Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alterra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alterra. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 czerwca 2015

Kosmetyczni ulubieńcy maja 2015

Ulubieńców maja jest niewielu, ale możecie być pewne, że każdego z tych produktów używam regularnie i każdy sobie chwalę. Nie są to produkty idealne, ale wychodzę z założenia, że ideały trafiają do ulubieńców roku - a te miesięczne zestawienia mogą mieć mniej wyśrubowane wymagania i nie każdy obecny tu kosmetyk musi zrywać mi portki z wrażenia. Zdecydowanie jednak musi wyróżniać się czymś pozytywnym wśród podobnych sobie produktów, dobrze się używać i przede wszystkim działać. Opisane niżej kosmetyki te kryteria spełniają. 



Eveline, Program 360°, Dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust - nie spodziewałam się zbyt wiele po tym płynie, a miło mnie zaskoczył. Świetnie radzi sobie z nawet wodoodpornym makijażem i nie zostawia po użyciu mgły na oczach. Owszem, miałam lepsze i szybciej działające produkty tego samego typu, ale jak na swoją niską (niecałe 12 złotych) cenę i bardzo dobrą dostępność, Eveline jest godny polecenia. Przy mocniejszym makijażu trzeba dłużej przytrzymać wacik przy oku, ale nawet wtedy nie występuje żadne podrażnienie, a to dla mnie nawet ważniejsze niż szybkość demakijażu. 

Alterra, szampon do włosów osłabionych "Kofeina i biotyna" - oto szampon idealny do codziennego użytku. Ma przyjazny skórze skład i jest bardzo delikatny, fanki mocnego oczyszczenia nie będą więc zadowolone. Nie plącze i nie wysusza włosów, dobrze się pieni, czupryna po jego użyciu jest miękka i gładka. Nie przyspiesza przetłuszczania się włosów. Plus za gęstą konsystencję - nic nie przelewa się przez palce - przyjemny, nienachalny zapach i przemyślane opakowanie, z którym nie trzeba się siłować. Żadnego wzmocnienia włosów nie zauważyłam, ale nie oczekuję tego od szamponu. 


ZSK, francuska glinka zielona - hit, jeśli chodzi o pielęgnację cer tłustych i trądzikowych. Maseczka ukręcona z zielonej glinki i wody/toniku/wody termalnej/hydrolatu to mikstura świetnie oczyszczająca i matująca. Przyspiesza gojenie zmian trądzikowych, po jej użyciu skóra jest rozjaśniona, gładsza, uspokojona, zaczerwienienia mniej widoczne. Za 50 g zapłacimy 6 zł z hakiem i taka ilość wystarczy spokojnie na kilkanaście aplikacji. Dość mocno ściąga skórę i szybko wysycha, więc twarz z nałożoną maską należy regularnie spryskiwać, a potem dobrą opcją jest użycie maski nawilżającej - na przykład...

Receptury Babuszki Agafii, organiczna maska do twarzy do 35 lat - jej głównym zadaniem ma być nawilżanie, odżywianie i hamowanie procesów starzenia. To bardzo łagodny produkt ze składem w 98% skomponowanym z naturalnych składników. Ma formułę niewchłaniającego się kremu. Po zmyciu maseczki skóra jest faktycznie odczuwalnie nawilżona, miękka i wręcz nasycona dobroczynnymi składnikami. 


Maybelline, Super Stay 10h tint gloss, 370 Infinite Mauve - trochę zjechałam ten tint bardzo dawno temu i do tej pory się zgadzam, że nie jest idealny. Ciężko go równo rozłożyć, schodzi też w kratkę, ale ostatnio do niego wróciłam, bo to na dobrą sprawę jedyny produkt, którego mogę używać, jeśli wychodzę z domu na 8 godzin i do samego końca chcę mieć kolor na ustach. Oczywiście po jedzeniu muszę sięgnąć po lusterko i poprawić to i owo, i zdecydowanie polecam nakładać cieńsze warstwy, bo zbyt dużo produktu potrafi się zebrać na łączeniu warg. Do tego ostatnio ułamał mi się aplikator i muszę korzystać z innego... Ale dla takiego koloru, wykończenia i trwałości warto. 

Essence, Nail Candies - kto oczekiwał po tym produkcie dobrego krycia, mocno się zawiedzie. Dla mnie jednak licha pigmentacja jest zaletą, a Nail Candies traktuję głównie jako odżywkę do paznokci i nie spodziewałam się nawet, że będzie inaczej. Jedna warstwa nabłyszcza płytkę, druga dodaje subtelny, mleczny efekt, po trzech możemy zobaczyć nieco sugerowanego przez producenta koloru. Dla paznokciowych kalek (czyli mnie) lubiących naturalny efekt (tak, to ja), taka formuła to skarb. Efekt jest subtelny i elegancki, idealny pod french. Na paznokciach wytrzymuje cztery - pięć dni bez szwanku. Lakier jest niestety trochę za gęsty i długo schnie, ale to jedyne i nie tak rzadko spotykane przecież wady. Co ważne - Nail Candies działa. Paznokcie są twarde jak skała, można nimi zabijać, nie łamią się i nie rozdwajają. 


Może któryś z tych kosmetyków jest też Waszym ulubieńcem?



sobota, 7 lutego 2015

Ulubieńcy stycznia 2015: pielęgnacja

Takich postów chyba brakowało na moim blogu. Albo pojedyncze recenzje, albo denko, przez co dużo kosmetyków umykało bądź nie były przedstawione w sposób, w jaki na to zasłużyły. Myślę że najwyższy czas to zmienić!

La Roche-Posay, Effaclar K

Powinien dostać osobny post, ale biorąc pod uwagę fakt, jak teraz wygląda opakowanie, byłby to brak szacunku dla czytelnika. Słuchajcie więc tutaj - ten krem jest genialny! Może ktoś pamięta, że na Effaclar Duo [+] kręciłam nosem, że jest taki sobie, że czegoś mu brakuje... Otóż Effaclar K wszystko ma na swoim miejscu i dzięki temu robi ze skórą cuda. Czysta, zachwycająco gładka, rozświetlona, zero krostek i krost, pory oczyszczone i zmniejszone, wydzielanie sebum wyregulowane. Do tego nie wysusza i jest bardzo wydajny. Chociaż nadal mam trochę zaskórników na nosie, a przed okresem wyskakują mi średnio dwie dość uparte niespodzianki, to i tak ten produkt LRP żegnam z żalem. Na pewno do niego wrócę.


Sylveco, lekki krem rokitnikowy

Uwielbiam produkty Sylveco za stuprocentowo naturalne składy, pełne ekstraktów i olejów o dziesiątkach dobroczynnych właściwości. Krem rokitnikowy skutecznie nawilża, odżywia i wygładza skórę. Nie zapycha. Wchłania się szybko i nadaje pod makijaż. Zawsze dodaję do porcji kroplę kwasu hialuronowego, który poza dodatkową dawką nawilżenia odświeża, oraz sprawia, że całość o wiele lepiej się rozprowadza. Skóra jest miękka i ukojona, a ja cieszę się, że daję jej to co najlepsze bez sztucznych zapychaczy.

Sylveco, oczyszczający peeling do twarzy

Bliżej przedstawiłam go już tutaj


Alterra, maska do włosów Granat i Aloes

Wiem, już ją pokazywałam. I co z tego? Ciągle do niej wracam, a ostatnimi czasy zaczęłam zachwycać się nią na nowo. Radzi sobie z moim hermionograngerowatymi włosami tak doskonale jak żadna inna. Idealnie zmiękcza i wygładza, czupryna wygląda po niej zdrowo i nie jest obciążona. Do tego dodam przyjemny zapach, dobrą wydajność i niską cenę. Ulubieniec jak się patrzy.

Wellness & Beauty, Sezamowy olejek do kąpieli

Teoretycznie do kąpieli, w praktyce używałam go już po myciu, wmasowując w wilgotną skórę. Pachnie przesłodko, waniliowo-migdałowo, ma fantastyczny skład, bo faktycznie prawie same oleje, genialnie nawilża, pozostawiając skórę miękką i gładką. Wchłania się również bardzo znośnie jak na tak bogatą formułę. 


AA, krem pod oczy przeciwzmarszczkowy, Aktywny Lifting 50+

Z kremami pod oczy mam problem, bo mało który mnie zadowala. Najlepszym był chyba ten arganowy z Kropli Zdrowia, ale na razie nie stać mnie na wydanie 50 zł na tego typu mazidło, więc szukam tańszych rozwiązań. Że ten krem AA jest dla kobiet po 50 roku życia? Cóż, przekonałam się że te dla dwudziestokilkulatek to trochę pic na wodę, a z takiego kremu skóra i tak weźmie sobie tylko tyle, ile potrzebuje. Aktywny Lifting dobrze, długotrwale nawilża i koi skórę pod oczami, dodatkowo przyjemnie się aplikuje i szybko wchłania, nie pozostawiając tłustej warstwy. Co ważne, nie powoduje pieczenia. Z cieniami niestety sobie nie radzi, ale skóra wokół oczu i tak wygląda zdrowo. Skład bardzo przyjemny (wybaczcie że znowu posiałam gdzieś kartonik), z substancjami aktywnymi wysoko na liście.

Joko, odżywka do paznokci Ultraviolet Efekt

Odżywka, która w założeniu miała wybielać paznokcie i w odpowiednim świetle dawać efekt fluorescencyjny (w wersji, jak sama nazwa wskazuje, fioletowo-niebieskiej). I robi to! Płytka jest faktycznie jaśniejsza, kolor końcówek momentalnie wyrównany. Do tego schnie błyskawicznie. Co więcej, mimo że producent słowem nie pisnął o właściwościach pielęgnujących, odczuwalnie wpływa na większą twardość paznokci.

***

Czy któreś z tych produktów należą również do Waszych ulubieńców? Dajcie mi znać, czy taka forma przedstawiania kosmetyków Wam odpowiada i czy post nie jest za długi.

sobota, 5 lipca 2014

DENKO - kwiecień, maj, czerwiec

Wracam do Was po nieco dłuższej przerwie z całą masą pomysłów na posty. Sesja wymaga ofiar, w tym przypadku stał się nią mój blog, ale zaliczyłam wszystkie przedmioty, więc mam parę chwil wytchnienia. 


Dzisiaj post na rozgrzewkę, czyli denko - trzymiesięczne, czyli z kwietnia, maja i czerwca. Długo go nie było, ponieważ nie chciałam zamieszczać denka z kilkoma tylko produktami, które na dodatek już wcześniej recenzowałam. Szału i tak nie ma, ale część produktów zostawiam na planowany wkrótce post, więc... cierpliwości :) 


Trójca filtrów:

Ziaja Med, przeciwzmarszczkowy krem do twarzy SPF 50+ - lekka, nietłusta, niebieląca, o wyraźnie nawilżającym działaniu. Zachęcająca cena - niecałe 20 zł. Wady? Świecenie się skóry i całodzienna klejąca warstwa na twarzy oraz wyraźnie zmniejszona trwałość makijażu (dotkniesz i leci). Mimo wszystko uważam, że można wypróbować i ja tego kremu nie skreślam całkowicie. Więcej tutaj.

Dermedic, Sunbrella, krem ochronny SPF 50+ - ponoć do skóry tłustej i mieszanej. Ponoć. Niesamowicie tłusty, zostawia na twarzy okropny, nigdy nie wchłaniający się film, do tego bieli, więc solo wygląda bardzo nieciekawie. Przy odrobinie uporu makijaż na nim będzie wyglądał dobrze i utrzyma się długo, ale wrażenia "ciężkiej twarzy" i świadomości obecności czegoś dodatkowego pozbyć się nie da. Plusy? Nie zapycha. Najgorszy spośród tu opisywanych. Nie kupię ponownie. Więcej tutaj

Vichy, Capital Soleil, emulsja matująca SPF 50+ - mój ulubieniec. Szybko się wchłania, nie pozostawia klejącej warstwy, twarz nie świeci się po niej zbyt mocno, a makijaż utrzymuje bez problemu. Przy Vichy można zapomnieć, że nałożyło się filtr. Emulsja może jednak zostawiać delikatne białe smugi, jeśli nie rozprowadzi się jej wystarczająco szybko i dokładnie. Cery tłuste najprawdopodobniej zapcha. Kupię ponownie. Ba - już kupiłam, właśnie używam filtru w nowej szacie graficznej. Pełna recenzja tutaj


L'biotica, Biovax, intensywnie regenerująca maseczka do włosów suchych i zniszczonych - po zachwytach nad maską do włosów osłabionych postanowiłam zainwestować w kolejny słój stajni - padło na tę maskę, i to, olaboga, w powiększonym opakowaniu! Nie wiem, co mnie podkusiło. Produkt kupiłam w październiku, zużyłam w czerwcu, co nie świadczy bynajmniej o jego wydajności. Po prostu nie lubiłam jej używać... Maseczka była przeciętna. Właściwie tylko wygładzała włosy, nie zauważyłam poprawy ich kondycji. Zdarzyło mi się ją zostawić na włosach na około 20 minut i efekt był gorszy niż wtedy, kiedy spłukiwałam ją po pięciu - włosy bowiem wyglądały tak jakbym niczego na nie nie nakładała! Nie kupię ponownie. 

Alterra, maska do włosów "Granat i Aloes" - należy do moich ulubieńców i praktycznie zawsze stoi w mojej łazience. Dobrze wygładza i zmiękcza włosy, sprawia, że po myciu błyszczą i świetnie się układają, są dociążone, ale nie klapnięte. Do tego ma piękny zapach i kosztuje niewiele. Pomyśleć, że kiedyś jej nie lubiłam! Kupię ponownie. A potem znowu. I znowu. 



Luksja, płyn do kąpieli "Caramel waffle" - płyny Luksji to stały element wyposażenia mojej łazienki. Piękne zapachy, duża pojemność, niska cena, dostatecznie duża piana, myją jak należy. Ciężko znaleźć wady. Zapach karmelu jest tutaj tak naturalny i wyraźny jak w innych wariantach zapachowych, chociaż nie przebija siłą wersji czekoladowo-pomarańczowej. Fani słodkości będą zachwyceni! Kupię ponownie.

Alterra, olejek do masażu "Migdał i Papaja" - olejki Alterry są wielofunkcyjne! Włosy, ciało, dłonie, paznokcie? W każdej roli sprawują się świetnie. Moje włosy preferują mieszanki olejów i to właśnie ten wariant najlepiej im służy - są błyszczące i ładnie się układają. Stosowany na ciało produkt dobrze je pielęgnuje, czyniąc gładkim i miękkim. Użyty jako maska na dłonie na noc nawilża, wygładza i łagodzi podrażenienia. Olejowanie paznokci pozwala z kolei wzmocnić je i poprawić ich wygląd. Do tego wszystkiego cudowny zapach, który zachęca do regularnego używania. Kupię ponownie


Bania Agafii, błyskawiczna maska do włosów - szał na rosyjskie kosmetyki trochę już osłabł, ale w końcu dotarł i do mnie. To jeden z jego owoców. Dużą zaletą tych produktów są w większości naturalne składy, pełne ekstraktów i olejów, a to wszystko za niewygórowaną cenę. Ta saszetka o pojemności 100 ml wbrew pozorom wystarcza na dość długo. Efekty mnie zadowoliły - chwila moment, a włosy są gładsze, bardziej miękkie, wyglądają zdrowo.  Maska jest ok, nie stanie się moją ulubioną, ale użytkowanie wspominam pozytywnie. Na pewno sięgnę po inne kosmetyki tej firmy, nie "błyskawiczne" - wybór jest tak ogromny, że szkoda nie próbować!

La Roche-Posay, Effaclar Duo [+] - pastwiłam się nad nim już w tej recenzji. Właściwie to nie jest zły kosmetyk - bronił moją twarz przed najazdem wyprysków, utrzymywał gładką, w dobrej kondycji. Wyraźnie też zmniejszył wydzielanie sebum. Za jego kadencji jednak obecne były jednak małe grupki podskórnych krostek oraz kilka większych wulkanów, więc nie poradził sobie z problemem w 100% (chyba wiedział, że go nie pokochałam, bo na kilka dni przed zdenkowaniem dość porządnie mnie wysypało, bez żadnego powodu). Do tego kilka innych kwestii, które sprawiły, że twarzy daleko było do ideału. Cudów nie wymagam - ale za taką cenę spodziewałam się doskonałego kosmetyku, który zostawia w tyle tańsze alternatywy. Jeśli jednak mogę zapłacić 40 zł zamiast 60 i mieć podobny efekt, to sorry LRP - Effaclara nie kupię ponownie. Plus za to, że wydajność jest naprawdę świetna. 

L'oreal, Ideal Soft, Oczyszczający płyn micelarny - ten micel jakiś czas temu szturmem podbił blogosferę - był wszędzie, wraz z pozytywnymi recenzjami. Pomyślałam że warto spróbować... Cóż, po czasie wiem, iż nie bardzo. Micel jak micel, szybko i dokładnie zmywał makijaż, nie podrażniał oczu i nie pozostawiał klejącej warstwy, ale miał trochę kłopotów z wodoodpornym tuszem. Nie mam pojęcia, skąd wzięła się jego popularność, bo według mnie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Używało się przyjemnie, ale nie aż tak, aby do niego wracać, tym bardziej, że wydajnością nie grzeszył i skończył się zanim zorientowałam się, że wydałam na niego pieniądze. 

Farmona, Tutti Frutti, peeling do ciała "Melon i arbuz" - mały ale wariat - tak mogłabym krótko opisać ten produkt. W niepozornej butelce czyha mocny zdzierak o bajecznym zapachu. Więcej w recenzji tutaj. Kupiłam ponownie, w innej wersji zapachowej, która wymiata jeszcze bardziej! Mój ci on, innego nie potrzebuję. 

***

Używałyście tych produktów? Jak wrażenia?

piątek, 28 lutego 2014

(Przed)wiosenne porządki kosmetyczne: buble, perełki i przeciętniaki

Życie pomiędzy dwoma domami ma to do siebie, że człowiek funkcjonuje na dwóch zestawach kosmetyków. Postanowiłam wykorzystać ostatnie dni laby w domu rodzinnym na wyrzucenie przeterminowanych lub zdenkowanych a niezauważonych produktów - a trochę się tego uzbierało.


BUBLE


Isana Hair, Express Spulung Oil-Care, odżywka bez spłukiwania do włosów suchych i z rozdwajającymi się końcówkami - na podstawie tego, ile jej zostało, można się domyślić, że nie była dobrym produktem. Jej główną wadą był chemiczny zapach - ostry i duszący skutecznie pozbawiał mnie wszelkiej przyjemności z użytkowania. 

Od odżywki w mgiełce nie oczekuję cudów pielęgnacyjnych, ale i tak zawiodłam się na całej linii. Spryskane tym kosmetykiem włosy stawały się matowe i szorstkie. Ułożenie ich stanowiło problem. Tego typu odżywki zwykle chociaż pomagają rozczesać czuprynę, ale gdzie tam! Ta nie popisała się nawet na tym polu. Jak dla mnie bubel, nie polecam i sama na pewno nie kupię ponownie


Richards & Appleby, Natural Classics, Henna Treatment Wax, odżywcza maseczka do włosów - ta maska ma dobre pięć lat, naprawdę nie mam pojęcia jak udało jej się tak długo uchować na półce. Robiłam do niej kilka podejść, każde nieudane, więc koniec końców odstawiłam ją w ciemny kąt. Nie wykluczam, że na dłuższą metę poprawiłaby kondycję moich kłaków, niestety po każdym użyciu, mimo dokładnego spłukania, było to samo: obciążone i przetłuszczające się w ekspresowym tempie włosy. 

Chociaż źle ją wspominam, jestem bardzo ciekawa, jak sprawdziłaby się u mnie teraz, tym bardziej że podobno skład (niezbyt zachwycający swoją drogą) uległ zmianie. Zbiera praktycznie same pozytywne opinie, więc chciałabym dać jej drugą szansę. Mimo to posiadany przeze mnie egzemplarz mianuję bublem.

MIAŁ  AMBICJE,  WYSZŁO  JAK  ZAWSZE 


Timotei with Jericho Rose, odżywka do włosów Moc i Blask - na moich włosach okazała się przeciętnym produktem. Wykorzystałam ją do samego końca, ponieważ uważam, że lepsza nawet przeciętna odżywka niż żadna, ale na pewno do niej nie wrócę. Wygładzała włosy i ułatwiała rozczesywanie, ale jednocześnie sprawiała, że były nieco sztywne i wbrew obietnicy producenta - pozbawione blasku. Mocy też, bo włosy wyglądały po prostu smętnie. 


Bourjois, Odświeżająco - oczyszczający żel do mycia twarzy - o tym produkcie pisałam już przy okazji posta o wymysłach producentów. Sam fakt, że nieszczęsny wyciąg z ogórka jest prawie nieobecny, generalnie mi nie przeszkadzał, bo nie ze względu na ekstrakty ten żel kupiłam. Jeśli chodzi o mycie twarzy... ten żel po prostu był. Nie odświeżał jakoś szczególnie, oczyszczać oczyszczał, ale jednak zbyt delikatnie, by go mianem "oczyszczającego" nagradzać - ot, radził sobie z resztkami makijażu i ewentualnym brudem nagromadzonym w ciągu dnia. Krótko mówiąc: żel jakich wiele. Niestety trochę ściągał skórę. Nie zrobił mi żadnej krzywdy, ale w końcu przerzuciłam się na bardziej delikatne, a w końcu na naturalne kosmetyki do twarzy i dla niego już nie było miejsca. Można spróbować, ja jednak do niego nie wrócę.   




BLISKO IDEAŁU


Joanna, Sensual, oliwka łagodząca - jeżeli nie potraktujemy jej jako klasycznej oliwki (którą niestety nie jest), ale jako środek do stosowania po depilacji, okazuje się, że to świetny produkt za niewielką cenę. Dzięki tej oliwce usuwanie pozostałości wosku po depilacji jest łatwością. Kosmetyk łagodzi podrażnienia, wygładza i natłuszcza skórę. Plusem jest również wygodne opakowanie (pompka z rozpylaczem) i śliczny, słodki owocowy zapach. Nie nawilża, ale nikt tego nie obiecywał. Żałuję, że nie zdążyłam jej wykorzystać, ale powód był banalny: nie przepadam za depilacją woskiem i rzadko ją wykonuję, a to głównie po tej metodzie moja skóra zaczyna się buntować. 

Na pewno można znaleźć lepsze i bardziej uniwersalne kosmetyki. Jednak jeśli postrzegać tę oliwkę w kategoriach do których została stworzona, uważam, że jest naprawdę godna polecenia - swoje zadanie wypełnia w 100%.


Alterra, nawilżająca odżywka Granat i aloes - moje włosy uwielbiają maski, a na odżywki reagują pogardliwym "pani, co za ochłapy nam pani dajesz". Tym bardziej doceniam tę, która pośród wielu innych, jako jedyna daje mi fantastyczne efekty. Wystarczy chwila - i włosy stają się gładkie, miękkie i lśniące. Są odpowiednio nawilżone i dobrze się układają. 

Nie odnotowałam żadnych skutków ubocznych - obciążenia czy szybszego przetłuszczania włosów. Do tych wszystkich dobroci dochodzi jeszcze piękny, słodki zapach. Od odżywki nie wymagam więcej. Granat i aloes to moja ulubienica i na pewno jeszcze nieraz ją kupię. Egzemplarz widoczny powyżej został wykorzystany do cna, można powiedzieć, że podwójnie zdenkowany ;), a ostateczne pożegnanie spotkało się z moim dużym niezadowoleniem.

***

Miałyście te produkty? Podzielacie moją opinię o nich, a może wręcz przeciwnie - Wasze wrażenia na ich temat są zupełnie odmienne? Jestem ciekawa czy też raz na jakiś czas robicie generalne porządki w zapasach kosmetycznych :)
Pozdrawiam,

środa, 8 stycznia 2014

A dna sięgnęły... Recenzje grudniowych zużyć

Kolejne denko, o dziwo małe, ale to chyba wynika z faktu, że miesiąc spędziłam po połowie w dwóch różnych domach i zużywałam kosmetyki zarówno z jednego i z drugiego. A jednak - kilka produktów sięgnęło dna i to jest właśnie czas, aby napisać o nich kilka słów.

Z góry proszę o wybaczenie dzisiejszej jakości zdjęć - światło docierające do mojego pokoju jest zimą okropne i bardzo ciężko mi się z nim pracuje.

Yves Rocher, Pure Calmille, uniwersalny krem do twarzy i ciała

Ten krem dostałam na Gwiadkę 2012 roku i długo leżał nietknięty, bo cały czas korzystałam z innych. Pierwszy raz otworzyłam go jakoś w październiku i od tego czasu używałam za każdym razem, wracając do domu rodzinnego. Teoretycznie przeznaczony jest dla twarzy i ciała, ale ja stosowałam go wyłącznie na dłonie. Prosta rzecz - nie znając składu, nie chciałam nakładać go na moją kapryśną ostatnio cerę, a używany na ciało skończyłby się w mgnieniu oka. A jak sprawdził się w roli kremu do rąk? Znakomicie!

Gęsta, a zarazem nietłusta, jakby "sucha" konsystencja kremu bardzo przypadła mi do gustu. Krem znakomicie się rozprowadzało, nawet nałożony grubą warstwą szybko się wchłaniał i nie pozostawiał nieprzyjemnego tłustego filmu na skórze, jedynie delikatną ochronną warstewkę -  dłonie były wyraźne nawilżone, gładkie, miękkie, wszelkie podrażnienia zneutralizowane. Zapach zgodnie z nazwą rumiankowy, wyraźnie wyczuwalny, ale nieprzesadzony. 

Opisywany przeze mnie krem to wersja limitowana, ale Yves Rocher ma również z swojej stałej ofercie podobny krem - nie wiem nawet, czy poza różnicami w szacie graficznej (swoją drogą - uroczej!) opakowania, uwzględniono jakiekolwiek. W każdym razie chętnie wypróbuję i tego standardowego wariantu, bo Pure Calmille stał się obok 5% Urea z Isany moim ulubionym kremem do rąk. 

Alterra, Krem przeciwzmarszczkowy na noc z wyciągiem z dzikiej róży

Ten krem również wszedł w moje posiadanie dawno temu - jakoś w czerwcu 2013 - kupiłam go w Rossmannie w "Cenie na do widzenia". Używałam go jakiś czas, ale ze względu na bardzo mocny różany zapach i tendencję do niekompletnego wchłaniania się (skutkującego swego rodzaju maską na twarzy), odłożyłam na wieczny spoczynek. Wróciłam do niego na początku grudnia i o dziwo, tym razem spisał się genialnie! Owszem, zapach nadal nieco mi przeszkadzał - tym bardziej, że dość długo się utrzymuje - ale i tak chętnie z niego korzystałam. Tym razem wchłaniał się w całości, a przy tym genialnie nawilżał, zmiękczał i koił moją skórę; wszelkie podrażnienia, suche skórki znikały jak ręką odjął.

Biedak niestety dna nie zdążył sięgnąć, bo 31 grudnia minął jego termin ważności. Strasznie żałuję, bo kremu w sprzedaży już nie ma, ale jego powodzenie zachęca mnie do rozejrzenia się za kremem na noc właśnie firmy Alterra.



Alterra, Cellulite Hautöl Birke & Orange - olejek antycellulitowy `Brzoza i pomarańcza`


Przełknęłam dość wysoką cenę (23,29 zł/100 ml) i sięgnęłam po ten olejek, chcąc stosować go jak pan producent przykazał, a więc nie na włosy czy inne twarze, a właśnie na ciało. I okazało się, że zrobił swoje -znakomicie ujędrnił skórę, nawilżył ją i bosko wygładził. Nie wiem, jak z cellulitem, bo tego nie mam, ale cała reszta uzyskanych efektów pozwala mi stwierdzać, że to godny polecenia produkt. 

Zwrócić uwagę należy na wygodną, niezacinającą się pompkę - chociaż nie chroni ona butelki przed wiecznym upaćkaniem w olejku - oraz piękny zapach, choć dla mnie bardziej cytrynowy ze słodką nutą (pachnie jak cytrynowa Mamba!) niźli pomarańczowy. Na pochwałę zasługuje również bogaty w najróżniejsze oleje, pozbawiony zbędnych chemicznych dodatków skład. Olejek cechuje się niestety również bardzo słabą wydajnością, przy trzymaniu się zaleceń producenta, a więc stosowany dwa razy dziennie, znika już po dwóch tygodniach.



Miraculum, Ultra Slim, Serum wyszczuplająco - modelujące

Obiło mi się kiedyś o uszy, że to serum jest niczego sobie, więc kiedy na nie natrafiłam (w sklepie sieci Drogerie Polskie; niestety nie widziałam go nigdzie indziej...), bez wahania dałam mu szansę. Może to być interesujący produkt dla osób nieprzepadających za podobnymi produktami Eveline: Ultra Slim nie wykazuje efektu rozgrzewającego, chłodzącego, łaskoczącego czy o jakim tam jeszcze producenci pomyśleli. Z wyglądu i konsystencji zwyczajny balsam o standardowym czasie wchłaniania, nie zostawia po użyciu klejącej warstwy. 

Serum ma wysmuklać, przyspieszać spalanie tkanki tłuszczowej i ujędrniać skórę. Wiadomo, na ile można wierzyć takim deklaracjom, Ultra Slim, jak wiele innych kosmetyków, cudów nie czyni. Ciężko mówić o wysmukleniu, nie zauważyłam również redukcji tkanki tłuszczowej - ale skóra, owszem, stała się bardziej napięta i jędrna. Według mnie jednak to nie wystarcza, czy do tego produktu wrócić.

Miałyście któryś z opisywanych kosmetyków?

czwartek, 31 stycznia 2013

Minirecenzje w ramach styczniowego denka

Walka z sesją nadal trwa. Następny egzamin mam jednak dopiero 5 lutego i znalazłam czas na napisanie nowego posta. Co prawda o regularnym dodawaniu wpisów mogę zapomnieć aż do 8 lutego, ale lepsze to, niż nic. 

Zapraszam na denko :)


1. Synergen, peeling do twarzy do cery wrażliwej - pisałam już o nim tutaj. Bardzo dobry produkt, niestety - Rossmann jak zwykle robiąc wszystko na opak zmienił opakowania i skład peelingu. Znakomity zdzierak o mylącej nazwie stał się teraz podobno faktycznie delikatny. Plus za dostosowanie produktu do opisu, minus za zrobienie na złość blogerkom ;). Siłą rzeczy nie jestem w stanie kupić go ponownie.

2. Alterra, Olejek do ciała Limetka & Oliwa - kolejny z wycofanych produktów Rossmanna. Kupiłam go bardzo dawno i faktycznie przeleżał swoje na półce. Stosowałam go na włosy i widziałam poprawę ich wyglądu, ale efekt nie należał to do tych rodzaju "mój ci on, będę kupowała do końca życia!". Miał przyjemny, cytrusowy zapach, choć jego siła mogła zniechęcać. Do tej konkretnej wersji na pewno bym nie wróciła, ale rozejrzę się za dostępnym teraz olejkiem z migdałami i papają. 

3. Under Twenty, Anti Acne!, Krem nawilżająco - matujący - po raz kolejny w denku i po raz kolejny używany :) był już w denku listopadowym. Całkowicie odpowiada moim obecnym potrzebom i na pewno jeszcze wiele razy do niego wrócę. 

4. Eveline, Slim Extreme 3D, Termoaktywne serum wyszczuplające - ten produkt tak naprawdę przeleżał na półce jakieś dwa miesiące, zanim sobie o nim przypomniałam. Przestał być mi w ogóle potrzebny, jego główna rola - wyszczuplanie - przestała się liczyć. Przerzuciłam się na balsamy/masła nawilżająco-ujędrniające i w tej kwestii nie mógł wygrać. Nawilżać nie nawilżał w ogóle. Owszem ujędrniał, ale dość przeciętnie. 
Z perspektywy czasu widzę, że używałam go przede wszystkim dla efektu rozgrzewania, które dawało złudzenie lepszego niż faktyczne działania. A potrafił przygrzać, oj, aż do bólu! I o ile lubiłam to uczucie na brzuchu czy udach, tak kiedy niepostrzeżenie odrobina trafiła na przedramię, cierpiałam męki. Zdenerwowało mnie w końcu to dokładne obmywanie nie tylko dłoni, ale i całych rąk po jego aplikacji i poszedł w odstawkę. 
Stwierdzam jednak, że do niego wrócę i przetestuję na świeżo jego możliwości.

5. Eveline, Slim Extreme 3D Spa!, Superskoncentrowane serum do biustu 'Total Push Up' - uwielbiam to serum! Piersi po nim są jędrne, miękkie i mają piękny kształt, a skóra jest sprężysta i dobrze nawilżona. Powiększać nie powiększa, ale zapobiega "znikaniu" piersi podczas odchudzania czy intensywnych ćwiczeń fizycznych. W dodatku jest bardzo wydajne - 200ml starcza na co najmniej dwa miesiące obfitego korzystania. Dodając do tego niską cenę (niecałe 15zł), otrzymujemy produkt naprawdę godny polecenia. 

6. Marion, Głęboko oczyszczające płatki na nos - oto przykład produktu, który nie robi nic. Usunął może ze trzy wągry na krzyż, reszta jak siedziała tak siedzi. Nie podrażnił, a jego zdejmowanie nie było trudne, ale mimo wszystko - nie płaciłam za efekt zerowy. 

7. Babydream fur Mama, Balsam do kąpieli - kosmetyk uniwersalny. Sprawdzał się w kąpieli, w higienie intymnej, a przede wszystkim w pielęgnacji włosów - po jego zastosowaniu były miękkie, nawilżone, dobrze oczyszczone. Świetnie zmywał oleje. Niestety Rossmann znowu wyszedł naprzeciw klientkom i wycofał balsam z oferty. Nie wiem, czy to kwestia zmiany składu, czy zniknął na stałe, ale wielka szkoda. Nawet nie zdążyłam zrobić zapasów. Obecnie myję włosy szamponem Babydream dla dzieci, który jest niezły, ale nie przebija tego balsamu.


Używałyście któregoś z tych kosmetyków? 

czwartek, 20 grudnia 2012

A jednak!


Olejki pojawiły się w Rossmannach. Co prawda dopiero dzisiaj, czyli prawie tydzień od rozpoczęcia promocji, i nie wszystkie, bo jedynie migdały & papaja w wersji z pompką, ale jednak mogę z radością potwierdzić, że coś w ich sprawie się ruszyło!

Nie w każdym R. są dostępne, w tych bardziej uczęszczanych zniknęły prawie od razu, ale są jeszcze miejsca, gdzie można je dostać. Krakowiankom polecam odwiedzenie Rossmanna na ulicy Karmelickiej przy Teatrze Bagatela, dzisiaj po południu było jeszcze sześć-siedem opakowań.

Krem Urea 5% również wrócił, co napełniło mnie niewysłowioną ulgą :)


wtorek, 18 grudnia 2012

Rossmann znów kombinuje?


Od 14 grudnia w nowej gazetce promocyjnej Rossmanna znowu widnieją olejki Alterry:

źródło
Data ich powrotu do drogerii jest ciągle przekładana, ale ponieważ na powyższym zdjęciu olejki pokazane są już w nowym opakowaniu (z pompką), myślałam, że w końcu się pojawią. Niestety w żadnym z odwiedzonych Rossmannów nie było nawet miejsca na półce na te olejki. Chyba że położono je gdzieś, gdzie nie sposób ich znaleźć – w ich pierwotnym położeniu są jednak inne kosmetyki.

Co denerwuje mnie nawet bardziej, to brak mojego ulubionego kremu do rąk Urea 5%. Wszystkie inne kremy Isany stoją na półkach w bardzo dużej ilości, a tego nie znalazłam w żadnym z trzech Rossów. Miejsce na półce jest, ale puste, niestety taka sytuacja trwa już od kilku tygodni… Trudno mi uwierzyć, że zawsze obecny krem – i to nie w pojedynczych egzemplarzach – nagle wyparował w całości za sprawą pragnących go konsumentek. Kierownictwo R. chyba musiało maczać w tym palce.

Boję się, że to kolejny produkt, który zostanie wycofany. Jeśli tak się stanie, chyba całkowicie zrezygnuję z kupowania w tych drogeriach, bo jego usunięcie byłoby czystą złośliwością. Zbiera dobre oceny, jest popularny, a cenę ma wyższą niż reszta kremów do rąk Isany, więc raczej nie jest to kwestia opłacalności.

wtorek, 17 lipca 2012

Moja pielęgnacja włosów | POLISH ONLY |


Słowem wstępu: moje włosy są długie, falowane u nasady i kręcone na końcach, dość porowate. Nadal szukam najlepszych dla nich kosmetyków i najbardziej odpowiednich metod traktowania. Mimo to pewnych zasad się trzymam: nie zamieniam szamponu na odżywkę, bo podczas mycia muszę mieć pianę, inaczej nie czuję się dobrze. Unikam suszarek, prostownic i lokówek, ale nie wykluczam ich całkowicie. Uważam, że najważniejszym jest, aby włosy ładnie wyglądały, zwłaszcza na szczególne okazje - więc co jakiś czas popełniam "grzech" użycia kosmetyku z silikonami, zwłaszcza, że moje włosy reagują na nie bardzo pozytywnie.

Oto przegląd tego, czego używam:

SZAMPONY


Rossmann, Babydream fur Mama, balsam do kąpieli - hit blogosfery skusił i mnie, i zadziałał na mnie tak samo dobrze. Brak w nim SLS czy silikonów. 
Świetnie oczyszcza włosy z zanieczyszeń i olejów, pozostawia je miękkie, aczkolwiek nieco poplątane - bez odżywki ani rusz! Z drugiej strony, podejrzewam, że nawet najlepszy szampon nie poradziłby sobie z moimi kołtunami podczas mycia, więc nie zaliczam tego do wad. Nie zauważyłam, aby włosy przetłuszczały się szybciej, nawet odwrotnie - o ile wcześniej często na drugi dzień czułam, że są nieświeże, tak teraz nawet gdy nie zdążę ich umyć wieczorem drugiego dnia, nie odczuwam dyskomfortu. 
Balsam ma ładny, delikatny, pudrowy zapach. Używam go do prawie każdego mycia - tak włosów, jak i ciała. 
Minus? Jest stanowczo zbyt rzadki, potrafi spłynąć z włosów, i przez to trzeba zaaplikować go więcej, niż naprawdę potrzeba. Jeśli chodzi o wydajność - butla o pojemności 500ml wystarcza na ok. trzy tygodnie, przy myciu włosów co dwa dni i codziennym myciu ciała. Nie jest to mało, ale biorąc pod uwagę ilość balsamu, mogłoby być trochę lepiej.  
Opakowanie jest poręczne, nie wyślizguje się z mokrej dłoni, widać, ile kosmetyku pozostało, klapka łatwo się otwiera, ale nie samoczynnie. Wygląda też nie najgorzej. Naklejka nieco niszczy się pod wpływem wody, ale nie zostaje na palcach, więc nie jest źle. W tej kwestii nie mam nic do zarzucenia. 
Kosztuje ok. 9zł, więc nie jest to cena wygórowana. 

Syoss, Silicone Free, Repair & Fullness, Szampon do włosów normalnych po zniszczone - tego szamponu używam mniej więcej co tydzień, jako oczyszczenia. Zgodnie z opisem producenta nie zawiera silikonów, parabenów ani parafin; przyznam, że nie znam się aż tak dobrze na składach, ale co niektórzy mogą się obruszyć na obecność pq - nie jestem aż tak na to wyczulona, więc szamponu od razu nie skreślam. Zawiera SLeS, ale moja skóra głowy nie reaguje na ten składnik podrażnieniem, więc przeciwnie, całkiem go lubi. Szampon oczyszcza genialnie, wspaniale się pieni, włosy po umyciu są miękkie i sypkie - owszem kołtuni je, ale w niewielkim stopniu, plus - jak wyżej, u mnie każdy szampon to robi. Zapach ma mocny, raczej chemiczny, trudny to określenia, ale nie zostaje na włosach - na krótką metę nawet mi się podoba. 
Konsystencja jest jak dla mnie idealna - ni to za gęsta, ni zbyt wodnista.
Wydajność jest bardzo dobra - na początku, zanim odkryłam Babydream, używałam go do każdego mycia, potem, jak wyżej, co tydzień, w końcu przez parę dni w kryzysie nawet do kąpieli (całkiem nieźle się sprawdził), w końcu nawet do pędzla, który nie chciał się doczyścić po kremie BB. Zawsze leję go sporo. Obstawiam, że obecnie ma ok. dwóch miesięcy - zużycie widzicie na zdjęciu.
Co do opakowania - pod prysznicem trochę nieporęczne i może się ślizgać w dłoni. Widać dobrze, ile produktu zostało. Szata graficzna miła dla oka. Otwiera się bez problemu. 
Kosztuje ok. 15zł/500ml, ja dorwałam go w promocji za 10zł. Niestety obecnie dla mnie 15zł za szampon to trochę za dużo, więc jeśli się skończy, spróbuję czegoś tańszego. 

ODŻYWKI DO SPŁUKIWANIA





Rossmann, Isana Hair, Glättungs Spülung, Odżywka wygładzająca włosy z olejkiem babassu - niestety nie mam swojego zdjęcia, więc muszę posłużyć sie tym z wizaz.pl. Odżywka skończyła mi się jakoś w trzecim tygodniu czerwca, opakowanie wyrzuciłam i na razie nie kupiłam nowej, ale pewne jest, że do niej wrócę, dlatego umieszczam ją w zestawieniu. 
Uwielbiam! Wspaniale działa na moje włosy: ułatwia rozczesywanie, wygładza, sprawia, że są miękkie, delikatne w dobrym tego słowa znaczeniu, po jej użyciu nie mogę się powstrzymać od zabawy włosami. A działa błyskawicznie - wystarczą trzy do pięciu minut, aby włosy były idealnie gładkie.
Zapach ma bardzo ładny, konstystencję przyjemną - odżywka nie spływa z włosów, dobrze się ją rozprowadza. 
Jest bardzo wydajna - wystarcza na jakieś półtora miesiąca, a nakładałam ją co drugi dzień w dość dużej ilości. 
Opakowanie jest poręczne, butelka "stoi na głowie", więc nie trzeba wytrząsać produktu, gdy jest go mało, ale jest i minus takiego rozwiązania, gdyż podczas prysznica pod klapkę - bardzo wygodną zresztą -  dostaje się sporo wody. Wydobywanie produktu ze środka jest dość łatwe nawet, jeśli niewiele go zostało - mimo że plastik, z którego zrobione jest opakowanie, jest twardy i trudno go dobrze ścisnąć. Odżywkę można wykorzystać prawie do końca, ale jednak tylko "prawie": butelki nie da się rozciąć zwykłymi nożyczkami. Szata graficzna przeciętna, ani ziębi, ani grzeje. 
Kosztuje ok. 5zł/300ml - jak na taką wydajność i jakość, jest to naprawdę niewiele. 

Rossmann, Alterra, Feuchtigkeits - Spulung Granatapfel & Aloe Vera (Nawilżająca odżywka `Granat i aloes`) - podobnie jak Isana - włosy po niej są miękkie i gładkie. Działa chyba nawet jeszcze szybciej. Zapach całkiem mi się podoba, chociaż jest raczej mocny - na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Konstystencja dość gęsta, odżywka nie spływa z włosów. Dla mnie jest nieco droższym odpowiednikiem Isany, lepszym o tyle, że działa bardzo szybko. Niestety, ma też wadę - włosom po jej użyciu niekiedy brakuje objętości.
Opakowanie wygodne, eleganckie. Niestety nie da się ocenić stopnia zużycia kosmetyku. Obstawiam, że na razie zużyłam ok. 1/4 bądź mniej, więc nie mogę powiedzieć zbyt wiele o wydajności, ale zdaje się, że odżywka wystarczy na bardzo długo. Mam ją bodajże od trzech tygodni. Jako zastępczyni Isany, jest używana po każdym myciu. Naklejka z tyłu pod wpływem wody ściera się, ale nie odkleja i nie marszczy.
Kosztuje ok. 9zł/250ml - jest droższa od poprzedniczki, ale na pewno warta swojej ceny. Czy kupię ponownie? Raczej tak - myślę, że będę korzystała na zmianę z Isaną. 

MASKA

W kwestii masek mam braki i szukam czegoś, co tę lukę mogłoby zapełnić. Na razie jednak, korzystam z jednej:

Rossmann, Alterra, Haarkur Granatapfel & Aloe Vera (Maska nawilżająca do włosów suchych i zniszczonych `Granat i aloes`) - o ile odżywkę z tej samej serii uwielbiam, o tyle do maski mam sporo zastrzeżeń. Wątpię nawet, czy ją skończę, ale skoro stoi na mojej półce i co jakiś czas jest otwierana, doszłam do wniosku, że można ją tu umieścić.
Maska z definicji powinna działać lepiej niż odżywka - w tym przypadku tak nie jest. Owszem, pomaga rozszczesać włosy, ale poza tym nie daje dobrych efektów, odżywka działa dużo lepiej. Konsystencja też taka nijaka, niby gęsta, ale nie lubię sposobu, w jaki rozprowadza się ją po włosach, zachowuje się trochę wodniście. I najgorsza rzecz - zapach. Odżywka przy niej praktycznie nie pachnie! Maska ma zapach zdecydowanie zbyt mocny, mdły i chemiczny, niemiły - dla mnie na granicy wytrzymałości. 
Opakowanie całkiem, całkiem, chociaż znowu - stopień zużycia niemożliwy do określenia. Naklejka z tyłu tubki niszczy się szybciej niż ta na odżywce i daje mało estetyczny efekt. 
Kosztuje ok. 9zł/150ml - wolę trochę dopłacić i kupić coś lepszego. 


ODŻYWKI BEZ SPŁUKIWANIA



Joanna, Naturia, Odżywka z miodem i cytryną do włosów farbowanych, suchych i zniszczonych - dużo dobrego słyszałam o odżywkach z Joanny, więc w końcu się na jedną z nich zdecydowałam. Czy "naprawia" włosy? Używam jej krótko, ale wydaje mi się, że włosy wyglądają lepiej od kiedy jej używam. Pewne jest parę innych rzeczy, które sprawiają, że bardzo tę odżywkę lubię. Mianowicie: zapobiega puszeniu się włosów i podkreśla skręt moich loków (pierwsza odżywka od x lat!). Włosy dostają kolejną dawkę miękkości. Nie obciąża, nie przyspiesza przetłuszczania. Bardzo przydatna, jeśli suche włosy nie wyglądają tak, jak trzeba, a nie chce się używać nafaszerowanych silikonami produktów do stylizacji. 
Odżywka jest rzadka, ale jeśli ma być używana na suche włosy, to właśnie jest jej zaletą - dobrze się rozprowadza, nie skleja włosów, nie osadza się na pojedycznych kosmykach. Zapach ma dość przyjemny, z cytrynową nutą.
Opakowanie - ładne, poręczne, można odżywkę postawić i normalnie, i "na głowie". Niestety nie widać, ile kosmetyku się zużyło - chyba że pod mocne światło. 
Kosztuje ok. 4zł/200ml. Czego chcieć więcej?

Farmona, Radical, Mgiełka wzmacniająca do włosów - dobrze, to mgiełka, ale traktuję ją jako lekką odżywkę. Włosy rzeczywiście są w lepszej kondycji, ale nie można spodziewać się po niej cudów. Dobra do stosowania na suche włosy, trochę ułatwia rozczesywanie i pomaga je utemperować, ale na dłuższą metę niestety je wysusza - moje kosmyki w końcu zaczęły reagować alergicznie na sam kontakt z nią. W związku z tym, że mam teraz mnóstwo innych kosmetyków do włosów, tej używam sporadycznie, ale na początku przygody ze zdrowymi kosmetykami do włosów była niezastąpiona. Hamuje wypadanie w bardzo niewielkiem stopniu. 
Zapach leśno-ziołowy, nienachalny, ja szczerze mówiąc nie żywię do niego żadnych szczególnych uczuć. Jest, bo jest, równie dobrze mogłoby go nie być. Produktu wystarcza na długo, nie jestem w stanie tego dokładnie określić, ale myślę że wyjdzie około półtora miesiąca przy codziennym stosowaniu. 
Opakowanie w porządku, widać ile produktu zostało, pompka zacina się rzadko.
Kosztuje ok. 7zł/200ml - niedużo. 

OLEJE


Ciągle szukam odpowiedniego dla siebie - na tej liście efekty moich dotychczasowych poszukiwań:

Rossmann, Alterra, Korperol Limette & Olive (Olejek do ciała `Limetka i oliwa`) - polowałam na inny, ale kiedy skończyła mi się oliwka Hipp, a ja potrzebowałam szybko czegoś innego, na półkach w Rossmannach była tylko limetka. Cóż, stwierdziłam że wszystko mi jedno i kupiłam. Przyznam szczerze - olej nie do końca spełnia moje oczekiwania. Trudno mi określić, czy to kwestia składu, czy tego, że za krótko praktykuję olejowanie (mniej więcej od kwietnia). Owszem, włosy są bardziej nawilżone, ale nie widzę żadnych spektakularnych efektów. 
Konsystencja nieco bardziej lejąca niż przeciętnych olei, lekka, ale nie przeszkadza to w aplikacji. Łatwo się zmywa.
Zapach niestety za mocny - na początku mi nie odpowiadał, lubię zapach cytrusów, ale tutaj był on naprawdę uciążliwy i bardzo długo się utrzymywał. Potem się przyzwyczaiłam, ale myślę, że nie każdemu jego intensywność przypadnie do gustu.
Opakowanie eleganckie, wszystko widać jak na dłoni.
Wydajność jest lepsza, niż mi się wydawało na początku - co prawda od jakiegoś czasu nie używam tego oleju, ale po ok. miesiącu użytkowania jest go połowa.  
Kosztuje ok. 13zł/100ml - czy to dużo? Na pewno nie do przesady, ale szukając wciąż idealnego dla mnie oleju, tego prawdopodobnie już nie kupię. Na pewno jednak postaram się wykorzystać go do końca - może nie tylko na włosy?

Rossmann, Babydream, Pflegeöl (Olejek pielęgnacyjny) - kupiony niedawno, nie do końca jeszcze sprawdzony, ale już wiem, że dla mnie lepszy niż Alterra. Nadal nie do końca idealny, ale przed nim jeszcze długa droga testowania. Konsystencja zdecydowanie oleista, zapach delikatny, przyjemny. Opakowanie porównywalne do balsamu do kąpeli opisywanego przy szamponach. 
Kosztuje ok. 7zł/250ml - cena zdecydowanie korzystna. 


WCIERKA





Farmona, Jantar, Odżywka do włosów i skóry głowy - używam od bardzo dawna i nie mogłabym się bez niej obejść. Jako jedyny produkt zahamował wypadanie włosów! Miałam z tym ogromny problem od lat, próbowałam odżywek, masek, szamponów, suplementów diety i wszystko na nic - okazało się, że wystarczył Jantar. Po dwóch tygodniach używania praktycznie zapomniałam, jak to jest wybierać włosy z grzebienia. Oczywiście wcierki należy używać regularnie - trzy tygodnie, parę dni przerwy, znowu trzy tygodnie i tak dalej - bo problem powraca, ale nie jest to kłopotliwe. Włosy są w dużo lepszej kondycji.
Wcierkę można używać również na całą długość włosów, ale ja raczej tego nie praktykuję - zdarzyło się dwa czy trzy razy; u mnie średnio się to sprawdza, ale krzywdy im na pewno nie robi. W razie braku kosmetyku do modelowania czy zahamowania puszenia, będzie ok. 
Konsystencja lekka. Nie obciąża i nie skleja włosów. 
Zapach przypomina mi wodę kolońską - bardzo przyjemny ;)
Opakowanie jest tradycyjne i to mi się w nim podoba, ale ma dużą wadę - w miarę zużywania produktu, coraz trudniej go wydostać ze środka. Pod koniec można dowolnie długo trząść czy uderzać o dłoń butelką, a mimo to odżywka najwyżej się spieni, a na rękę wydostanie się niewielka jej ilość. Widziałam, że blogerki znalazły na to sposób i przelewają wcierkę w inne opakowania i poważnie zastanawiam się nad tym samym.
Odżywka jest niestety trudno dostępna, znam trzy sklepy gdzie można ją dostać (właściwie dwa - bo dwie krakowskie drogerie Firlit i Mediq w Galerii Krakowskiej), a i tam nie zawsze jest obecna. Dlatego zawsze robię sobie zapasy i mam co najmniej jedną "na zaś" :)
Kosztuje ok. 10zł/100ml - dla mnie akurat.

SUCHY SZAMPON



Rossmann, Isana Hair, Trocken Shampoo, Suchy szampon do włosów - tani i dobry. Jak tak pomyśleć, to okazuje się, że produkty Isany nigdy mnie nie zawiodły. Suchego szamponu używam na grzywkę - dość szybko się przetłuszcza. Wcześniej często miałam problem - albo wyjść z niezbyt ładnymi włosami ze względu na brak czasu, albo, jeśli czasu było więcej, umyć samą grzywkę, ale jednak nie należało to do moich ulubionych czynności. Pojawienie się na rynku suchych szamponów było wybawieniem, ale na wszelki wypadek postanowiłam najpierw spróbować najtańszego - i słusznie. Szampon wywiązuje się ze swojej roli, dobrze odświeża włosy, chociaż tylko na kilka godzin - mógłby utrzymywać efekt nieco dłużej, ale za taką cenę nie spodziewam się cudów. Oczywiście bieli, ale nie ma problemu z siwymi włosami, nawet na moich ciemnych pasmach po odpowiednim "wytrzepaniu" nie rzuca się w oczy. Nie muszę używać suszarki, by się go pozbyć. Aplikacja jest wygodna i szybka. Zapach mocny i niestety utrzymuje się całkiem długo - nie należy do brzydkich, ale zdania na pewno będą podzielone. 
Opakowanie wg mnie brzydkie, ale funkcjonalne - pompka nie zacięła mi się nigdy. Trudno stwierdzić, jak dużo produktu zostało... używam go od czasu do czasu od jakichś dwóch miesięcy - poszedł w ruch pewnie około 10 razy - i wydaje mi się, że starczy na jeszcze parę aplikacji.
Kosztuje ok. 10zł/200ml. Jeśli po jego zakończeniu jakiś inny nie trafi na promocję, na pewno kupię ponownie. 


Czasami moje włosy dopominają się o silikony, albo chcę je dodatkowo "upiększyć" na wielkie wyjścia - i od tego mam trochę kosmetyków, ale póki co, większość z nich należy do fazy przejściowej. Wciąż szukam czegoś lepszego. A co mam teraz?

PRODUKTY NA WSZELKI WYPADEK



Farouk, Biosilk, Silk Therapy (Naturalny jedwab - odżywka regenerująca bez spłukiwania) - tego produktu używałam namiętnie w czasach liceum, gdy prostowałam włosy i zależało mi na jak najdłuższym efekcie. Kiedy ma się naturalnie kręcone i puszące się włosy, trzeba kombinować... Potem podłapała go ode mnie moja mama i chociaż ja w końcu z niego zrezygnowałam, ciągle jest na łazienkowej półce. Moja mama nie narzeka, natomiast ja pamiętając swoje wspomnienia i ostatnie doświadczenie z prostowaniem, chcę napisać o nim parę słów. 
Przede wszystkim jego aplikacja nie jest łatwa - jeśli nałożyć go trochę zbyt dużo, a nie jest to trudne, włosy są sklejone, obciążone, wyglądają nieestetycznie i szybko się przetłuszczają. Producent wspomina o stosowaniu na skórę głowy - no nie da się, jeśli nie chce się mieć strąków. A zresztą! Spójrzmy na resztę opisu:
"Zapewnia włosom zniszczonym, suchym i matowym bardzo zdrowy wygląd, sprężystość i zmysłową miękkość. Włosy są podatne na układanie. Regularne stosowanie jedwabiu chroni włosy przed utratą wilgoci, wysoką temperaturą, promieniami UV, skutkami chemii fryzjerskiej oraz zanieczyszczeniami środowiska. Pozostawia włosy jedwabiste z niewiarygodnym połyskiem."
Ochrona faktycznie działa - w końcu włosy zostają oblepione taką ilością silikonów (jedwab jest dalej w składzie), że nic nie ma szans się przedostać do środka. Miękkość? Nie zauważyłam. Włosy były raczej sztywne. Czy podatne na układanie? Jeśli nałożyło się jedwab przed modelowaniem, to tak, łapało szybciej - jeśli po, u mnie włosy z przodu wywijały się po swojemu, więc może faktycznie coś w tej podatności jest. Ale połysk? Owszem, włosy błyszczały, ale nie w zdrowy sposób - po prostu widać było, że coś na nich jest. Włosy błyszczące same z siebie wyglądają zupełnie inaczej! No i zapach - znośny, ale charakterystyczny i dość mocny. Można było odpuścić sobie perfumy, włosy pachniały wystarczająco intensywnie. Naprawdę starałam się nie nakładać dużo - próbowałam różnych opcji i praktycznie zawsze wychodziło to, co wychodziło, niezależnie od ilości (no chyba że brałam minimum, ale wtedy nie było w ogóle ŻADNEGO efektu, czyli bez sensu).
Ostatnio nałożyłam niewielką ilość na same końcówki i efekt był lepszy - włosy się nie puszyły, a wyżej wymienionych wad nie było. Tyle, że moje włosy są obecnie w o wiele lepszej kondycji niż wtedy i wystarczy niewielka ilość "jedwabiu", żeby doprowadzić je do porządku (ponadto nie zależy mi już na idealnie prostych pasmach). Na końcówki się nada - zabezpieczy i poprawi ich wygląd - i pewnie zdarzy mi się go jeszcze użyć, ale jako codzienny kosmetyk do całości włosów odpada.
Buteleczka jest fikuśna, wygodna, wszędzie się zmieści, ale łatwo ją ubrudzić jedwabiem. Wydajność? Ponad miesiąc przy intensywnym stosowaniu, czyli nieźle, jak na 15ml. 
Kosztuje ok. 10zł/15ml, przynajmniej tyle kosztowała, kiedy ją kupowałam - bardzo często widziałam ją w promocji za piątaka, więc wcale nie jest źle. Na pewno można przetestować, czy sprawdzi się np. do ochrony końcówek. Ja dam Biosilkowi jeszcze jedną szansę. 

Loton, Provit, Jedwab w płynie - trudno oceniać coś, co nie daje efektu, poza sklejaniem włosów i ich matowieniem. Dobrze, przesadzam: pomaga ułożyć włosy, delikatnie niweluje puszenie, poprawia wygląd. Ale wiele kosmetyków to potrafi o wiele lepiej! Nie obciąża i nie powoduje przetłuszczania, fakt. Ale kosmetyk, który opisuje się głównie za pomocą słowa "nie (robi)", nie może być dobry, co najwyżej przeciętny. I ten taki jest - nie przynosi wiele dobrego, ale z braku laku się lada. Tylko tego nabłyszczenia brakuje, w końcu to niby jedwab... Na początku należało potrząsnąć produktem, gdyż składał się z dwóch części - po jakimś czasie, jak widać na zdjęciu, nie jest to potrzebne. Trochę mnie to niepokoi.
Zapach całkiem przyjemny, konsystencja - klejąca. Opakowanie w porządku, pompka działa bez zarzutu.
Wydajność? Trudno mi stwierdzić, jedwab kupiłam baaardzo dawno i rzadko używałam.
Kosztuje ok. 9zł/100ml. Cena nie jest wygórowana, ale wolę wydać te pieniądze na coś innego.