Moje znajome, które mieszkają w
Szwajcarii o wiele dłużej niż ja, często powtarzają: „Ty
widziałaś już wszystko i byłaś wszędzie”. Zawsze odpowiadam
wtedy, że ten kraj (mimo że jest mały) ma tyle pięknych zakątków
i miasteczek, że szkoda jest ich nie poznać i na przekór wynajduję
kolejne miejsce, w którym wcześniej mnie nie było. Przykładem
takiego miasteczka jest Liestal, do którego trafiliśmy z mężem
zupełnym przypadkiem. Kupiliśmy pewną rzecz, którą musieliśmy
odebrać w okolicy i tym samym padł pomysł odwiedzenia starówki i
spędzenia w ten sposób popołudnia.
Zapraszam na relację z Liestal!
Do szwajcarskich starówek prowadzą okazałe bramy. Bardzo często tuż obok nich stoją
wieżyczki (bądź jak w tym przypadku sama brama stanowi wieżę).
Charakterystyczne są nie tylko zegary, ale także malowidła, często
bramy ozdobione są herbami miasta i kantonu, w którym leżą.
Coraz częstszym widokiem na styku
Starego i Nowego Miasta są dobudówki do domów mieszkalnych.
Przykład takiego połączenia możecie obejrzeć poniżej.
Charakterystyczny dom ze starą dachówką i okiennicami został
„udoskonalony” maleńkim pawilonem handlowym. Co sądzicie o
takich pomysłach architektonicznych?
W tym dniu w mieście odbywał się
festiwal o nazwie 5 Jahre Guggenheim Festival. Można było posłuchać
na nim współczesnych piosenek w zupełnie innej wersji i w
wykonaniu chóralnym, co było całkiem ciekawym doświadczeniem.
Uwielbiam detale szwajcarskich
starówek. Jeśli wybieracie się do jakiegokolwiek miasta, warto
jest odwracać się na wszystkie strony i ciągle patrzeć w górę.
Metalowy but jako szyld sklepu obuwniczego? Dlaczego nie! Stara
maszyna do szycia ustawiona przed zakładem krawieckim? Koniecznie!
O dziwo w tym mieście ratusz nie był
zbyt okazały. Nie został stworzony w starym, widocznym z daleka
budynku, jak to zazwyczaj jest.
A oto budynek starego ratusza, który
o wiele bardziej pasuje do tej funkcji. Pięknie zdobiony budynek
powstał w 1568 r. i pokrywają go malowidła, przedstawiające ważne
wydarzenia z życia miasta. Na pierwszym piętrze tej budowli
znajdują się wczesnobarokowe eksponaty.
No i w końcu mogę Wam przedstawić
dowód na to, że jestem najbardziej pechową osobą na świecie! Już
nieraz mówiłam, że wszędzie tam, gdzie pojadę zawsze występują
roboty drogowe, atrakcje są zamknięte z powodu remontów i
rekonstrukcji właśnie tego dnia i wszystko dookoła jest rozkopane.
Ta dam! Całe Stare Miasto wyglądało jak pobojowisko (szkoda, że
ta informacja nie była zamieszczona na stronie internetowej miasta).
Nawet pogoda się w tym momencie popsuła...
No cóż, trzeba było wybrnąć jakoś
z tej sytuacji. Postanowiłam zatem fotografować budynki od pewnej
wysokości w górę, ale humor miałam dość solidnie popsuty, co
też spowodowało, że szybko zwinęliśmy się do domu.
Szwajcaria słynie z zamiłowania do
malowideł na ścianach budynków. Oto jeden z przykładów takiego
dzieła.
Szwajcarskie wystawy sklepowe zawsze
kryją wiele smaczków (dosłownie i w przenośni :)). Cukiernie
prezentują swe wypieki, a reklamy sklepów są oryginalne i niesztampowe.
Podczas gdy w wielu krajach świata
dzieci „zabijają się” o najnowsze smartfony i interaktywne
zabawki, w Szwajcarii wygląda to zupełnie inaczej. Dzieci bawią
się najczęściej figurkami zwierząt hodowlanych, drewnianymi
klockami czy (jak na zdjęciu poniżej) wycinankami.
Ciekawym pomysłem dla najmłodszych
jest także wypożyczalnia gier planszowych. Tego typu bibliotekę
widziałam po raz pierwszy i przyznam, że bardzo mi się spodobała.
Szwajcarskie miasto bez fontanny z
wodą pitną? Nie ma szans!
Z każdego punktu Starego Miasta widać
biało-czerwoną wieżyczkę z zegarem. To część kościoła (St.
Martin Stadtkirche).
I na tym zakończyła się nasza
wizyta w tym miasteczku. Być może wybierzemy się tam ponownie, ale
na pewno po zakończeniu prac budowlanych!
Czy coś w tym miasteczku szczególnie
przykuło Waszą uwagę?