Swego czasu, bardzo dawno temu... teraz powinno być za siedmioma górami, za siedmioma lasami, ale to nie ta bajka...;))
natknąłem się na zaprzyjaźnionym blogu na przepis na to danie... z racji różnych niedogodności życiowych...a to brak czasu, a to niedostępność składnika głównego niestety zamiar skosztowania tego rarytasu pozostawał jedynie zamiarem, aż w końcu wczoraj natknąłem się w sklepie na wątróbki kurze zmieszane z sercami... Więc moje marzenie się urzeczywistniło...:) Co prawda risotto przyrządziłem w nieco inny sposób niż moja koleżanka, ale sądzę, że w niczym nie umniejsza to jego smaku...:)
podobno wymyślili to w Veneto...;)
wino białe wlać do dwóch szklanek...resztę do lodówki...;)
łodygę selera, cebulę i marchew utrzeć, zmiażdżyć, zmielić, albo w inny sposób doprowadzić do formy rozdrobnionej...;)
wątróbki pokroić na kawałki...
rozpuścić masło z liśćmi szałwii...najlepiej z rowu...;P
i wrzucić tam wątróbkę...
po kilku minutach jedną szklankę wina wlać do wątróbki i odparować, drugą do gardła...;P
wątróbkę wyłączyć i wyjąć szałwię...
miazgę marchwiowo-cebulowo-selerową podsmażyć na oliwie...od baby...
i wsypać ryż...
mieszać i podlewać rosołem...najlepiej z kurczaka w moim wykonaniu był na kurzych sercach...;)
w połowie gotowania dodać wątróbkę...
mieszać, podlewać,posolić i popieprzyć, a po wyłączeniu wrzucić kawałek masła i startego sera...
wymieszać i zostawić w spokoju kilka minut..;)
piątej porcji nie dałem rady...:(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))