Rok
2016 był dla mnie ogromnie zapracowanym okresem. Zarówno pod
względem zawodowym, jak i prywatnym dużo się w nim działo. Kilka
dni temu mieliście szansę zapoznać się z podsumowaniem
funkcjonowania bloga w ciągu tego roku. Niedługo pojawi się
również podsumowanie moich turystycznych wyjazdów. Dziś zapraszam
Was na post, opisujący ten rok od strony zupełnie prywatnej. Przy
tworzeniu tego wpisu pomocne będzie z pewnością pudełko
wspomnień, do którego trafiło blisko 200 karteczek z opisem
ważnych dla mnie wydarzeń.
Zapraszam
do lektury!
Styczeń
Ten
rok rozpoczął się niezbyt szczęśliwie i wkroczyłam w niego
bardzo chora. Nie jestem osobą, która chętnie wybiera się do
lekarzy i zawsze to odkładam, lecz ta choroba była moją
ostatecznością. Nie mogąc liczyć na urlop w pracy, musiałam
również zwiększyć ilość pracujących godzin, co spowodowało,
że styczeń minął mi bardzo szybko, ale był również okropnie
meczący. Ten miesiąc wiązał się także z przygotowaniami do
wyjazdu oraz zwiększoną liczbą godzin, spędzonych nad blogiem.
Luty
Zdecydowanie
wydarzeniem roku należy nazwać rejs statkiem Costa Mediterranea,
który odbył się właśnie w lutym. Dzięki temu wyjazdowi mogliśmy
naładować baterie i odwiedzić ponownie naszą kochaną Barcelonę.
Możemy pochwalić się, że przeżyliśmy noc na statku podczas
sztormu, która nie należała do przyjemnych. Poza zwiedzaniem miast
zaliczyliśmy również inne atrakcje tj. obecność na widowni The
Voice oraz uczestnictwo w
pokazie iluzjonisty. Ten wyjazd, a ściślej mówiąc powrót,
umożliwił nam zobaczenie 2-metrowych zasp śnieżnych, które w
naszym regionie zupełnie nie występują i z nostalgią mogliśmy
wspomnieć śnieżne zimy z naszego dzieciństwa. Czas naszego
wyjazdu był jedynym tygodniem w roku, podczas którego byliśmy
odcięci od internetu i telefonów, co w dzisiejszych czasach można
uznać za nie lada wyczyn. Podczas jednej z kolacji podjęliśmy
decyzję rzutującą na kolejne miesiące naszego życia – Bierzemy
ślub! Po urlopie rozpoczęło się wywoływanie miliona zdjęć i
tworzenie albumów z naszych podróży.
Marzec
Marzec
był powrotem do rzeczywistości i codziennych obowiązków. Nie
miałam zbyt dużo pracy, więc mogłam więcej czasu poświecić na
bloga i … pieczenie. Wielkanoc spędziliśmy jak co roku w
Szwajcarii. Tym razem jednak w większym gronie znajomych, którzy
także nie wyjechali na Święta do rodzinnych domów. Niestety w tym
czasie zepsuł mi się laptop. Wydawałoby się, że to nic takiego –
lekko pęknięta obudowa. Okazało się jednak, że nie mogę
naprawić go na gwarancji, a nawet w Polsce naprawa przewyższa jego
wartość, więc muszę męczyć się z nim do dziś. W przyszłym
roku zdecydowanie muszę pomyśleć nam kupnem nowego sprzętu.
Kwiecień
Ten
miesiąc zaskoczył nas powrotem zimy. My jednak mieliśmy swoje
plany na ten okres i wybraliśmy się na pierwszą w tym roku
objazdówkę, która doprowadziła nas do Salzburga w Austrii, skąd
przywieźliśmy wiele pięknych wspomnień, a sam wyjazd był bardzo
romantyczny (No może poza tym, że zgubiłam wtedy mojego
szczęśliwego grosza, którego miałam zawsze przy sobie). Byliśmy
także na spektaklu wodnym, który był świetnym przeżyciem, a
mężczyzna, który go prowadził, przezabawnym człowiekiem. Podczas
całego wyjazdu nie mogliśmy nadziwić się, jak dziwnym językiem
jest austriacki dialekt. Wtedy też po raz pierwszy korzystaliśmy z
audiobooków podczas zwiedzania. Po powrocie z tego urlopu musiałam
przyzwyczaić się do innych godzin pracy, a pod moje skrzydła
zostały przekazane 3 dziewczęta, które musiałam przeszkolić.
Maj
Mimo
że swoje lata już mam, to w dalszym ciągu jest to najbardziej
wyczekiwany przeze mnie miesiąc w roku. Dlaczego? Ponieważ obchodzę
wtedy urodziny :) W maju skończyłam 25 lat, a na mojej twarzy
zagościły łzy wzruszenia, widząc spersonalizowaną kartkę
urodzinową, przysłaną mi przez rodzinę, filmik z życzeniami
autorstwa mojej siostry, bukiet 25 róż, otrzymany od ukochanego czy
w końcu przyjazd przyjaciół, którego się nie spodziewałam.
Naszym wyczynem było pokonanie 18 km na hulajnogach, przejeżdżając
tym samym przez 3 pobliskie miejscowości. Na blogu z kolei wybiło
150 obserwatorów, co sprawiło mi ogromną radość. Powoli
rozpoczęliśmy przygotowania do najważniejszego dnia w naszym
życiu.
Czerwiec
Czerwiec
był najbardziej stresującym miesiącem w roku. W ostatnich jego
dniach wyjeżdżałam na dwa tygodnie do Polski. Jak już pewnie
wiecie, w planach mam przyszłoroczne zamążpójście, dlatego była
to jedyna szansa na dopełnienie wszystkich formalności. Przez cały
czerwiec wisiałam na telefonie i co godzinę odświeżałam skrzynkę
mailową, wymyślając detale naszej skromnej uroczystości. W końcu
nadszedł czas wyjazdu i niestety trafiliśmy na roboty drogowe w
Niemczech. Objazdy nie były zupełnie oznaczone, na dodatek była
noc, co skutkowało, że kręciliśmy się w kółko. Gdyby nie
pewien miły pan, który wyprowadził nas z tego trójkąta
bermudzkiego, krążylibyśmy tam pewnie do dziś. Jeszcze w czerwcu
odwiedziliśmy rodzinne miasto mojego narzeczonego – Wrocław.
Lipiec
Początek
lipca spędziliśmy w Polsce, głównie w moim rodzinnym mieście,
ale krążyliśmy także pomiędzy pobliskimi miejscowościami, by
dopełnić wszystkie formalności, podpisać umowy itp.
Najważniejszym wydarzeniem było oczywiście kupno sukni ślubnej! W
tym całym ferworze znalazłam jednak czas na spotkania z
przyjaciółmi, którzy (tak się szczęśliwie złożyło) również
byli w tym czasie w rodzinnych domach. Mój ukochany zabrał mnie do
kina i było to pierwsze i ostatnie obejrzenie filmu na dużym
ekranie w tym roku. Pozbyłam się także moich zbyt długich już
włosów i udaliśmy się na koncert plenerowy zespołu Poparzeni
Kawą Trzy i Mroza.
Moi rodzice zrobili mi cudowny
prezent – nowy telefon, który bardzo dobrze mi służy. Po
powrocie z urlopu czekała na nas niemiła wiadomość. Okazało się,
że doszło do pierwszego z trzech zalań naszej piwnicy, gdzie
większość rzeczy została totalnie zniszczona.
Sierpień
Zazwyczaj
bywa tak, że w okresie wakacyjnym wiele osób idzie na urlop i ktoś
niestety musi ich zastąpić. W sierpniu nastąpił wybuch urlopów
wśród moich współpracowników, dlatego ilość moich pracujących
godzin poszła zdecydowanie w górę. Nie było dane mi skorzystać
nawet z chwili wolnego. W moim planie pojawiły się pracujące
weekendy (w tym niedziele). Niestety wystąpiła u mnie bezsenność,
która była najgorszą przypadłością, jaką kiedykolwiek przeżyłam. W sierpniu totalnie znielubiły mnie rzeczy. Popsuł się
zarówno aparat, jak i samochód, który wymagał większej naprawy.
W tym czasie założyłam również fanpage'a bloga na Facebooku.
Otrzymałam także prezent od ukochanego, którym był obiektyw do
zdjęć makro.
Wrzesień
Na
początku września czekał nas ekspresowy wyjazd do Polski. W
dalszym ciągu pozostaliśmy w tematyce ślubnej, lecz tym razem nie
chodziło o Nasz Wielki Dzień, lecz o ślub znajomych. Tym razem
zatrzymaliśmy się w uroczym hotelu tuż przy granicy
polsko-niemieckiej, gdzie odbyła się uroczystość. Jedynym
momentem na załatwienie naszych prywatnych spraw było sobotnie
przedpołudnie, które było pełne bieganiny i … kilku
rozczarowań. Na ślubie mój ukochany zaliczył swój pierwszy
taniec w życiu, co było dla niego sporym wyzwaniem (nie pytajcie
nawet, jak będzie wyglądał nasz pierwszy taniec :P). Dalsza część
miesiąca przebiegła już spokojnie. Rozpoczęłam przygotowania do
październikowego wyjazdu. Koniec
miesiąca wiązał się również ze zmianą miejsca pracy. Co prawda
niezbyt radykalną, gdyż nadal pracuję dla tej samej firmy, lecz w
innym miejscu.
Październik
Pierwszy
miesiąc w nowym miejscu pracy był dla mnie czasem na wdrążenie
się, dlatego w październiku nie miałam zbyt wiele zawodowych
obowiązków. Mogłam się w tym czasie skupić na czynnościach
domowych. Tym samym był to czas wielkich porządków i
pozbywania się wielu niepotrzebnych rzeczy. Udaliśmy się wtedy na
drugą objazdówkę, której głównym celem był Luksemburg.
Znalazłam również czas na stworzenie mapy z naszymi podróżami, a
ilość zdjęć wykonanych moim aparatem osiągnęła 30 tys.
Listopad
W
listopadzie rozpoczęłam naukę tańca z moim ukochanym. Oboje nie
mamy talentu w tej dziedzinie, dlatego początkowe godziny były
drogą przez mękę, ale dawaliśmy z siebie wszystko. W listopadzie
nie nacieszyłam się już wolnymi dniami. Powróciłam do pracy na
pełen etat. Coraz bardziej dało się wyczuć świąteczną
atmosferę, więc zdecydowałam się zakupić wszystkie świąteczne
prezenty dla najbliższych. W tym miesiącu widać było już
pierwszy śnieg, który niestety szybko stopniał i nie doczekał
Świąt. Listopad obfitował w wiele towarzyskich spotkań. W pamięci
zapadła mi impreza z koleżankami z pracy i zdecydowanie czekam na
kolejną okazję do takiego spotkania. Po raz kolejny w tym roku
zepsuł się mój aparat. Tym razem już na dobre, stąd też
zmniejszona ilość zdjęć, jakie wykonywałam w tym i kolejnym
miesiącu.
Grudzień
Grudzień
był ponownie bardzo pracowitym miesiącem. Głównie skupiał się
on na wyczekiwaniu Świąt i przygotowaniu całego świątecznego
planu. Świąteczna dekoracja, ubieranie choinki, a następnie
pieczenie i gotowanie potraw na świąteczny stół zajęły dużo
wolnego czasu. Tuż przed Świętami mój narzeczony obchodził
urodziny, które celebrowaliśmy w skromnym gronie. Przez cały
grudzień odliczałam do Świąt z pomocą kalendarza adwentowego z
Balea, a otwieranie kolejnych okienek śledzić mogliście na
Instagramie. Święta były w tym roku bardzo intensywne. Spędziłam
je w Szwajcarii. Wigilię świętowałam w towarzystwie mojego
ukochanego, wspominając ten rok. W Pierwszy Dzień Świąt
wybraliśmy się do znajomych na typowo polskie świętowanie. Drugi
Dzień Świąt był celebrowany po szwajcarsku w małym regionalnym
Gasthofie.
A jakie wydarzenia tego roku Wy najchętniej wspominacie?
Szczęśliwego Nowego Roku!
Szczęśliwego Nowego Roku!