Po
zakończeniu rejsu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zboczyli z kursu i
nie trafili do kolejnego miasta. Zdecydowaliśmy się na krótki
postój w Bergamo, o którym wcześniej już wiele słyszeliśmy. Nie
chcieliśmy zostawać tam na noc, ponieważ byliśmy już nieco
wykończeni codzienną dawką wrażeń (jakby nie patrzeć
spędziliśmy dość aktywny tydzień). Naszym celem było zatem
jedynie Stare Miasto. Po drodze do Bergamo zatrzymaliśmy się na
obiad, dlatego na miejscu byliśmy około godziny 14.00.
Przyzwyczajeni do ciepłych dni, zapomnieliśmy o ciepłym ubraniu,
przez co trochę wymarzliśmy. Pogoda zdecydowanie bardziej
przypominała nam, że mamy przecież zimę!
Na
starówkę weszliśmy poprzez kamienny most, który prowadził
następnie przez bramę (Porta Sant'Agostino). Już z mostu rozciągał
się piękny widok na położone niżej miasto.
Porta
Sant'Agostino w całej okazałości.
Sam
most również wygląda rewelacyjnie!
Stare
Miasto w Bergamo jest naprawdę piękne i robi wrażenie. Spacer
wśród tych klimatycznych uliczek odprężył nas i uspokoił.
Warto
wybrać się tam, by chociażby podziwiać pięknie odrestaurowaną
architekturę.
Dookoła
jest czysto, a liczne sklepiki i restauracje nie należą do
komercyjnych.
We
Włoszech często spotykaliśmy również sklepy, skierowane do
księży :)
W
jednej z kawiarni rozgrzaliśmy się ciepłym cappuccino.
Głównym
placem Starego Miasta jest Piazza Vecchia. Na środku stoi fontanna,
a dookoła niej ciekawe budowle. Jednym z nich jest widoczna z daleka
wieża Torre Civica.
Kolejnym
ciekawym miejscem jest Piazza Cittadella, skąd podziwiać można
ciekawą kopułę.
Na
Piazza Mascheroni stoi natomiast wieża z zegarem.
Następnie
poruszaliśmy się kamiennymi alejkami wzdłuż muru, aż doszliśmy
do kościółka S. Maria Maggiore.
Ostatni
rzut okiem na widok z góry.
Po
obejrzeniu tego pięknego miasta ruszyliśmy w dalszą drogę.
Opuściliśmy Bergamo i … mieliśmy okazję obserwować sztukę
jazdy według Włochów, którzy nie stosują się dosłownie do
żadnych reguł. Naszym oczom ukazał się supermarket, do którego
zajechaliśmy na małe zakupy. Z niepokojem zaczęliśmy wypatrywać
autostrady, która niestety nie nadchodziła. Jak się później
okazało, nawigacja poprowadziła nas zupełnie inną drogą. Zamiast
po autostradzie jechaliśmy aż do granicy małymi mieścinami i
wioseczkami. Nie minęliśmy wtedy ani jednego sklepu czy stacji
benzynowej, a zbliżaliśmy się do momentu tankowania. Pomyśleliśmy,
że pewnie po szwajcarskiej stronie będzie lepiej, jednak tam
zaczęło się piekło dla mnie jako pasażerki z chorobą
lokomocyjną. Okazało się, że wyjechaliśmy w Graubünden i
kierowaliśmy się na Sankt Moritz. Drogi, którymi się
poruszaliśmy, były bardzo wąskie, źle oświetlone i zaśnieżone.
Wjeżdżaliśmy na górki, a następnie z nich zjeżdżaliśmy,
poruszając się ciągle w kółko. Serpentyny górskie były dla
mnie paskudnym przeżyciem, lecz przy okazji mogliśmy podziwiać
piękne, nocne widoki. W miasteczkach natomiast doświadczyliśmy
przeraźliwego zimna i dwumetrowych zasp śnieżnych! W lutym w dalszym ciągu stały tam choinki i ozdoby świąteczne. W
końcu wyjechaliśmy na już znane nam drogi i spokojnie wróciliśmy
do domu.
Czy
zwiedziliście już Bergamo? Jakie wrażenie ono na Was zrobiło?