Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skalpel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skalpel. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 12 lutego 2013

Autorska płyta Ewy Chodakowskiej - Skalpel II



Płytę Ewy kupiłam bardziej dla zasady/z przyzwyczajenia niż z powodu faktycznego zapotrzebowania. Ćwiczę z Jillian z większym obciążeniem, ostatnio Zuzkę, chcę zacząć P90X. Siłą rzeczy treningi Ewy są już dla mnie albo za słabe, albo skierowane nie w stronę, do której dążę. Byłam jednak bardzo ciekawa Skalpela II i chcę się podzielić z Wami opinią na jego temat. Szok trening na razie odpuszczam.

Ogólnie rzecz biorąc – nie podoba mi się. Program jest nudny i statyczny. Wiem, że Skalpel ma być łatwy, ale to nie oznacza, że mamy się nudzić. Mięśnie trochę pracują, temu nie zaprzeczę – ale ziewam podczas ćwiczeń.

Konstrukcja treningu jest prosta: mamy trzy zestawy, w skład każdego wchodzą trzy ćwiczenia, powtarzane trzy razy. Nuuudaaa. W pewnym momencie zrezygnowałam ze wstawania z krzesła o jednej nodze (chociaż to akurat jedno z lepszych, bardziej wymagających ćwiczeń) i robiłam burpees.

Uważam także, że trening jest mimo wszystko zbyt krótki – bez rozciągania na koniec trwa 23 minuty. 23 minuty to doskonały czas na intensywne ćwiczenia, idealny, jeśli chcesz się zmordować i pobić rekord w ilości wykonywanych pompek, ale nie w sytuacji, gdy ćwiczymy tak wolno i delikatnie.

I jeszcze jedno – Ewa znowu nie mówi, jak wykonywać ćwiczenia! Wspomni raz, że stopy mają być pod kolanami, następnym razem, przy trzecim powtórzeniu ćwiczenia (!), że ręce powinny być pod barkami. To wszystko. Ćwiczę długo i znam pewne mechanizmy, ale osoba która ledwie wczoraj zeszła z kanapy nie będzie znała niuansów na temat prostych pleców, spinania brzucha w odpowiednim momencie itp.


Dla kogo jest Skalpel II? Nie dla mnie, przynajmniej dopóki nie zainwestuję w parę obciążników na ręce i nogi. Chociaż i wtedy wątpię, że do niego wrócę, jego monotonia mi nie odpowiada. Dla początkujących – owszem, o ile najpierw zaznajomią się z technikami wykonywania ćwiczeń. Spektakularnych efektów jednak nie wróżę. Odniosłam wrażenie, że Skalpel II to program dla osób, które mają wyrzuty sumienia, że ćwiczą za mało, ale z drugiej strony wcale nie chcą więcej. 

Polecam za to Skalpel I, dostępny (ponownie) z lutowym numerem Shape. Poziom trudności podobny, ale całość ciekawsza i mięśnie również żywiej pracują. Skalpel II to typowy trening startowy dla osób, które nie są pewne swojej siły - problem w tym, że Skalpel I oferuje to samo, a ma w sobie większy potencjał i na dłuższą metę to on sprawdzi się lepiej. 

piątek, 7 grudnia 2012

Poszłam pod skalpel ;)


Oczywiście ten Ewy Chodakowskiej! Dlaczego dopiero teraz?


Kiedy usłyszałam o nim po raz pierwszy, w kwietniu, gdy jeszcze był dostępny w każdym kiosku z Shape, nie byłam pewna z czym to się je, czy mi się spodoba i czy jest mi potrzebne. W efekcie zanim podjęłam decyzję, na dobre zniknął ze sklepów. Na szczęście niedługo potem, w lipcu, dorwałam się do Killera. Efekty i przyjemność, jakie mi dał, sprawiły, że zechciałam spróbować i Skalpela. Pierwszym krokiem było przeszukanie Allegro, ale jak pewnie większość wielbicielek shape’owych treningów Ewy wie, te płyty chodzą tam po 30-40zł. Dla mnie to była za duża kwota, tym bardziej, że przecież normalnie płaciło się niecałe 13zł.

Potem dowiedziałam się, że archiwalne numery można zamawiać bezpośrednio z drukarni, pisząc na adres  prenumerata@quadwinkowski.pl (można było również zadzwonić, ja jednak zdecydowanie wolę tę formę komunikacji). Mimo iż nakład kwietniowego Shape się wyczerpał, zainteresowanie było tak duże, iż nadal robiono dodruk. W końcu 15 sierpnia złożyłam zamówienie, wiedząc, że przyjdzie mi na nie poczekać.

Spodziewałam się dwutygodniowego, góra miesięcznego opóźnienia. Kolejka okazała się jednak tak długa, że płytę otrzymałam… 24 listopada. Tak, ponad cztery miesiące później! A ja już straciłam nadzieję, że kiedykolwiek swój Skalpel dostanę ;)

Trzeba oddać drukarni to, że prawdopodobnie za „obsuwę” (chyba nie z ich winy, wierzę, że robili co mogli), zamiast 19zł za czasopismo i przesyłkę, zapłaciłam jedynie 7,90.

Nie wiem, jak jest w tej chwili – czy zamówienia są nadal przyjmowane i/lub czy dodruk nadal trwa. Wydaje mi się, że minęło już tyle czasu, iż wydawnictwo mogło zamknąć sprawę.

A teraz najważniejsze – wrażenia z treningu!


Napis na okładce głosi, że ćwiczenia przeznaczone są dla każdego, także dla początkujących. Nie oznacza to jednak beztroskiego machania nóżką w tył i w przód. To, że nie trzeba mieć super kondycji, by wykonać trening, nie oznacza, że nie wymaga on wysiłku. Wręcz przeciwnie, prawidłowe wykonanie ćwiczeń wymaga skupienia, napięcia mięśni, samozaparcia i pewnej siły. Podczas Skalpela mięśnie naprawdę dają o sobie znać. W zależności od ćwiczenia możemy doskonale poczuć najmniejszy mięsień w nodze, ramionach czy brzuchu (albo wszystkim naraz). Całe ciało intensywnie pracuje! W pewnych momentach praktycznie czuję, jak podnoszą mi się pośladki :D

Co dla mnie ważne, Skalpel zawiera niewiele elementów kardio. Jak wspominałam w poście nt. treningu z celebrytkami, moje chucherstwo nie pozwala mi na szalone zabawy w gubienie kalorii. Poza tym czułabym się niezręcznie, tupiąc ze wszystkich sił w sufit sąsiadów pode mną.

Co do samej Ewy nie mam zastrzeżeń. Ćwiczenia nie są trudne i większość opiera się na podobnym modelu ułożenia sylwetki, więc dwie wypowiedziane przez nią rady – kolano na wysokości stopy i odcinek lędźwiowy ‘’przyklejony’’ do podłogi – w zupełności wystarczają.

Trening mija szybko (choć na pewno nie bezboleśnie ;)). Sprawia mi dużą przyjemność, chociaż po wielu bardziej wymagających sesjach czuję, że stać mnie na więcej. Ponieważ jednak obecnie na co dzień ćwiczę z Jillian Michaels i chodzę na basen, nie jest to problemem. Skalpel na pewno wykonam jeszcze niejednokrotnie :)


Jak sugeruje opis, do ćwiczeń można dodać ciężarki. Od dawna planuję ich zakup i mam nadzieję, że w końcu uda mi się je zdobyć. Mimo to przyznam, że na razie raczej nie byłabym w stanie wykonać większości ćwiczeń (zwłaszcza na ręce) z dodanymi obciążnikami. Ciężar mojego ciała w zupełności wystarcza. Nigdy nie zaszkodzi jednak spróbować, w końcu chodzi o to, by się rozwijać :)