Tak, jak obiecałam, dziś będzie znowu kosmetycznie, czyli pooglądamy sobie moje ostatnie zużycia.
Po pierwszym denku (chyba się powoli oswajam z tą nazwą :)) sądziłam, że kolejne nigdy nie nadejdzie - przez ostatni okres (dość długi) miałam wrażenie, że moje kosmetyki należą do tej samej kategorii, co bajkowy stoliczek, który się nakrywał ponownie, kiedy tylko coś z niego znikało...No, po prostu zużywałam, zużywałam, a dna jakoś nie było nigdzie widać.
Tak więc chwilę to trwało, ale ostatecznie coś się uzbierało :)
Wprawdzie z przeglądu zdjęć można wysnuć wniosek, że przez ten czas praktycznie się nie myłam (bo wykończyłam zaledwie jeden żel pod prysznic), za to najwyraźniej bez przerwy zmywałam paznokcie (3 zmywacze!), no ale cóż - jest jak jest :)
Nie wszystko się załapało do zdjęcia zbiorowego, ponieważ kilka rzeczy dokończyłam trochę później.
No dobrze, lecimy z tym koksem.
Na początek pielęgnacja ciała:
1. Moje ulubione masło do ciała z TBS o zapachu różowego grejpfruta. Idealne w okresie wiosenno-letnim, więc skończyło się w optymalnym momencie :) Teraz czekam na jakąś promocję, żeby kupić mojego drugiego ulubieńca, czyli malinę. A w międzyczasie zużywam zapasy, których mam duuuuużo, więc w najbliższym czasie nie spodziewajcie się raczej denek z tej kategorii (no, chyba, że nie będę nic robić, tylko się smarować, zmywać i smarować)...
2. Żel do golenia Gillette Satin Care Floral Passion. Zapach ok, konsystencja też, ogólnie nie mam mu nic do zarzucenia poza stwierdzeniem, że w zasadzie to dla mnie to trochę zbędny produkt, bo na ogół i tak z lenistwa używam do golenia odżywki do włosów (jakiejkolwiek), lub nawet żelu pod prysznic (tak, wiem, straszna jestem)... Niemniej jednak mam jeszcze jedno opakowanie w zapasie, bo kupiłam dwupak.
3. Płyn do higieny intymnej Lactacyd. Mój nr 1 od lat. Jest delikatny, nie podrażnia i na pewno kupię go jeszcze nie raz, chociaż chwilowo testuję płyn Biały Jeleń (który też jest całkiem ok).
Kategoria druga, czyli coś do włosów.
4. Próbki szamponu i odżywki L'Occitane z serii Repairing do włosów suchych i zniszczonych. Cóż, próbki były mikroskopijne i naprawdę nie wiem jak ktoś po ich zużyciu jest w stanie podjąć decyzję o zakupie pełnowymiarowego opakowania - ja w każdym razie się nie zdecyduję, bo po tym jednym razie (na tyle mi starczyły, szaleństwo!) nie zauważyłam, żeby zrobiły z moimi włosami cokolwiek. Tak więc na razie dziękuję, postoję, zużywam dalej swoje wielkie butle...
5. Fluid do układania loków firmy Macadamia. Dla mnie to świetny produkt, na tyle świetny, że już się zaopatrzyłam w kolejne opakowanie. Jedynym minusem (poza średnim składem, mimo fajnej nazwy) jest cena, zwłaszcza że produkt jest średnio wydajny. Ale moje włosy go lubią i ładnie się po nim układają, więc dopóki nie znajdę czegoś równie dobrego, pewnie jeszcze trochę sobie razem popracujemy...
Pielęgnacja twarzy.
6. Od lewej: miniaturka płynu micelarnego Effaclar LRP. Tyłka nie urywa, wolę moją Biodermę, ten akurat testowałam na jakimś wyjeździe i był ok. Do kompletu miałam jeszcze próbkę kremu Effaclar K i powiem krótko - wolę Effaclar Duo :)
7. Naturalny krem do twarzy różany Lavera Faces. To był z tych kosmetyków, którym na początku byłam totalnie zachwycona, ale mniej więcej od połowy opakowania zaczęłam z utęsknieniem wypatrywać końca naszej współpracy - niby nic mi złego nie zrobił, ale właściwie pozytywnych efektów też nie zauważyłam. Przyzwoicie nawilżał i to tyle, zapach zaczął mnie denerwować po zużyciu 1/3 opakowania. Nie kupię go ponownie.
8. Próbka serum z witaminą C z firmy Lierac. Podczas zakupów w SP nie mogłam się zdecydować, czy wolę słynne Flavo C, czy właśnie Mesolift Lierac, czytałam dużo dobrego (i niezbyt dobrego też) o jednym i o drugim produkcie, więc zdałam się trochę na pomoc konsultantki. Ona poradziła mi, żebym z moją wrażliwą cerą ze skłonnościami do dziwnych reakcji spróbowała najpierw jednak Flavo C (i tak zrobiłam), a Lierac (który ma w składzie więcej potencjalnie uczulających składników), wzięła na przetestowanie. Po wstępnych testach wiem już, że dokonałam dobrego wyboru - bardziej pasuje mi serum firmy Auriga i do niego na pewno wrócę (może potem do tej silniejszej wersji), a Lierac pozostanie moim "second choice" :)
9. Woda termalna Vichy. Dostałam jako gratis do jakichś zakupów. Nie jest to zły produkt, powiedziałabym, że w swojej kategorii jest całkiem niezły, ale wolę Avene, a teraz czaję się na chwaloną wszędzie Uriage, więc do Vichy raczej nie wrócę (no, chyba, że znowu dostanę ją w prezencie).
10. Dwufazowy płyn do demakijażu oczu Yves Rocher. Mój numer 1 już od wielu, wielu lat (myślę, że w tym momencie to już idzie w dziesiątki :)) Uwielbiam i raczej nie zmienię - łapię się na tym, że nawet nie korci mnie testowanie czegokolwiek innego - ten jest dla mnie po prostu idealny - delikatny, zmywa wszystko, nie podrażnia oczu, nie robi mgły, normalnie cudo :) Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to może stosunek ceny do wydajności, ale i tak zawsze kupuję go na jakichś promocjach. To jeden z moich kosmetyków wszechczasów i produkt, który ZAWSZE mam w zapasie :)
Mikro kategoria - kolorówka:
11. Cała seria próbek, głównie z firmy Everyday Minerals (plus jedna z Lily Lolo) - to był okres, kiedy próbowałam się zdecydować na podkład mineralny (udało się, ale o tym za chwilę), a spory wybór doprowadzał mnie do szału.
Poniżej widać próbki podkładów w kolorach: Fairy Light, Light Neutral oraz pudry wykańczające EM i LL (gdybym nie miała już pudru bambusowego z BU, to myślę, że moim wyborem byłby Flawless Silk z Lily Lolo, bo jest naprawdę świetny). Niestety dwóch pudrów to ja nie zużyję pewnie przez całe lata, więc chwilowo skończy się na próbce.
12. Tu z kolei widać próbki podkładu Everyday Minerals z nowej formuły Jojoba Base, w trzech odcieniach. Ostatecznie wybrałam pełnowymiarowy podkład w odcieniu Vanilla, który idealnie stapia się z moją skórą i daje autentyczny efekt Photoshopa :) Jestem zachwycona i raczej nie wyobrażam sobie powrotu do normalnego podkładu (chociaż oczywiście "nigdy nie mów nigdy")...
Na koniec kategoria mieszana, czyli coś do ciała, zębów i paznokci :)
13. Pasta do zębów BLANX Med. Lubię i pewnie kupię kolejne opakowanie, chociaż z reguły czekam w SP na obniżkę, bo jeśli dobrze pamiętam, nie jest ona najtańsza. Ale moje zęby też ją lubią, więc na pewno wkrótce u mnie zagości ponownie.
14. Żel pod prysznic Nivea Sunny Melon. Przyznam się, że ciężko mi idzie ocenianie żeli i produktów do mycia, ponieważ ciągle je zmieniam i właściwie nie pamiętam, żebym kiedykolwiek kupiła jakiś dwukrotnie. Ten był świetny latem, bo pachniał przepięknie i dobrze się sprawdzał, nie wysuszał mojej skóry, ale czy kupiłabym go ponownie? Nie sądzę, zwłaszcza przy tak ogromnym wyborze w sklepach. To, co było w nim fajne, to małe kuleczki, perełki olejku, które rozpuszczały się w trakcie mycia i dawały wrażenie dodatkowego nawilżenia. Ogólnie przyjemny produkt.
15, 16 i 17, czyli seria zmywaczy do paznokci. Nie, żebym miała jakiegoś fioła na tym punkcie, po prostu korzystając z tego, że akcja denko mobilizuje mnie do wykańczania posiadanych przeze mnie produktów, zamiast kupowania w nieskończoność nowych, postanowiłam pozbyć się tego, co zalegało w szafce od nie pamiętam kiedy. W każdym z nich zostało trochę zmywacza, a ponieważ ja praktycznie zawsze mam pomalowane paznokcie, to siłą rzeczy, zużywam tego produktu całkiem sporo.
Ten poniżej to ziołowy zmywacz z olejkiem z kiełków pszenicy firmy Delia Cosmetics. Wbrew obietnicom producenta, nie zauważyłam wzmocnienia moich paznokci, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że mi dodatkowo wysuszał płytkę. Zmywał ok, ale moje skórki go nie polubiły. Zawiera aceton. Nie sądzę, żebym jeszcze do niego wróciła.
Kolejny w tej grupie to zmywacz Killys, tym razem bez acetonu.Niestety u mnie się nie sprawdził, tzn przy delikatnych, jasnych lakierach jakoś dawał radę, ale już przy ciemniejszych, kiedy miałam na paznokciach swoje standardowe kilka warstw, można było dostać szału, bo był po prostu za słaby. Tak więc to był nasz pierwszy i ostatni raz.
Na koniec ostatni już produkt ( i ostatni zmywacz :)), czyli słynna rossmanowska Isana, ta zielona (widać ją na zdjęciu powyżej, obok żelu Nivea). Używam go regularnie od kilku lat i chociaż nie jest idealny (aceton w składzie) i trochę jednak wysusza paznokcie, to jak dotąd nie znalazłam nic lepszego. Bo skuteczny jest bardzo - zmywa wszystko, łatwo go dostać, jest raczej tani. Wprawdzie po mojej ostatniej wizycie na ulubionych blogach zapisałam sobie nazwę jakiegoś zmywacza w żelu, który zamierzam przetestować przy okazji, ale póki co na półce czeka kolejna duża butla Isany.
No, chyba że znacie i polecicie mi coś lepszego?
Całkiem sporo się tego nazbierało, ale oczywiście nie były to zużycia jednego miesiąca :) Znacie któryś z ww produktów? A może macie odmienną opinię?