Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ricotta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ricotta. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 31 maja 2011

TU I TAM nr 11. Majowe kwiaty na talerzu.

Maj. 
Czas najpiękniejszej wiosny.
Odurzone zielenią, ciepłem i kwiatami, zachłystujemy się przyrodą.
Każdy dzień jest niedopowiedzeniem, tajemnicą.
Kwiaty w naszych wazonach, we włosach i na łąkach.
Dwie kuchnie w maju. Tak dalekie i tak bliskie. 
Zasypane majowym kwieciem.
Kwiaty na talerzu.
U Amber w Kuchennymi drzwiami i u mnie w Kucharni.
Nasze kwiatowe TU I TAM.  Zapraszamy!


Majowe łąki nie mają sobie równych.
Pachną, szumią, ćwierkają, bzyczą....
Są piękne.
Codziennie w innej szacie stroją świąt w kolorowe sukna.


Uwielbiam ich poranną wilgoć, gdy w srebrzystych kropelkach rosy migocą pierwsze promienie słońca.
Uwielbiam żar i syk południa, gdy słońce w zenicie dociera w najgłębsze zakamarki, a bzyczenie owadów staje się hipnotyzujące.
Uwielbiam ciepło i złotą dojrzałość późnego popołudnia, gdy powoli milkną i stają się senne. Kolory łagodnieją, ale zapach kwiatów wciąż oczarowuje.


Niemal całą moją łąkę otaczają wiankiem krzaki dzikiego bzu. W cieniu ponad stuletniej lipy coraz odważniej rozchyla gałęzie akacja. W ciepłym powietrzu unosi się lekko i zwiewnie biały puch lipowy. Bzy pachną rześko, cytrynowo. Akacja bzyczy od nalotu pszczół. Łąka znów się przebrała. Tysiącem dmuchawców zrzuciła mniszkowe szaty i ubrała w liliowe koniczyny i strzeliste margaretki.


Zapachy i kolory odurzają. Mam ochotę zanurzyć się w kwiatach dzikiego bzu, przesiąknąć ich cudownym aromatem. Czekam na słodkie truskawki, by zamknąć je w słoikach razem z  aromatem bzu. Już nie mogę się doczekać kiedy zaczną oklejać etykietkami słoiczki z najlepszą pod słońcem konfiturą z truskawek i kwiatów dzikiego bzu.


Podobnie nie mogłam się doczekać skosztowania pierwszej łyżeczki tegorocznego syropu z kwiatów czarnego bzu. Lada dzień gotowa będzie bzowa lemoniada. W majowych łąkach i ogrodach cudowne jest to, że można się w nich zatracić, podziwiać, wąchać i ... zjeść!


Z każdym dniem mój apetyt na łąkę rośnie. Zapełniam kolejne talerze zupą szczawiową, eksperymentuję z sałatkami z mniszka, chronię przed kosiarką stokrotki, by zamienić je w syrop i notorycznie podgryzam bratki (Mamo! Wybacz, to nie ślimaki...). Odliczam kwiaty mniszka na syrop, przedzieram się przez krzaki i pokrzywy, by sięgnąć po bez, kombinuję ja bez drabiny zerwać akacje...

 

To co kiedyś wydawało mi się fanaberią i dziwactwem, dziś uważam za jedno z najwspanialszych kuchennych doświadczeń. Nie wąchać, nie zrywać na bukiety, ale jeść kwiaty! Wiem, że to wciąż może brzmieć ekscentrycznie, ale dla mnie jest cudownym i fascynującym doświadczeniem. Chcę więcej! I cieszę się, że w królestwie jadalnych kwiatów jestem nadal nowicjuszką - ekscytuje mnie to, jak wiele jeszcze pięknych i smacznych kwiatów przede mną.


Pisząc te słowa siedzę na tarasie. Lekki wietrzyk przynosi mi w prezencie mój ukochany zapach czarnego bzu - chciałabym zamknąć go w wielkim flakonie niczym najcenniejsze perfumy. Tego nie potrafię...  Zrobiłam zatem syrop, a świeżo zerwane drobne białe kwiatuszki rozsypałam na talerzu  i zjadłam w pysznym towarzystwie.... Niezwykły smak i aromat kwiatów przeniesiony na talerz zamienia posiłek w coś wyjątkowego. Wszystko smakuje i wygląda inaczej. Chłonę maj w jego najpiękniejszej, kwiatowej formie.


Was też zapraszam na kwiatowe śniadanie, które może też być lekkim lunchem, a nawet deserem. Grzanki z upieczonej wcześniej cytrusowej brioszki posmarowałam miodem z mniszka. Kremową ricottę zmieszałam z syropem z czarnego bzu. W zagłębieniach  grillowanych brzoskwiń ukryłam cudowną marmoladę z pomarańczy sewilskich (Amber, jeszcze raz dziękuję!) i oblałam je delikatnie mniszkowym miodem. Całość jeszcze raz skropiłam syropem z czarnego bzu, obsypałam kolorowym pieprzem i świeżo zerwanymi kwiatami czarnego bzu. Uwierzcie  mi - poezja!


Inspiracją do tego dania był przepis na grzanki z ricottą znaleziony w  książce Julie Biuso Lato bez końca. Przepis na cytrusową brioszkę pochodzi od Bei, podobnie jak przepis na syrop z czarnego bzu. Miód z mniszka zrobiłam na podstawie spisanego kiedyś przepisu - źródła nie pamiętam. Myślę, że swobodnie w zastępstwie brioszki można użyć chałkę lub inne lekko słodkie pieczywo. Nic nie zastąpi jednak aromatu bzów .... 


BRIOSZKA CYTRUSOWA
/składniki na 2/3 porcji oryginalnej/

330 g mąki
otarta skórka z 1 cytryny, 1 pomarańczy i 1 limonki
80 g miękkiego masła
2 jajka + 1 jajko do posmarowania
letnie mleko
1,5 łyżeczki drożdży instant
50 g cukru
1/2 łyżeczki soli


Jajka roztrzepać i dodać tyle mleka, by otrzymać 200 ml płynu. Mąkę wymieszać z solą. Dodać pozostałe składniki i wyrobić gładkie ciasto. Odstawić do wyrośnięcia. Następnie podzielić na 8 części, z każdej uformować kulki i układać obok siebie w formie keksowej (u mnie 22 cm). Zostawić do ponownego wyrośnięcia. Przed włożeniem do piekarnika posmarować jajkiem roztrzepanym z łyżką mleka, Można posypać też z wierzchu cukrem perlistym. Piekarnik rozgrzać do temperatury 200 stopni, piec ok. 30 minut, do momentu aż ładnie się zrumieni i przejdzie pozytywnie test "suchego patyczka".  Jest tak pyszna, że część zjecie na pewno od razu na ciepło, ale część zostawcie do zrobienia grzanek. Ja czasami piekę brioszkę tylko po to, by ją odstawić lub nawet zamrozić i wykorzystać na grzanki lub tosty francuskie. 


SYROP Z KWIATÓW CZARNEGO BZU 
/cytuję za Beą

20-40 baldachów czarnego bzu
1 kg cukru
sok z 1 cytryny
1 litr wody


Kwiaty zbieramy w suchy, słoneczny dzień (najlepiej takie, które są w początkowej, a nie w końcowej fazie kwitnięcia). Zrywamy je delikatnie i równie delikatnie układamy je w misie lub w worku (nie zamykamy go). Pamiętajmy by nie zrywać zbyt wielu kwiatostanów z tego samego drzewa. Po przyniesieniu ich do domu rozkładamy delikatnie kwiaty bzu na papierze, by umożliwić ewentualnym ich mieszkańcom ewakuację ;) 


Nie należy potrząsać baldachami, pozbywamy się bowiem wtedy nie tylko robaczków, ale i pyłku kwiatowego. Następnie, bezpośrednio nad naczyniem w którym będziemy przygotowywać syrop,  odcinamy kwiaty bzu tak, by zachować jak najmniejsze części zielonych gałązek (mogą nadać syropowi gorzkiego posmaku). Im więcej mamy kwiatów, tym mocniejszy będzie nasz produkt końcowy, jednak nawet z 10-15 dużych baldachów otrzymamy aromatyczny, delikatny syrop.

Po oberwaniu kwiatów przygotowujemy zalewę: zagotowujemy wodę z cukrem i sokiem z cytryny i wrzątkiem zalewamy kwiaty (wszystkie muszą być zakryte syropem), przykrywamy i odstawiamy na 2-4 dni, delikatnie mieszając zawartość naczynia mniej więcej raz dziennie. Następnie dokładnie filtrujemy syrop i przelewamy do wyparzonych butelek; jeśli chcemy przechowywać go dosyć długo, syrop należy  zapasteryzować (możemy zagotować go tuż przed wlaniem do butelek). Syrop, który nie jest pasteryzowany przechowujemy zawsze w lodówce, a pasteryzowany – w piwnicy. Po otwarciu syrop przechowujemy w lodówce.


MIÓD Z MNISZKA

500 kwiatów mniszka
1 kg cukru
sok z 1 cytryny

Kwiaty mniszka należy zebrać w słoneczny dzień. Rozłożyć na papierze, aby dać szansę na ucieczkę ewentualnym małym mieszkańcom. Następnie obrać - potrzebne są wyłącznie żółte płatki i zalać wrzątkiem. Odstawić na noc. Następnego dnia odcedzić, najlepiej przez gazę. Kwiaty wyrzucamy, a uzyskany płyn łączymy z cukrem i zagotowujemy. Należy gotować na małym ogniu do uzyskania konsystencji syropu. Pod koniec gotowania dodać sok z cytryny. Gotowy syrop przelać do przygotowanych słoików i odstawić do wystudzenia - po tym czasie jeszcze zgęstnieje i konsystencją będzie przypominał prawdziwy miód. 


KWIATOWE GRZANKI Z RICOTTĄ, MIODEM Z MNISZKA I SYROPEM Z CZARNEGO BZU

kilka kromek upieczonej wcześniej brioszki
1 opakowanie ricotty
kilka łyżek miodu z mniszka
syrop z czarnego bzu
połowki brzoskwiń z puszki
odrobina masła
kolorowy pieprz
świeżo zerwane kwiaty czarnego bzu
marmolada z pomarańczy sewilskich /można zastąpić inną cytrusową konfiturą/


Połówki brzoskwiń odsączyć z syropu i podsmażyć na maśle, aby się zrumieniły. Z kromek brioszki zrobić grzanki i posmarować je miodem z mniszka. Ricottę zmieszać z paroma łyżkami syropu z mniszka - według uznania i zgodnie z Waszymi oczekiwaniami co do smaku. Nałożyć na grzanki. Posypać kolorowym pieprzem - cudownie kontrastuje z kremową ricottą i słodyczą całości. Na środek każdej grzanki położyć odrobinę marmolady, nakryć ją połówkami podpieczonych brzoskwiń. Skropić syropem z bzu i posypać świeżymi kwiatami bzu. Dodatkowo można oblać brzoskwinie niewielką ilością miodu z mniszka. Smacznego!

piątek, 27 sierpnia 2010

Jedna z dziesięciu. Ricotta.

Lubicie poniedziałki? Ja nie!
Lubicie niespodzianki? Ja tak!!!
A jeśli poniedziałek zaczyna się od niespodzianki, a nawet dwóch?! Może polubię i poniedziałki?!
W każdym razie miniony poniedziałek naprawdę miło rozpoczął ten tydzień. Z wielką radością i chyba jeszcze większym zaskoczeniem odebrałam zaproszenie Emmy, a kilka godzin później Nicole, do wzięcia udziału w kolejnej blogowej zabawie "LUBIĘ...". Zgodnie z zasadami powinnam wskazać 10 rzeczy, które lubię, podać krótkie uzasadnienie oraz wytypować 10 kolejnych blogów, by posłać zabawę dalej. 


I na tym radość z niespodzianki się kończy! 
Po pierwsze, jak wybrać 10, tylko 10, zaledwie 10 spośród niekończącej się liczby lubianych przeze mnie rzeczy?!
Po drugie mam dylemat czy nominacja od dwóch blogerek upoważnia mnie do podwojenia liczby? A może pójść na kompromis i wymienić 15?!
Nawet jeśli wybiorę wersję XXL i wbrew zasadom i podam 20, to i tak będzie to jedynie pyłek na wierzchu wielkiej góry usypanej ze słów "Lubię...".
Zamieniam więc głowę w mikroskop, ustawiam ostrość, kładę na szkiełku ten pyłek, skupiam uwagę i przyglądam mu się z bliska. I zaraz Wam powiem co widzę: 

1. Poranną kawę przygotowaną i podaną do łóżka przez W. Mocną, aromatyczną, pobudzającą. Kto mnie zna, wie, że bez tej kawy nie wstanę!

2. Deszcz, który budzi mnie w jesienne poranki. Jego koncert na parapecie zatrzymuje mnie w łóżku na dłużej. Jeszcze mocniej niż zwykle czuję wtedy ciepło i opiekę domu.

3. Ciepłe ciasto, a najlepiej lekko podpieczone brzegi. Nic bardziej nie smakuje ze szklanką zimnego mleka.

4. Letnie wieczory na tarasie, gdy otuleni ciepłym wiatrem stajemy się widownią gwiezdnego teatru i słuchamy jak W. opowiada kolejne historie o wszechświecie. Mam wrażenie, że jego wiedza na ten temat jest równie nieskończona jak kosmos, o którym nam tak cudownie opowiada.

5. Ciepłe, drożdżowe rogaliki z różą, koniecznie z cytrynowym lukrem, zjadane w sobotni poranek. Za oknem musi padać śnieg, a jeszcze lepiej jeśli jest śnieżyca! Z kominka bucha ciepło, a my jeszcze w piżamach, zapadnięci w miękkich fotelach zjadamy rogaliki jeden za drugim.

6. Nadmorski wiatr - ciepły, pełen tajemniczych szeptów, oczyszczający ze wszystkich smutków i trosk. 

7. Subtelny szelest piany z białek, gdy łączę ją z innymi składnikami. Część z Was już o tym wie, bo pisałam to nie jeden raz:), ale to jedna z moich kuchennych słabości.

8. Pisanie tego bloga. Kiedyś tylko podglądałam i podczytywałam inne, ale odkąd sama odważyłam się założyć swój blog, czuję jak bardzo jest mi potrzebny. Nie tylko porządkuje moje myśli i wspomnienia, ale stale mobilizuje do uczenia się nowych rzeczy i pozwala mi poznać wciąż tajemnicze, ale oraz bliższe i niezwykle ciekawe osoby, jakimi jesteście Wy, jego Czytelnicy. To ogromnie cenne doświadczenie. 

9. Przeglądanie książek kucharskich przed pójściem spać. Wędruję do łóżka zawsze z kilkoma i za każdym razem znajduję coś nowego i inspirującego. Zasypiam z myślami krzątającymi się po kuchni. 

10. Zakochanie się od pierwszego wejrzenia. Lubię ten bezdech, zachwyt i błysk w oku, gdy znajduję przepis i wiem, po prostu wiem, że muszę go zrobić; mam pewność, że będzie pyszny i od początku czuję, że muszę się z Wami nim podzielić. Dziś tą 10-tkę zamyka przepis na pieczoną ricottę


Znalazłam go podczas rytualnego wieczornego wertowania po książkach kucharskich. Tym razem wybrałam zapomniany od co najmniej roku tytuł "Przyjęcia domowe". Ale ja lubię takie "zaniedbanie". Każdy powrót do takiej książki jest jakbym miała ją w rękach po raz pierwszy. Odkrycie przepisu na pieczoną ricottę z pieczonymi pomidorami było jak strzał Amora! Zakochałam się od razu. A kiedy jeszcze przeczytałam, że przepis zakłada zmieszanie ubitej piany z ricottą to już wpadłam po uszy! I muszę Wam powiedzieć, że naprawdę świetnie ulokowałam swoje uczucia. Was też gorąco namawiam do tego zakochania:) 


Danie jest niezwykle proste, lekkie, świetnie smakuje na ciepło, jak i na zimno. Może być podane jako przekąska, lunch, część lekkiej kolacji. Idealne na zakończenie lata! 


PIECZONA RICOTTA Z POMIDORAMI 
/na 2 porcje/

500 g ricotty
2 białka
oliwa z oliwek
masło do wysmarowania formy
sól, pieprz
1-2 ząbki czosnku
świeże lub suszone zioła (oregano, bazylia, tymianek)
3-4 pomidory


Ricottę przełożyć do sitka, wstawić go do miski, nakryć i odstawić do lodówki na ok. 2 godziny, żeby odciekła. 
Piekarnik nagrzać do temperatury 180 stopni. Białka ze szczyptą soli ubić na sztywną pianę i delikatnie połączyć z ricottą. Dodać wyciśnięte ząbki czosnku, zioła, doprawić do smaku solą i pieprzem. 


Formę do zapiekania o wymiarach 20 x 28 cm wysmarować cienko masłem i przełożyć do niej masę z ricotty. Wierzch wyrównać i skropić oliwą. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 30 minut, do momentu, aż masa się zetnie i bardzo lekko zrumieni.


Pomidory umyć i przekroić na pół. Drugą formę do zapiekania wysmarować oliwą i włożyć do niej połówki pomidorów przecięciem do góry. Posypać z wierzchu solą i pieprzem oraz ziołami, skropić oliwą i także wstawić do piekarnika na ok. 25 minut. Ricotta i pomidory mogą się piec w tym samym czasie. 


Po upieczeniu ricottę pokroić na porcje i podawać razem z upieczonymi pomidorami. Świetnym dodatkiem jest też świeża bagietka maczana w cudownym sosie, jaki powstał podczas pieczenia pomidorów. Smacznego!


A teraz kolejne trudne zadanie - zaproszenie kolejnych 10 blogów do zabawy. Dziesięć to tak mało! Blogów, które lubię, ba uwielbiam, jest tak dużo... Zatem z mikroskopu zamieniam się w maszynę losującą, wszystkie kule wpadają już do bębna i rozpoczynamy losowanie:)
Zapraszam:
1. Szelkę z ChilliBite - uwielbiam jej wpisy, historie jakie opisuje, cudowny zapał do hurtowej produkcji konfitur:), wiedzę, humor, wszystko!
2. Lo z Pistachio- podziwiam jej konsekwencję, odwagę i cudowne zdolności, zwłaszcza, gdy mierzy się z tak trudnymi zadaniami jak  waniliowe tartaletki Pierre'a Herme. 
3. Agnieszkę z Piegowatych Myśli - zachwycam się jej pięknymi zdjęciami i chwilami, jakie na nich uwiecznia.
4. Annę z addio pomidory - uwielbiam jej poetycką wręcz subtelność, to jak pięknie wybiera słowa i jak pokazuje na zdjęciach swoje wspaniałe dania. 
5.  Amber z Kuchennymi Drzwiami - moja bratnia blogowa dusza i niestrudzona towarzyszka z TU I TAM. 
6. Zaytoon z Cynamon i oliwka - urzeka mnie jej wrażliwość i słowa w jakie ją ubiera. 
7. Ewelajnę z Kuchni pełnej smaków - piękna zdjęcia (borówkowe i malinowe moje ulubione), wspaniałe opisy i ten  cudowny, domowy klimat. 
8. Misię z Food Haven - zachwycają mnie jej zdjęcia, wspaniałe potrawy, a tango zapiera dech w piersiach. 
9. deZeal z Moorland Home - za poczucie humor, piękne zdjęcia i fantastyczne relacje, oby tylko nie robiła takich dłuuugich przerw między postami;)
10. Roberta z Gotowy prawie na wszystko - uwielbiam jego notki z "nawsi" i humor wplatany w świetne relacje z jego kolejnych kuchennych dokonań.

* przepis pochodzi z książki Domowe Przyjęcia, Sheridan Rogers. 

** ten przepis to moja kolejna propozycja do akcji Smacznie i pomidorowo prowadzonej przez katarzynę_sar.

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails