Jak to mówili starożytni Egipcjanie - pielęgnacji nigdy za wiele :) (sic!) Tak więc moje oczy spoczęły na nowych maseczkach w płachcie od Holika Holika - spośród 10 rodzajów wybrałam trzy: ryżową [KLIK] ogórkową [KLIK] oraz z zieloną herbatą [KLIK]. Posługując się ściągą z opakowania, to nawilżenie, nawodnienie oraz wygładzenie.
Według wskazówek na opakowaniu, maseczki są na "cienkim materiale żelopodobnym", ale nie ma się co czarować - to maseczki na bawełnianej płachcie, jak wiele innych. Jeśli miałabym znaleźć coś co je wyróżnia, to rodzaj otwarcia - który wyjątkowo występuje w prawym górnym rogu. Bardzo podoba mi się również przejrzysty design opakowań. Zawartość natomiast jest klasyczna - większe wrażenie wywarła na mnie maseczka z ryżem, która lekko szczypała twarz i dobrze nawilżyła.
Przechodząc do Pilaten - Maseczki w opakowaniach wyglądają bardzo szkaradnie. Jak z Chińskiego marketu, albo sprowadzone z aliexpress. Opakowania są kiczowate, natomiast musiałam wypróbować żelową maseczkę na usta, bo już od dawna kusi mnie taka maseczka od Etude House. Przy okazji kupiłam też żelowe płatki pod oczy - pomimo że mam jeszcze opakowanie bawełnianych płatków (ok. 5 zł za kilkanaście sztuk firmy Skinlite w Carrefour, polecam!) Żelki pobyły sobie na mojej twarzy ok 25 minut i nie zrobiły nic spektakularnego. Oprócz tego, że współlokatorzy wymyślili mi kilka nowych przezwisk i moja ciekawość co do kolorowych żelek została zaspokojona :) Usta nie były wygładzone, a skóra pod oczami spektakularnie rozjaśniona. Wręcz zaciskałam je pod maską, która temu sprzyjała. Cóż - wypróbowałam i więcej się nie skuszę. Mam natomiast w planach wypróbowanie pozostałych maseczek od Holiki :)