszystkim scala wszystkie warstwy kosmetyków i nadaje miłe oczom satynowe wykończenie. O łagodzeniu podrażnień czy nawilżaniu nie będę się rozpisywać - po prostu ta woda to wszystko robi. Uriage jest ważnym elementem mojej codziennej pielęgnacji i na pewno jeszcze długo, długo będę ją kupować.

Biała Perła, wybielająca pasta do zębów - dobrze się pieni, dokładnie czyści zęby, ma przyjemny , odświeżający smak. Pod tymi względami nie mogę jej niczego zarzucić. Ponadto jak na małą pojemność (75 ml) jest dość wydajna. Niestety kluczowym powodem, dla którego po nią sięgnęłam, jest działanie wybielające i tutaj nie sprawdza się ona w ogóle. 15 zł za niewyróżniającą się niczym pastę to dla mnie zbyt duży wydatek, więc nie kupię jej ponownie. 

AA, maseczka aktywnie oczyszczająca - jedna z moich ulubionych maseczek. Dobrze się rozprowadza i bezproblemowo spłukuje. Nie podrażnia ani nie wysusza. Matuje, delikatnie oczyszcza (chociaż na pewno nie pozbędzie się najbardziej upartych zaskórników), wygładza, rozjaśnia, zmiękcza i nieco nawilża skórę. Przyspiesza gojenie się wyprysków. Jedna saszetka powinna wystarczyć na dwie aplikacje. Kupię ponownie. 


Marion, Termoochrona, mgiełka chroniąca włosy przed działaniem wysokiej temperatury - ok, płynu w butelce została mniej więcej połowa, ale i przeterminował się on jakoś w połowie zeszłego roku, więc pozbycie się produktu było podyktowane co najmniej przyzwoitością. Nie to, że mgiełka była złym kosmetykiem - po prostu przez długi czas nie używałam suszarki, a kiedy zostałam zmuszona do tego wrócić, zapomniałam całkowicie, że coś takiego Termoochronę posiadam. Czy chroni? Ciężko stwierdzić, zwłaszcza że nie używałam jej regularnie. Za to na pewno ma przyjemny, typowy dla kosmetyków fryzjerskich zapach, wygładza włosy i zapobiega ich puszeniu. Użyta w zbyt dużej ilości może lekko obciążać, ale to jest kwestią wprawy. Niewątpliwą zaletą jest cena mgiełki - 5-7 zł. Możliwe, że kupię ponownie. 

Apart Natural, kremowy żel pod prysznic - hypoalergiczny! a poza tym: nieźle się pieni, myje jak trzeba, ma odpowiednią konsystencję i nie spada z gąbki czy z ciała. Nie wysusza. Producent twierdzi, że jego produkt jest kremowy i tak jest w istocie, Apart bardziej przypomina płyn niż żel. Niestety ma jedną wadę - pachnie dość ostro i chemicznie, powiedziałabym nawet: tanio. W przypadku żeli pod prysznic, które nie mogą nadrobić nieciekawej woni właściwościami pielęgnującymi (jakkolwiek producent twierdzi inaczej), taka cecha skreśla u mnie kosmetyk. Pod wszystkimi innymi względami Apart jest udanym produktem, a że zapach jest kwestią gustu... Warto rozważyć jego zakup, szczególnie że cena to około 6 zł. 

Bielenda, Afrodyzjak Love, Olejek do kąpieli i pod prysznic `Piżmo i jaśmin` - olejkiem w życiu bym tego nie nazwała, bo w składzie olejków brak. Ani jednego! Uznałabym to za minus, gdyby nie to, że skład jest jasno podany i widziały gały co brały. Jeżeli nieprawidłowość nazwy nie stanowi dla was przeszkody, olejek może okazać się przyjemnym towarzyszem kąpieli. Wyśmienicie się pieni i ma wyrazisty, roznoszący się po całej łazience zapach. Powinien przypaść do gustu wielbicielkom piżma, bo to właśnie ta nuta jest główną w kompozycji, nadając całości dość ostry charakter. Jaśmin jedynie nieśmiało przebrzmiewa w tle. Raczej nie kupię ponownie, bo wolę słodsze wonie, ale uważam ten produkt za udany i wart przetestowania.


SheFoot, odżywczy krem + shea do paznokci i suchej skóry stóp - jeśli chodzi o produkty do stóp i dłoni, lubię te o bogatej konsystencji. Ten krem taki jest. Gęsta formuła, zgodnie z obietnicami producenta, odżywia i nawilża stopy. Przy regularnym stosowaniu stają się miękkie i gładkie, ale już po pierwszym użyciu można zauważyć zmiany na plus. Kosmetyk nie usunie na pewno najbardziej upartej stwardniałej skóry z pięt, bo do tego potrzebne są silniejsze środki, ale z szorstkością upora się bez problemu. Wchłania się przyzwoicie. Jedyne co trochę denerwowało mnie w trakcie używania, to mocny i długo utrzymujący się zapach. Z początku przyjemny, bo bardzo słodki - ale ileż można... Mimo wszystko - możliwe, że kupię ponownie. 

Eveline, Glicerini, Glicerynowy skoncentrowany krem głęboko odżywczy + wygładzający do rąk i paznokci BIO oliwka i masło karite - zużyłam ten krem ze sporą niechęcią, bo z głębokim odżywieniem nie ma wiele wspólnego. Konsystencja jest lekka, mokra, jakby śliska. Krem wchłania się bardzo szybko, co jest zaletą w przypadku pośpiechu czy konieczności użycia go "na mieście", ale jednocześnie pozostawia dłonie z uczuciem niedosytu. Nawilżenie jest chwilowe, o regeneracji nie ma mowy. Jako dodatkowy krem mógłby się sprawić, ale jako podstawa pielęgnacji dłoni nie zdaje egzaminu. Nie kupię ponownie. 

Himalaya Herbals, Complete Care, pasta do zębów - pasty HH działają generalnie jak wszystkie drogeryjne. Dobrze się pienią, doskonale czyszczą zęby. Dlaczego więc co jakiś czas wyrzucam z portfela dychę na ich kupno? Ano, ponieważ oparte są na naturalnych składnikach. Mają przez to dość specyficzny kolor i smak, ale można się przyzwyczaić. Z tych, które próbowałam (jedną z nich była wybielająca - bardzo słodka i niestety nie wybieliła nic) ta jest w smaku najbardziej zbliżona do miętowych klasyków, dzięki czemu pozostawia solidne uczucie świeżości. Kupię ponownie. 


Wibo, chusteczki matujące - przy mocno tłustej cerze prawdopodobnie zawiodą, albo będzie trzeba zużyć naraz pół opakowania - ale jeśli nie ma się zbyt wielkich problemów z nadmiarem sebum, to te chusteczki mogą okazać się tanim a skutecznym rozwiązaniem. Ja jestem zadowolona. Nie muszę ich używać na co dzień, ale w razie "w" są pod ręką i bezlitośnie rozprawiają się z niechcianą tłustą warstwą na skórze. Chusteczki Wibo są cienkie, więc niezbyt wydajne, i to może być ich główna wada. Co istotne - mimo swojej delikatności nie rwą się. Miewałam lepsze, owszem, ale za tak niską cenę (i dobrą dostępność) nie wymagam cudów. Kupię ponownie. 

Collection, Lasting Perfection Concealer - kiedyś Collection 2000. Musicie mi uwierzyć na słowo, że to ten właśnie kosmetyk. Napisy zaczęły ścierać się z opakowania jeszcze zanim je otworzyłam po raz pierwszy, ot, korektor przeleżał dwa miesiące w koszyczku z innymi i to wystarczyło, aby pozbył się połowy szaty graficznej. To wyjątkowy korektor i zasługuje na osobny wpis, ale same widzicie... Robienie sesji zdjęciowej takiemu produktowi mija się w celem.
Do rzeczy więc! Kultowy już produkt ma duże krycie i odpowiednio dobrany rozjaśni skórę pod oczami (moim odcieniem był 01 Fair, taki akurat - odpowiednio jasny, ale nie na tyle, żeby zrobić mi zimę na powiekach; blade twarze będą zachwycone). Moje mroczne cienie ukrywał pierwszorzędnie. Z zakryciem krostek również dzielnie dawał sobie radę. Mówią, że jest zbyt ciężki, że wysusza - nie zauważyłam tego. Korektor nie ciemnieje w ciągu dnia, jego jedyną wadą może być to, że lubi zbierać się w zmarszczkach mimicznych i warto to regularnie kontrolować. No, może jeszcze jedna wada - dostępność. Aby go kupić, należy zajrzeć na Allegro albo odbyć wycieczkę do Anglii. Kupię ponownie. 


poniedziałek, 31 marca 2014

Minirecenzje denkowe: luty i marzec


W lutym zużyłam niewiele, więc zamiast na siłę tworzyć post z dwoma kosmetykami na krzyż, postanowiłam poczekać i dodać denka do tego, co wykończyłam w marcu. Wyszło tego sporo i przyznam że nie wszystko jest tutaj ukazane - są produkty które mam zamiar opisać w innym poście, gdzie będą bardziej pasować. Nie chcę wybiegać przed szereg, uwzględniając je tutaj.




Joanna, Naturia, Peeling myjący z truskawką - peeling Joanny zrecenzowałam kiedyś pozytywnie, więc z uwagi na to - i na niską cenę - sięgnęłam po niego ponownie. Obawiam się jednak, iż zmiana opakowania pociągnęła za sobą zmiany w składzie, gdyż stał się maziakiem, a nie zdzierakiem. Zawsze był delikatny, to prawda, ale tym razem w trakcie peelingowania nie czułam praktycznie nic, nawet na bardziej wrażliwych częściach ciała (np. dekolcie). Może to ja stałam się bardziej gruboskórna? Nie wiem. W każdym razie do niego nie wrócę. 

Joanna, Naturia, szampon z pokrzywą i zieloną herbatą - świetny szampon do oczyszczania. Prosty skład, znośny zapach, myje jak potrzeba, czyli dokładnie. Nie plątał moich włosów, po myciu były stosunkowo miękkie. Chętnie do niego wrócę. 

Luksja, płyn do kąpieli Blueberry Muffin - litr aromatycznego, gęstego, dobrze pieniącego się płynu za dychę? Biorę! I pragnę więcej. Zapach tak jak nazwa - wyraźnie borówkowy z subtelną słodką nutą. Niestety o wiele mniej intensywny niż w wersji czekoladowo-pomarańczowej, a szkoda, bo lubię czuć zapachy bez konieczności ciągłego zaciągania się. Ponieważ wolę bardziej słodkie zapachy, ten wariant raczej już u mnie nie zagości, ale zużywanie było przyjemne i z czystym sumieniem polecam.




Marion, płyn micelarny - taniocha - za 100 ml płacimy około 5 zł. Niestety cena to nie wszystko, a z tą resztą jest gorzej. Płyn owszem zmywa makijaż, ale zajmuje mu to sporo czasu, a po zakończeniu demakijażu mam wrażenie, że cera nie jest do końca oczyszczona. Płyn jest również wybitnie niewydajny. Nie wrócę do niego.

Himalaya Herbals, balsam do ust z masłem kakaowym - bardzo lubię produkty firmy Himalaya, więc po ten balsam sięgnęłam bez większego zastanowienia - i niestety się zawiodłam. Nawilżał minimalnie, ale nie pielęgnował. Był zbyt suchy i gęsty, zostawiał na ustach grubą, nieprzyjemną warstwę. Dawał chwilowe ukojenie, ale nie doczekałam się poprawy kondycji warg. Nie kupię ponownie. 

Carmex, balsam do ust, Vanilla - po raz kolejny przekonałam się, że jeśli Carmex, to tylko tubka (ewentualnie słoiczek). Sztyfty mnie nie przekonują (także dlatego, że gdy zostaje mało produktu, mechanizm wykręcający przestaje działać i resztki trzeba wydłubywać). Oczywiście, jak to Carmex, dobrze poradził sobie z suchymi skórkami i spierzchnięciem warg, wypielęgnował usta, ale jednak nie w tak doskonałym stopniu, jak robią to wersje tubkowe. Może to kwestia filtra? Co do zapachu - był raczej słabo wyczuwalny, liczyłam na więcej waniliowej woni. Nie kupię ponownie, chociaż współpracowało mi się z nim dobrze - wracam do tubek, nie dość że lepszych, to jeszcze zawierających więcej produktu za tę samą cenę.

Isana, aloesowy krem do rąk - kremy Isany obdarzam zawsze sporym kredytem zaufania. Tu niestety zostało ono nadszarpnięte. Krem okazał się dla mnie zbyt lekki, nie widziałam żadnego działania. Wchłaniał się błyskawicznie i po chwili miałam wrażenie, że niczego nie nakładałam na dłonie. Być może latem sprawdziłby się lepiej, ale w niższych temperaturach (kupiłam go jeszcze w styczniu) nie sprawdził się w ogóle i na pewno do niego nie wrócę.




Pharmaceris T, krem z 5% kwasem migdałowym - mój ulubieniec! Opisywałam go już tutaj. Wspaniały krem, który udowodnił, że można rozwiązać nawet beznadziejne sprawy. Chętnie wróciłabym do niego, ale nie wiem, czy po upływie czasu nie będzie za słaby. W każdym razie polecam.

Tołpa, Dermo Face Physio, płyn micelarny - świetny micel, nad zaletami którego rozpisywałam się już tutaj. Radził sobie z każdym makijażem, oczyszczał jak należy, nie podrażniał. Chętnie do niego wrócę, ale... na promocji. Mimo wszystko są tańsze płyny które też spełniają swoją rolę, pieniądze wolę ulokować w czymś na co trudno szukać zastępstwa.

Inglot YSM, podkład równoważący do młodej skóry - pisałam o nim baaardzo dawno (tutaj). Ta tubka przeleżała nietykana ponad rok, więc znajduje się tutaj ze względu na upłynięcie terminu ważności, a nie zużycie. To był naprawdę przyjemny produkt: lekkinie ważył się, dobrze wtapiał się w skórę, nie najgorzej matował. Krycie średnie, ukrywał mniejsze niedoskonałości, z dużymi problemami sobie nie radził. Był jednak bardzo nietrwały i nie miał filtrów UV - dlatego przerzuciłam się z niego najpierw na kremy BB, a potem na Revlon CS. I chociaż teraz używam filtrów osobno, myślę, że moje wymagania zmieniły się na tyle, by do niego nie wracać. Ale kto wie? Wspominam go miło.

Revlon Colorstay - pełną recenzję znajdziecie tutaj. Właśnie rozpracowuję drugie opakowanie, co chyba może samo z siebie stanowić polecenie :). Mocno kryjący (z możliwością stopniowania), trwały, o szerokiej gamie kolorystycznej. Czasami podkreśla rozszerzone pory, ale po przypudrowaniu tworzy efekt idealnej cery. Uwielbiam i na pewno jeszcze do niego wrócę

Farmona, Jantar - zjechałam tę odżywkę tutaj. Wymęczyłam do końca, ale zgodnie z moimi przewidzeniami nic się nie zmieniło, włosy nadal leciały chętnie jak Gawliński w "Bohemie". Narzekałam też na to, że czupryna pod wpływem Jantaru stała się sucha i sztywna. I proszę bardzo, wystarczył jeden dzień bez wcierki, żeby włosy zaczęły się lepiej układać i odzyskały miękkość. Niniejszym nadaję pomysłodawcy nowego składu tytuł Master of Disaster, a Jantar kwalifikuję do porażki roku.

***

Jak Wasze denka? Któreś z produktów się powtórzyły?

sobota, 11 stycznia 2014

Demakijaż oczu z płynem Marion

Jak być może stali czytelnicy pamiętają, od długiego czasu jestem wierna dwufazówkom z Bielendy. Pisałam już o każdym rodzaju, w tym kilka razy o Bawełnie, która podbiła moje serce. Nawet jeśli skuteczność płynów wydawała się przejawiać tendencję spadkową, zawsze do Bielendy wracałam. Ostatnia buteleczka Bawełny znowu była tak dobra, jak kiedyś.

Zachciało mi się jednak zmiany: ciągła obecność jednego płynu do demakijażu oczu mnie nudziła, no i niestety - cena bielendowych dwufazówek poszła w górę i z niecałych 7 zł zrobiło się 10. Postanowiłam przerzucić się na płyn Marion - przynajmniej chwilowo. A może na dłużej? Zapraszam do lektury recenzji :)

Co? Marion, delikatny płyn do demakijażu oczu
Gdzie? Natura, Firlit (Kraków)
Za ile? 5,50 zł/ 120 ml

OPAKOWANIE

Szata graficzna na pewno nie stanowi głównego czynnika zachęcającego do zakupu, ale nie ma się co czepiać - przezroczyste opakowanie o pojemności 120 ml zawiera wszystkie niezbędne informacje dotyczące produktu, a etykiety się nie odklejają. Będę kręcić nosem na zakrętkę, bo zdecydowanie preferuję klapki, ale i tak nie jest źle. Otwieranie/zamykanie nie sprawia problemu, a i do samoistnego wypływu płynu na zewnątrz dojść nie powinno.

Otwór jest odpowiedniej wielkości i umożliwia dokładne dozowanie płynu bez konieczności wytrząsania go ze środka.



ZAPACH I KONSYSTENCJA

Płyn właściwie nie ma zapachu. Jedyną szansą, żeby go poczuć, jest silne wwąchiwanie się w otwór, wtedy można wytropić bardzo delikatną pudrową nutę.

Produkt składa się z oddzielonych od siebie faz wodnej i olejowej, które na oko kładziemy dopiero po połączeniu. Faza olejowa minimalnie zwiększa gęstość całości, ale konsystencja tak czy siak pozostaje typowo wodnista. Po wymieszaniu obie części płynu szybko się rozdzielają, więc w czasie demakijażu trzeba kilkukrotnie potrząsać butelką.


DZIAŁANIE

Do produktów oznaczonych przymiotnikiem "delikatne" podchodzę jak pies do jeża - obietnice obietnicami, ale różnie to bywa. Tymczasem płyn Marion jest właśnie tak łagodnym kosmetykiem, jakim reklamuje go producent. Demakijaż oczu z jego użyciem jest bezpieczny i przyjemny, płyn nie podrażnia oczu ani skóry. Nie pozostawia również tłustej warstwy, mimo to skóra jest delikatnie nawilżona i gładka w dotyku.

Usunięcie tradycyjnego, jak i wodoodpornego makijażu nie sprawia mu problemów. Tusz/cienie lądują w całości na waciku, płyn nie rozmazuje ich na skórze. Demakijaż jest dokładny i szybki, choć nie natychmiastowy - nasączony wacik musi odstać swoje przy powiece, konieczne może być czasem pocieranie skóry; całość mieści się jednak w rozsądnym przedziale czasu. Ostatecznie zostajemy z idealnie oczyszczonymi rzęsami i powiekami, bez efektu pandy nazajutrz.

Regularnie stosowany powinien wystarczyć na jakieś pięć tygodni, co według mnie jest przeciętnym, ale raczej typowym dla takich produktów wynikiem.

SKŁAD


Cyclopentasiloxane - emolient, tworzy powierzchni skóry warstwę okluzyjną, która zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody, przez co zmiękcza i wygładza. Wpływa na właściwości aplikacyjne kosmetyków - zapewnia łatwiejszą aplikację i rozprowadzanie preparatu na skórze i włosach.
Isopropyl Myristate - emolient, tworzy powierzchni skóry warstwę okluzyjną, która zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody, przez co zmiękcza i wygładza. Wpływa na właściwości aplikacyjne kosmetyków - daje dobry poślizg przy rozsmarowywaniu, zmniejsza lepienie i tłustość kosmetyku. Pełni rolę rozpuszczalnika dla innych substancji hydrofobowych zawartych w kosmetykach. Lepiszcze substancja wiążąca składniki kosmetyków.
Isohexadecane - emolient, tworzy powierzchni skóry warstwę okluzyjną, która zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody, przez co zmiękcza i wygładza. Wpływa na właściwości aplikacyjne kosmetyków - daje dobry poślizg przy rozsmarowywaniu, zmniejsza lepienie i tłustość kosmetyku.  Pełni rolę rozpuszczalnika dla innych substancji hydrofobowych zawartych w kosmetykach.
Panthenol - prowitamina B5. Hydrofilowa substancja nawilżająca. Substancja aktywna, przejawia działanie przeciwzapalne, przyspiesza procesy regeneracji naskórka.
Propylene Glycol - hydrofilowa substancja nawilżająca skórę. Ma zdolność przenikania przez warstwę rogową naskórka, dzięki czemu pełni rolę promotora przenikania - ułatwia w ten sposób transport innych substancji w głąb skóry.
Chamomilla Recutita Flower Extraxt - ekstrakt z rumianku. Hamuje zapalenia, leczy, uspokaja skórę, łagodzi podrażnienia.
Phenoxyethanol - substancja konserwująca, która uniemożliwia rozwój i przetrwanie mikroorganizmów w czasie przechowywania produktu. Chroni również kosmetyk przed zakażeniem bakteryjnym, które możemy wprowadzić przy codziennym użytkowaniu produktu (np.nabierając krem palcem). Maksymalne dopuszczalne stężenie w gotowym kosmetyku wynosi 1%.
Methylisothiazolinone - substancja konserwująca, która uniemożliwia rozwój i przetrwanie mikroorganizmów w czasie przechowywania produktu. Chroni również kosmetyk przed nadkażeniem bakteryjnym, które możemy wprowadzić przy codziennym użytkowaniu produktu. Dopuszczalne maksymalne stężenie wynosi 0,01%. 
Potassium Sorbate - substancja konserwująca, która uniemożliwia rozwój i przetrwanie mikroorganizmów w czasie przechowywania produktu. Chroni również kosmetyk przed nadkażeniem bakteryjnym, które możemy wprowadzić przy codziennym użytkowaniu produktu.
Sodium Chloride - modyfikator reologii. Wpływa na konsystencję kosmetyków myjących - powoduje wzrost lepkość w preparatach zawierających anionowe substancje powierzchniowo czynne.
Citric Acid - pełni rolę sekwestranta, czyli substancji, która kompeksuje jony metali, dzięki czemu zwiększa trwałość kosmetyku oraz jego stabilność. Regulator pH.
Triethanolamine - regulator pH, pozwala na uzyskanie odpowiedniego pH kosmetyku.
C.I. 42090 - niebieski barwnik

Brak jakichkolwiek substancji zapachowych! Brawo, Marion!


PODSUMOWANIE

Skuteczny, łagodny płyn w niskiej cenie, nie mam mu do zarzucenia nic poważnego. Może nie usuwa makijażu w ciągu sekundy, ale nadal robi to szybko i sprawnie. Chętnie do niego wrócę, ponieważ nie ustępuje Bielendzie, a jest jednak o wiele tańszy. 

niedziela, 25 sierpnia 2013

Chwila przyjemności dla dłoni z Marion: termoaktywny duet

Ostatnio mam bzika na punkcie swoich dłoni i lubię fundować im nadprogramowe przyjemności, jak peelingi i maseczki. Przez długi czas średnio o nie dbałam, ale od paru lat darzę je coraz większą atencją i do odżywek do paznokci i kremów czasem dołączają takie zestawy jak opisany niżej duet z Marion.

Marion
Termoaktywny duet do dłoni
Peeling + serum


OD PRODUCENTA
Peeling na bazie naturalnych łupin z orzecha, zawiera kompleks rozgrzewający, który pobudza krążenie, przyspiesza wchłanianie i działanie składników aktywnych. Delikatnie złuszcza naskórek, zmiękcza zrogowacenia, nadając skórze dłoni wyjątkową miękkość i gładkość.

Kremowe serum regeneruje i wygładza suchą oraz zniszczoną skórę dłoni. Unikalna formuła zawiera glicerynę oraz olej ze słodkich migdałów, które tworzą na skórze delikatny film zabezpieczający naskórek przed nadmiernym wysuszeniem i podrażnieniami. Dodatkowo ekstrakty z cynamonu i imbiru działają antyseptycznie i rozgrzewająco. Witaminy E, A i F pomagają zlikwidować szorstkość skóry oraz utrzymać jej prawidłową wilgotność.
OPAKOWANIE 

Szata graficzna wygląda estetycznie, na etykietach nie brakuje informacji o produkcie. Uważam jednak, że składy wydrukowane są ciut zbyt małą czcionką…  Poza tym, aby dostać się do wnętrza, trzeba użyć zębów albo nożyczek.
1/3

ZAPACH I KONSYSTENCJA

Zapach to jedna z najlepszych cech tego kosmetyku. To ciepła, pozbawiona chemicznych nut mieszanka cynamonu i pomarańczy. Peeling pachnie mocno, serum bardziej subtelnie, sama woń utrzymuje się na skórze do kilku godzin po aplikacji.

Jeśli chodzi o konsystencję, oba produkty dobrze trzymają się dłoni i bez problemu rozprowadzają. Zawartość drobinek peelingujących mogłaby być jednak nieco większa.
2.5/3

DZIAŁANIE


O termoaktywności możemy mówić tylko w przypadku peelingu i tylko w pierwszej chwili rozsmarowywania produktu. Bardzo przyjemne uczucie.

Peeling faktycznie dobrze wygładza dłonie, ale naprawdę wolałabym, gdyby tych łupin orzecha było więcej. Osoby o wrażliwszej skórze dłoni pewnie byłyby zadowolone, ja jednak nie lubię wrażenia, że masuję się kremem z wrzuconymi jakby przypadkowo drobinami. Jednak... Grunt że działa, a do tego skutecznie odpręża :)

Serum właściwie można byłoby rozdzielić na dwa użycia, 5ml bowiem pokrywa dłonie dość grubo. Ponieważ czekamy na wchłonięcie się produktu, większej ilości musimy dać na to więcej czasu. Po jakichś 15 minutach niewchłonięte resztki zwyczajnie wmasowałam.


Cały efekt widoczny jest dopiero po delikatnym umyciu dłoni (przed mogą się trochę kleić). Skóra jest bardzo gładka i miękka jak aksamit, cudownie przyjemna w dotyku. Nie mogłam przestać się głaskać, dłonie były jak nowe!

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza: słabe nawilżenie. Druga: krótkotrwały efekt.  Niestety mimo całej miękkości nadanej dłoniom czułam niedosyt, brakowało im odżywienia, a po dłuższym myciu dłoni, po paru godzinach od aplikacji skóra była jedynie minimalnie bardziej gładka niż przed nią. 
11/15

SKŁAD

Peeling:


Propylene Glycol - nawilża i wspomaga działanie konserwujące. Może powodować podrażnienia na skórze chorobowo zmienionej
Zeolite - glinka, silnie oczyszcza, detoksykuje i mineralizuje skórę
Glycerin - nawilża
Kaolin - glinka biała, wchłania sebum i ułatwia rozprowadzanie kosmetyków
Stearic Acid - substancja renatłuszczająca, odbudowuje warstwę lipidową naskórka
Glyceryl Stearate - emulgator i emolient, tzn. tworzy na powierzchni skóry film zapobiegający nadmiernemu odparowywaniu wody
PEG-100 Stearate - emulgator
Cetearyl Alcohol - emolient
Ceteareth-20 - subst. myjąca, usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry
Cetyl Alcohol - emolient.
Walnut Shell Powder - proszek z łupin orzecha, w kosmetyku pełni funkcję peelingującą
Polysorbate-80 - emulgator
Cetyl Acetate - substancja natłuszczająca, nawilżająca, wygładzająca
Stearyl Acetate - emolient
Oleyl Acetate - emolient
Acetylated Lanolin Alcohol - emolient
Prunus Amygdalus Dulcis Oil - olej ze słodkich migdałów, emolient 
Isopropyl Myristate - emolient, ponadto nadaje poślizg przy rozmarowywaniu
Poliethylene - substancja ścierająca
PEG-12 Dimethicone - emolient
Parfum - substancja zapachowa
Isobutyloparaben, Methylparaben, Phenoxyethanol, Propylparaben, Ethylparaben, Butylaparaben - subst. konserwujące
Limonene, Eugenol, Cinnamal, Coumarin - subst. zapachowe

Serum:


Stearic Acid - substancja renatłuszczająca, odbudowuje warstwę lipidową naskórka
Isopropyl Myristate - emolient, ponadto nadaje poślizg przy rozmarowywaniu
Cetearyl Alcohol - emolient
Ceteareth-20 - subst. myjąca, usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry
Propylene Glycol - nawilża i wspomaga działanie konserwujące. Może powodować podrażnienia na skórze chorobowo zmienionej
Urea - subst. nawilżająca
Dicapryryl Carbonate - emolient
Paraffinum Liquidum - emolient
Polysorbate-80 - emulgator
Cetyl Acetate - substancja natłuszczająca, nawilżająca, wygładzająca
Stearyl Acetate - emolient
Oleyl Acetate - emolient
Acetylated Lanolin Alcohol - emolient
Cetyl Alcohol - emolient
Glycerin - nawilża
Prunus Amygdalus Dulcis Oil - olej ze słodkich migdałów, emolient 
Polysorbate-20 - emulgator
Alcohol Denat. - subst. rozpuszczająca
Butyrospermum Parkii Butter - masło shea, emolient, wykazuje działanie regenerujące
Cyclopentasiloxane - emolient
Dimethiconol - substancja renatłuszczająca, emolient
Glyceryl Stearate - emulgator i emolient, tzn. tworzy na powierzchni skóry film zapobiegający nadmiernemu odparowywaniu wody
PEG-100 Stearate - emulgator
Panthenol - subst. nawilżająca 
Zingiber Officinale Root Extract - ekstrakt z korzenia imbiru, działa antyseptycznie i nadaje zapach
Cinnamomum Zeylanicum Bark - olejek z kory drzewa cynamonowego, działa antyseptycznie, rozgrzewająco, nadaje zapach
Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer - polimer, substancja kondycjonująca, nawilża i zmiękcza
Carbomer - zagęstnik
Allantoin - substancja silnie nawilżająca, łagodzi podrażenienia, działa przeciwzapalnie i wzpomaga procesy regeneracji
Parfum - subst. zapachowa
Isobutyloparaben, Methylparaben, Phenoxyethanol, Propylparaben, Ethylparaben, Butylaparaben - subst. konserwujące
Triethanolamine - regulator PH
Limonene, Eugenol, Cinnamal, Coumarin, Linalool, Citral, Benzyl Cinnamate - subst. zapachowe

Analizując skład przestaję się dziwić, że dłoniom brakowało nawilżenia, mimo że były jedwabiste w dotyku. Produkt zawiera mnóstwo emolientów, które zapobiegają wyparowywaniu wody z naskórka, przez co zmiękczają i wygładzają, za to substancji bezpośrednio nawilżających jest niewiele i często zajmują one niskie miejsca (jak Panthenol czy Allantoin). Składy są bardzo długie, a obiecane przez producenta ekstrakty znajdują się gdzieś w połowie lub na szarym końcu.

WYDAJNOŚĆ

Standardowo na raz, ale powinno bez problemu wystarczyć na dwie aplikacje.
3/3

DOSTĘPNOŚĆ

Słabo – zestaw widziałam (i kupiłam) w sieci Drogerie Polskie, nie rzucił mi się w oczy w innych miejscach.
0/3

CENA

Ok. 2zł.
3/3

SUMA PUNKTÓW: 20,5/30

Chętnie wrócę do tego produktu zimą, gdy i działanie, i termoaktywność, i zapach, będą jak najbardziej w cenie. Ten duet to rozgrzewająca chwila relaksu dla ciała i zmysłów o świetnym, chociaż stosunkowo krótkotrwałym działaniu. Za taką cenę jednak – nie ma czego żałować! Gdyby tylko ta przyjemność była lepiej dostępna…

poniedziałek, 4 marca 2013

Co nieco o lutowych wyrzutkach i kobiece zmartwienie


Lutowe denko – szybko i konkretnie, bo nowy semestr goni mnie z idealnie naostrzonym toporem.


1.       Joanna, odżywka b/s miód i cytryna do włosów suchych i zniszczonych – wyobraźcie sobie, że tę odżywkę kupiłam pod koniec czerwca… Używałam jej regularnie i sama nie mogę uwierzyć, że przetrwała tak długo! Moja ulubiona – ułatwia rozczesywanie włosów, nie obciąża ich, poprawia skręt loków. Kolejna jest już w użyciu. 
2.       Isana, odżywka d/s "połysk jedwabiu'' – po wycofaniu Isany z babassu postanowiłam szukać ratunku w obrębie tej samej serii. Niestety – Połysk jedwabiu nie zdziałał wiele dobrego na moich włosach. Czułam poślizg podczas spłukiwania tej odżywki, rozczesywanie również było stosunkowo łatwe, ale o połysku czy innych efektach poprawy kondycji kłaków nie było mowy. Nie kupię ponownie.
3.        Barwa ziołowa, szampon Czarna Rzepa  używałam go średnio raz na tydzień do oczyszczenia włosów. Prosty i bardzo tani produkt, który po prostu się sprawdzał – co prawda lekko plątał włosy, ale nie spodziewałam się w tej kwestii niczego innego. Nie wysuszył, nie zniszczył, po prostu - idealnie wykonywał swoje jedynie zadanie. 
4.       Swiss o Par, Frotte, suchy szampon – recenzję napisałam tutaj. Chwilowo do niego nie wracam, ale ma otwartą furtkę w przyszłości.


5.       Lirene, Stop Cellulit, antycellulitowy peeling myjący – polubiłam duże i twarde drobiny tego peelingu, ale zdecydowanie wolałabym, aby było ich więcej. Czasami szorowałam uda w tę i we w tę kilkoma samotnymi ziarnami i siłą rzeczy musiałam dokładać produktu. Peeling miał dość galaretowatą konsystencję i lubił sobie „odlecieć” (często do wanny, czasem na ścianę). Ścierał jednak fantastycznie, dokładnie usuwał martwy naskórek i nie podrażniał, skóra była gładsza. Na razie do niego nie wracam, bo chcę zaryzykować z peelingiem kawowym, ale polecam. 
6.       Perfecta Spa, ujędrniające masło do ciała Czekolada+olejek kokosowy – czyli niezłe masło z paskudną właściwością brudzenia wszystkiego dookoła. Opisywane tutaj
7.       Marion Spa, inteligentne płatki kolagenowe pod oczy – czytałam o nich pozytywne opinie. Kupiłam, użyłam zgodnie z instrukcją, poszłam spać. Następnego dnia prawie dostałam zawału, zerkając w lustro – NIGDY nie miałam tak wielkich i ciemnych cieni pod oczami jak po zastosowaniu tych płatków. Skóra była co prawda przyjemnie napięta i nawilżona, ale litości – nie chcę liftingu za taką cenę! Efekt bardzo krótkotrwały (ze względu na cienie - na szczęście). Plus za to, że nie spadają podczas noszenia i nie trzeba leżeć plackiem przez pół godziny, można wykonywać standardowe czynności. Mimo wszystko... Ja na pewno nie kupię ponownie. 
8.       Isana, krem do rąk 5% Urea – już kiedyś był w denku i nic dziwnego, bo namiętnie z niego korzystam. Odpowiednio ciężki, dobrze nawilża.
Jak Wasze denka? Coś się powtórzyło?

***

Druga sprawa - dziewczyny, zauważyłam dzisiaj u siebie dwie bruzdy na czole... Co prawda pojawiają się jedynie po tym, jak marszczę czoło, ale robię to dość często, odruchowo, nie zdając sobie z tego sprawy. Zaczęłam starać się uważać na to, ale nie zawsze się udaje. To po prostu nawyk, musiałabym się zagipsować, żeby przestać robić miny ;) 

Szukam jakiejś lekkiej maseczki/serum przeciwzmarszczkowego/wygładzającego/liftingującego, czegokolwiek, żeby uspokoić sumienie. Mam już kwas hialuronowy, kupiony co prawda do innych celów, ale kilka kropli do porcji kremu chyba się nada. Jakie są Wasze ulubione produkty do tego typu "problemu"? Nie chcę niczego inwazyjnego - ale lekka, sprawdzona pomoc dla dwudziestolatek będzie mile widziana :)

Pozdrawiam,

czwartek, 31 stycznia 2013

Minirecenzje w ramach styczniowego denka

Walka z sesją nadal trwa. Następny egzamin mam jednak dopiero 5 lutego i znalazłam czas na napisanie nowego posta. Co prawda o regularnym dodawaniu wpisów mogę zapomnieć aż do 8 lutego, ale lepsze to, niż nic. 

Zapraszam na denko :)


1. Synergen, peeling do twarzy do cery wrażliwej - pisałam już o nim tutaj. Bardzo dobry produkt, niestety - Rossmann jak zwykle robiąc wszystko na opak zmienił opakowania i skład peelingu. Znakomity zdzierak o mylącej nazwie stał się teraz podobno faktycznie delikatny. Plus za dostosowanie produktu do opisu, minus za zrobienie na złość blogerkom ;). Siłą rzeczy nie jestem w stanie kupić go ponownie.

2. Alterra, Olejek do ciała Limetka & Oliwa - kolejny z wycofanych produktów Rossmanna. Kupiłam go bardzo dawno i faktycznie przeleżał swoje na półce. Stosowałam go na włosy i widziałam poprawę ich wyglądu, ale efekt nie należał to do tych rodzaju "mój ci on, będę kupowała do końca życia!". Miał przyjemny, cytrusowy zapach, choć jego siła mogła zniechęcać. Do tej konkretnej wersji na pewno bym nie wróciła, ale rozejrzę się za dostępnym teraz olejkiem z migdałami i papają. 

3. Under Twenty, Anti Acne!, Krem nawilżająco - matujący - po raz kolejny w denku i po raz kolejny używany :) był już w denku listopadowym. Całkowicie odpowiada moim obecnym potrzebom i na pewno jeszcze wiele razy do niego wrócę. 

4. Eveline, Slim Extreme 3D, Termoaktywne serum wyszczuplające - ten produkt tak naprawdę przeleżał na półce jakieś dwa miesiące, zanim sobie o nim przypomniałam. Przestał być mi w ogóle potrzebny, jego główna rola - wyszczuplanie - przestała się liczyć. Przerzuciłam się na balsamy/masła nawilżająco-ujędrniające i w tej kwestii nie mógł wygrać. Nawilżać nie nawilżał w ogóle. Owszem ujędrniał, ale dość przeciętnie. 
Z perspektywy czasu widzę, że używałam go przede wszystkim dla efektu rozgrzewania, które dawało złudzenie lepszego niż faktyczne działania. A potrafił przygrzać, oj, aż do bólu! I o ile lubiłam to uczucie na brzuchu czy udach, tak kiedy niepostrzeżenie odrobina trafiła na przedramię, cierpiałam męki. Zdenerwowało mnie w końcu to dokładne obmywanie nie tylko dłoni, ale i całych rąk po jego aplikacji i poszedł w odstawkę. 
Stwierdzam jednak, że do niego wrócę i przetestuję na świeżo jego możliwości.

5. Eveline, Slim Extreme 3D Spa!, Superskoncentrowane serum do biustu 'Total Push Up' - uwielbiam to serum! Piersi po nim są jędrne, miękkie i mają piękny kształt, a skóra jest sprężysta i dobrze nawilżona. Powiększać nie powiększa, ale zapobiega "znikaniu" piersi podczas odchudzania czy intensywnych ćwiczeń fizycznych. W dodatku jest bardzo wydajne - 200ml starcza na co najmniej dwa miesiące obfitego korzystania. Dodając do tego niską cenę (niecałe 15zł), otrzymujemy produkt naprawdę godny polecenia. 

6. Marion, Głęboko oczyszczające płatki na nos - oto przykład produktu, który nie robi nic. Usunął może ze trzy wągry na krzyż, reszta jak siedziała tak siedzi. Nie podrażnił, a jego zdejmowanie nie było trudne, ale mimo wszystko - nie płaciłam za efekt zerowy. 

7. Babydream fur Mama, Balsam do kąpieli - kosmetyk uniwersalny. Sprawdzał się w kąpieli, w higienie intymnej, a przede wszystkim w pielęgnacji włosów - po jego zastosowaniu były miękkie, nawilżone, dobrze oczyszczone. Świetnie zmywał oleje. Niestety Rossmann znowu wyszedł naprzeciw klientkom i wycofał balsam z oferty. Nie wiem, czy to kwestia zmiany składu, czy zniknął na stałe, ale wielka szkoda. Nawet nie zdążyłam zrobić zapasów. Obecnie myję włosy szamponem Babydream dla dzieci, który jest niezły, ale nie przebija tego balsamu.


Używałyście któregoś z tych kosmetyków?