Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pierogi i pierożki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pierogi i pierożki. Pokaż wszystkie posty

Retro pierożki z konfiturami


Po długiej przerwie :) dziś ekstremalnie szybkie i łatwe ciastka, które przydadzą się na wszelkiego rodzaju spotkaniach przedświątecznych w szkołach i przedszkolach. Dla tych, którym zostało jeszcze sporo przetworów. Przepis z internetowego wydania Kukbuk.

RETRO PIEROŻKI Z KONFITURAMI 
30-35 sztuk 

200g mąki
80g chłodnego masła
100ml śmietanki lub kwaśnej śmietany (dowolnej) 
szczypta soli
1 jajko, żółtko oddzielone od białka
ulubiona gęsta konfitura
cukier puder do posypania

Mąkę zagnieć z masłem oraz szczyptą soli do uzyskania kruszonki, dodaj żółtko, wyrób gładkie ciasto. Gotowe ciasto uformuj w kulę, zawiń w folię spożywczą i wstaw do lodówki.
 

Po 30 minutach rozwałkuj ciasto na grubość 3-4 mm i szklanką lub foremką wytnij z niego kółka. Na środek każdego połóż płaską łyżeczkę ulubionej konfitury, dżemu lub marmolady, po czym sklej, jak na pierogi. Pierożki ułóż na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posmaruj roztrzepanym białkiem i nakłuj widelcem.

Blachę wstaw do piekarnika nagrzanego do 190 stopni i piecz do zezłocenia przez około 25 minut. Przed podaniem posyp cukrem pudrem.



Smacznego!

Przemyślenia młodej matki. Tybetańskie momos.

Może to trochę mało matkopolkowo ;), ale z lekką niecierpliwością czekam, aż dziecko uśnie wieczorem :). Przez te 2-3 godziny (później niestety i ja padam) mam czas dla: 1) swojego mężczyzny, 2) siebie (tak, tak w tej kolejności :), 3) zaległych filmów i 4) lektury... czasem niestety też pracy i bieżącej administracji domem. Niestety czytanie spadło bardzo nisko, ponieważ nie daje się go połączyć z punktem 1). Czytam powoli i mozolnie, ale ciągle czytam, co i tak jest ogromnym sukcesem. Teraz np. nowego Dukaja, którego po prostu uwielbiam. Ostatnio wybieram wielu polskich autorów, wcześniej chyba nieco przeze mnie niedocenianych. Dukaj jest dla mnie pisarzem szczególnym, polską literaturę sci-fi i fantasy z reguły omijam, na bieżąco czytam właściwie tylko jego, każdą wydaną pozycję. Dwie książki mam nawet z autografem, choć nigdy nie bawiło mnie stanie w kolejce po podpis. Ale przemogłam się. Możecie być ze mnie dumni.

Co zabrzmi może jeszcze mnie matkopolkowo nie ucieszyłam się na wiadomość o córce. Strasznie chciałam mieć syna :). Z którym mogłabym czytać Tolkiena, oglądać Gwiezdne Wojny, chodzić po drzewach... Córka niesie pewne ryzyko koloru różowego i bajek o księżniczkach. Mam jednak nadzieję, że choć trochę osobowości odziedziczy też po mnie (tatuś to sci-fi nie lubi, oj nie lubi :). Nie zrozumcie mnie źle, jeśli polubi falbanki, Hello Kitty i kucyki też nauczę się z tym żyć. Zobaczymy. Póki co największe zainteresowanie wykazuje telefonem komórkowym, co dobrze wróży.

Dziś więc u mnie cytat z książki, którą obecnie czytam, czyli z Króla Bólu Dukaja. Dowód na to, że i z pozoru lekka literatura może dawać do myślenia.

Na przykład.
Obudziłem się. Chcę wstać.
Chcę wstać. Co to znaczy. Jest taki czas, że chcę wstać, a nie wstaję. Bo skoro wstaję, to nie "chcę"; ot, wstaję. Wstałem.
A tu nie.
Chcę.
Co to za granica? Co takiego oddziela "chcę" od "robię"?
Co za dziwny bufor intencji?
Nie ciało.
Nie niemoc fizyczna.
Nie niedowład woli. (Bo CHCĘ!)
Dlaczego zatem chcę, a nie wstaję?
(Chcę, a nie pracuję. Chcę, a nie idę. Chcę, a nie jem. Chcę, a nie mówię. Na przykład.)
Nawet jeśli tylko przez chwilę, przez sekundę, ułamek.
Jak nazwać ów ośrodek, który stawia mi opór?
Dla pływaka jest to woda. Dla dżdżownicy - ziemia. Dla jonu - pole elektromagnetyczne.
A dla woli - co?
Coś. Przeciwchcenie.
Nolensum.


A poza tym dziś u mnie pierożki tybetańskie, które niedawno zrobiłam. Niestety nie miałam akurat urządzenia do gotowania na parze, ani bambusowego koszyczka. Ugotowałam je więc za pomocą garnka do makaronu :). Co odjęło im nieco delikatności, mimo to były bardzo smaczne. Momos to pierożki dość często spotykane w Azji. W Tybecie nadziewa się je z reguły mięsem jaka (gdy akurat nie mamy pod ręką, lub skończyło się w pobliskim sklepie, to używamy wołowiny). W innych rejonach kontynentu możemy znaleźć i inne wersje.

MOMOS TYBETAŃSKIE
4 porcje/24 sztuki

ciasto
2 szklanki (280g) mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 szklanki (125ml) wody
- według mnie więcej, aż do uzyskania miękkiego ciasta
nadzienie
450g mielonej wołowiny lub wołowiny posiekanej w malakserze
6 dymek (tylko szczypior), posiekanych
3/4 szklanki posiekanych liści chińskiego selera lub kolendry - nie trudno zgadnąć co łatwiej u nas dostać :)
1 łyżeczka pasty chilli lub 2 suszone papryczki chilli, połamane
2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu

ciasto
Zagnieć miękkie, gładkie ciasto pierogowe. Przykryj folią spożywczą i odstaw na 20-30 minut.

nadzienie
Mięso zmieszaj z dymką, kolendrą, chilli, solą i pieprzem. Nadzienie przełóż do miski, odstaw.

Ciasto podziel na 3 części, a następnie każdą z nich na 8 kawałków. Każdy z nich rozwałkuj w okrąg o średnicy 10cm. Na środku każdego placka połóż 1 łyżkę nadzienia. Pierożki złóż w kształt sakiewek, lekko przekręcając górną część. Momos umieść w urządzeniu do gotowania na parze lub w natłuczonym bambusowym koszyczku. Gotuj na parze przez 12-15 minut, aż mięso w środku ugotuje się.

Podawaj na ciepło lub zimno z sosem sojowo-octowym.

SOS SOJOWO-OCTOWY

4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki ciemnego lub jasnego octu ryżowego
1 łyżka świeżego imbiru, obranego i pokrojonego w cienkie słupki

Wszystkie składniki sosu wymieszaj tuż przed podaniem. Podawaj do pierożków gotowanych na parze oraz do orientalnych zup z makaronem.

Oba przepisy pochodzą z książki Beyond the Great Wall Jeffrey'a Alforda i Naomi Duguid. Pierożki włączam do akcji Z widelcem po Azji.

Smacznego!

Samsa z dynią, czyli pierożki pieczone

Dzisiejszym daniem żegnam się z tegorocznym Festiwalem Dyni. Na weekend przyjeżdża tato, więc to on przejmie pałeczkę gotowania. Poza tym A. stanowczo zabrania mi blogowania w weekendy (choć może jutro uda się jeszcze coś przemycić ;), jakobym poświęcała na to zbyt wiele należnego mu czasu. Nie oznacza to oczywiście końca sezonu dyniowego, przez następne dwa-trzy tygodnie znajdziecie u mnie jeszcze kilka dyniowych przepisów - paru rzeczy chcę jeszcze spróbować (m.in. zupy-kremu z dyni z szałwią i kruszonką z ciasteczek amaretti).

Wracając do przepisu: wiedziałam, że go przyrządzę, gdy tylko otworzyłam Wysokie Obcasy 16 października 2010 roku :). Przepis na samsy, czyli uzbeckie pieczone pierożki, podała Agnieszka Kręglicka. Cały, dość ciekawy artykuł o paru przysmakach kuchni Uzbekistanu znajdziecie
tutaj.

Efekt końcowy jest pyszny: kruche, mocno maślane, cienkie ciasto wypełnione po brzegi mieszanką dyni (Agnieszka podaje piżmową, widać łatwiej o taką w Uzbekistanie niż w Polsce :) i cebuli (użyłam cebuli czosnkowej) - myślę, że dość dobrze pasowałby tu też dodatek słodkiego ziemniaka, ale to myśl na przyszłość :).

SAMSA Z DYNIĄ
ok. 40 sztuk

ciasto
500g mąki pszennej
150g masła
100g kwaśnej, tłustej śmietany - u mnie 18%
2 jajka
szczypta soli
nadzienie
dynia obrana i grubo starta
- waga utartego miąższu to około 1kg
cebula grubo posiekana
(połowa tego co dyni, czyli około 500g)
kumin
- dodałam 1 i 1/2 łyżeczki
cukier
- dodałam 2 łyżeczki
chilli
- dodałam chilli w płatkach, niecałą łyżeczkę
sól, pieprz

ciasto
Zimne masło pokrój na kawałki i wrzuć do miski z mąką, dodaj sól i rozdrobnij w palcach, aż uzyskasz kruszonkę. Jajka roztrzep ze śmietaną, wlej do mąki i wyrób elastyczne ciasto. Jeśli jest za mokre, dodaj mąki, jeśli za twarde - śmietany. Podziel ciasto na dwie części, zawiń w folię i chłódź w lodówce przez 1/2 godziny lub dłużej.

nadzienie
Na oliwie usmaż cebulę, dodaj przyprawy. Jeśli dynia puściła sok po utarciu, odciśnij. Wymieszaj smażoną cebulę z surową dynią.

Ciasto wyciągnij z lodówki. Każdą kulę ciasta uformuj w wałek o średnicy 4 cm, pokrój na równe kopytka. Z każdego ponownie uformuj kulkę. Kulki rozwałkuj na cienki placuszki, na środku których rozłóż trochę nadzienia (ok. 1 łyżki, ja na tym etapie ponownie odciskałam nadmiar płynu), trzy brzegi połącz tak, by skleiły się w znak Mercedesa :). Na spodzie samsa ma być trójkątem. Czubek każdej samsy posmaruj roztrzepanym żółtkiem i posyp grubo mielonym pieprzem (myślę, że czarnuszka byłaby jeszcze lepsza).

Piekarnik rozgrzej do 180 stopni. Pierogi ułóż na blasze do pieczenia wyłożonej pergaminem i piecz przez 40 minut, aż się zarumienią. Podawaj na ciepło (podałam z jogurtem wymieszanym z miętą i solą).

Wnętrze takiego upieczonego pierożka wygląda następująco:

Przy okazji lepienia pierogów stwierdzam, że nie dane mi będzie nigdy zostać szefem kuchni i zdobyć chociaż jednej gwiazdki Michelina :). Powtarzalność, czyli jeden z wymogów, strasznie u mnie kuleje: każda, dosłownie każda ulepiona przeze mnie samsa ma inny kształt i wielkość. I tak jest u mnie ze wszystkim: zdolności manualnych brak, powtarzalności brak, własnej restauracji też brak :).

Smacznego!

Samosy

W kuchni indyjskiej wielbię dwie rzeczy, które mogłabym jeść codziennie i do końca życia: naan na tysiąc sposobów oraz samosy właśnie. Niestety w Krakowie, według mojej opinii, nie ma ani jednej przyzwoitej (nawet przyzwoitej!) restauracji indyjskiej. Kiedyś na ul. Szpitalnej istniał polsko-indyjski (prowadzony przez takie właśnie mieszane małżeństwo) twór o nazwie Kuchnie Świata (a może Dookoła Świata? ktoś pamięta?). Uwielbiałam tą knajpę i jej piec tandoori :). Niestety upadła (a może przeniosła się do innego miasta?), choć myślę, że na własne życzenie: zaczynali od potraw wegetariańskich i główne indyjskich (choć menu zmieniało się bardzo często), później nie wiedzieć czemu dołożono sushi, a na końcu dania z kurczakiem - i powstało takie nie wiadomo co... i przestało istnieć. A szkoda. Naan nadziewany curry z kalafiora śni mi się do dziś :(. W każdym razie: pozostaje gotować samemu i wszędzie poza własnym miastem polować na indyjskie restauracje. Od dziś samosy robię więc sama. I Wam też polecam.

Poniższy przepis, kolejny z książki Mangoes and curry leaves, kończy mój tydzień indyjski, choć wiele jeszcze chciałabym ugotować. Ale Wielkanoc, wiosna, nowalijki, wiele rzeczy do wypróbowania... Od czasu do czasu pomęczę Was jednak jeszcze potrawami z rejonu (może w niedzielę uda się zrobić naan :), a jutro napiszę też parę słów o książce.

SAMOSY
16 sztuk

ciasto
1 szklanka (140g) mąki pszennej - moje ciasto zbytnio się kleiło, dodałam 50g więcej
1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka nasion kopru włoskiego
2 łyżki oleju roślinnego lub oleju z surowego sezamu
niecała 1/2 szklanki ciepłej wody
nadzienie
500g ziemniaków
2 łyżki oleju roślinnego
1/2 łyżeczki czarnej gorczycy - użyłam zwykłej
1/2 łyżeczki kurkumy
2 łyżki (3-5 ząbków) rozgniecionego czosnku
1 szklanka (z 1 dość dużej) drobno posiekanej cebuli - u mnie czerwona
2 zielone papryczki chili - dostałam tylko czerwone, użyłam 1 sztuki
1/4 łyżeczki pieprzu kajeńskiego (opcjonalnie)
1 łyżeczka soli
(lub soli do smaku)
1/4 szklanki posiekanej kolendry, mięty lub pietruszki (opcjonalnie)
1 szklanka świeżego lub mrożonego groszku (opcjonalnie) - u mnie brak
dodatkowo: mąka do podsypywania, olej z orzeszków ziemnych do głębokiego smażenia

ciasto
Mąkę (zacznij od 1 szklanki, resztę mąki dodawaj w miarę zagniatania) wymieszaj z solą i nasionami kopru włoskiego. Dodaj olej, zamieszaj, następnie wlej wodę, ponownie wymieszaj i przełóż na blat. Wyrabiaj przez 5 minut, aż ciasto będzie gładkie. Przygotowane ciasto zawiń w folię spożywczą i odstaw na minumum 30 minut (maksymalnie 3 godziny). W międzyczasie przygotuj nadzienie.

nadzienie
Ziemniaki umyj i umieść w garnku z zimną wodą, doprowadź do wrzenia i gotuj (nieobrane) do miękkości. Odcedź, włóż z powrotem do garnka, szczelnie przykryj i odstaw na 20 minut. Ostudzone ziemniaki obierz ze skórki, rozgnieć widelcem lub praską (niektóre odmiany ziemniaków, te mniej mączne, łatwiej po prostu pokroić w drobną kostkę). Odstaw.
W rondlu o grubym dnie rozgrzej olej. Wrzuć gorczycę i smaż przez 20 sekund (uwaga może pryskać!), zmniejsz ogień do średniego, dodaj kurkumę i czosnek, smaż przez kolejne 30 sekund. Dodaj cebulę i smaż do miękkości. Na końcu wrzuć chilli i pieprz kajeński (opcjonalnie), dodaj ziemniaki i podgrzewaj ciągle mieszając, aż wszystkie smaki połączą się, a chilli zmięknie. Jeśli chcesz użyć groszku - dodaj go na samym końcu (na 2 minuty przed końcem smażenia). Gotowe nadzienie przełóż do miski i odstaw do ostygnięcia. Chłodne dopraw solą i jeśli używasz, wmieszaj zioła.

Przygotuj sobie miseczkę z woda. Ciasto podziel na 2 części. Każdą połowę podziel na 4, a następnie na 8 kawałków (najłatwiej to zrobić formując z ciasta wałek). Każdy skrawek ciasta cienko rozwałkuj w owalny kształt (podsypując mąką wedle potrzeby). Ciasto powinno być elastyczne i łatwo rozciągać się. Brzegi zwilż wodą. Na środku szczodrze ułóż łyżkę ostudzonego nadzienia, boki ciasta złóż (ja składam jak sakiewkę, sklejam, a potem nadaję pierożkom trójkątny kształt, z kolei książka podaje niesamowicie skomplikowany sposób składania, który pominę). Każdą gotową samosę przełóż na tacę wyłożoną papierem do pieczenia lub obsypaną mąką. Gdy wszystkie pierożki są gotowe odstaw je bez przykrycia na 30 minut (ciasto nieco wyschnie, ale tak właśnie powinno być).

W rondlu rozgrzej olej do 160-175 stopni (lub po prostu jak na pączki). Smaż samosy z dwóch stron po kilkadziesiąt sekund, aż lekko zarumienią się. Nie wkładaj zbyt wielu na raz, aby nie obniżać zbytnio temperatury tłuszczu. Wyciągaj łyżką cedzakową na ręcznik papierowy. Podawaj gorące lub ciepłe (aby podgrzać samosy, np. na następny dzień, po prostu wrzuć je na rozgrzany olej na kolejne 30 sekund lub owiń je w folię aluminiową i wstaw na 10 minut do piekarnika rozgrzanego do 150 stopni).

I chociaż samosy to w kuchni indyjskiej raczej przekąski lub przystawki (przepis podaje, że 18 sztuk to porcja dla 6 osób :), ja mogę je jeść w dużych ilościach w ramach obiadu czy kolacji.

Idealnie pasują do nich sosy na bazie jogurtu (raita) lub pomidorów (chutney), o nich już jednak innym razem.

Smacznego!
Blog Widget by LinkWithin