Z
Colmar (LINK) udaliśmy się w dalszą drogę. Naszym celem było
kolejne francuskie miasteczko – Nancy, gdzie czekały na nas
miejsca, znajdujące się na liście UNESCO.
Droga
początkowo wiodła przez miejskie uliczki, a następnie wyjechaliśmy
na tzw. naródowkę. Jakość tych dróg jest całkiem dobra i w
odróżnieniu od autostrad są one bezpłatne. Z jednym małym
wyjątkiem. Musieliśmy przejechać przez dość długi tunel, a po
wyjechaniu z niego natknęliśmy się na bramkę, gdzie uiścić
trzeba było opłatę 6 euro.
Dojazd
do miasta, jak i poruszanie się po nim samochodem nie sprawiło nam
większych trudności i bez trudu trafiliśmy na parking, znajdujący
się przy Cours Léopold. W niedzielę pozostawienie samochodu w tym
miejscu nie należy do łatwych, ponieważ chętnych jest dużo,
miejsce leży całkiem niedaleko centrum miasta i w dodatku jest
bezpłatne.
Tuż
przy naszym samochodzie i wprost przed naszymi oczami wyrósł łuk
triumfalny Porte Désilles. Luk, mający około 10 metrów wysokości,
był udekorowany wówczas flagami. Jest to również pomnik,
upamiętniający poległych mieszkańców Nancy, walczących o
niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Intuicyjnie
skręciliśmy w tym miejscu w prawo i idąc drogą, już z daleka
rozpoznałam kształt budowli, którą bardzo chciałam zobaczyć.
Nie
wiem, czy również macie takie skojarzenia, lecz ta brama przypomina
mi baśniowe wejście do zamku. Porte de la Craffe, bo taką nazwę
nosi to miejsce, jest bramą miejską z XIV w. z charakterystycznymi
wieżyczkami. Miałam ogromną nadzieję, że uda nam się wejść do
środka. Niestety tego dnia wejście było zamknięte.
Nie
udało mi się również wykonać większej ilości zdjęć tego
obiektu, jak i największej atrakcji miasta, Palais Ducal (Pałac
Książąt Lotaryngii), ponieważ na głównej drodze odbywał się
pchli targ. Tłum ludzi, przez który musieliśmy się przecisnąć,
był ogromny i nawet na chwilę nie dało rady zatrzymać się i
przyjrzeć budynkowi, gdyż napierał on z każdej strony, zachowując
się jak gdyby rozdawano coś za darmo.
Na szybko udało mi się pstryknąć fotkę kościoła Franciszkanów
(Eglise des Cordeliers), położonego tuż przy wspomnianym Pałacu.
A
także sam Pałac, który był niegdyś siedzibą władz Lotaryngii,
a do dziś zachwyca pięknym portalem wejściowym. Całość stanowi
połączenie stylu renesansowego (fasady i okna) oraz barokowego
(balkony). Obecnie znajduje się w tym miejscu Muzeum Lotaryngii.
Idąc
dalej, dotarliśmy do bardzo ruchliwego miejsca – placu Saint
Epvre, na którym stoi bazylika o tej samej nazwie. Zrobiła ona na
mnie spore wrażenie ze względu na jej majestat i wielkość.
Gotycki
kościół ze strzelistymi wieżyczkami, rozetami i imponującą
budową okien jest pełen dopracowanych detali. Przykładem są
ludzkie postacie o wielkości dorosłego człowieka, znajdujące się
na ścianie budynku.
Na
rondzie znajduje się z kolei pomnik.
Stamtąd
już tylko krok dzielił nas od Place de la Carrière. Mnóstwo ludzi
przechodziło tamtędy na plac Stanisława. My jednak wybraliśmy
okrężną drogę, by pospacerować uliczkami miasta. Sam plac
znajduje się na liście UNESCO i byłby naprawdę piękny, gdyby nie
to, że jego środek to jeden wielki parking. Wejście na plac tworzą
od tej strony łuki. Budynek, znajdujący się w centralnym punkcie,
to Palais du Gouvernement.
Zawsze
staram się uchwycić obiekt z jak najbardziej korzystnej
perspektywy. W tym miejscu niestety nie miałam takiej możliwości,
co doprowadziło do niemałej frustracji. Zupełnie nie rozumiem
pomysłu, by w tak pięknym otoczeniu stworzyć parking, w dodatku
dla wycieczkowych autobusów...
Jak
możecie zauważyć, w Nancy pogoda nieco bardziej nam dopisała.
Mogliśmy cieszyć się przez moment ciepłymi promieniami słońca,
muskającymi nasze twarze. Wchodząc w wir malutkich uliczek starego
miasta, nie potrafiliśmy się odnaleźć. Nancy nie należy do tych
miast, które można zwiedzać bez mapy i ma się wrażenie, że było
się tam już setki razy. Wielu obiektów nie udało nam się również
odszukać, mimo że zgadzała się zarówno ulica, na której
staliśmy, jak i położenie, które pokazywał nam GPS, którym
także musieliśmy się wspomagać.
Po
wędrówce wśród ulic, nagle naszym oczom ukazał się kościół,
który był niemal wybawieniem, informującym nas, gdzie konkretnie
się znajdujemy. Okazało się, że doszliśmy aż do Eglise Saint
Sebastien. Zbudowany w XVI w. kościołek ze statuą św. Sebastiana
jest kolejną budowlą z barokowymi elementami w tym mieście.
Przycupnęliśmy
na chwilę na placu, by nieco odsapnąć i wyznaczyć plan dojścia
do następnego punktu na naszej trasie. Niestety poszukiwania
kolejnego celu okazały się być bezowocne i tym samym zrobiliśmy
kołeczko, by zobaczyć Katedrę Notre Dame, umiejscowioną obok
pięknego zabytkowego hotelu (Hotel des Prélats).
Następnie
przeszliśmy przez kolejną bramę miejską (Porte Saint Georges) i
udaliśmy się do ogrodu Jardin Godron, by napawać się pięknem
roślinności przed nadejściem zimy.
Plac z fontanną pośrodku to Place d'Alliance.
Owy
plac znajduje się o krok od jednego z największych w Europie placów
- placu Stanisława.
Gdy przeczytałam, że to miejsce znajduje się
na liście najczęściej odwiedzanych miejsc turystycznych, nie
uwierzyłam. Dopóki nie zobaczyłam tego na własne oczy! Byłam już
w miejscach mniej i bardziej turystycznych, gdzie kolejki sięgały
wielu metrów, ale ilość osób zgromadzonych na placu Stanisława
przeszła moje największe oczekiwania. Należę do osób, które
bardzo źle czują się w tłumie ludzi, więc po przejściu przez
niego i zrobieniu kilku pamiątkowych zdjęć, postanowiliśmy szybko
się stamtąd oddalić.
Pomysłodawcą
stworzenia tego placu był dawny król Polski Stanisław Leszczyński,
którego pomnik również znajduje się w tym miejscu.
Dookoła
placu znajdują się interesujące budowle: Grand Hotel, opera, Hotel
de Ville, w którym znajduje się ratusz miejski.
Wzrok
przykuwają również piękne, złote fontanny: Amfitryty (na
zdjęciu) i Neptuna.
Następnie
udaliśmy się przyjrzeć bliżej łukowi triumfalnemu (Arc de
Triomphe), którego część znajdowała się w budowie.
Przechodząc
dalej powróciliśmy do placu de la Carrière, po czym skręciliśmy
w średniowieczną uliczkę Grande Rue, gdzie wiele fasad budynków
utrzymało się w nienaruszonym stanie od czasów wybudowania.
W
tym miejscu radzę również spojrzeć pod nogi, by nie pominąć
poniżej przedstawionej płytki na chodniku. Co w niej takiego
wyjątkowego? Została ona stworzona na pamiątkę wygranej bitwy pod
Nancy w 1477 r. Co do samego miejsca, to w domu przy tym znaku,
zostały wystawione niegdyś zwłoki, poległego w wyżej wspomnianej
bitwie, Karla des Kühne.
Na placu Vaudemont znajduje się część muru obronnego, a także fontanna, stanowiąca monument Jacquesa Callota.
Pod
nogami z kolei dojrzeliśmy mapkę Nancy z 1611 r.
Jak
widać, niebo zaczynało się już chmurzyc, więc podjęliśmy
decyzję o powrocie do auta. Po drodze natrafiliśmy jeszcze na kilka
pomników.
Na
placu Carnot, położonym zaraz przy Cours Léopold, na którym
zostawiliśmy nasze auto, stoi poniższy obelisk.
Ostatecznie
po dotarciu do samochodu zaczęło okropnie padać, a my musieliśmy
znaleźć jeszcze miejsce do przenocowania. Pierwszy raz nie
zarezerwowaliśmy hotelu i jechaliśmy dość w ciemno, ponieważ do
końca nie wiedzieliśmy, ile czasu zajmie nam zwiedzanie miast. W
dodatku miało być to dla nas przygotowanie do pewnej większej
podróży, która czeka nas w przyszłości. Ostatecznie miejsce
noclegowe znaleźliśmy w Ibis Hotel, znajdującym się po drugiej
stronie rzeki. Nie będę Wam jednak polecać tego miejsca, gdyż nie
uważam, by za taką cenę był on rewelacyjny. Hotele tej sieci
uchodzą za tanie (w Nancy to koszt 59 euro za dobę dla 2 oraz 3
osób). Dodatkowo płatne było również śniadanie, na które się
zdecydowaliśmy oraz parking, co stanowiło dodatkowe 20 euro. Pokój
był wprawdzie czysty, a łóżko wygodne, ale (jak można się
spodziewać po Francji) bardzo mały, przez co prysznic i zlew stały
praktycznie w pokoju.
Po
wykapaniu się i chwili odpoczynku (po całym dniu chodzenia nasze
mięśnie były jak kamienie) naszły mnie okropne myśli. Byłam
przecież na placu Stanisława i nie mogłam go obejrzeć z każdej
strony przez tłumy, które na nim się znajdowały, a przecież jest
to tak wielka atrakcja! Nie mogłam sobie tego wybaczyć i …
ubraliśmy się i wybraliśmy na plac Stanisława nocą. W dalszym
ciągu widać było tam spacerujących turystów i grupki ciemnych
typów, ale już nie w takim natężeniu jak w ciągu dnia. Nie
chciałam kusić losu i nie zabrałam ze sobą aparatu, a jedynie
telefon, więc zdjęcia nie są pierwszej jakości, lecz mam
nadzieję, że oddadzą magię tego miejsca po zapadnięciu zmroku.
Czy
odwiedziliście już Nancy? Znaliście wcześniej to miasto? Jakie
zrobiło ono na Was wrażenie?