Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biała czekolada. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biała czekolada. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 marca 2013

3-cie urodziny na zielono. Matcha, biała czekolada, mus i kakaowe chrupki. Co by było, gdyby...




Mało brakuje, a można by było zjeść na zewnątrz...

Rzecz właśnie w tym "mało brakuje" i w trybie warunkowym. 
Z początku wydaje się to zupełnym szaleństwem. 
Dopiero co zaczął się marzec, przez cały tydzień lało, do tego były zamiecie. 


A dzisiaj proszę: od rana świeci matowe jeszcze słońce, z monotonną siła. 
Minęło południe - stół już nakryty, posiłek gotowy. 
Ale i w domu wszystko się zmieniło. 
Przez uchylone okno słychać hałasy z zewnątrz, a w powietrzu unosi się to takie lekkie coś. 


"Mało brakuje, a można by było zjeść na zewnątrz". 
To zdanie pojawia się zawsze w tym samym momencie - wtedy, gdy właśnie macie siąść do stołu.
Wydaje się już za późno, by zamieszać czas - przystawka czeka na obrusie. 
Za późno?
Od ciebie zależy, jaka będzie przyszłość. 


Może w porywie szaleństwa wybiegniesz na zewnątrz i gorączkowo przetrzesz szmatką ogrodowy stół, a potem wszystkim poradzisz, by założyli swetry, i spróbujesz jakoś opanować pomoc, z którą każdy się narzuca z niezręcznym entuzjazmem.
A może się poddacie i zostaniecie w cieple - krzesła są zbyt wilgotne...


Ale to mało ważne.
Istotna jest tylko chwila, gdy wypowiadasz tamto dość niewinne zdanie. 
Mało brakuje, a można by było...
To całkiem miłe - życie w trybie warunkowym. 


Jak niegdyś w dziecięcych czasach: "co by było, gdyby...".
Życie wymyślone, które ma za nic nawyki i przekonania. 
Odświeżające życie "mało brakuje, a.." - masz je w zasięgu ręki.


Skromna, smaczna fantazja na temat zamieszania w codziennych rytuałach.
Lekki poryw szaleństwa, które zmienia wszystko, niczego nie zmieniając...
Mówisz czasami: "Mało brakowało, a można było wtedy...". 


Ale bywa, że udaje się pochwycić dzień w tej zawieszonej chwili, kiedy wszystko jest jeszcze możliwe - 
w delikatnym momencie, gdy wahasz się uczciwie i nie ustawiasz z góry ramion wagi.
Są takie dni, gdy tak mało brakuje, by. 


Mało brakowało, a byłby tort czekoladowy...
Ale właśnie wtedy, gdy niemal wszystko było gotowe poczułam "to takie lekkie coś".
Co by było, gdyby zamienić brąz na zieleń?


Są takie dni, gdy mieszamy w codziennych rytuałach. 
Są takie dni, kiedy "co by było, gdyby..." staje się naszym życiem.
Ponad 3 lata temu zadałam sobie to pytanie: "Co by było, gdybym zaczęła pisać swój blog?"


Dziś próbuję pytać samą siebie: "Co by było, gdybym tego nie zrobiła?"
Pozornie nic. A jednak tak wiele się zmieniło.
Nauczyłam się wiele o sobie i o innych, o tym jak ważna jest szczerość i niezależność. 


Na mapie mojego świata furkocze coraz więcej chorągiewek z imionami Osób, które stały się częścią mojego życia. 
Chyba nigdy wcześniej nie było ono tak kolorowe, rozsmakowane i pełne fantastycznych emocji. 
Bardzo Wam za to dziękuję - wszyscy, którzy tu zaglądacie, jesteście częścią tego świata.



Jeśli czasem zadajecie sobie pytanie: "Co by było, gdyby..." zdobądźcie odwagę, by pochwycić tą myśl i dać się jej ponieść. 
Czasem wszystko jest możliwe.
Czasem są takie dni, gdy tak mało brakuje, by. 


Mus z zielonej herbaty z imbirem to cudownie lekki i rześki deser. Imbir wspaniale wyostrza smak i idealnie komponuje się ze słodyczą białej czekolady i aromatem matcha. Zagryzany kakaowymi chrupkami budzi jedno ważne pytanie: "Co by było, gdybym zjadła jeszcze jeden?"


MUS Z ZIELONEJ HERBATY Z IMBIREM I BIAŁĄ CZEKOLADĄ
White chocolate matcha mousse with ginger 
/przepis inspirowany tym musem Donny Hay - klik/

100 g białej czekolady
1 żółtko
1 białko
35 ml mleka
140 ml śmietany kremówki 30%
1-2 łyżeczki matcha - u mnie zmieszana z imbirem /ilość do smaku/

Czekoladę połamać na kawałki. Przełożyć do rondelka razem z mlekiem i stopić w kąpieli wodnej. Wymieszać, by powstała gładka masa. Odstawić do przestudzenia na ok. 5 minut. W tym czasie ubić na sztywno pianę z białka oraz w osobnym naczyniu kremówkę. Do przestudzonej masy czekoladowej dodać żółtko i energicznie ubić, a następnie dodać matcha zmieszaną z mielonym imbirem i również dokładnie wymieszać. Masę połączyć delikatnie z ubitą śmietaną i na końcu z ubitą pianą. Jeśli trzeba, dodać jeszcze matchę. Przełożyć do naczynek i odstawić do lodówki na min. 3-4 godziny. Podawać z chrupkami kakaowymi - cocoa snaps.


CHRUPKI KAKAOWE
Cocao snaps 
/przepis Donny Hay znaleziony tu - klik/

30 g masła
75 g cukru 
1,5 łyżki glukozy w płynie /pominęłam/
2 łyżki mąki
1 łyżka kakao

Masło, cukier i glukozę przełożyć do rondelka i wstawić na ogień. Mieszać do momentu aż cukier się rozpuści. Dodać mąkę i kakao i wymieszać tak, by połączyły się w całość nie tworząc grudek. Zdjąć z ognia i odstawić do przestudzenia na ok. 15 min. W tym czasie masa stwardnieje i będzie przypominała sypką kruszonkę. Niewielką ilość - ok. 1/2 łyżeczki przenieść na wyłożoną pergaminem formę do pieczenia i rozwałkować na cieniutki placuszek - najlepiej przez folię kuchenną. Podobnie postępować z resztą masy. Tak przygotowane placuszki włożyć do piekarnika nagrzanego do temperatury 185-190 stopni i piec przez ok. 8-10 minut, aż na powierzchni zaczną pojawiać się bąble. Po wyjęciu z piekarnika odczekać chwilę aż zastygną i przy pomocy ostrego noża zsunąć z pergaminu. Jeśli są za duże, można połamać je na mniejsze kawałki.


* Cytuję esej "Mało brakuje, a można by było zjeść na zewnątrz" Philippe'a Delerma z książki Pierwszy łyk piwa i inne przyjemności, wyd. Sic! 2004

Z radością dołączam wpis do prowadzonej przez Gosię - Pincake akcji Zielono mi!
 


wtorek, 28 czerwca 2011

TU I TAM po raz 12! Urodzinowo, poziomkowo!


1 wspólne imię.
2 odległe miasta.
12 wspólnych gotowań. 
21 godzin pogawędek.
234 wysłane maile.
405 dni znajomości.
Niezliczona ilość myśli.
Niekończąca się chęć spotkania.
Niegasnące pragnienie na jeszcze więcej.
I jedna wielka niewiadoma - Jaka jesteś naprawdę? 


Amber i ja. 
Tak wyglądamy w liczbach. 
A jak naprawdę? 
Od roku wspólnie gotujemy w TU I TAM. Nigdy się nie spotkałyśmy, choć w czerwcu byłyśmy już bardzo blisko tego momentu. Wciąż pozostajemy dla siebie tajemnicą. Ale ktoś kiedyś powiedział, że przyjaciel to osoba, która na zawsze pozostanie dla nas zagadką.


Nieśmiało używam słowa przyjaciel, takich słów się nie nadużywa. A jednak pozwalam sobie na myśl, że nie jest to zwykła znajomość. Powierzchowna i czasami sztucznie uśmiechnięta. Wiele razy otrzymałam dowód ciepłych i troskliwych myśli, jakimi osnuła mnie Amber. Skierowane do niej pytania i wątpliwości nigdy nie pozostały bez odpowiedzi, nawet jeśli były zupełnie nieistotne i błahe.


Pisząc te słowa dochodzę do wniosku, że właściwie niewiele o sobie wiemy. Czy to możliwe? Po tylu godzinach rozmów? To prawda, rozmawiamy na wiele tematów, jednak tym, który najbardziej nas łączy jest pasja i miłość do jedzenia i gotowania. Całą resztę otacza mgiełka domysłów i niedopowiedzeń. Niezwykłe jest to, że dobrze mi z tą mgłą. Nie przeszkadza mi, nie gubię się w niej, bo to co najważniejsze jest jasne i wyraźne i na tym skupia się nasza uwaga.


Chyba nigdy o tym nie pisałam, ale nie lubię, gdy w kuchni panuje nadmierny tłok. Uwielbiam być z kuchnią sam na sam. Natłok słów i osób odbiera mi całą przyjemność, a gotowanie bez przyjemności nie ma dla mnie sensu. A jednak po zaledwie kilku niezobowiązujących mailach zaproponowałam Amber wspólne gotowanie.  Powiecie, że wirtualna kuchnia to nie to samo?!


Oczywiście, że nie. To znacznie więcej. To dwa domy, dwa ich serca, w których środku stajemy, by oddać się pasji i zrobić coś dla siebie. To smaki i zapachy, których się domyślamy, na które czekamy, które przez swą nieosiągalność w danej chwili stają się jeszcze bardziej kuszące.


Jest coś niezwykle magicznego i fascynującego w naszym wspólnym TU I TAM. Ta zagadka, tajemnica i wędrówka wyobraźni prowadzi nas coraz bliżej siebie, choć jeszcze nie przekroczyłyśmy progów naszych kuchni. Ale jesteśmy na to gotowe. Świadome swoich smaków, oczekiwań i miejsc, jakie chcemy zająć.


Ufam Amber we wszystkich kulinarnych wyborach. Jest dla mnie jedną z nielicznych osób, u których zjadłabym absolutnie wszystko, mimo, iż (tego jeszcze nie wiecie) od dzieciństwa strasznie grymaszę;)


I choć wiele nas różni i mamy odmienne spojrzenie na wiele spraw, te różnice wzbudzają wzajemny szacunek, bez którego nie mogłybyśmy tak pięknie się różnić i tak wiele wspólnie ugotować.


Jedną z pierwszych myśli, jakie przychodzą mi do głowy, gdy włączam komputer jest pytanie "Czy Amber jest teraz po drugiej stronie?". Dziś wiem, że jest, że czyta te słowa i mam nadzieję, że te nasze urodziny sprawią jej radość, podobną do tej, jaka towarzyszy nam zawsze, gdy wspólnie gotujemy. 


A czym uczciłyśmy nasze urodzinowe TU I TAM? Wybrałyśmy poziomki - bajeczne owoce, które przywodzą na myśl dziecięcą radość. Poziomki to słodycz, to delikatność, to czerwień dopieszczona słońcem, to ukryta pod liściem nagroda. Chyba niesłusznie pozostają w cieniu wciąż królujących truskawek. 

Amber! Mam dla Ciebie pudełko poziomkowych czekoladek oraz serce pełne poziomek i słów "Dziękuję!". 


POZIOMKOWE TRUFLE W BIAŁEJ CZEKOLADZIE Z RÓŻOWYM PIEPRZEM
/na ok. 20 sztuk/ 

100 g poziomek
35 g cukru
100 g śmietany kremówki
10 g różowego pieprzu, opcjonalnie szczypta sproszkowanego chilli (polecam)
370 g białej czekolady


Trufelki smakują niezwykle. Połączenie aromatycznych poziomek z białą czekoladą zapewnia słodką rozkosz, którą wspaniale przełamuje ostry smak pieprzu. Polecam mocne schłodzenie czekoladek przed podaniem, wtedy osiągają pełnię cudownego smaku!


Poziomki ugotować z cukrem na puree. Gotować ok. 10 minut tak, by zawartość rondelka zredukowała się do połowy. Przecisnąć przez gęste sito. Wstawić ponownie na średni ogień i dodać śmietanę oraz 5 g pieprzu. Gotować 2 minuty. Następnie dodać 180 g posiekanej białej czekolady i mieszać aż się rozpuści i połączy z całością. Zdjąć z ognia, delikatne przestudzić, a następnie wstawić do lodówki na ok. 2-3 godziny. Masa powinna zgęstnieć na tyle, by dało się z niej formować trufelki. 


Pozostałą ilość białej czekolady stopić w kąpieli wodnej (ja dodaję zawsze 2-3 łyżki śmietany kremówki, dzięki czemu czekolada łatwiej się topi i nabiera gładkości). Zanurzać w niej trufelki i posypać z wierzchu pozostałym pieprzem. Odstawić, by czekolada zastygła. Podawać schłodzone. Polecam!


POZIOMKOWE SERCE

porcja kruchego ciasta 
świeże poziomki
galaretka poziomkowa
foremka w kształcie serca 

Foremkę wylepić kruchy ciastem i upiec na złoty kolor. Wystudzić, a następnie wypełnić po brzegi dojrzałymi poziomkami. Zalać przygotowaną wcześniej galaretką poziomkową i odstawić do zastygnięcia. Wręczyć bliskiej osobie:)


* przepis na poziomkowe trufelki pochodzi z tej strony (klik), ja zmniejszyła proporcje o połowę.



Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails