No i bach, znowu jestem. Bardzo staram się szukać w codziennym życiu drobiazgów, które sprawiają mi radość i myśleć pozytywnie. Dlatego też postanowiłam co jakiś czas robić takie mini-zestawienie, żeby mi te malutkie przyjemności nie umknęły w natłoku zajęć (Was też gorąco do tego zachęcam!).
Oto pięć rzeczy, które ostatnio mnie uszczęśliwiają:
Oto pięć rzeczy, które ostatnio mnie uszczęśliwiają:
1. Na nowo
odkryta joga – staram się wygospodarować na nią chociaż kilkanaście
minut prawie każdego dnia, ale zauważyłam, że najlepiej się czuję po mniej więcej godzinnej sesji. Ćwiczę w domu, a moimi ulubionymi trenerkami są Erin Motz i Adriene. Mnie joga pomaga na
wszystko – od bólu kręgosłupa (od długiego siedzenia przy biurku), przez chaos w mojej głowie i skłonności do rozdzielania włosa na czworo, aż po
dolegliwości miesiączkowe.
Do pełni szczęścia brakuje mi jedynie nowej, grubszej maty, bo ta którą mam już od kilkunastu (sic!) lat, ma tylko 3 mm i niestety moje posiniaczone kolana zaczynają coraz mocniej protestować :)
2. Klimatyczne wieczory domowe – przy nastrojowych lampkach, zapachowych świeczkach, ulubionym kubku z herbatą i
książką lub kilkoma odcinkami serialu. Już pewnie wspominałam, że jesienią i zimą zamieniam się w
totalnego leniwca i ciężko mnie wyciągnąć na zewnątrz :)
3. Ciasteczka
owsiane z suszonymi morelami. To moje niedawne odkrycie ze sklepu ze zdrową żywnością i
przyznam się, że przy mojej przymusowej diecie antysłodyczowej (na większość
składników i tak jestem uczulona), czasem po prostu MUSZĘ zjeść coś słodkiego i
wówczas wspomniane ciasteczka sprawdzają się idealnie!
4. Zbliżające
się Święta – bez względu na to, ile mam lat, w grudniu zawsze w głębi duszy
czuję się totalnym dzieciakiem, który ekscytuje się zarówno przygotowywaniem
prezentów dla innych, wymyślaniem tego, co sama chciałabym dostać oraz całą magiczną
otoczką – kilka dni temu o mało nie popłakałam się z radości włączając płytę ze
świątecznymi standardami! A w najbliższy weekend planuję ubrać choinkę i wpatrywać się w nią wieczorami podśpiewując "Let it snow, let it snow, let it snow!"
5. Spotkania
ze znajomymi – zawsze sprawiają mi wiele przyjemności, chociaż nie ukrywam, że czasem (patrz pkt 2) ciężko mnie na nie namówić – dlatego też w
tym okresie najlepiej sprawdzają się tzw. domówki – i nie mówię tu o wielkich grupowych
imprezach, tylko spotkaniach indywidualnych (lub w małych grupkach), przy winie / ginie z tonikiem /
herbacie, niekończących się pogaduchach na wszelkie tematy, niezmordowanym
plotkowaniu i śmiechu do bólu brzucha. Nawet kiedy wydaje mi się, że mam już
dosyć ludzi i potrzebuję wyłącznie samotności, to po takich kilku godzinach w
towarzystwie kogoś, przy kim mogę się totalnie wyluzować, czuję, że moje „akumulatorki
socjalne” zostały na nowo naładowane.
A co Was ostatnio cieszy?