Dziś będzie leniwy, ale raczej długaśny post o mojej małej domowej perfumerii :)
Oczywiście przesadzam z tą perfumerią, ponieważ chociaż jestem osobą, która dość często zmienia zapachy i raczej nie pachnę ciągle tym samym, to jednak perfum nie kupuję kompulsywnie i raczej dość długo chodzę wokół danego zapachu zanim zdecyduję się na pełnowymiarowe opakowanie.
Dlatego też rzadko zdarzają mi się zapachowe "pudła", chociaż tak jak napisałam wyżej, zmieniają mi się preferencje i głównie z tego powodu nie kupuję już opakowań większych niż 50 ml, a na ogół ograniczam się do 30 ml.
W tym momencie mam na składzie te oto buteleczki, za jakiś czas nastąpi pewnie przetasowanie, część z nich bowiem jest na wykończeniu, więc na ich miejsce pojawią się nowe, może też odnowię jakieś starsze znajomości, bo i tak mi się zdarza :)
Gdybym miała tak najogólniej powiedzieć, jakie zapachy lubię najbardziej, pewnie odpowiedź brzmiałaby: świeże, kwiatowe i owocowe. Myślę, że właśnie wokół tych klimatów obraca się większość moich wyborów.
Nie będę opisywać nut zapachowych każdej buteleczki, ponieważ obawiam się, że wówczas nikt nie przebrnąłby przez ten wpis :) Jeśli coś Was zaintryguje i chciałybyście dowiedzieć się czegoś więcej o którymś z zapachów, pytajcie, a postaram się uzupełnić informacje.
A tymczasem zaczynamy. Kolejność jest całkiem przypadkowa, w zależności od tego, która buteleczka wpadła mi w ręce.
1. To najnowszy nabytek, czyli L'eau de Chloe, zielona woda toaletowa, o której wspominałam już TUTAJ. Specyficzny zapach, którego można w pierwszej chwili nie polubić, ale potrafi się przyczepić do człowieka i nie dawać spokoju :)
2. Masaki, o których też już pisałam - TUTAJ.
Zapach kwiatowo-owocowy - wyraźnie wyczuwalne są w nim liczi, więc na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu.
3. Woda toaletowa z Zary - szukałam czegoś nieinwazyjnego i delikatnego na upalne dni i padło na ten zapach. Seria Zara Textures (wspominałam o niej w TYM poście ) to głównie kwiatowe zapachy, mój to bodajże irys, była dosyć tania (coś koło 50 - 60 zł, ale wiem, że na wyprzedażach można było upolować te wody za połowę ceny), dosyć ją lubię, chociaż pewnie nie pobiegnę po kolejną kiedy się skończy :)
4. Balenciaga Paris, czyli z kolei zapach, o którym myślałam odkąd chyba dwa lata temu o nim przeczytałam. Niestety w Polsce wówczas nigdzie nie można było go zdobyć, więc skorzystałam z okazji, że akurat jechałam do Madrytu i stamtąd wróciłam już w towarzystwie tego flakonika.
Ten zapach kojarzy mi się z jesienią i ogólnie z chłodniejszą porą. Jest bardzo kobiecy i klasyczny, ale z pazurem :) Jeden z moich ulubieńców!
5. Tu mamy mini rodzinkę Daisy Marca Jacobsa, czyli zapach typowo letni i dziewczęcy. Gdybym miała go określić jednym słowem, byłoby to "uroczy" - zarówno buteleczka, z nieco infantylnymi stokrotkami, jak i sam aromat. Lubię i nie wykluczam powrotu do niego za jakiś rok :)
6. To mój kolejny ulubieniec, czyli klasyczne Chloe, z beżową kokardką. Chociaż nie mam jednego, przypisanego do siebie zapachu, to wiem, że wielu moich znajomych właśnie te perfumy kojarzy ze mną - z chęcią wrócę do nich na jesieni, bo uwielbiam się nimi otulać. Ciekawe jest to, że część osób twierdzi, że to bardzo delikatne perfumy, innym z kolei wydają się za bardzo duszące :)
Tu mamy małe Chloe (zielone) i trochę większe (beżowe) :)
Przy okazji można zauważyć jak część flakonika zmieniła kolor - blaszana nakładka utleniła się i "przybrudziła" - to naturalny proces i nie należy się przejmować, że perfumy są nieoryginalne czy coś w tym stylu. Ja swoje kupuję zawsze w sklepach, nie w przypadkowych miejscach, więc tak się po prostu czasem dzieje.
7. Butelka na wykończeniu, coś, do czego pewnie jeszcze wrócę, czyli Dior Addict Shine. To zapach łagodny, owocowo-kwiatowy, ale z lekką goryczką, jest bardzo...dyskretny, tzn da się go oczywiście wyczuć, ale nie ciągnie się za nami jak aromatyczny ogon.
8. To z kolei przykład perfum, które totalnie mi się znudziły. Amor amor Cacharel. Wiem, że ma wiele zagorzałych zwolenniczek i sama jakiś czas temu również do nich należałam i przyznaję, że czasem wyciągam buteleczkę z pudełka żeby ją powąchać, ale naprawdę nie pamiętam już kiedy zdecydowałam się nią psiknąć na ciało. Jakoś przestały mi one "leżeć"...
9. Miss Dior Cherie to perfumy już kultowe, mają piękny flakonik (brakuje pierścionkowej nakładki na korek, w kształcie kokardki, która gdzieś mi wsiąkła), ale na sam zapach muszę mieć odpowiedni dzień. To, podobnie jak Daisy MJ, perfumy typowo letnie, baaaardzo słodkie, dlatego też czasem po prostu doprowadzają mnie do szału. W tym roku prawie skusiłam się na wersję letnią, L'eau de (chociaż teraz nazywają się jeszcze jakoś inaczej), ale ostatecznie wybrałam co innego. Nie wiem, czy po wykończeniu jeszcze do nich wrócę, wydaje mi się, że na ten konkretny zapach jestem już trochę zbyt...dorosła :)
10. Z kolei Coco Mademoiselle to już mój nie wiem który flakonik, bo łapię się na tym, że chociaż nie używam go często, to kiedy zbliżam się do końca, zaczynam odczuwać rosnący niepokój i jakoś pewniej się czuję gdy mam go w zanadrzu. Gdybym miała wybrać JEDEN jedyny zapach, to jest spore prawdopodobieństwo, że byłoby to właśnie to. Ten zapach to dla mnie kwintesencja elegancji i klasy. To mój ukochany zapach na wieczór i wyjątkowe okazje. Z całą pewnością zużyję jeszcze niejedną buteleczkę.
11. Skoro jesteśmy już przy Chanel, to wspomnę również o Allure, który z kolei był moim ukochanym zapachem parę lat temu (to również nie wiem która butelka i chyba obecnie jedyna "setka" w mojej kolekcji :)) Obecnie nie wiem czemu, ale po jakimś czasie trochę mi działa na nerwy i podejrzewam, że to sprawka wanilii, która się uaktywnia pod koniec. Być może jeszcze kiedyś odnowimy znajomość, na razie raczej czeka nas chwilowy odpoczynek od siebie :)
12. I chyba ostatni już flakonik, czyli Envy Me by Gucci. Kiedy powąchałam go po raz pierwszy kilka lat temu, zakochałam się w nim i tak było do końca pierwszej butelki. Potem zaraziłam tą miłością moją mamę i niestety kiedy kupiłam po jakimś czasie kolejną butelkę, to już nie był mój zapach, tylko jej. Dlatego pewnie skończy się tak, że również ta buteleczka zmieni właścicielkę, żeby się nie zmarnowała.
I na koniec kilka próbek, bo tak jak wspominałam na początku, najpierw długo oswajam się z perfumami i sprawdzam jak reagują z moją skórą, zanim zdecyduję, czy się polubimy na dłużej (wyjątkiem był Masaki, jeden z nielicznych impulsywnych zakupów, ale ponieważ nie wydaje mi się, żebym miała po skończeniu buteleczki do niego wrócić, mój wypracowany latami system ostrożnego kupowania, najwyraźniej się sprawdza).
A testowałam między innymi: Oh Lola! Marca Jacobsa (ostatecznie nie zdecydowałam się na zakup), letnią wersję Miss Dior Cherie (tu nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa), Chance Chanel (miałam, bardzo lubiłam, myślę nad powrotem), zielone Chloe (jak widać wyżej, uwiodły mnie), jakąś Escadę (nie jestem wielką fanką, chociaż na lato była całkiem ok) i nie pamiętam co jeszcze :)
Ufff, jeśli udało Wam się tu dobrnąć, to ściskam dłoń.
A jak wygląda u Was z zapachami - macie jakiś jeden ulubiony, czy tak jak ja, dopasowujecie je trochę do pory roku, nastroju, okazji i nie wiem czego jeszcze?
Lubicie perfumy świeże, owocowe, kwiatowe, a może cięższe, orientalne?
Macie jakieś swoje "odkrycie", którym mogłybyście się podzielić? Ja zawsze szukam fajnych, ciekawych perfum, bo nie lubię potem krążyć po sklepie i psikać się w ciemno (i tak po trzech, czterech zapachach, nos odmawia posłuszeństwa), więc chętnie poczytam o Waszych zapachowych fascynacjach.
ps. Nie wiem czemu, ale zapomniałam zrobić zdjęcie Hypnose Lancome - powiem tylko szybko, że to był chyba najmocniejszy zapach w mojej kolekcji, teraz jest na wykończeniu i nie jestem pewna, czy będzie kontynuacja tej znajomości, ponieważ pod koniec butelki mocno już mnie męczył. Na pewno coś w sobie ma i muszę powiedzieć, że lubią go mężczyźni - nosząc go, dostawałam wiele komplementów, że pachnę niesamowicie seksownie :)