Wprawdzie pisałam już o tym nie raz, ale ponieważ nie każdy musi śledzić na bieżąco każdy z moich wpisów, powtórzę to dziś i będę pewnie powtarzać jeszcze niejeden raz. Mam bardzo wrażliwą cerę. Powiem więcej - jestem alergikiem, który od lat ma świadomość, że wiele kosmetyków drogeryjnych przynosi mi więcej szkody niż pożytku, dlatego bardzo uważnie dobieram produkty, które na siebie nakładam. Oczywiście nie zmienia to faktu, że i tak trafiam czasem na minę i potem borykam się całymi tygodniami z Atopowym Zapaleniem Skóry, które sprawia, że mam chęć wyrwać sobie z głowy wszystkie włosy. W dodatku niestety cierpię także na nietolerancję pokarmową, która również objawia się ATZ - normalnie ubaw po pachy, gdyby nie to, że często nie jest mi za bardzo do śmiechu. W dodatku wiele produktów, zarówno tych aptecznych, przepisywanych przez dermatologów, jak i kosmetycznych, reklamowanych jako te dla cery super i hiper wrażliwej, alergicznej i nie wiadomo jakiej jeszcze, w ogóle się u mnie nie sprawdza, a niektóre wręcz potrafią zrobić dodatkową krzywdę.
Ostatnio udało mi się jednak stworzyć coś w rodzaju mojego mini zestawu ratunkowego, który nie raz już pomógł mi w podbramkowej sytuacji i dlatego chcę się tym z Wami podzielić, bo a nuż okaże się, że ktoś z Was boryka się z podobnym problemem i nadal szuka czegoś, co mu pomoże. Oczywiście pamiętajcie o tym, że produkty zawsze dobieramy do swoich indywidualnych potrzeb, bo każda z nas ma inną cerę, a także to, co jednej osobie będzie służyć idealnie, drugiej może zaszkodzić! Dlatego przestrzegam zarówno przed kupowaniem czegoś totalnie w ciemno, a po drugie przed sugerowaniem się wyłącznie reklamami, lub tym, co ktoś inny pisze na blogu - najpierw sprawdzamy składy oraz właściwości danego kosmetyku - wiem, że większość z Was doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale wiem także, jak łatwo jest w zakupowym "amoku" zapomnieć o tych ważnych rzeczach :)
Produktów, o których chcę dziś napisać, nie jest dużo, właściwie można powiedzieć, że to taka garstka ulubieńców, dobranych autorską metodą prób i błędów, niekiedy odkrytych zupełnie przez przypadek.
1. Na początek idzie czarne mydło afrykańskie African Black Soap z firmy Nubian Heritage, zamówione przeze mnie w sklepie iHerb. Jak widać na zdjęciu poniżej, zawiera ono m.in. popiół z palmy, ekstrakt z tamaryndowca (czymkolwiek on jest) oraz korę platanową, a także owies, aloes i witaminę E.
Mydło pachnie bardzo delikatnie i bardzo ładnie (troszkę orientalnie), jest faktycznie calutkie czarne i przyznam się, że w tej grupie było dla mnie największym zaskoczeniem - odkąd używam go do mycia dłoni, moja skóra naprawdę dochodzi do siebie znacznie szybciej (a dodam, że przy podrażnieniu wcześniej musiałam unikać wody, która dodatkowo mnie wysuszała i sprawiała, że skóra pękała). Przetestowałam je także bardzo ostrożnie na twarzy i muszę powiedzieć, że też zauważyłam poprawę! Dlatego póki co - to moje odkrycie tego roku.
2. Kolejnym odkryciem jest krem Mediderm, jak widać po nazwie - przeznaczony do pielęgnacji skóry z ATZ, łuszczycą czy egzemą.
I tu ciekawostka - w momencie zaostrzenia mojego AZS, przy nałożeniu na skórę tego kremu, mam wrażenie, że ktoś oblał mnie właśnie żrącym kwasem, który wypala mi twarz - trwa to na szczęście tylko chwilę (upierdliwą, ale powiedzmy, że do przeżycia), a potem następuje długa ulga i autentyczna poprawa stanu skóry :) Przy remisji, krem nie daje aż takich spektakularnych efektów, ale dobrze nawilża i łagodzi podrażnienia. Jest bezzapachowy i tani i na mnie osobiście działa o niebo lepiej niż wszystkie inne apteczne maści, balsamy i elo-bazy.
3. W okresach, kiedy moja skóra czuje się i wygląda nieco lepiej, lub też kiedy muszę wyjść do ludzi i wyglądać przyzwoicie (czytaj: nałożyć makijaż, który przetrwa cały dzień w mniej więcej nienaruszonym stanie), z pomocą przychodzi mi Emolientowy Krem Nawilżający od Pharmaceris. Jest bardzo delikatny, świetnie nawilża i nadaje się pod podkład. Czasem wymiennie stosuję jeszcze Krem Ratunek (który nie załapał się na zdjęcie grupowe, ale też jak najbardziej znajduje się w grupie ulubieńców!).
4. Jeśli chodzi o dłonie, to od zawsze testuję jakąś szaloną ilość kremów - zawsze daję się skusić na coś nowego, czego czasem żałuję. Być może uda mi się zrobić za jakiś czas zestawienie aktualnie używanych przeze mnie produktów, z wyróżnieniem tych, które polecam. Wśród nich na pewno znajdzie się Hipoalergiczny Balsam do Rąk firmy Pat&Rub, który uwielbiam za działanie i skład, a nie cierpię za cenę i wydajność - sorry P&R, ale dla mnie regularna cena 39-45 zł za krem do rąk (który naprawdę zużywa się w błyskawicznym tempie) to po prostu zdzierstwo i naprawdę argumenty typu "za dobry skład trzeba płacić" etc. są dla mnie kompletną bzdurą.
5. Last but not least, dwa produkty, które stosuję zamiennie i z których jeden (Uriage) jest ze mną trochę dłużej, a drugi (Caudalie) został kupiony na wypróbowanie stosunkowo niedawno.
O wodzie termalnej Uriage napisano i powiedziano już chyba wszystko i od siebie dodam tylko, że podpisuję się obiema rękoma pod wszelkimi peanami na jej temat - myślę, że tylko ten, kto nigdy nie borykał się z podrażnieniem skóry może się przyczepić do tego produktu i uznać go za coś zbędnego. Przedtem przetestowałam wiele innych wód termalnych dostępnych na naszym rynku i muszę powiedzieć, że po prostu sorry, ale odpadają w przedbiegach - nie tylko dlatego, że Uriage nie trzeba wycierać i można spokojnie zostawić ją na twarzy do wyschnięcia/wchłonięcia, ale przede wszystkim ze względu na to, że u siebie widzę zasadniczą różnicę w działaniu. Uriage koi. I tyle w temacie.
Co do wody winogronowej od Caudalie, to na razie mogę powiedzieć dość ostrożnie, że wydaje się być dobrym zamiennikiem Uriage - co być może przyda się komuś, kto ma dostęp do jednej firmy, a drugiej np musi szukać. Moja skóra lubi ten kosmetyk, jest po nim wyraźnie odświeżona i zrelaksowana, a nawet ukojona. Jeśli w międzyczasie ulegnie to zmianie, nie omieszkam o tym wspomnieć :)
Podsumowując, podkreślę raz jeszcze - to są kosmetyki, które sprawdzają się U MNIE, ze swojej strony więc szczerze je polecam, ale liczę się z tym, że ktoś może w komentarzu napisać, że coś u niego wywołało całkiem inną reakcję. Tak to już jest z kosmetykami, dlatego uważam, że zarówno w drogerii, jak i w aptece należy zachować czujność i nie dać się zanadto ponieść impulsom (no, chyba że jesteście szczęśliwcami i posiadacie skórę jak nosorożec, której nic nie zaszkodzi - wówczas życzę miłego eksperymentowania!) :))
Przyjemnego weekendu, mili moi!