Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kolorówka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kolorówka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 sierpnia 2015

Make Up Revolution: Beyond Flawless eyeshadow palette

Palety cieni Make Up Revolution od wielu miesięcy szturmują blogosferę, łącząc w sobie bardzo dobrą jakość cieni i niską cenę. Ja również jakiś czas temu pokusiłam się na jedną z nich. Nie wybrałam jednak żadnej wersji Iconic czy inspirowanych dziełem Too Faced palet "czekoladowych", a dużo mniej popularną, składającą się z 32 cieni Beyond Flawless

Ponieważ cieni do powiek używam rzadko, nie mam jeszcze sprecyzowanych barw, w których czuję się najlepiej. Stąd wybór palety składającej się z dużej liczby cieni - chcę eksperymentować i uczyć się na sobie różnych kombinacji. Jeśli chcecie wiedzieć, czy było warto, zapraszam do dalszej części posta. 


MUR, Beyond Flawless


Gdzie? drogerie internetowe (np. Minti Shop, Ladymakeup); Kraków - drogerie Pigment 
 Za ile? Ok. 40 zł

OPAKOWANIE

Cienie kupujemy w złotym kartoniku, w którym kryje się wykonana z grubego, solidnego plastiku paleta. Produkt prezentuje się elegancko. Niestety nazwa palety wypisana jest jedynie małą czcionką z tyłu opakowania (i na kartoniku), dużo bardziej wolałabym nadrukowaną ją z przodu. Duży plus za skład zarówno na kartonie, jak i plastiku. Plastik niestety łatwo się brudzi, ciężko uniknąć smug i odcisków palców.


W środku zastajemy duże, dobrej jakości lustro, folię z nazwami cieni oraz same cienie oczywiście, zamknięte w okrągłej formie. Ułożone są w bardzo rozsądnej kolejności w ośmiu rzędach po cztery. Każdy cień waży 0,5 grama.


KOLORY

Beyond Flawless daje duże pole do popisu fankom stonowanego makijażu. Mamy tu klasyczne beże i brązy, odpowiednią ilość różu i fioletu oraz szarości i czerń. Wykończenia przeróżne - są nieliczne maty (chociaż nie do końca matowe, zalatują satyną), satyny i mające przewagę perły, które przepięknie mienią się na powiece. 

Pigmentacja jest zróżnicowana. Pierwsze cztery najjaśniejsze odcienie oraz wszystkie maty są niestety bardzo delikatne i na oku trzeba się mocno namachać, by było je widać. Reszta cieni sprawuje się o wiele lepiej (z kilkoma wyjątkami, jak na przykład Bare Pink i Pug), ale nadal dają efekt typowo dzienny - na powiekach są nieco jaśniejsze niż wskazywałyby na to swatche. Na dobrą sprawę dopiero dwa ostatnie rzędy dają "czadu". Czerń wygląda nawet lepiej na oku niż na ręce. Niestety, kiedy przychodzi do blendowania, mocno traci na intensywności. 

Podsumowując - makijaż dzienny da się nimi wykonać bez problemu, wieczorowy może zająć więcej czasu i możliwości w jego kompozycji mogą być ograniczone, ale także się uda.










ZACHOWANIE

Cienie niestety mocno się osypują - na szczęście jedynie na drodze paleta - pędzel, a nie pędzel - oko. Powieki "łapią się" od razu i nie musimy się martwić o drobiny osiadające na policzku. Mankamentem jest tutaj więc jedynie upaskudzona paleta.

Cienie dobrze się ze sobą łączą i tworzą bardzo płynne przejścia koloru. Czasem wręcz zbyt płynne - kolor może "zginąć" w wyniku blendowania, pozostawiając za sobą jedynie brokat, lub dwie barwy staną się jedną plamą. Mnie taki niejednoznaczny gradient odpowiada, ale osoby, które używając fioletu i pomarańczu chcą mieć na powiece właśnie fiolet i pomarańcz, a nie tylko ciemniejszy pomarańcz, albo będą zawiedzione, albo będą musiały włożyć w makijaż bardzo dużo pracy. 

A zresztą - podczas robienia swatchy machnęłam sobie od niechcenia przypadkowymi cieniami na powiece. Macie tutaj więc próbę możliwości palety - bez podkładu, korektora, bazy ani innych dodatków. Tylko czysta skóra. 



Dużą zaletą cieni jest bardzo dobra, całodzienna trwałość (nawet bez bazy) oraz brak tendencji do migrowania i zbierania się w załamaniu powieki. 

PODSUMOWANIE

Beyond Flawless jest nierówna - maty są słabe i moim zdaniem praktycznie nie do używania, perły natomiast zachwycają kolorami i mają bardzo przyzwoitą pigmentację. 

Moim zdaniem jest to udana propozycja dla osób początkujących, które nie są jeszcze pewne, jakie kolory do nich pasują, chcą nauczyć się podstaw i przekonać, czy w ogóle zabawa z cieniami jest dla nich. Płacąc 40 zł za 32 cienie ciężko spodziewać się jakości dla profesjonalistów - a mimo to Beyond Flawless pozytywnie zaskakuje. 



Które cienie najbardziej wpadły Wam w oko? Ja najbardziej lubię czwóreczkę z drugiego rzędu :)



czwartek, 4 czerwca 2015

Kremowe szminki Rimmel Lasting Finish - azjatyckie sherry

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam dwie pomadki z serii Rimmel Lasting Finish - 058 Drop of Sherry oraz 077 Asia. Jak się noszą, jakie mają kolory i wykończenia, i co z trwałością? Dowiecie się tego, przechodząc do dalszej części posta.


Rimmel, Lasting Finish Lipstick

Gdzie? Rossmann, Natura, Superpharm, drogerie internetowe | Za ile? 21,99 zł / 4g

OPAKOWANIE

Niepozorne, ale urocze sztyfty o nieoczywistym kolorze wydają się być dość kiepskiej jakości. Choć bardziej eleganckie niż opakowania pomadek z serii by Kate Moss, są mniej solidne i sprawiają wrażenie podatnych na uszkodzenia. Bałabym się wrzucić je luzem do torebki, bo i skuwki nie są nasadzone wystarczająco mocno - w 058 nasadka trochę "lata".


ZAPACH I KONSYSTENCJA

Zapach jest słodki niczym waniliowy budyń z dodatkiem wiśniowego soku, ale na tyle subtelny, iż nie musimy chodzić w tak nęcącą wonią pod nosem przez kilka godzin - na dobrą sprawę poza opakowaniem jest niewyczuwalny. 

Pomadki są miękkie i mocno kremowe, dzięki temu bezproblemowo suną po ustach. Na szczęście miękkość nie przekłada się na zwiększoną podatność na złamania czy rozpuszczanie, nawet w wysokiej temperaturze Lasting Finish trzymają formę. Mimo dość nawilżającej, zdawałoby się, formuły, mogą podkreślić suche skórki, więc zadbane usta przed aplikacją są mile widziane.

KOLOR I WYKOŃCZENIE

Pigmentację pomadek uznaję za średnią. Jedna warstwa pozwala na pokrycie ust równym, ale półprzezroczystym kolorem, dla pełnego krycia należy przeciągnąć sztyft kilka razy. Wykończenie jest satynowe.


Od góry: Drop of Sherry, Asia

... i Drop of Sherry kilkuwarstwowo 

Na zdjęciach oba kolory wydają się bardzo podobne, ale im więcej warstw nałożymy, tym większe różnice uda się zobaczyć. 058 Drop of Sherry to ciemny róż podbity sporą dawką czerwieni - przy kilku warstwach efekt widoczny na zdjęciu można podbić i uzyskać dużo większe nasycenie; wtedy też na pierwszy plan wychodzi czerwona natura pomadki. 077 Asia jest typowym nudziakiem.

Drop of Sherry

Asia

DZIAŁANIE

Pomadki dobrze trzymają się ust i nie wylewają się poza ich obręb, nie rozmazują się. Czy są takie lasting... Kłóciłabym się. Wytrzymają konfrontację z zimną wodą praktycznie bez szwanku, ale jakikolwiek inny pokarm zmiecie je w oka mgnieniu. Bez jedzenia i picia wytrzymują mniej więcej trzy godziny, stopniowo w tym czasie blaknąc. Na szczęście schodzą równo i nie zostawiają obwódek na brzegach warg. Pod koniec zostaje lekkie, niczym naturalne, zabarwienie warg i ten ostatni akcent usunąć już trzeba w trakcie demakijażu.

Absolutnie nie wysuszają; powiedziałabym nawet, że minimalnie nawilżają usta.


PODSUMOWANIE

Szminki Lasting Finish dobrze się noszą, ładnie wyglądają na ustach, a ich pigmentację można z dużą dowolnością stopniować. Nie ma w nich niczego niezwykłego, paleta kolorów nie odkrywa Ameryki, ale to bardzo przyzwoite szminki i warto zwrócić na nie uwagę.

wtorek, 5 maja 2015

Dobre pomadki z Rossmanna, czyli co kupić w promocji -49%


Od 6 do 10 maja trwa trzecia i ostatnia tura promocji w drogerii Rossmann - tym razem przecenione są produkty do makijażu ust i malowania paznokci. Ponieważ paznokci nie maluję, ten temat pozostawię bardziej obeznanym w temacie dziewczynom, a sama skupię się na swoim małym bziku, czyli pomadkach. Większość moich mazideł pochodzi co prawda spoza kolorówki dostępnej w Rossmannie, więc nie będzie tego dużo (a i nie wszystko jest warte polecenia), ale zebrałam to, co naprawdę uważam za dobre. 


Rimmel, Lasting Finish by Kate Moss - to pomadki o przyjemnej, niewysuszającej formule i mocnej pigmentacji. Mnie bardziej przypadła do gustu seria z różowym nadrukiem, wydaje mi się, że cechuje się nieco większą trwałością na ustach niż jej czerwona siostra. Zresztą swoją ulubienicę opisałam szerzej tutaj. Cena regularna to 21,99 zł


Po raz kolejny - jeśli traficie w Rossmannie na szafę Essence, rozejrzyjcie się za pomadkami w brązowych oraz czarnych opakowaniach. Kosztują zaledwie 9,99 zł i mimo tak niskiej ceny charakteryzują się świetną pigmentacją i zadowalającą trwałością. Pięknego obrazu dopełnia lekka, nawilżająca formuła. Dodatkową zaletą jest szeroka paleta kolorów, myślę że każdy znajdzie coś dla siebie.

Miss Sporty, Color & Shine - tę firmę zazwyczaj omijam, ale szukałam kiedyś taniej kredki do ust i rzucił mi się w oczy właśnie ten kolor - żywa, minimalnie pomarańczowa czerwień (kolor 030). UWIELBIAM tę kredkę za możliwość błyskawicznej aplikacji. Jeśli mam minutę do wyjścia, to wiem, że z tą kredką zdążę idealnie podkreślić usta. Pigmentacja jest świetna, jedna warstwa pokrywa usta wyraźnym, ale nie w 100% nieprzepuszczalnym kolorem.  Trwałość jest przeciętna, ale nie można mieć wszystkiego ;). Bardzo, bardzo polecam, zwłaszcza że nawet w regularnej cenie nie szokuje portfela - możemy ją mieć zaledwie za 11,99 zł


Rimmel, Moisture Renew - ma nawilżać i regenerować usta - chociaż nie po to kupuję kosmetyki kolorowe, żeby mnie pielęgnowały, to nie mogę zaprzeczyć, że producent nie kłamie. Ważniejszą sprawą jest lekka, kremowa formuła, bardzo dobra trwałość i przede wszystkim szereg cudownie soczystych kolorów. W cenie regularnej kosztuje 27,99 zł. 

Max Factor, Colour Elixir - już kiedyś zachwycałam się tym produktem. Mnóstwo kolorów w ofercie, przyjemna konsystencja, staromodne, rzadkie już dzisiaj, ale bardzo ładne wykończenie i świetna trwałość. To wszystko za 44,99 zł, myślę, że warto skusić się na nią właśnie podczas promocji. 

SWATCHE:



piątek, 1 maja 2015

-49% na kolorówkę w Rossmannie: co polecam kupić? - kosmetyki do oczu

Do 5 maja w drogeriach Rossmann trwa promocja -49% na kosmetyki kolorowe do makijażu oczu, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami tym, co moim zdaniem warto kupić. Sama bardzo lubię podobne wpisy i niejednokrotnie udało mi się dzięki nim dopisać do listy dodatkowe i, jak się okazywało, udane kosmetyki, więc mam nadzieję, że i moja cegiełka do czegoś Wam się przyda. 

Sprawdzonych kosmetyków zazwyczaj się trzymam, dlatego dzisiejszy post nie będzie zbyt długi. Te kilka produktów jednak to moim zdaniem klasa sama w sobie. 


Maybelline, Colossal Volum' Express Waterproof - nie mam pojęcia, ile opakowań tego tuszu zużyłam. Charakteryzuje się ładną czernią, podkręca, wydłuża i mocno pogrubia rzęsy, daje mi największy teatralny efekt, jaki można osiągnąć na naturalnych rzęsach. Dodatkowo jest faktycznie wodoodporny, nie rozmazuje się i nie osypuje i w niezmienionym stanie wytrzymuje cały dzień. W cenie regularnej kosztuje 33,99 zł. Jeśli nie lubicie wodoodpornych tuszy, warto zwrócić się w stronę innych produktów z tej serii - klasycznego Colossala (fioletowe napisy) albo Smoky Eyes. Szczegółowa recenzja tutaj


Max Factor, 2000 Calorie Dramatic Volume - kolejny (głównie) pogrubiający tusz; pisałam już kiedyś przy okazji ulubieńców (tam też zobaczycie jej szczoteczkę). Bardzo trwały, nie rozmazuje się i nie osypuje, a efekt, jaki daje na rzęsach - bajka: mocne pogrubienie, podkręcenie i wydłużenie. Cena regularna to 33,99 zł. 


Podobno w niektórych Rossmannach jest szafa Essence. Jeśli na nią traficie, polecam zerknąć Wam na eyebrow designer, czyli kredkę do brwi. Moja jest w kolorze dark brown i świetnie sprawdzi się u dziewczyn o ciepłych, niezbyt ciemnych włoskach. Jest wygodna w użyciu, a szczoteczka na skuwce delikatnie rozczesuje i układa brwi, chociaż przy najbardziej niesfornych może okazać się niewystarczająca. To w dodatku bardzo wydajny produkt. W cenie regularnej kosztuje 6,99 zł. 

Wibo, eyebrow stylist, czyli żel do brwi, to kosmetyk już chyba legendarny. Występuje ponoć w dwóch wersjach szczoteczki, moja jest duża i przypomina tę z Colossala, którą pokazałam wyżej, ale jest jeszcze większa - niżej znajdziecie porównanie. Jest ciemniejszy i chłodniejszy niż jego kompanka kredka - takie połączenie sprawdza się u mnie najlepiej, kiedy mam ciemniejsze włosy. Tego ciemnego koloru nie należy się bać, bo kolor da się stopniować i lekkie pociągnięcie po prostu przyciemni i ujarzmi brwi. Mimo wielkiej szczoty, używanie jest banalnie proste. Kolejna zaleta - żel wydaje się nigdy nie kończyć. Teoretycznie ma drobinki, ale po nałożeniu na brwi są w ogóle niewidoczne. W cenie regularnej kupimy go za 9,49 zł. 

Dla mnie ten duet jest idealny - pozwala mi podkreślić kształt brwi i nadać im wrażenie większej gęstości, a jednocześnie nadal wyglądają naturalnie, a nie jak wyrysowane na potrzeby komiksu. 


Na górze kredka Essence, na dole żel Wibo.


Porównanie szczoteczek z tuszu Maybelline i żelu Wibo - wbrew pozorom tym kolosem da się bardzo wygodnie manewrować nawet przy końcówce brwi i nie pomazać sobie skóry. 


Oceanic, Long 4 Lashes - kultowa odżywka do rzęs. Sama dopiero ją kupiłam, więc może nie powinnam się wypowiadać, ale uważam, że to jest właśnie ta okazja, żeby wypróbować tego nietaniego przecież (79,99 zł) produktu. Najtańsze odżywki to zwykle pic na wodę, które najlepiej sprawdzają się jako baza pod tusz - w przypadku L4L nie znam nikogo, komu by nie pomogła. Sama nie mogę doczekać się efektów, za kilka miesięcy na pewno opiszę swoje wrażenia.

Rimmel, Exaggerate, wodoodporna kredka do oczu - czarną kredkę kładę na górną linię wodną, więc dla mnie priorytetem jest to, by była nie do zdarcia. Exaggerate sprawdza się idealnie, jest bardzo trwała i, co ważne, nie rozmazuje się w ciągu dnia. Kolor - blackest black - to też czerń najlepszej głębokości. Kredka jest wysuwana, więc nie trzeba jej temperować, a u jej drugiego końca znajduje się gąbeczka, którą można nałożony produkt rozmazywać w celu osiągnięcia efektu smoky eye. Wydajności też nie mogę nic zarzucić, jeden egzemplarz wystarcza na kilka miesięcy. Jedyna wada? Ma zaokrągloną końcówkę, więc ultracienkiej kreski nią nie narysujemy. Cena regularna to 20,99 zł

Wybaczcie brak zdjęcia, ale swój egzemplarz zostawiłam w drugim domu ;)

Wibo, waterproof eyeliner - praktycznie same zalety za śmieszną cenę (7,89 zł). Produkt ma cieniutki pędzelek i zapewnia głęboką czerń już po jednym pociągnięciu. Rzeczywiście jest wodoodporny i wytrzymuje na powiekach aż to zmycia, a to, mimo wodoodporności wcale nie jest trudne, wystarczy płyn micelarny. W dodatku to jedyny eyeliner którym potrafię zrobić sobie dobrze wyglądającą kreskę, a mistrzem w operowaniu pędzlami nie jestem. Kolejna zaleta? Nie zasycha nawet kilka miesięcy po otwarciu.

***

Skusicie/skusiłyście się na coś z tej listy? Jakie są Wasze hity, po które pobiegłyście do drogerii? Ja kupiłam jeszcze kilka innych produktów, ale że są niesprawdzone, znajdą miejsce w poście podsumowującym. Mam nadzieję, że na żadnym się nie zawiodę. 


niedziela, 8 lutego 2015

Ulubieńcy stycznia 2015: kolorówka

Dzisiaj druga część styczniowych ulubieńców, czyli kosmetyki kolorowe. Tutaj jest mniej produktów, bo i z makijażem nie szaleję zanadto i najczęściej trzymam się sprawdzonych rozwiązań. Ostatnimi czasy odkryłam jednak dwa mazidła, które bardzo przypadły mi do gustu i jestem pewna, że będę ich używać jeszcze długo.


Essence, cienie do powiek 3D, Irresistible caramel cream

Te cienie nie zyskały sobie zbyt wielu fanów, ale dla mnie, jako osoby która powieki maluje bardzo rzadko, okazały się przydatnym produktem. Niezbyt mocna pigmentacja, która dla wielu może być wadą, pozwala na stopniowanie nasycenia, a wprowadzanie poprawek do tworzonego makijażu jest bardzo proste. Cienie są gładkie i dobrze zmielone, mają metaliczne wykończenie. Jaśniejszy wzbogacony jest o niewielkie drobinki.


Blendują się wzorowo. Nie osypują się i nie rolują na powiece. Trwałość kilkugodzinna.

Jeśli chodzi o kolory - cóż, są po prostu moje: jasne i ciepłe. Lśniąca wanilia na całą powiekę, karmelowy (któremu bliżej do brudnego złota) w zewnętrzny kącik i w załamanie, coś do dodatkowego rozświetlenia wewnętrznego kącika i gotowe. Subtelny, ale rozświetlający i nadający głębi spojrzeniu efekt końcowy sprawia, że w styczniu sięgałam po nie dość często, nawet bez okazji. 

Warto nakładać je na mokro bądź na bazę, co dodatkowo podbije kolor. Na zdjęciach jest jedna warstwa:




Max Factor, 2000 calorie maskara

Każdy zna, większość ją miała, w końcu ja się skusiłam i nie żałuję. Ten tusz pobił wszystkie, których do tej pory używałam. Lubię mocno wytuszowane rzęsy, zawsze szukam w maskarach efektu "sztucznych rzęs", a 2000 calorie spełniła moje wymagania bezbłędnie. Szczoteczka pozbawiona  jest udziwnień, ot tradycyjne włosie o wielkości dopasowanej do oka przeciętnego zjadacza chleba. Opakowanie również maksymalnie proste i gdyby nie to, że napisy są praktycznie w całości starte, mogłabym nazwać je idealnym.

Nakładam dwie warstwy, a rzęsy są mocno pogrubione i wydłużone, a do tego uniesione. Sklejanie, owadzie nóżki? Może się zdarzyć, kiedy maskara zacznie zasychać, ale po reanimacji wrzątkiem jest jak nowo narodzona i dobrze rozdziela włoski.

Tusz wytrzymuje cały dzień praktycznie bez zmian, nie rozmazuje się ani nie osypuje. Obiecana czerń jest faktycznie głęboką czernią. Mój ci on!


poniedziałek, 2 lutego 2015

Królowa czerwieni - Golden Rose Velvet Matte Lipstick nr 25

Chciałabym dzisiaj pokazać Wam pomadkę, która od dłuższego czasu pozostaje najczęściej przeze mnie używaną i jedną z ulubionych - jeśli nie ulubioną. 

Zwykle po zakupie szminki przez kilka tygodni mam na nią "fazę" i sięgam po nią prawie codziennie, jednak w końcu trafia między inne i zaczynam używać jej jedynie od czasu do czasu. Velvet Matte z Golden Rose w kolorze 25, bo to o niej mowa, jest wyjątkiem - mimo iż od jej zakupu minęło kilka miesięcy, nadal zajmuje pierwsze miejsce wśród dziesiątek towarzyszek. Jeśli jesteście ciekawe, czym mnie ujęła, zapraszam do dalszej części posta.

Golden Rose, Velvet Matte Lipstick

Gdzie? Goldenrose.pl, stoiska firmowe, sieć Drogerie Polskie | Za ile? 10,90 zł / 4,2 g

OPAKOWANIE

Proste, niezbyt ładne, ale solidne. Za tak niską cenę nie wymagam luksusów, ważne, aby opakowanie nie było tandetne i nie rozpadało się w dłoniach. Golden Rose te wymagania spełnia. Plastik wygląda na wytrzymały, skuwka nasadzona jest odpowiednio mocno, chociaż nie robi "kliku" przy zamykaniu, to i tak o otwieranie się pomadki w torebce nie ma się co martwić.


ZAPACH I KONSYSTENCJA

Zapach jakiś tam jest, ale na tyle subtelny, że nie ma powodu, by zawracać sobie nim głowę.

Pomadka jest twarda i sucha, ale rozprowadza się bez problemu, już jedno pociągnięcie daje dobre krycie. Nie topi się pod wpływem wyższych temperatur.


KOLOR

Tu nie ma żadnej filozofii. 25 to klasyczna czerwień z niebieskimi podtonami. Wykończenie, zgodnie z nazwą, matowe.

Pigmentacja zachwyca - jedna warstwa daje pełne krycie.


DZIAŁANIE

Velvet Matte to przede wszystkim rewelacyjna trwałość. Pomadka nie zniknie "zjedzona" podczas rozmów, zimne przekąski i napoje również praktycznie jej nie zaszkodzą. Po gorącym obiedzie może być naruszona w wewnętrznej części ust, ale będzie to na tyle delikatne, że nikt nie zgorszy się widząc nas biegnące do łazienki, aby dokonać poprawek. W poście podsumowującym 2014 rok jest moje zdjęcie, zrobione kiedy miałam na sobie właśnie tę szminkę i byłam po dwóch typowo sylwestrowych daniach. Ubytek jest widoczny, ale całość nadal wygląda znośnie. Jeden warunek - pomadkę trzeba nałożyć na suche usta. Choćby odrobina nawilżającego balsamu skróci trwałość produktu.

Pomadka dobrze trzyma się ust, nie migruje poza ich obręb. Dzięki suchej formule unikamy przyklejania się do niej włosów. Velvet Matte lubi brudzić skórę czy brzegi szklanek z ciepłymi napojami, ale już zimne drinki można popijać bez obawy o mało eleganckie ślady.

Jedyną wadą Velvet Matte jest to, że jak chyba wszystkie pomadki o takim wykończeniu - wysusza usta. Przez pierwsze kilka godzin jest dobrze, potem wargi zaczynają pierzchnąć i dopominać się solidnej porcji balsamu nawilżającego.


PODSUMOWANIE

Jeśli szukacie pomadki która przetrwa całonocną imprezę, będzie miała znakomite krycie i nie przeszkadza Wam wysuszanie, Velvet Matte okaże się prawdopodobnie znakomitym wyborem. Nie wykluczam, że sięgnę po inne warianty kolorystyczne, a 25 kupię ponownie, na zapas - chociaż ten jeszcze długo nie będzie potrzebny, bo sztyft jest bardzo wydajny.

wtorek, 23 grudnia 2014

Staromodny eliksir Max Factor

Dziś zapraszam na recenzję kolejnej pomadki o wyrazistym kolorze - Max Factor Colour Elixir. Może może stanie się elementem Waszego zimowego makijażu?

Max Factor, pomadka Colour Elixir 

Gdzie? Rossmann, Jasmin, Hebe | Za ile? Ok. 40 zł / 4 g

OPAKOWANI

Estetyczna szata graficzna zwraca na siebie uwagę, tym bardziej, że niewiele pomadek otrzymuje złote opakowania. Colour Elixir to +20 do łatwości odnalezienia go w gąszczu innych mazideł ;). Nazwa firmy jest wygrawerowana, więc na pewno nie zacznie się ścierać, numer odcienia jest już wymalowany/przyklejony, ale póki co, po kilku miesiącach użytkowania, nie odpadła z niego ani drobina. 

Dodatkowy plus za rzecz niby oczywistą, a więc ukazany na dnie kolor szminki - w formie plastikowej kostki, z naniesionym wykończeniem (rzecz niespotykana w przypadku naklejek) i bliski temu faktycznemu. Do tego niuanse typu światłocienie układające się w X... Lubię takie szczegóły. 

Istotne jest to, że pomadka ma naprawdę porządne zamknięcie na klik, samoistnie na pewno nigdy się nie otworzy. Jakości wykonania nie ma czego zarzucić, to jedna z porządniej wykonanych szminek w mojej kolekcji.


ZAPACH, KONSYSTENCJA

Zapach nie jest najmocniejszą stroną kosmetyku, przywodzi na myśl pomadki z dawnych lat, gdy producentom nie chciało się kombinować z formułami (w gorszym przypadku: najtańsze egzemplarze wystane gdzieś na półkach sklepów typu "wszystko po 4 złote"). W kolorówce nie szukam jednak zapachowych fajerwerków, a woń nie jest szczególnie mocna, więc mało wyrafinowana kompozycja mnie nie zraża.

Konsystencja jest dokładnie taka, jaką lubią nasze usta - lekka, kremowa, pomadka sunie po wargach niczym bobsleje po świeżo oddanym do użytku torze saneczkowym. 


KOLOR

Recenzowany przeze mnie odcień to 853 Chili. Nazwa kojarzy mi się z intensywną, ciemną czerwienią bez jakichś niepotrzebnych domieszek, i taki zresztą kolor ujrzały moje oczy podczas męczenia rossmannowskiego testera. Światło dzienne ukazało prawdziwe oblicze tej pomadki, dość niespodziewane, ale nadal będące mi na rękę, bo taki kolor i tak prędzej czy później bym kupiła (a typowych czerwieni mam od groma).

Chili to mocna czerwień, owszem, ale ze sporą dawką różu, nawet fioletu. Ciężko oddać ten kolor na zdjęciach, zazwyczaj wychodzą o wiele za jasne.

Ciekawe jest wykończenie Colour Elixir, bo to była główna cecha, która zauroczyła mnie w tym egzemplarzu - subtelna perła. Bez drobinek, bez "bazarowego" efektu, po prostu klasyczne i estetyczne błyszczenie. W erze satyn i matów ta szminka jest godną różnicującą opcją.

Pigmentacja jest świetna, jedna warstwa wystarcza na dokładne i równe pokrycie warg kolorem, drugie pociągnięcie sztyftu pogłębia barwę do poziomu "najpierw wchodzą moje usta, potem ja". 


DZIAŁANIE

Colour Elixir reklamowana jest jako seria nawilżająca i odżywiająca usta. Balsamu na pewno nie zastąpi (zwłaszcza w przypadku zniszczonych warg), ale nosi się świetnie, bo właściwie nie wysusza i nawet po kilku godzinach nie mam potrzeby dodatkowego nawilżenia, gdyż sama robi to w niewielkim, ale jednak, stopniu. Można nałożyć ją na zupełnie suche usta i nie uświadczymy z ich strony żadnego protestu, ale uwaga - lepiej, aby uprzednio pozbyć się suchych skórek, bo na pewno je podkreśli.


W ciągu dnia pomadka nie migruje poza kontur ust i wygląda dobrze nawet jeśli poskąpimy jej pomocy w postaci konturówki. Charakteryzuje się również niezłą trwałością. Być może nie wytrzyma całego dnia, ale przez kilka godzin możemy nosić ją w praktycznie niezmienionym nasyceniu. Kiedy zaczyna już schodzić, robi to z klasą, czyli równo, bez grudek i wchodzenia w załamania. Oszczędza nam również głupiego efektu "kolor na zewnątrz, skóra wewnątrz", kontrast ten jest bowiem zauważalny dopiero kiedy ktoś przyjrzy się bardzo dokładnie. Z odległości pięciu centymetrów. 

Przede wszystkim - jeśli jej nie zmyjemy/zetrzemy na siłę, na ustach pozostanie cień koloru, czyli nigdy nie zostaniemy przypadkowo całkiem "nagie".


PODSUMOWANIE

Intensywny kolor, niecodzienne wykończenie, wygodne użytkowanie. Cena nieco ściera uśmiech z twarzy - z drugiej strony uważam, że jest współmierna do jakości. Poza tym... od czego są promocje? ;)