Po
spokojnie spędzonej nocy w Nancy skonsumowaliśmy jeszcze śniadanko.
Nie obyło się bez bagietki i słodkich croissantów, po czym
udaliśmy się ponownie w drogę. Tym wyjazdem byłam najbardziej
podekscytowana, gdyż już za 1.5 godziny miałam odwiedzić kolejny
kraj, w którym jeszcze nigdy nie byłam. W stolicy Luksemburga
znajduje się kilka ciekawych atrakcji, które bardzo chciałam
zobaczyć, więc około godziny 8.00 byliśmy już w samochodzie,
gotowi do drogi.
Sama
trasa z Nancy do Luksemburga przebiegła nam błyskawicznie. Naszym
celem podróży było oczywiście ścisłe centrum stolicy, ale
zdążyłam się wcześniej zorientować, że parkingi w otoczeniu
starówki są okropnie drogie, a ja wychodzę z założenia, że na
takie rzeczy jak parking nie powinno wydawać się bezsensownie
pieniędzy. Dlatego też zdecydowaliśmy się na pozostawienie auta w
jednym z większych odkrytych parkingów, jakie widziałam – na
Allée Scheffer. Niestety nie pamiętam, jaka była tam stawka za
godzinę, lecz nie należał on do drogich. Tuż przy nim znajduje
się również bezpłatna toaleta publiczna.
Luksemburg
przywitał nas okropnie zimnym i mroźnym powietrzem, dlatego w duchu
dziękowałam sobie, że zabrałam zimowy płaszcz. Idąc wzdłuż
głównej drogi Avenue de la Porte, dotarliśmy na Stare Miasto.
Miasto
od samego początku wywołało u mnie bardzo pozytywne emocje i z
pewnością ma ono w sobie „to coś”. Kręte uliczki starówki
zachwycały na każdym kroku, a ozdobne fasady budynków przykuwały
wzrok. Przeszkadzać mogą jedynie wszechobecne prace remontowe,
archeologiczne i rozstawione budowy, które pewnie dojrzycie na
zdjęciach. Nie myślcie, że jestem egoistką, bo bardzo cieszę się,
że takie prace są wykonywane, a dzięki nim wygląd zabytków
będzie można podziwiać dłużej, ale dlaczego wszystkie one trwają
akurat wtedy, gdy odwiedzam miasto!
Początkowo
trafiliśmy na Place d'Armes - skwerek, na którym znajduje się
mnóstwo kawiarni i restauracji z wystawionymi na zewnątrz
stolikami, przykrytymi parasolami. W
tym miejscu wyodrębniony został również Square Jan Palach,
malutki plac z fontanną. Nosi ona nazwę Dicks-Lentz od nazwisk
pisarzy, którzy napisali słowa hymnu.
Cercle
Cité (Cercle Muncipal) stoi we wschodniej części placu. Budowla
przypomina mały pałacyk z ogromną wieżą i zegarem pośrodku.
Jest ona przeznaczona do użytku władz jako budynek
administracyjny. W jej wnętrzu znajduje się mnóstwo sal balowych.
W środkowej części budynku dostrzec można płaskorzeźbie,
przedstawiające historyczną scenę przekazania listu, który
darował mieszkańcom wolność w roku 1244.
Warto
zaznaczyć, że okna i drzwi tego budynku są ogromne! Być może nie
widać tego na zdjęciu, ale spokojnie mogę powiedzieć, że miały
one minimum 3 metry wysokości!
Ulice
Starego Miasta były pełne stylowych sklepików.
Następnie
przedostaliśmy się na centralny plac miasta – Place Guillame II
poprzez pasaż łączący oba place. Pierwszym budynkiem, na który
nie sposób było nie zwrócić uwagi, był ratusz miejski – Hotel
de Ville. Duża część tego budynku składa się z kamieni dawnego
kościoła franciszkańskiego, który stał niegdyś w tym miejscu.
Po obu stronach wejścia widoczne są lwy z brązu.
W
tym miejscu były również rozmieszczone makiety, które stanowiły
jakiś projekt studentów Erasmusa. Wśród plakatów ujrzeliśmy
zdjęcia z Polski, a także niezbyt poprawnie przepisany wiersz w
naszym ojczystym języku.
Na
środku placu stoi statua Wilhelma II na koniu.
Konstrukcją,
która całkowicie psuła mi wizję tego placu, był dziwny twór o
nazwie Bierger Centrum. Szczerze mówiąc nie orientuję się
zupełnie, co znajduje się w środku, ani jaki był cel utworzenia
tego miejsca.
Każda
kolejna uliczka zachwycała mnie swoją architekturą.
Zdecydowaliśmy
się pobłądzić po wąziutkich uliczkach miasta. Pomiędzy
budynkami było mnóstwo bram, które chyba już zawsze będą mi się
kojarzyć z Luksemburgiem.
Podążając
ich śladem, trafiliśmy do miejsca, w którym nie było zupełnie
nikogo, a skąd rozciągał się cudny widok na okolicę. Z
tego miejsca mieliśmy również widok na budynki, znajdujące się w
dzielnicy Kirchberg.
Ogromne emocje wywołał u mnie z kolei Most Wielkiej Księżnej Charlotty (Pont
Grand Duchesse Charlotte). Tak
zwany „Czerwony most” posiada 74 metry wysokości. Wykonany
został ze stali, a oddano go do użytku w 1965 r. Jest to projekt
Egona Juy.
Tuż przed naszymi oczami mieliśmy również 3 Wieże (Trois Tours),
których początkowo zupełnie nie dostrzegliśmy, zauroczeni
widokiem mostu. Środkowa wieża pochodzi prawdopodobnie z XII wieku,
a dwie boczne zostały dobudowane w XIV w.
Schodząc
w dół, przechodziliśmy obok kościoła (Eglise Saint-Michel),
który jest jednocześnie jednym z najstarszych miejsc tego typu w
Luksemburgu. Już w roku 987 powstał ołtarz. W późniejszych
latach został wybudowany kościół, który był wielokrotnie
niszczony i odbudowywany, wprowadzano modyfikacje. Obecny wygląd
kościoła odpowiada temu, który widoczny był w 1688 r.
Skręcając
w prawo od kościoła naszym oczom ukazał się piękny widok.
Widoczny kompleks budynków to Opactwo Neumünster. Miejsce, z
którego podziwialiśmy te cudne pejzaże to punkt widokowy Le Chemin
de la Corniche.
W
tym miejscu stoi również tabliczka informująca, że starówka
Luksemburga znajduje się na liście UNESCO.
Kolejnym
punktem na naszej trasie były znane luksemburskie Kazamaty. W
mieście znajdują się dwa: Bock oraz Petrusse. Osobiście wolałam
zobaczyć te drugie (czasu starczyłoby nam na odwiedzenie jedynie
jednego miejsca), ale w ferworze emocji wstąpiliśmy do pierwszych.
Okazało się to być dobrym wyborem, bo Petrusse były w tym dniu
zamknięte. Przed
wejściem dostrzegliśmy jeszcze pozostałości wieży Dent Creuse.
I
po raz kolejny musieliśmy zatrzymać się i uwiecznić luksemburskie
widoki.
Następnie
udaliśmy się schodami w dół do Kazamatów. Po drodze podziwiać
mogliśmy tabliczki UNESCO.
Co to właściwie są Kazamaty? Podczas budowy dawnych fortyfikacji, mających za zadanie obronę miasta przed najazdami, tworzono podziemne systemy schronu. Czasem ich zadaniem była ochrona przed ogniem artyleryjskim, innym razem służyły jako więzienia. Kazamaty Bock to najdłuższy na świecie ciąg tuneli, który od ponad 20 lat zapisany jest na liście UNESCO. Początkowo ich długość wynosiła 23 km, których głębokość osiągała nawet 46 m. W środku umieszczano piekarnie, zakłady rzemieślnicze, stajnie czy sztaby dowodzenia. Do dziś przetrwało 17 km tuneli i galerii, a część z nich dostępna jest do użytku zwiedzających. W czasie drugiej wojny światowej to miejsce służyło ludności cywilnej jako schronienie.
Z
ogromnym podekscytowaniem podeszłam do zwiedzania tego miejsca, choć
nie lubię zamkniętych pomieszczeń, a w dodatku naczytałam się, że w tunelach łatwo się zgubić. Przy zakupie biletów (4 euro dla
osoby dorosłej, 3 euro dla dziecka) otrzymaliśmy mapkę i przy jej
pomocy (a wydaje mi się, że nawet bez niej) nie powinno być
problemu z odnalezieniem właściwej drogi. Wybranie się tam z
małymi dzieci, bądź osób, które mają problemy z poruszaniem się
nie jest dobrym pomysłem. Na drodze znajduje się mnóstwo krętych
i wąskich schodów.
W
niektórych miejscach jest niesamowicie ciemno, inne oświetlone są
kolorowymi światłami. Spotkać można się tam zarówno z bardzo
wąskimi przejściami, jak i z ogromnymi, odkrytymi powierzchniami.
Często zdarzało się tak, że po przejściu miliona schodów
czekała nas ślepa uliczka. Cechą charakterystyczną są tak zwane
galerie, czyli coś co nazwałabym oknem w murze. Z galerii można
było podziwiać widoki i zabytki, a w niektórych stały armaty. Widoki z galerii:
Po
wyjściu z Kazamatów udaliśmy się z powrotem na Stare Miasto. Na
jednym z budynków ujrzeliśmy napis: Mir wölle bleiwe wat mir sin.
Jest to motto mieszkańców Luksemburga.
Pałac
Wielkich Książąt to okazały budynek, obok którego nie można
przejść obojętnie. Oficjalna rezydencja powstała w latach 70. XVI
wieku. Od 1890 r. stała się siedzibą wielkich książąt. W
trakcie drugiej wojny światowej miejsce to zostało przejęte przez
Niemców, którzy je zdewastowali, przekształcając w karczmę i
grabiąc dzieła sztuki, które się tam znajdowały. Obecnie budynek
jest miejscem oficjalnych spotkań np. z władzami zagranicznymi,
odwiedzającymi Luksemburg. Przed budynkiem pełniona jest warta.
W
wąskiej uliczce obok Pałacu znajduje się maleńki sklepik. Uwagę
przyciągają tysiące lalek. Można w nim kupić niedrogie pocztówki
i inne pamiątki. Ja skusiłam się dodatkowo na zakładkę do
książki oraz magnez.
Kawałek
dalej trafiliśmy na plac Clairefontaine. Ostateczny wygląd temu
miejscu nadano w latach 80. Na samym środku znajduje się statua
Księżnej Charlotty. Dookoła stoją budynki ministerstwa,
min. ma tu swoją siedzibę minister miasta. W tym miejscu
spotkaliśmy również ludzką tragedię. Piękne miasto, wyjątkowe
kamienice, tysiące turystów i... para bezdomnych, strajkujących na
tym placu, tuż pod oknami ministra, która spała przytulona pod
parasolami i wcale nie żebrała o pieniądze, a walczyła o
skradziony im dom, którego zostali przez władzę pozbawieni.
Z
odrobiną zadumy opuściliśmy to miejsce, tym bardziej, że na plac
wkroczyła setka azjatyckich turystów, która nie zważając na ową
parę zaczęła fotografować wszystko dookoła i wprowadzać spory
chaos. Udaliśmy się w kierunku Katedry Notre Dame.
Rzymsko-katolicki
kościół był początkowo kościołem jezuickim (1613r.). W budowli
zauważyć można styl późnogotycki, któremu nie brakuje elementów
renesansowych. Historyczna fasada budynku i główny portal wejściowy
są oryginalnymi fragmentami, pamiętającymi jeszcze czasy
wybudowania budynku. Krótko przed drugą wojną światową kościół
poddano powiększeniu i dużej przebudowie. W kryptach katedry
pochowani są najwięksi panujący.
Kazamaty
Petrusse, tak jak wspominałam, były tego dnia zamknięte, więc nie
mogliśmy do nich wejść. Mogliśmy jednak podziwiać kolejne widoki
z tego miejsca.
Z
tego miejsca zobaczyć można również statuę, znajdującą się na
Placu Konstytucji (Place de la Constitution). Symbolizuje ona wolność
i odbudowę Luksemburga po pierwszej wojnie światowej.
Na
niższym pietrze dostrzec można malutki ogród z flagą Luksemburga.
Poprzez
zielone okoliczne parki wróciliśmy z powrotem do samochodu i
udaliśmy się w dalszą drogę.
Poprzednie
posty z naszej podróży:
Colmar
– LINK
Nancy
– LINK
Mapka
z opisywanymi miejscami:
Czy
odwiedziliście już Luksemburg? Jakie miejsca w stolicy lub poza nią
polecacie?