Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 marca 2016

Konkurs z firmą KROKUS




WYNIKI KONKURSU Z FIRMĄ KROKUS!

Dziękujemy za wszystkie przesłane propozycje. Przesłaliście naprawdę smaczne przepisy i apetyczne zdjęcia. Wybór nie był łatwy, ostatecznie zdecydowała największa kreatywność i wybrane zostały przepisy, które pokazują, że najnowszy produkt KROKUSA -  trójpak z trzema doskonałymi przecierami: pomidorowym, ogórkowym i sosem "pół na pół" (pomidory i chili) - klik  można użyć w sposób "nieoczywisty", kreując niezwykle ciekawe propozycje dań.
Nagroda główna - bon na kwotę 300 zł  na zakupy produktów KROKUS w sklepie internetowym PyszneEko otrzymuje Agata Moryson za przepis na ogórkowo-pietruszkowe pesto z dodatkiem imbiru i koziego sera.
Nagrody w postaci  bonów na kwotę 100 zł  na zakupy produktów KROKUS w sklepie internetowym PyszneEko otrzymują: Mienta za wegański pasztet pomidorowy, Apetyczna babeczka za paluchy drożdżowe z sosem " pół na pół " oraz Katarzyna P za polędwiczki w chrupiącej panierce z warzywami w sosie słodko-kwaśnym. 
Gratulujemy! Czekam na dane teleadresowe zwycięzców! 
*   *   *

Jak doskonale wiecie uwielbiam odkrywać twórców dobrego jedzenia. Takiego, które powstaje z miłości i pasji, gdzie jakość przedkładana jest nad ilość, gdzie skład to czysta natura, a smak jest jej doskonałym przedłużeniem. Z równie wielką radością uwielbiam polecać takie wyjątkowe manufaktury i dzielić się ich produktami.  Radość jest tym większa, jeśli mogę poznać osoby, które stoją za tymi wszystkimi cudami i osobiście przekonać się, że to co robią jest naprawdę wyjątkowe. 
Tym razem mogę śmiało powiedzieć, że to radość do potęgi czwartej, bowiem mam okazję podarować Wam całe mnóstwo takich wspaniałych produktów z cudownej, rodzinnej przetwórni KROKUS.
 

Przed ponad rokiem, podczas udziału w wyjeździe studyjnym Sieci Kulinarnego Dziedzictwa Mazowsze po raz pierwszy spotkałam się z Edytą i Marysią, które reprezentują firmę KROKUS. Dziewczyny oczarowały nas wówczas wspaniałą opowieścią o przetwórni, a ja miałam okazję po raz pierwszy spróbować, jak smakują ich produkty. I oczywiście zakochałam się po uszy. Powiedzcie sami, jak nie pokochać konfitury poziomkowej czy boskiego syropu z leśnych jeżyn? KROKUS ma też m.in. w swojej ofercie absolutnie genialny keczup i fenomenalne bez cukrowe konfitury z jabłek, śliwek, truskawek, brzoskwiń i porzeczek, a także kompoty i marynaty. Te zachwyty mogłabym jeszcze wypisywać bez końca, ale powiem tylko, że na wszystkich warsztatach, które prowadzę i mam przyjemność oferować produkty KROKUS-a, wzbudzają one niepohamowane westchnienia i pomruki zachwytu, a uczestnicy bez najmniejszej krępacji dosłownie wylizują słoiki :)


Przed dwoma dniami KROKUS wprowadził do swojej oferty (tutaj całość - klik) kolejną perełkę, a nawet trzy! To trójpak z trzema doskonałymi przecierami: pomidorowym, ogórkowym i sosem "pół na pół" (pomidory i chili) - klik. Przeciery stanowią doskonałą bazę do przygotowania pysznych zup (teraz zimą, to absolutna konieczność!), sosów i wielu innych dań. 


W skład każdego przecieru wchodzi tylko to, co trzeba - czyli świeże warzywa i naturalne przyprawy (jak zawsze we wszystkich produktach KROKUSA). Trójpak jest estetycznie opakowany i w środku zawiera także ciekawe propozycje z przepisami. 

I tu zaczyna się zabawa! Razem z firmą KROKUS chcę Was zaprosić do KONKURSU i zabawy w gotowanie, w którym nagrodą są bony na zakupy przetworów KROKUS w sklepie internetowym PyszneEko (klik) o wartości: 1 x 300 zł; 3 x 100 zł!


Co trzeba zrobić, aby stać się posiadaczem bonu i przepysznych produktów KROKUS
1. Wystarczy, że do 31 stycznia br. do godz. 23:59 podacie swoją propozycję przepisu na danie z wykorzystaniem minimum jednego z trzech produktów trójpaku: przecieru pomidorowego, ogórkowego lub/i sosu "pół na pół". 
2. Przepis (jeden lub więcej) powinien być umieszczony na Waszym blogu i FB oraz zawierać logo z linkiem do strony firmy  KROKUS (zdjęcie trójpaku nie jest konieczne). 
3. Uczestnicy nie prowadzący blogów muszą zamieścić przepis w komentarzu pod tym postem oraz przesłać jedno zdjęcie potrawy na adres: kucharnia@wp.pl Zdjęcie musi być także zamieszczone na fanpage/tablicy uczestnika i opatrzone linkiem do strony: www.przetwory.com oraz tagiem: KUCHARNIA konkurs KROKUS.
4. Konkurs trwa do 31 stycznia br. do godz. 23:59, a wyniki zostaną ogłoszone na moim blogu najpóźniej do 3 lutego br.  
Wszystkie szczegóły konkursu znajdziecie w regulaminie poniżej.
Powodzenia!  


REGULAMIN KONKURSU:

  1. Organizatorem konkursu jestem ja, Anna Maria, autorka bloga kulinarego KUCHARNIA
  2. Fundatorem nagród w konkursie jest firma KROKUS - Tradycyjne Przetwórstwo Owoców i Warzyw, Czesław Caryk, Pająków 25 B, 26-704 Przyłęk
  3. Konkurs prowadzony jest na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
  4. W konkursie może wziąć udział każda osoba, która spełni warunki regulaminu. 
  5. Czas trwania konkursu od 20.01.2016-31.01.2016. 
  6. Zwycięzców konkursu wybieram sama, a wyniki konkursu zostaną ogłoszone na blogu oraz na fanpage bloga w ciągu 3 dni od momentu zakończenia konkursu. 
  7. Przez kolejne 7 dni czekam na przesłanie przez zwycięzców danych teleadresowych niezbędnych do wysyłki nagród. W przypadku niedotrzymania tego terminu zostaną wybrani nowi zwycięzcy,  którym przekazana zostanie nagroda.  
  8. Zadanie konkursowe polega na przygotowaniu potrawy z wykorzystaniem minimum jednego produktu trójpaku KROKUS: przecieru pomidorowego, ogórkowego i/lub sosu "pół na pół" i opublikowaniu go na prowadzonym przez uczestnika konkursu blogu oraz na jego fanpage. Każdy z przepisów musi zawierać logo KROKUS-a wraz z linkiem do strony: www.przetwory.com   Zdjęcie produktu nie jest konieczne.  
  9. Uczestnicy nie prowadzący blogów muszą zamieścić przepis w komentarzu pod tym postem oraz przesłać jedno zdjęcie potrawy na adres: kucharnia@wp.pl Zdjęcie musi być także zamieszczone na fanpage/tablicy uczestnika i opatrzone linkiem do strony: www.przetwory.com oraz tagiem: KUCHARNIA konkurs KROKUS.
  10. Uczestnik może zgłosić do konkursu dowolną liczbę przepisów w czasie trwania konkursu.
  11. Link do przepisu musi byś umieszczony w komentarzu pod tym postem i/lub pod postem konkursowym na fanpage bloga KUCHARNIA.  
  12. Zgłaszane wpisy muszą być podpisane nickiem lub imieniem i nazwiskiem albo nazwą bloga. Zgłoszenia anonimowe nie będą brane pod uwagę. 
  13. Niezależnie od ilości zgłoszonych przepisów nagrodę można otrzymać tylko jedną.
  14. Wysłane zgłoszenia muszą być wynikiem indywidualnej twórczości.
  15. Spośród nadesłanych przepisów zostaną wybrane 4, które zostaną nagrodzone.
  16. Nagrodami w konkursie są bony na zakupy produktów KROKUS w sklepie internetowym PyszneEko o wartości: 1 bon o wartości 300 zł oraz 3 bony o wartości 100 zł. Laureatom nie przysługuje prawo wymiany nagrody na gotówkę.
    Bony ważne są do dnia 31 marca 2016 roku, a ich wartość obejmuje także koszty wysyłki nagrody.
  17. Z laureatami konkursu skontaktuję się drogą mailową w terminie 2 dni od ogłoszenia wyników. 
  18. Dodanie zgłoszenia konkursowego oznacza akceptację powyższego regulaminu.  

środa, 9 września 2015

Słoikiem jestem!


17 słoików keczupu.
30 słoików pomidorów na zimę.
28 słoików galaretki z papierówek.
28 słoików konfitury truskawkowej z bzem.
15 słoików galaretki z czerwonej porzeczki.
12 słoików galaretki z czarnej porzeczki. 
10 słoików galaretki jezynowej.
12 słoików konfitury z mirabelek.
14 butelek syropu z kwiatów dzikiego bzu.
16 słoików jabłek na szarlotkę.
8 słoików konfitury z owoców dzikiego bzu.
8 butelek syropu z owoców dzikiego bzu 
8 słoików korzennych wiśni
8 słoików fig z czekoladą
8 słoików galaretki z płatków róż
.... itd. , czyli ogórki, gruszki i inne dobroci.

To taki wstępny bilans tegorocznych zapasów na zimę. Będą jeszcze śliwki i na pewno kiszonki. 

W pewnych kręgach to mało, w innych ta ilość starczyłaby dla pułku wojska. Dla mnie to akurat - w sam raz tyle, by poczuć, że choć częściowo przechytrzyłam lato i zanim odeszło zamknęłam jego najsmaczniejsze wspomnienia w słoikach. 

Słoikiem jestem od urodzenia i tak mi już pozostanie. Piwniczne półki pamiętają jeszcze weki mojej ukochanej Prababci, teraz z dumą stawiam na nich moje przetwory. 

Co roku staram się "zasłoikować" coś nowego - takie słoikowe eksperymenty są o tyle ekscytujące, że ich efekt poznajemy tak naprawdę dopiero po czasie, kiedy w chłodny, jesienny czy zimowy dzień odkręcamy wieczko - wtedy aromat owoców, ziół i przypraw uwalnia swą prawdziwą moc. 

Jednak w tym roku złamałam zasadę - część słoików zostało poddanych próbie jeszcze na gorąco, nawet zanim zostały porządnie zakręcone i zapasteryzowane. Dlaczego?
Wszystkiemu winien Paweł Małecki i jego Przetwory Tradycyjnie Zakręcone. Pod taką nazwą w ostatni weekend wakacji Lidl Polska zorganizował "słoikowe" warsztaty kulinarne, w których z przyjemnością wzięłam udział. 

Stoły i półki uginały się od dorodnych owoców - prawdziwy Ryneczek Lidla :) 
Paweł Małecki okazał się prawdziwym mistrzem - co do jego talentu i umiejętności nikt z nas oczywiście nie miał wątpliwości, ale cudownym zaskoczeniem było to, jakim jest fantastycznym prowadzącym. Pełen ciepła, humoru, z nieschodzącym z ust uśmiechem był zdecydowanie gwiazdą tego gorącego wieczoru. 


Pomimo upału na zewnątrz i temperatury w studio CookUp, jaka narastała w miarę odpalania kolejnych palników, posłusznie i z pełnym zaangażowaniem siekaliśmy, mieszali, wyciskali i zakręcali kolejne słoiki. 

Pod czujnym okiem Pawła przygotowaliśmy: 
- powidła śliwkowe z nutą pomarańczy
- konfiturę truskawkowo-czekoladową
- karmelizowane jabłka
- gruszki w syropie cytrynowym
- prażone jabłka z brzoskwiniami


Nie byłybyśmy sobą - tzn. Ula, Aga, Marta i ja, gdybyśmy nie dorzuciły od siebie szczypty tego i owego, dlatego w przygotowanych przez nas przetworach pojawiła się nuta świeżo mielonego pieprzu i rozmarynu i omal nie pękłyśmy z dumy, gdy po degustacji Paweł z entuzjazmem pochwalił naszą samowolę ;)))

Moje słoiki choć dojechały do domu, to zostały "po drodze" z wielkim zaangażowaniem testowane przez przyjaciół, którzy bez wyjątku domagali się przepisu - myślę, że to wystarczająca rekomendacja i ocena tych pysznych warsztatów. 

Dziękuję Lidl za zaproszenie i udostępnienie części zdjęć - mój aparat z wrażenia i nadmiaru gorącego powietrza nie chciał zbytnio współpracować ;)

piątek, 27 lutego 2015

Trudna miłość. Dżem z marchewki z pomarańczą i kardamonem w kolejnym TU i TAM




Nie wiedzieć czemu, wzbudza tak skrajne emocje. 
Dlaczego?
Kolor ma przecież optymistyczny.
Kształt nie przeraża, podobnie jak obróbka, będąca w porównaniu z karczochem, czystą formalnością. 
Czy chodzi zatem o smak albo sposób podania?
A może wszystkiemu winne są złe wspomnienia?
Koniec zimy to dobry czas na odczarowanie marchewki. 
Razem z Amber z Kuchennymi Drzwiami chcemy Wam pokazać, że trudna miłość do marchewki może przerodzić się w czystą rozkosz!
Zapraszamy na nasze kolejne spotkanie w cyklu TU I TAM, którego bohaterką została daucus carota - po prostu marchewka.


Piotrze!
Nawet człowieka absolutnie skrytego, człowieka o wnętrzu ciemniejszym niźli belgijska gorzka czekolada, dopadają chwile absolutnej szczerości. To czas, gdy nie można już w sobie dusić skrywanej latami słabości, moment absolutnie konfesyjny, o jakim tylko marzą początkujący spowiednicy (...). Jestem właśnie w takim stanie, lecz nie przerywaj lektury, nie będą to wynurzenia z gatunku tych, że zawsze wieczorem przebieram się potajemnie w damską skórzaną bieliznę (...). Nic z tych rzeczy, chciałbym Ci jedynie donieść, że bardzo, bardzo lubię marchewkę. 


Dlaczegóż to potrzebowałeś chwili aż tak szczególnej - spytasz z troską - by wyznać rzecz równie błahą i normalną? Spieszę z odpowiedzią: wydaje mi się, że jedzenie marchewki przez dorosłych ludzi uchodzi  w naszym kraju za czynność wstydliwą. 
Marchwiane papki podaje się, owszem, niemowlętom, by ukoić ich rozdygotane trzewia, dzieciom robi się przerażające marchwiane zupki, by ładnie rosły, a dorosłym wciskana jest surówka z marchwi w ramach restauracyjnych zestawów obowiązkowych. I to wszystko, nie licząc jeszcze obecności marchwi w zupach jarzynowych. A ja marchew kocham. 


Czym byłaby wołowina po burgundzku bez wielości marchwianych krążków, czym bez marchwi byłaby włoska minestra, jak bez marchwi wyobrazić sobie kuskus, jagnięce ragout, ossobuco i wiele innych, równie wspaniałych rzeczy?! 
Kończę, bo muszę coś dosłownie schrupać. 

Twój Robert Von Karotex Makłowicz *


Robercie!

Rzeczywiście, to prawda, że okazywanie słabości do marchewki graniczy z publiczną sodomią ale pragnę Cię zapewnić, Drogi Przyjacielu, że jestem z Tobą. Też lubię marchew, ale jest to miłość trudna. 
Przez większość życia marchewki nie znosiłem i do dziś nie toleruję jej w talerzu rosołu (w rosole - tak, ale nie na talerzu). 
Uważam też, że to kiepski pomysł, żeby ją dodawać do wielu zup, bo wtedy robią się nieprzyjemnie słodkawe. Sałatki jarzynowe także stanowczo wolę bez marchwi. 
Ale sok! Parę lat temu oszalałem na jego punkcie i teraz prawie każdy dzień zaczynam od wysokiej szklanki z kilogramem upłynnionych marchwianych korzeni (...). Lubię też tartą, soczystą marchew z cytryną. Pyszna jest młoda marchewka duszona w maśle i glazurowana.
Idę skrobać na jutro.

Bikont Nafaszerowany Witaminami *

P.S. Ale już risotto marchewkowe - wierz mi, próbowałem - całkowicie odpada. Sufletu też bym nie ryzykował. 



I co Wy na to - pod którym listem się podpiszecie?
Doprawdy tyle kontrowersji co marchewka nie wzbudza chyba żadne inne warzywo (może oprócz szpinaku?).  Ja pokochałam ją dopiero jako dorosła osoba, kilka lat temu, a mimo to ta miłość  jest naprawdę trudna - nadal wyławiam marchewkę z rosołu. Zachwycam się jednak jej nietypowymi wcieleniami - im dziwniejsze, tym bardziej mnie ekscytuje. 


Polecam Wam te marchewkowe wpisy - może i Wam posmakują tak bardzo, jak mnie? 

A co ekscytującego można zrobić z marchewki w środku zimy? Na przykład pyszny, aromatyczny ... marchewkowy dżem. Pomyślałam, że warto na przekór porze roku zabrać się za przygotowanie przetworów, których kolor i smak podziała jak prawdziwy energetyczny zastrzyk. 

MARCHEWKOWY DŻEM Z POMARAŃCZĄ I KARDAMONEM
Dżem jest po prostu przepyszny. Cytrusowo-pomarańczowa nuta orzeźwia, a kardamon dodaje nieco egzotycznego aromatu. Idealny na drożdżowe ciasto! Do pokochania nawet przez tych, którym się zdaje, że nie lubią marchewki.

500 g marchewki
300 g cukru 
1 pomarańcza (skórka i sok)
sok z 2 cytryn
skórka z 1 cytryny
kardamon - do smaku


Marchewki obrać i zetrzeć na grubej tarce. Przełożyć do rondelka i zalać taką ilością wody, aby je nakryła. Gotować do miękkości, a następnie zmiksować. Masę przełożyć na sitko i odcisnąć nadmiar wody.
Masę przełożyć do rondelka, dodać cukier, sok i skórki z cytrusów oraz mielony kardamon. Zamieszać i trzymać na średnim ogniu aż nieco zgęstnieje. Gorący dżem przełożyć do słoików i zapasteryzować (trzymam 10 minut w piekarniku nagrzanym do 90 stopni). 


* Cytuję  fragmenty rozdziału "Trudna miłość do marchewki" z książki "Dialogi języka z podniebieniem - Bikont do Makłowicza, Makłowicz do Bikonta", wyd. Znak. Cytowany fragment pojawił się już w innym marchewkowym poście, ale pomyślałam, że podobnie jak marchewkowe kontrowersje, jest po prostu ponadczasowy i idealnie odda słowami to, co czuje większość z nas.

piątek, 30 listopada 2012

TU I TAM nr 29. Niech króluje czosnek! Pieczony. I galaretka



 
Allium.
Ma ponad 5000 lat i około 700 odmian.
Zapach ostry, intensywny, dla wielu kontrowersyjny.
Jego siła tkwi w ząbkach zebranych wokół niewielkiej główki, 
w której drzemie wielka moc,
silniejsza od antybiotyków.
Lekarstwo i smakołyk.
Podstawa wielu dań, których smak i aromat byłby niczym gdyby nie on ... czosnek!
W listopadzie nasze kuchnie - Amber i moja - pachną właśnie czosnkiem.
Zapraszamy!





Czosnek.
Uwielbiam go. 
W każdej postaci, o każdej porze roku. 
Rozsmarowany na grzance.
Pieczony z ziemiakami.
Zmiksowany w zupie. 
Leczący gardło w mleku z miodem. 
Na pomidorach.
W prowansalskim aioli. 
W sałatce. 
Na parapecie okna, gdzie leży w specjalnym koszyku i czeka, aż wyrwę kolejny ząbek - to chyba moja ulubiona czynność, zapewne podyktowana niesłabnącą chęcią odwetu na pewnej dentystce-sadystce. 


Nie tylko w listopadzie, ale przez cały rok moja kuchnia pachnie czosnkiem.
Właściwie nie ma dnia, w którym nie sięgnęłabym po kolejny ząbek czy główkę. 
W tych rzadkich chwilach, gdy nagle czosnku zabraknie, czuję prawdziwy niepokój, jakby kuchnia nagle stała się niekompletna, pozbawiona jednego z głównych filarów. 


Podobny niepokój, a może raczej zakłopotanie odczuwam, gdy spotykam osoby, które jak twierdzą nie jadają czosnku.  
Jak to? Nie pojmuję.
Mimo, jak mi się zdaje sporej dawki wyrozumiałości i szacunku wobec przeróżnych "odmienności", niechęć do czosnku nie znajduje u mnie żadnego zrozumienia. 


Tym bardziej, iż czasem takie osoby zasiadają u mnie do stołu, na którym zdecydowana większość podawanych potraw - nie wliczając jeszcze deserów (nad tym wciąż pracuję;) - zawiera właśnie czosnek. 
I co? I jedzą, chwalą, biorą dokładki, ale czosnku nie jadają .... Czyżby?


Zastanawia mnie ta kontrowersyjność czosnku. Domyślam się, że chodzi głównie o silny zapach, ale przecież można temu zaradzić. Dla mnie ten zapach jest wysłannikiem dobrego smaku, zapowiedzią dań, które prowadzą mnie do cudownej, aromatycznej kuchni prowansalskiej i do pewnej galaretki, której smak po latach udało mi się odtworzyć.
Ale o tym za chwilę. 


Teraz czas na czosnek i jego historię. To on jest dziś bohaterem. 
Pewnie nie tylko mnie najbardziej kojarzy się właśnie z kuchnią francuską, zwłaszcza z Prowansją. W książce Ludwika Lewina zatytułowanej "Podróż po stołach Francji" czytam, że "nie ma kuchni prowansalskiej bez czosnku". Uśmiecham się, bo moja kuchnia też bez niego nie istnieje. 


"Upodobanie do czosnku pochodzi od starych cywilizacji śródziemnomorskich. Już Egipcjanie cenili czosnek. Według Herodota dawali go na wzmocnienie niewolnikom pracującym przy Wielkiej Piramidzie. 
Powszechnie wiadomo, że Mojżesz wyniósł z Egiptu mąkę na mace. Choć Biblia o tym milczy, schował też pewnie do kieszeni kilka główek czosnku. 


Tak czy inaczej, Żydzi w starożytnym Izraelu za czosnkiem po prostu przepadali. Ze względu na smak, ale również dlatego, że święcie wierzyli, iż jest wspaniałym afrodyzjakiem. Ponieważ w noc sobotnią spełnienie obowiązku małżeńskiego to dla Żydów mus przymus, na piątkowej wieczerzy czosnek serwowano obficie.  Uważano też, że roślina ta chroni przed złym okiem i wszelkimi urokami. 


Nie jest wykluczone, że to Żydzi byli promotorami czosnku wśród Prowansalczyków, którzy przypominają, że "na bankiecie Platona więcej jedzono czosnku niż kremu śmietankowego!".  Dwa tysiące lat po tym filozofie i dwa tysiące kilometrów na północ William Shakespeare zapewniał " wolałbym w wiatraku żyć serem i czosnkiem niż zapychać się ciastkami!".  


Upodobanie do czosnku wywodzą Marsylczycy od Hipokratesa i Homera. Wielki doktor, idąc śladem Egipcjan, uważał czosnek za potężne lekarstwo, niemal panaceum. A Homer w Odysei czosnkiem ratuje Ulissesa przed czarodziejką Kirke. 


Prowansalczycy wierzą święcie, że czosnek w Prowansji nie jest tą brutalną przyprawą, którą w krajach  północy zionie dech pospólstwa. Czosnek w kuchni prowansalskiej wcale się nie narzuca nieprzyjemną goryczą. Jest delikatny i czysty jak strofa Mistrala, zjada się go bez wysiłku i trawi, nie psując nocy. Więcej - sprowadza sny pełne róż i laurów albo srebrzystych gajów oliwkowych".


Poezja, prawda? Uwielbiam, gdy  jedzeniu mówi się z taki dostojeństwem.
Czosnek w pełni na nie zasługuje!
Taką poezją smaku jest dla mnie galaretka z pieczonego czosnku, którą poczęstowaną mnie kiedyś w Prowansji. Wówczas nie udało mi się zdobyć przepisu, ale po latach poszukiwań odnalazłam go w książce Ball Complete Book of Home Preserving i tylko czekałam na odpowiednią okazję. Było nią listopadowe spotkanie z Amber. 


Wszystko w niej jest poezją - cudowny aromat czosnku, delikatny, lekko słodki smak i jasno bursztynowy kolor. Czosnkowy poemat. 
Posmarujcie nią opieczoną bagietkę lub domowy chleb z twarogiem - będziecie zachwyceni tym niezwykłym smakiem. 
Już za parę godzin grudzień - słoiczek tej wyjątkowej galaretki może być wspaniałym pomysłem na prezent dla kogoś, kto tak ja kocha czosnek i docenia niezwykłe smaki. 


GALARETKA Z PIECZONEGO CZOSNKU
/przepis z książki Ball Complete Book of Home Preserving - klik/

3 średnie główki czosnku
1 łyżka oliwy
1 łyżka octu balsamicznego
1 szklanka wytrawnego białego wina
2/3 szklanki wody
1/2 szklanki białego octu balsamicznego
1 łyżeczka ziaren czarnego pieprzu delikatnie rozgniecionych
3 łyżki soku z cytryny
3 szklanki cukru
ok. 25gr pektyny owocowej


Z każdej główki czosnku ściąć górną część (małe kawałeczki ząbków na pewno przydadzą się do innych celów). Główki owinąć folią i wstawić do żaroodpornego naczynia. Zalać z wierzchu oliwą i octem balsamicznym i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec ok. 50 minut lub do momentu aż miąższ będzie miękki, a wierzch główek przypieczony. Wyjąć z piekarnika i odstawić do przestudzenia, a następnie obrać ze skórki i oddzielić upieczony miąższ ząbków. 
Upieczone i obrane ze skórki ząbki przełożyć do średniego rondelka. Zalać winem, wodą i białym octem balsamicznym, dodać ziarna pieprzu. Wstawić na średni ogień i zagotować. Zmniejszyć ogień i delikatnie gotować jeszcze przez ok. 5 minut. Zdjąć z ognia i odstawić na kwadrans.


Sitko wyłożyć gazą lub umieścić w nim filtr do kawy i odcedzić czosnkową miksturę. Najlepiej odstawić nie dociskając na ok. 30-40 minut - niech płyn sam powoli przecieka, będzie dzięki temu bardziej klarowny.  Po odcedzeniu odmierzyć 1 i 2/3 szklanki płynu - jeśli jest go mniej, uzupełnić go dolewając wytrawne wino lub wodę.
Przelać do rondla, dodać sok z cytryny oraz cukier. Wstawić na duży ogień i trzymać tak do momentu aż porządnie się zagotuje. Dodać pektynę, zamieszać i trzymać na ogniu jeszcze przez minutę, cały czas mieszając. 
Zdjąć z ognia, usunąć pianę, która utworzy się na wierzchu i natychmiast przelać do suchych, wyparzonych słoików. Dokładnie zakręcić i pasteryzować ( ok. 10 minut w piekarniku nagrzanym do 90 stopni). 

* cytuję fragmenty książki "Podróż po stołach Francji" autorstwa Ludwika Lewina. 

środa, 29 sierpnia 2012

Na jeżyny! TU I TAM nr 26 w trzech odsłonach - creme caramel, crostini i galaretka.




Jeżyny.
Delikatne perły dojrzewające w sierpniowym słońcu.
Dzikie chowają się wśród bezdroży i lasów.
Kolcami bronią swych czarno-granatowych jagód.
Ogrodowe z wdziękiem wystawiają się ku światłu.
Dumnie prezentują kiście urodziwych owoców.
Docenione w naszych kuchniach - u Amber i u mnie.
Smakują solo i w duetach.
Jeżynowe piękności.

Zapraszamy!


Na jeżyny.
Wybrać się trzeba późnym latem, w towarzystwie starych przyjaciół. Koniec wakacji tuż, tuż. Za kilka dni wszystko zacznie się znów - to ostatnia prawdziwa włóczęga , pachnąca już wrześniem. (...)
Zawsze powracamy w to samo miejsce. Z roku na rok gęstnieją jeżynowe krzaki i coraz trudniej się w nie wedrzeć. Matowa zieleń liści, pędy i kolce w barwach osadu wina - to koloru papieru do obkładania zeszytów i szkolnych podręczników. (...) 


Najpyszniejsze będą jeżynowe lody, jeszcze dziś wieczorem - zamrożona słodycz, w której drzemią uśpione ostatnie promienie słońca, podszyte mrocznym chłodem. 
Jeżyny, czarne i błyszczące. Ale przy zbieraniu najlepiej smakują te, w których tkwi jeszcze kilka czerwonych paciorków - mają z lekka kwaskowaty smak. I tak, już po chwili, mamy dłonie w czarne plamy. Wycieramy je, na ile się da, w wypłowiałą trawę. 


Wracając rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Dzieciaki nagle poważnieją - trapi je niepokój, kto będzie je uczył w nadchodzącym roku. To jest przecież ich powrót, a jeżynowa ścieżka pachnie dla nich szkołą.  Łagodna droga troszkę faluje - znakomita droga, by sobie pogadać. Pomiędzy dwoma deszczykami ożywa światło, wciąż jeszcze gorące. 
Zebraliśmy jeżyny, zebraliśmy lato. 
Na małym zakręcie, tam gdzie rosną leszczyny, wkradamy się w jesień.  *

* Philippe Delerm, Na jeżyny - fragmenty 

A Wy chodzicie na jeżyny?
Sami czy z przyjaciółmi?
Myślicie wtedy o lecie czy Wasze myśli powoli, niepozornie, jak nitki babiego lata, dryfują już w stronę jesieni?


Lubię przełom sierpnia i września. 
To ciepłe, dojrzałe światło.
I łagodność z jaką układa się na łące szepczącej pierwszymi suchymi liśćmi.
I pazerność jeżynowych pnączy.


Pełzają zachłannie po ścianie domu, wplątują się między drewniane sztachety płotu. 
Każdego dnia ich królestwo dramatycznie się rozrasta. 
Zachłannie władają ogrodem. 
Jest w nich siła grubych pnączy i  zwinnych odrostów wślizgujących się w każdy przesmyk, dziurkę...


Obejmują dom splątanym uściskiem, z którego nawet nie próbuje się uwolnić.
Jest w tym coś niepokojącego. Ta jeżynowa ekspansja z ciemnym granatem owoców, które w każdej czarnej perle schowały najcieplejsze sierpniowe słońce.


Moja droga na jeżyny to zaledwie kilka kroków. 
Za mało na długą rozmowę, ale wystarczy by dać się oplątać myślami o wszystkim i o niczym. 
Myśli, jak jeżynowe pnącza, pełzają we wszystkich kierunkach. Wbijają się wstecz, do początku latu. Pną się ku górze, by dojrzeć choć rąbek tego, co dopiero ma przyjść. Obejmują tu i teraz - dojrzały smak lata zapisany jeżynowym atramentem.


Pierwsze zbiory wprost ze splątanych krzaków trafiają wprost do buzi.
Druga porcja obowiązkowo zawiruje w koktajlu. 
Trzecia popłynie kroplami jeżynowego soku. 
Cała reszta czeka na to, co przyjdzie mi do głowy.


A przyszła mi parę lat temu chęć na jeżynową galaretkę. Odtąd ma stałe miejsce wśród rozpamiętujących lato słoików. 
Komuś innemu przyszedł do głowy pomysł na jeżynowy creme caramel - uwierzcie mi - jeżyny stworzone są do tego deseru!


Nie wiem kto i kiedy podszepnął mi pomysł na tartę z kozim serem i jeżynami, ale chwała mu za to. Gdy więc zobaczyłam te crostini, wiedziałam już, że jeżynowe masło zamienię na jeżynową pastę z kozim serem - i chwała mi za to;) 


Nie mam pojęcia co Wam przychodzi teraz do głowy, ale jeśli jest to chęć na choć jedno z tych jeżynowych wcieleń, to uwierzcie mi - jesteście na drodze do jeżynowego raju!

Polecam Wam także pyszną galaretkę z jeżyn, którą pokazywałam tu (klik) chyba już dwa lata temu... Ależ ten czas pędzi!
Jeżynowy wpis dedykuję A. z krainy mirabelek - pamiętasz pytałaś mnie kiedyś o jeżyny i co z nich zrobić jeśli ma się ich dużo, za dużo. To moja druga odpowiedź:)


CROSTINI Z JEŻYNOWĄ PASTĄ Z KOZIM SEREM

opakowanie twarożku koziego
ok. 1/3 szklanki jeżyn - ilość zależy od wielkości jeżyn
szczypta pieprzu
szczypta soli
łyżeczka miodu
kilka jeżyn do ozdoby
bagietka
oliwa z oliwek
świeży tymianek


Jeżyny rozgnieść widelcem i wymieszać z kozim twarożkiem i miodem. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Bagietkę pokroić na cienkie kromki i przygotować grzanki. Skropić je oliwą z oliwek i posmarować pastę jeżynową. Na wierzch ułożyć kilka jeżyn i przybrać świeżym tymiankiem. Ja dodatkowo dodaję jeszcze odrobinę samego koziego twarożku.


GALARETKA Z JEŻYN

1 kg jeżyn
1 kg cukru
sok z 1-2 cytryn

Jeżyny wsypać do garnka. Gotować ugniatając przez ok. 15 minut. Dosypać cukier i wymieszać do rozpuszczenia. Gotować dalej przez kolejne 15-20 minut. Pod koniec dodać sok z cytryny - do smaku. Zdjąć z ognia i przecedzić przez gęste sito. Natychmiast przelewać do wyparzonych suchych słoików.
 
Słoik z jeżynową galaretką zdobi serwetka haftowana przez Amber - jeszcze raz dziękuję:)


JEŻYNOWY CREME CARAMEL 
/na 6 porcji/

Na karmel
125 ml wody
200 g cukru
Na masę
350 ml śmietany kremówki 30%
50 ml wody
150 ml zmiksowanych lub rozgniecionych widelcem jeżyn
 2 jajka
6 żółtek 
75 g cukru

Przygotować sześć ramekinów. Do rondelka z grubym dnem wsypać cukier i wodę, podgrzewać na średnim ogniu aż cukier się rozpuści i nabierze karmelowego koloru. Natychmiast zdjąć z ognia i przelać do ramekinów, obracając nimi tak, by gorący karmel osiadł na całym dnie naczynek. Trzeba to robić bardzo szybko i sprawnie, bo karmel szybko twardnieje. Jeśli nie uda Wam się za jednym razem, ustawcie ponownie rondel na małym ogniu, po chwili karmel znów stanie się płynny (nie trzymajcie jednak zbyt długo, bo równie szybko się przypala!). 


Śmietanę przelać do rondelka i podgrzewać na wolnym ogniu aż zacznie wrzeć. Tak samo zrobić z jeżynami, dodając do nich 50 ml wody. Zdjąć z ognia. W czasie, gdy śmietana i jeżyny lekko się studzą, w misce ubić delikatnie jajka i żółtka z cukrem, a następnie powoli wlać do nich śmietaną i jeżyny. Wymieszać, by całość się dobrze połączyła. Przelać przez gęste sitko, by oddzielić pestki. Tak przygotowaną masę przelać do ramekinów i ustawić je w żaroodpornym naczyniu wypełnionym wrzącą wodą do 3/4 wysokości foremek. Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 150 stopni i  piec ok. 35 minut. Deser jest gotowy, kiedy włożony do środka czubek ostrego noża po wyjęciu jest czysty. Po wyjęciu z piekarnika krem całkowicie ostudzić, a następnie włożyć na kilka godzin (lub na całą noc do lodówki). Schłodzony krem przełożyć na talerze -  wyjmując z foremek można lekko okroić ostrym nożem wokół brzegów foremek i ostrożne wyłożyć na talerz - karmel spłynie i utworzy cudowny sos. 

* przepis na jezynowy creme caramel pochodzi z tej strony - klik ; inspiracją do pasty jeżynowej były grzanki z jeżynowym masłem podpatrzone na tej stronie - klik




Bardzo dziękuję za wyróżnienie Versatile Blogger Award otrzymane od Zytki, fuNi!ty, Olesi, beti, Joanny, Jelki, abcmojejkuchni, ellea, Mai Skorupskiej, crummble, Bryśce, Ewie , Aleex, Veggie, Marzenie, Agacie, Facetowi z nożem, Limonce i Gosi.  
 Wybaczcie, że nie będę kontynuować zabawy.
Uwielbiam setki blogów, wszystkie z nich są wyjątkowe i zasługują na wyróżnienie. 
Piszę o sobie nieustannie i mam wrażenie, że wszystko już o mnie wiecie, a to czego nie wiecie pewnie już zawsze zostanie moją tajemnicą, albo nie ...

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails