"Ja już nie przystaję do tego świata - mieszkam na wsi, a sąsiad ma pretensje, że psy szczekają po 22. Tego to ja już nie rozumiem. Niech pani popatrzy, co się stało ze światem: wszelki indywidualizm jest niepożądany. Dla mnie to jest tak sztuczny świat, tak nienormalny, że nie bardzo umiem się w nim poruszać. (...) Jestem ze świata, który umarł, ale mam nadzieję, że się odrodzi. Widzę, że jest potrzeba wracania do ludzkich spraw, ciepłych i normalnych, a nie do sztancy czy umundurowania." *
* Dorota Sumińska, fragment wywiadu, Wysokie Obcasy nr 24/679
Ja też nie przystaję do tego świata. Choć autorka tych słów mogłaby być moją mamą, a tamte czasy znam głównie z opowieści, wiem, że są bardziej moje niż te, obecne.
Siedzę tak sobie pod śliwą, stareńką, której korzenie sięgają głębiej niż pamięć paru pokoleń, zajadam śliwki z błogością, delektuję się smakiem, który nic się nie zmienił.
Teraz, u schyłku lata, smakują najlepiej. Jak zawsze. Miodowa słodycz owinięta wokół pestek, które co chwila lądują w trawie.
Kres lata ma smak śliwek.
Szkoda, że niedługo się skończy, że dobrych chwil nie można tak po prostu zatrzymać.
Szkoda, że te czasy tak bardzo różnią się od tamtych, gdy Babcia zabierała mnie do sklepu, w którym honorowe miejsce na ladzie zajmowała piękna, duża kasa. Kierownik sklepu zabawiając Babcię rozmową wstukiwał ceny z wdziękiem pianisty. Muzyka klawiszy, dźwięk dzwonka otwierającego kasetkę pozostał już tylko dalekim echem pamięci.
Dziś zamiast muzyki kłótnia z silikonową sprzedawczynią, która odmawia sprzedaży wymarzonej filiżanki, bo odkleił się z niej kod kreskowy...
Kod kreskowy. Pan i władca wszechświata.
Czytam książkę o podróży w czasie i daję się ponieść marzeniu o czasach, gdy nie byliśmy zakładnikami szeregów cyfr. Wolni od numerów, które określają naszą tożsamość i czyhają, by zawładnąć duszą. Chcąc czy nie staliśmy się czarnymi kreskami, częścią rozpętanej spirali niekończących się liczb. Trzeba się trzymać, by nie wypaść, inaczej przestaniemy istnieć...
A śliwki?! Właśnie. Nawet ich czasy zmieniły się nie do poznania, choć smak pozostał w większości ten sam.
" Zbierać śliwki w dzień pogodny, obcinając je nożyczkami z drzewa ostrożnie, żeby barwy nie zetrzeć. "
Sięgam do Kucharza Warszawskiego z 1914 roku. To mój bilet do przeszłości. Wystarczy kilka zdań, by przenieść się w czasie do krainy, z której tak niewiele zostało. Smakuję słodycz śliwek i słowa, zdania, których magia i wyjątkowość niezmiennie mnie zachwyca. Jest w nich miłość i szacunek do każdego owocu, warzywa, ziarna, troska o zapasy, ciepło domu. Mądrość, prawdziwa, o którą dziś coraz trudniej...
"Damascenki lub węgierki otrzeć z wilgoci i barwy, obrać z pestek, ułożyć w garnki i w nich na noc, po wyjęciu chleba wstawić w piec."
Zobaczcie, domowy chleb wypiekany był niemal codziennie, nie był niczym niezwykłym, choć darzony należnym szacunkiem. Oczywiste było, że wypiekano go w domu, a ciepło pieca służyło potem innym celom. Cóż to za czasy teraz nastały, że domowy chleb stał się atrakcją, choć dobrze, że coraz więcej z nas go piecze.
"Innym sposobem można przechować śliwki, wiążąc po dwie za ogonki i zawieszać na sznurku rozciągniętym w piwnicy".
Zamykam oczy, by zobaczyć sznury śliwek - piękny to widok. Szkoda, że jest jedynie widokówką z przeszłości.
Tymczasem zajadam śliwki rozkoszując się ich słodkim, lepiącym palce, miodowym smakiem. Chcę się najeść do syta zanim przyjdzie mi na nie czekać kolejny rok. Kolejny rok pełen uników, by nie dać się wciągnąć i nie zostać kolejną czarną kreską wielkiego bezosobowego kodu.
Na tacach i półmiskach rozsypuję śliwki. Te nasze i te podarowane. Każda inna, każda słodka, pyszna, wyjątkowa. Piekę tarty, małe, indywidualne - dla każdego. Indywidualizm ponad wszystko. Układam śliwki na pysznym posłaniu z orzechowego kremu frangipane.
To będzie ich wersja na słodko.
Na słono skarmelizuję je z octem balsamicznym i ułożę na kremowym twarożku z koziego sera, dodam rozmaryn i śliwkowy chutney jeszcze z zeszłorocznych zapasów. Teraz pora na werdykt.
Każda pyszna, każda inna.
Remis, jednogłośnie. Słodko-słono, śliwkowo, pysznie.
A która dla Was?
TARTA Z KARMELIZOWANYMI ŚLIWKAMI, KOZIM SEREM I ROZMARYNEM
Na spód
1 filiżanka mąki
1/2 łyżeczki soli
8 łyżek masła
1/4 filiżanki zimnej wody
Wszystkie składniki przełożyć do miski i zagnieść na gładkie, elastyczne ciasto. Wstawić do lodówki na minimum 1 godzinę, a najlepiej na całą noc.
Schłodzone ciasto rozwałkować cienko i wyłożyć nimi natłuszczoną wcześniej lub wyłożoną papierem do pieczenia formę na tartę - u mnie były to mini-formy na jednoosobowe tartaletki. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do temperatury 180 stopni na ok. 10-15 minut lub do momentu aż upieką się na złoty kolor.
Przestudzić, wyjąć z formy i wypełnić nadzieniem.
Na nadzienie
soczyste, dojrzałe śliwki - ilość zależy od rodzaju śliwek i ich wielkości
szczypta soli
1 łyżka masła
1 łyżka cukru
1 łyżka miodu
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka świeżego rozmarynu
1 opakowanie twarożku koziego
Na patelni rozgrzać masło i wrzucić na nie połówki śliwek, gdy zaczną lekko mięknąć dodać cukier i ocet balsamiczny i trzymać tak na małym ogniu przez ok. 2-3 minuty. Na koniec dodać miód i zdjąć z ognia. Lekko przestudzić i posolić.
Upieczoną wcześniej tartę wyłożyć kozim twarożkiem i ułożyć na nim kawałki skarmelizowanych śliwek. Polać z wierzchu resztą sosu, jaki pozostał na patelni. Można dodatkowo udekorować chutneyem śliwkowym (przepis tu - klik). Na koniec posypać z wierzchu rozmarynem.
*inspiracją był przepis znaleziony tu - klik.
TARTA ŚLIWKOWA Z ORZECHOWYM KREMEM FRANGIPANE
Na orzechowy spód
190 g mąki
50 mielonych orzechów
15 g cukru
100 g zimnego masła
100 g zimnego masła
1 żółtko
szczypta soli
1-2 łyżki zimnej wody
Wszystkie składniki przełożyć do miski i zagnieść gładkie, elastyczne ciasto. Wstawić do lodówki na minimum 1 godzinę, a najlepiej na całą noc.
Schłodzone ciasto rozwałkować cienko i wyłożyć nimi natłuszczoną wcześniej lub wyłożoną papierem do pieczenia formę na tartę - u mnie były to mini-formy na jednoosobowe tartaletki. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do temperatury 180 stopni na ok. 5-7 minut i delikatne podpiec.Wyjąc z piekarnika i wypełnić nadzieniem.
ORZECHOWY KREM FRANGIPANE
100 g mielonych orzechów
50 g brązowego cukru (użyłam muscovado)
70 g masła w temperaturze pokojowej
1 jajko
1/2 laski wanilii
15 g mąki
śliwki - ilość wg uznania
siekane pistacje
Wszystkie składniki kremu, z wyjątkiem śliwek i pistacji przełożyć do blendera i zmiksować na gładką masę. Wypełnić nią podpieczony wcześniej spód tart, na wierzchu rozłożyć kawałki śliwek. Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni i piec ok. 30-35 minut, do momentu aż krem wyrośnie i zrumieni się. Pod koniec pieczenie posypać z wierzchu siekanymi pistacjami.
* przepis znaleziony na tej stronie - klik.
Z przyjemnością dołączam oba przepisy do śliwkowej akcji Rogalika :)