Jak już pisałam trochę mnie nie było, trochę rzeczy wypróbowałam i niestety większość to niewypały. ';c
Powszechnie nie-wiadomo, w czasie letnim odstawiam wszelkie produkty w pudrze, również róż w kamieniu. W związku z tym, róż na świetlistym kremie BB ma wyglądać podobnie i stapiać się z nim - ma być lekkie glow. Skuszona zeszłoroczną serią od essence 'ready for boarding' w której znalazł się też najlepszy róż w kremie jaki do tej pory wypróbowałam [klik] zdecydowałam się na coś od tej firmy. Niestety, essence często zmienia swój arsenał i pozostał mi róż w musie. Nigdy nie lubiłam musiastych podkładów, no ale cóż - róż to róż. Od razu nadmienię, że souffle touch blush to największy niewypał na tym polu. Może po kolei.
◘ konsystencja - mus. mus, który lekko wysusza skórę, o ile w ogóle komuś udało się to nałożyć na twarz. Aplikacja? Na twarzy tworzy piękne, artystycznie wyglądające smugi. Jeśli ktoś chce ich się pozbyć - bez problemu. Zejdą razem z podkładem. Polecam też rozsmarowanie na gołej skórze, taka smuga będzie zmieniać kształt w zależności od tego, w którą stronę będziemy ją rozsmarowywać. Gdy ktoś uparcie chce jednak mieć róż na twarzy, musi liczyć się z tym, że i tak większość pozostanie na palcach.
◘ opakowanie - takie że-niby-Bourjois. [klik] Od dołu jest wklęsłe więc produktu jest mniej, ale w tym przypadku to wielki plus. Literki szybko się ścierają a naklejka odrywa, zwłaszcza biorąc pod uwagę że w moim przypadku mus leży nieruszany w zamkniętej szafce.
◘ zapach - bardzo ładny, moje frozen strawberry na szczęście nie pachnie truskawkami, ale słodkim, owocowym zapachem. W sam raz, żeby posmarować rękę i wąchać ją cały dzień. Bo niestety samym zapachem róż nic nie zdziała. I radzę się tym nie zwodzić.
◘ cena - 10 zł wylane w błoto
I jeszcze trochę prawdy ze strony producenta:
lekki jak powiew wiatru… pięknie podkreśla kości policzkowe: delikatny róż w formie musu z subtelnym efektem chłodzenia nadaje skórze naturalny i świeży wygląd. kremowa konsystencja ułatwia aplikację. dostępny w 3 odcieniach.