Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 marca 2015

Idealna babka cytrynowo- jogurtowa. Szybko, świeżo, prosto - Donna Hay, recenzja i konkurs.



Rzadko mi się zdarza, że nie wiem od czego zacząć.
W obliczu piękna dech zawsze mi zapiera.
Tak jest właśnie teraz, gdy trzymam w ręce polskie wydanie "Szybko, świeżo, prosto" autorstwa uwielbianej na całym globie Donny Hay. Pięknie wydana książka z ponad 160 przepisami na świeże i proste dania na każdą okazję ukazała się właśnie dzięki wydawnictwu Albatros. 


Kto z nas choćby raz nie zainspirował się jednym z cudownych przepisów autorstwa Donny lub choć nie westchnął nad jednym z pięknych zdjęć, jakie zawsze dokumentują jej potrawy?

Donna Hay, australijska ikona gotowania, to marka sama w sobie - sygnuje piękny magazyn kulinarny, sklep pełen kuchennych gadżetów, programy telewizyjne, książki.  Dla mnie jest kulinarną boginią głównie za sprawą absolutnie genialnych deserów - tu przemawia przeze mnie niepoprawny łasuch, ale uwierzcie, że jej wytrawne danie są równie doskonałe. 


Książka została podzielona na trzy tytułowe działy - Szybko, Świeżo i Prosto, a każdy z nich na dwie części "Słodko" i "Słono". Bardzo fajny to układ i cieszy, że nie powiela utartego w wielu książkach kulinarnych podziału na pory roku.
Jak wiadomo "je się oczami" i Donna o tym doskonale wie, dlatego każda strona książki jest prawdziwą ucztą. To zasługa oczywiście nietuzinkowych przepisów, ale także przepięknych zdjęć autorstwa Williama Meppema

Ogromnie podoba mi się brak jakichkolwiek gadżetów stylizacyjnych - króluje niebywała prostota formy, co daje rezultat całkowitego skupienia uwagi na potrawie - to ona jest bohaterem. Ten olśniewający efekt udaje się także uzyskać dzięki lekkim, jasnym, pastelowym kolorom - tak charakterystycznym dla Donny. 


Przepisy, zgodnie z tym co mówi tytuł, są naprawdę proste i szybkie i mnóstwo w nich świeżości. Nie znalazłam ani jednego, który trudno byłoby odtworzyć w domowych warunkach przez osobę średnio obeznaną z kuchnią, a to kolejny duży plus. 

Ciekawym dodatkiem są końcowe "mini-rozdziały" poświęcone stylizacji potraw i pomysłom nietypowego ich serwowania. Jest także glosariusz oraz podstawowy przelicznik miar i wag, a zatem wszystko co trzeba wiedzieć, aby zacząć z powodzeniem wykorzystywać pomysły Donny.


Tak jak napisałam na początku - nie tylko nie umiałam znaleźć słów zachwytu nad książką, ale i zdecydować, który z przepisów sprawdzić jako pierwszy. Z drugiego dylematu wyręczył mnie mój 11,5-letni Syn otwierając książkę "na chybił-trafił" na stronie z cytrynowo-jogurtową babką. 

Po niespełna godzinie w domu unosił się obezwładniający zapach domowego ciasta, które na pewno podbije też Wasze serca. Jest bardzo proste w wykonaniu - składniki tylko miesza się w misce, długo pozostaje świeże (wiem to, dzięki sprytnie zakamuflowanemu kawałkowi, który ukradkiem schowałam przed resztą domowników), wilgotne, aromatyczne - idealne! Postanowiliśmy, że dołączy do naszych wielkanocnych wypieków, a że do Wielkanocy jeszcze daleko ;), dziś Synek upiekł jeszcze jedno! 

Pod przepisem na babkę znajdziecie szczegóły konkursu, w którym dzięki uprzejmości wydawnictwa Albatros mam dla Was 2 egzemplarze "Szybko, świeżo, prosto" Donny Hay.


BABKA CYTRYNOWO-JOGURTOWA DONNY HAY
/przepis cytuję za Donną Hay z książki "Szybko, świeżo, prosto"/

2 jajka
180 ml oleju
1 łyżka skórki startej z cytryny
2 łyżki soku z cytryny (daję więcej)
1 szklanka gęstego jogurtu greckiego
1 3/4 szklanki cukru (daję mniej)
2 szklanki mąki
3 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli

Lukier cytrynowy
3/4 szklanki cukru pudru
1/4 szklanki soku z cytryny


Piekarnik rozgrzać do temperatury 180 stopni. Okrągłą formę na babkę natłuścić i obsypać mąką. 
W misce wymieszać razem jajka, olej, skórkę, sok z cytryny, cukier i jogurt. Przez sitko dosypać mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia i dodać szczyptę soli. Wymieszać dokładnie, aby pozbyć się grudek. Masę przelać do przygotowanej formy i wstawić do nagrzanego piekarnika na 35 minut. 
W tym czasie przygotować lukier. W miseczce wymieszać na gładko cukier puder z sokiem z cytryny. Upieczoną babkę wyjąć z formy i jeszcze gorącą polać z wierzchu lukrem. 

Co zrobić, aby otrzymać książkę Donny Hay "Szybko, świeżo, prosto" wydawnictwa Albatros?

W komentarzu pod tym postem napiszcie, jaka była pierwsza potrawa, którą przygotowaliście absolutnie samodzielnie, od podstaw jeszcze jako dziecko, nastolatek, studentka - bez granicy wieku :) Poziom "jadalności" potrawy nie jest kryterium.
Ze wszystkich nadesłanych komentarzy wybiorę dwa, które najbardziej mnie zauroczą, zadziwią - po prostu podbiją moje serce, podobnie jak książka Donny. 
Pamiętajcie, aby w komentarzu zostawić też swój adres mailowy.

Na Wasze komentarze czekam do piątku, 27 marca
Wyniki podam najpóźniej w niedzielę 29 marca.
Wysyłka nagród wyłącznie na terenie Polski.

środa, 27 marca 2013

O tym, jak baba zamieniła się w wielkanocnego gołębia. Colomba di Pasqua na trzy blogi - ciasto, które wie o wiośnie.



Kiedy zaczynacie świąteczne przygotowania? 
Na ostatni moment czy na długo wcześniej macie wszystko rozpisane i zaplanowane?
Ja zwykle działam spontanicznie i niemal do końca nie mam pewności co ostatecznie trafi na świąteczny stół. Wyjątkiem są oczywiście potrawy, które od pokoleń towarzyszą mojej Rodzinie i bez których po prostu nie wyobrażamy sobie świątecznego czasu. 


Jedną z nich jest baba drożdżowa. 
Pieczona w kamionkowej formie z kominkiem, tej samej, której jeszcze w zeszłym stuleciu używała moja Prababcia. 
To forma na specjalne okazje, pielęgnowana i doglądana jak najcenniejsza porcelana. 
Przez dziesiątki lat jej wysoka pozycja na liście najcenniejszych kuchennych skarbów była niezagrożona aż do teraz... i to przez, och, aż trudno uwierzyć... papierową, jednorazową foremkę na gołębicę.


Tak, w tym roku baba zamieniła się w gołębicę. 
Spisek przeciw królowej trwał dobrych kilka miesięcy podczas których z Atiną, Majaną i Margot knułyśmy plany drożdżowego podboju Wielkanocy. Teorii spiskowych było wiele, planów działania co najmniej kilka. Ostatecznie wsłuchując się w bezcenne rady Margot wybrałyśmy gołębicę, czyli Colomba di Pasqua, tradycyjną "babkę" drożdżową pieczoną we Włoszech na święta wielkanocne.
Skoro włoski wypiek, to i przepis z Italii pięknie przetłumaczony przez Majankę - dziękujemy!


Wspólne pieczenie to wyjątkowe emocje. Ciekawość, podekscytowanie, porozumienie myśli, jedność gestów i czynności. Jest w tym niezwykła magia. Tym większa, jeśli okazuje się, że do wspólnego pieczenia dołącza Osoba wyjątkowo bliska, pełna pozytywnej i twórczej energii. Tak było z Lo, która nie umawiając się z nami, w tym samy czasie upiekła swoją gołębicę. Po raz kolejny przekonałam się, że czasem nie trzeba słów, by rozumieć się tak doskonale. 


To był cudowny weekend. Pachnący wspaniałym ciastem drożdżowym, migdałami i cytrusami. Wyrabianie gołębicy, oczekiwanie aż wzniesie się na odpowiednią wysokość, by móc sfrunąć w niecierpliwe i łakome kolejnych kawałków ręce uskrzydliły mnie i wprawiły w doskonały przedświąteczny nastrój.  
A sama gołębica? Zanim napiszę jak smakuje, poczytajcie trochę o jej ciekawej historii.


Kiedy po tradycyjnym, wielkanocnym obiedzie przychodzi pora na deser, na włoskich stołach pojawia się Colomba – wyrośnięte ciasto w kształcie gołębicy. Od zamierzchłych czasów gołębica, obok jajka,  jest symbolem pokoju, odrodzenia i miłości.
Gołębica z ciasta stała symbolem włoskiej Wielkanocy w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, kiedy to mediolański zakład produkcyjny „Motta” postanowił wprowadzić na rynek ciasto podobne do babki drożdżowej z bakaliami (panettone), ale w kształcie gołębia na bazie cukru, ciasta i likieru migdałowego. 


Produkt zdobył dużą popularność w 1930r. za sprawą Cassandre – artysty specjalizującego się w manifestach publicznych, któremu firma zleciła projekt wypromowania ciasta poprzez slogan „Colomba pasquale Motta, il dolce che sa di primavera” czyli  w tłumaczeniu: ”Gołębica wielkanocna firmy Motta, ciasto które wie o wiośnie.”
Korzeni tradycji wypiekania colomby można dopatrywać się w Biblii. W Starym Testamencie, w opowieści o Noe, występuje gołębica z gałązką oliwną w dziobie, która po powszechnej powodzi zwiastuje opadnięcie wód, a w wymiarze religijnym pojednanie między Bogiem a ludźmi.


Z Colombą wiąże się kilka legend. Jedna z nich głosi, że ciasto zostało po raz pierwszy wypieczone w Pawii w 750 roku. Ubogi cukiernik upiekł ciasto w nadziei, że zapanuje w mieście pokój. Pawia była bowiem w stanie wojny z królem Alboino.
Ten prosty gest skruszył serce najeźdźcy i w konsekwencji doprowadził go do wycofania się z zamiarów podbicia miasta. 
Inna legenda mówi, że podczas walki oddziałów żołnierzy Fryderyka Barbarossy ze Związkiem Gmin Lombardzkich, na sztandarze rydwanu usiadły dwa gołębie symbolizujące powodzenie dla armii mediolańskiej.*


Jadłam wiele drożdżowych "bab", ale ta zdecydowanie smakuje mi najbardziej. Dzięki skórce z cytrusów jest cudownie aromatyczna. Największym jej atutem jest migdałowy wierzch - och, ta chrupiąca skorupka utkana migdałami to coś najpyszniejszego na świecie. Zapach, jaki towarzyszy jej pieczeniu jest tak zniewalający, że wszyscy okupowaliśmy szybę piekarnika oddając się najpyszniejszym inhalacjom i jednocześnie walcząc o prawo do ukrojenia pierwszego kawałka. 


Zgodnie z rodzinną tradycją colomba została zjedzona jeszcze na ciepło, popijana zimnym mlekiem. Udało mi się ocalić jedynie kawałek "dziubka" gołębicy, by przekonać się jak smakuje na drugi dzień. I tu kolejny powód do zachwytu - nic nie traci na swojej wilgotności (tak, to baba wilgotna, nie sucha!). 


Nawet jeśli nie macie specjalnej formy na gołębicę, namawiam Was na jej upieczenie. Przepis nie jest trudny, trzeba jedynie - jak w przypadku wszystkich drożdżowych wypieków - uzbroić się w cierpliwość i nie poganiać ciasta, a dać mu czas, by rosło swoim tempem. Idealna będzie forma jak na placek drożdżowy - zyskacie wtedy dużą powierzchnię migdałowej skorupki!  


Colomba di Pasqua to "ciasto, które wie o wiośnie", może  uda mu się ją nareszcie przywołać? 
Bez względu na pogodę życzę Wam, by ten wielkanocny czas upływał Wam w sposób szczególny. 
Samych dobrych chwil i pogody - ducha!


Dziękuję Atinie i Lo za wspólne pieczenie, Majance za wsparcie językowe i duchowe i jak zawsze za najlepszą opiekę Margot:*  Do następnego!

COLOMBA DI PASQUA

/przepis z tej strony - klik, tłumaczenie Majana/

Składniki na formę 1 kg
500 g mąki
100 ml wody 
25 świeżych drożdży 
200 g masła 
170 g cukru 
5 żółtek 
30 ml mleka 
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
starta skórka z 1 cytryny 
skórka starta z 1 pomarańczowy 
1 szczypta soli 
50 g kandyzowanych owoców (opcjonalnie, u mnie drobno siekane suszone żurawiny)

Składniki na lukier migdałowy 
2 białka
50 g cukru pudru 
50 g granulowanego cukru (zastąpiłam zwykłym)
70 g całych migdałów



Zacząć od przygotowania bigi. Biga to preferment, inaczej zaczyn, charakterystyczny dla włoskich wypieków chlebowych i drożdżowych. Powstaje poprzez połączenie mąki, wody i niewielkiej ilości wody. Istnieją dwa rodzaje bigi - lużna i sztywna. W tym wypadku przygotowujemy sztywną bigę, czyli taką, która wyrasta w wodzie tworząc zaczyn na kształt nadętej kopuły, który z łatwością można odsączyć i dodać do zagniatanego ciasta (patrz: fotorelacja - klik). Przygotować bigę rozpuszczając drożdże w 100 ml ciepłej wody. Dodaj 140/150 g mąki i zacząć mieszać. 
Zagnieść ciasto, aż będzie miękkie. Na powstałym w ten sposób maleńkim bochenku naciąć na wierzchu krzyż i umieścić w misce wypełnionej ciepłą wodą. Bochenek po chwili uniesie się do góry i zacznie ładnie wyrastać. Przykryć i zostawić do wyrośnięcia na 30 minut. Ciasto powinno podwoić swoją objętość.


Do drugiej, większej miski wsypać pozostałą mąkę (350g), cukier, żółtka, 100g miękkiego masła, szczyptę soli, ekstrakt waniliowy i startą skórkę z cytryny i pomarańczy. Zagniatać dodając mleko.
Następnie wyjąć bigę z wody (odsączoną, można ją bez problemu pochwycić w dłonie) i  dodać do przygotowanego ciasta.  Przełożyć całość na stolnicę i zagniatać, aż otrzymamy miękkie, gładkie, trochę lepkie ciasto. Umieścić je w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na około 1 godzinę.
Po tym czasie  ciasto przełożyć ponownie na stolnicę i dodać 50 g miękkiego masła. Wyrabiać energicznie (około 10 minut, najlepiej ręcznie) i ponownie odstawić ciasto do wyrośnięcia na 4 godziny. Ciasto powinno podwoić swoją objętość.


Wyłożyć ciasto na stolnicę dodać ostatnie 50 g miękkiego masła i opcjonalnie bakalie i zagniatać ciasto przez 15 minut, następnie przełożyć do formy na colombę. Pozostawić w cieple do wyrośnięcia przez około 40 minut, do momentu kiedy ciasto będzie dotykało krawędzi formy. Foremka, którą miałam była mała, więc przełożyłam do niej połowę ciasta, drugą upiekłam w osobnej formie.
Piekarnik nagrzać do 190 stopni C.
Przygotować lukier ucierając białka z cukrem pudrem. Posmarować nim obficie ciasto, posypać cukrem granulowanym i migdałami - można układać je dość gęsto, im więcej, tym skorupka jest pyszniejsza.
Piec w rozgrzanym do 190 stopni piekarniku przez 10 minut, a następnie zmniejszyć temperaturę do 180 stopni i piec przez kolejne 30 minut. Wyjąć ciasto i ostudzić na kratce.
Smakuje doskonale nawet drugiego dnia, pod warunkiem, że coś zostanie :)



* informacje o colombie cytuję z tej strony - klik

poniedziałek, 19 marca 2012

Na początku był sklep ... 2-gie urodziny bloga w objęciach Kucharza, pod Szczęśliwą Siódemką. Mazurek razowy.




Sklep kolonialny. 
Jeszcze o nim nie wiecie. 
Z czarną żaluzją na drzwiach i oknie. 
Z nisko sklepionym bocznym wejściem do toczenia beczek
Na niewielkim wzniesieniu, w domu z bielonymi ścianami.


Sklep. 
Za ladą drobniutka, niespełna osiemnastoletnia Dziewczyna. Włosy spięła szylkretowym grzebykiem i patrzy na świat niepewnym wzrokiem. Jest zagubiona.


Czy jako najstarsza z czwórki osieroconych nagle dzieci podoła wszystkiemu? 
Sklep, młodsi bracia i siostra. Widmo zbliżającej się wojny. Klienci kupujący zwyczajowo "na zeszyt" i z premedytacją wykorzystujący łatwowierność i brak stanowczości. 
Kruchość i ciężar nie idą w parze.


Nie mają szans. Chyba, że pojawi się Książę z bajki. Zakochuje się w zagubionych oczach. Pomaga  im spojrzeć na świat z nadzieją. Żeni się z Dziewczyną. Spłaca długi, jakie narosły u dostawców. Pracuje, by zadbać o naukę młodszego rodzeństwa, wyprawić na studia, zgromadzić posag. 
A wracając z pracy często kupuje Dziewczynie kwiaty.
I ... bańkę, do której nalewa wody i wkłada kwiaty, by po drodze nie zwiędły.


Ona - to Karolka, moja najukochańsza Prababcia. On - to mój Pradziadek.
Ona mnie wychowała. On, odkąd pamiętam, nie przestaje być najwspanialszym Księciem z bajki. Konstruktorem, czarodziejem, magikiem, złotą rączką. Dowodem na to, że można kochać kogoś, kogo nie zdążyło się poznać...


Szylkretowy grzebyk, zawinięty w bibułę, ukryłam przed laty w szufladzie.
Jedyna z ocalałych baniek stoi w mojej kuchni. 
A ja siedzę teraz w miejscu, które kiedyś  było królestwem i kryjówką Pradziadka. Tu majsterkował, konstruował, naprawiał, budował, a nawet uszył pluszowego misia, gdy w dzieciństwie moja Mama ciężko zachorowała.


Odkąd pamiętam to miejsce mnie fascynowało. Stare krokwie, cienie, szafki, skrytki, skrzynie .... Marzyłam, by tu zamieszkać. Marzenie się spełniło... I choć tak wiele się zmieniło, to co najważniejsze pozostało i trwa niezmienione.
Tylko sklepu już nie ma...


Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Dziś KUCHARNIA obchodzi 2-gie urodziny.  
Spełniło się moje marzenie, by zamieszkać na strychu. A marzenie, by kiedyś opisać historię domu właśnie się spełnia. Bo to właśnie tu, na blogu pisząc o jedzeniu zapisuję kolejne wspomnienia. Znalazłam swoje miejsce, jeszcze pełne niezapisanych stron, które z coraz większą przyjemnością zapełniam.


Kiedyś bałam się, że te wszystkie myśli, obrazy, gdzieś umkną i już ich nie odzyskam... Ale chowam je tu, w KUCHARNI. A zanim trafią do wirtualnego świata zapisuję je w wielkim, grubym, trochę już pożółkłym zeszycie, który odnalazłam przed laty na strychu. Data na kartce z drukarni podaje rok 1955. Czy pusty czekał tu na mnie, bym spisała historię, której stałam się częścią...?


Nie miałam pomysłu na urodzinowe danie, ale Monika zaprosiła mnie do wspólnego pieczenia. Monice nie potrafiłabym odmówić, tym bardziej, że to takie wyjątkowe pieczenia od morza do Tatr, z udziałem aż 7 blogerek - Moniki, Buru, Margot, Majany, Atiny, Viri i moim.  W takim towarzystwie piec mazurki i obchodzić urodziny to prawdziwa radość, tym bardziej, że mazurki uwielbiam, nie mówiąc o piekących je Dziewczynach;)


W moim domu nie było tradycji jedzenia i pieczenia mazurków, a ja co Wielkanoc o nich marzyłam. Mazurek był jednym z pierwszych ciast, jakie upiekłam w mojej samodzielnej kuchni i od tego czasu co roku kilka pojawia się na wielkanocnym stole. Mam swoje ulubione, ale tym razem chciałam upiec inny, z Kucharza Warszawskiego, z wydania z 1914 roku, które należało do Karolki i które także odnalazłam na strychu - pisałam o tej książce już wcześniej tu i tu (klik).


Wybrałam czekoladowy mazurek z chleba razowego. Tego typu mazurki były kiedyś często wypiekane, dziś to rzadkość - większość mazurków bazuje na kruchym spodzie lub białkach.


Niezwykły to wypiek. Nikt mi go nie polecił, przepis jest bez zdjęć, nie umiałam zupełnie wyobrazić sobie jego smaku ani wyglądu. Nie mam też do końca pewności, że dobrze przeliczyłam podane ilości składników. Nie wiem czy kiedyś piekła go Karolka i czy smakuje tak, jak pierwowzór.
Ale smakował wspaniale. Inaczej. Intrygująco. Zainspirował mnie do kolejnych pomysłów. Wrócę do niego na pewno!


Dla KUCHARNI, dla mnie, to był kolejny wyjątkowy rok. Bogatszy o tyle niezwykłych znajomości, listów, wrażeń, niespodzianek, słów, opowieści.

Dziękuję za to, że bez względu na to gdzie jestem, co robię, gotuję  i o czym piszę, mogę zawsze czuć Waszą wyjątkową obecność. 
I Twoją Karolko też...


MAZURKI CZEKOLADOWE Z CHLEBA RAZOWEGO 

/cytuję wersję oryginalną - piekłam z 1/3 porcji/ 

Wziąć 3 kubki tartej czekolady, 3 kubki miałkiego cukru, 1 kubek słodkich siekanych migdałów, 4 kubki przesianej mąki z ususzonego chleba razowego i 6 całych jaj. Wszystko to dobrze utrzeć w donicy, nałożyć na opłatki, ubrać całemi migdałami i w wolnym piecu upiec.


*Przyjęłam, że 1 kubek odpowiada 1 filiżance o pojemności 250 ml.
Aby uzyskać mąkę z chleba razowego, kilka dni przed pieczeniem należy ususzyć kromki chleba razowego, a następnie je zmielić i przesiać. Na 1 kubek mąki z chleba razowego zużyłam 4 duże kromki chleba. 
Na spód zamiast dużych, prostokątnych opłatków użyłam małych, okrągłych, na których u mnie tradycyjnie piecze się świąteczne ciasteczka (klik). 


Po połączeniu składników ciasto jest bardzo gęste, można je bez problemu formować nadając pożądany kształt i grubość.  Przyjęłam, że pieczenie w wolnym piecu to w przypadku mojego piekarnika z termoobiegiem najbezpieczniejsza temperatura 170 stopni. Piekłam do momentu aż brzegi lekko się zrumieniły - ok. 20 minut. Po upieczeniu ciasto jest krucho-ciągnące - ma bardzo ciekawą strukturę przypominającą lekko ciągnące batoniki owsiane.  Myślę, że dłuższe pieczenie nie jest absolutnie wskazane, ponieważ ciasto byłoby zbyt twarde.
Upiekłam dwa malutkie mazurki - prostokątny z pigwą i czekoladą, i okrągły różano-czekoladowy. 


Na mazurek pigwowo-czekoladowy: 

kandyzowana pigwa (można zastąpić konfiturą pigwową)
nalewka pigwowa
85 g gorzkiej czekolady
125 ml śmietany kremówki  

Czekoladę wraz z kremówką podgrzewać w naczyniu  ustawionym nad parującym wrzątkiem aż do rozpuszczenia czekolady, pod koniec dodać odrobinę (u mnie większa odrobina) nalewki pigwowej. Wymieszać dokładnie, aż masa będzie gęsta i lśniąca. Lekko przestudzić. Na upieczonym spodzie mazurka rozprowadzić kandyzowaną pigwę i nałożyć na nią pomadę czekoladową. Udekorować dowolnie - u mnie kawałeczki pigwy i krojone w paseczki daktyle madjool.


Na mazurek czekoladowo-różany:

2-3 łyżeczki wody różanej
85 g gorzkiej czekolady
125 ml śmietany kremówki  
do przybrania suszone i kandyzowane płatki róż 

Czekoladę wraz z kremówką podgrzewać w naczyniu  ustawionym nad parującym wrzątkiem aż do rozpuszczenia czekolady, pod koniec dodać wodę różaną. Wymieszać dokładnie, aż masa będzie gęsta i lśniąca. Lekko przestudzić i nakładać grubą warstwą na upieczony spód. Udekorować dowolnie - u mnie kandyzowane i suszone płatki róż.  

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails