poniedziałek, 2 czerwca 2014

Kulinarna majówka. Wspomnień czar.


Poniedziałek rano.
Pora, którą mogłabym skreślić z kalendarza.
Bo tyle przede mną.
Bo trzeba otrząsnąć się z cudownych objęć weekendu i na kolejny porządnie zapracować.
Bo za oknem deszcz.
Bo słońca nie widać.
Bo bardzo chce się spać i bardzo nie lubi się poniedziałków. 
Co robić?


W takich chwilach najlepiej wybrać się w podróż, nie koniecznie z walizką wypchną po brzegi stertą ubrań, z których potem i tak najchętniej sięga się po ulubiony T-shirt i jeansy.
Wybieram podróż z walizką wypełnioną wspaniałymi wspomnieniami miejsca, ludzi i smaków, które sprawiły, że kilka dni maja zamieniło się w cudowne, sielankowe spotkanie. 

Tajemnicą sukcesu i wyjątkowości tego miejsca jest każdy najdrobniejszy element - widoki niczym obrazy z okien, które prowadzą wzrok daleko przez kwitnące rzepakiem łąki, nad jezioro i dalej przez falujące zielone pola. Szept grabowych liści, delikatny chrzęst kamyków pod stopami skradającymi się, by podglądnąć bociany, nakarmić kozę i cudowną ośliczkę Melę. I dom, jego wnętrza pełen drobiazgów i szczegółów, które wydają się stworzone wyłącznie do tego miejsca i zabrane stąd straciłyby swoją moc. 


Gotowanie w "takich okolicznościach przyrody" w naturalny sposób staje się niecodziennym przeżyciem, doprawione jest czymś, co sprawia, że przenosimy się w wymarzoną krainę wielkiego drewnianego stołu, rozmów radosnych i nieskrępowanych, ciągnących się do nocy kolacji i śniadań, które kończą się porze obiadu. Przy takim stole różnice wieku, zainteresowań, miejsc i umiejętności przestają istnieć. Łączy nas smak, zapach, magia rozmów i bycia razem z jednego, najważniejszego powodu - umiłowania jedzenia i delektowania się życiem. 


Tym wszystkim i pewnie jeszcze nieopisanym więcej była właśnie Kulinarna Majówka w Siedlisku. Zaszczytem dla mnie było spotkanie wyjątkowych, niezwykle inspirujących osób i prowadzenie dla nich majowych warsztatów kulinarnych. I choć kapryśny maj nie pozwolił nam na rozłożenie koców i typowy majowy piknik, wielki duży stół i magiczna atmosfera wokół w zupełności to zrekompensowały.  




Planując menu, chciałam zabrać uczestników w wyjątkową podróż przez majowe stragany – rześkie, soczyste, pulsujące kolorami, i ułożyć z nich doskonałą paletę potraw – sezonowych, lekkich, pachnących jedną z najpiękniejszych pór roku – dojrzałą wiosną i majówką. 



Grupa wspaniałych uczestników przygotowała kilkudaniową kolację oraz brunch. Każdy z dwóch warsztatów kulinarnych zakończony był wspólnym posiłkiem przy gościnnym, magicznym stole Siedliska. Już podczas pierwszej, powitalnej kolacji, jasne stało się, iż Siedlisko jak magnes przyciąga osoby wyjątkowe, otwarte na nowe smaki, gotowe do wyzwań i świetnie pracujące w grupie. 



Przy wielkim białym stole do późnych godzin trwało ucztowanie przeplatane śmiechem i niezwykłymi opowieściami. Gości połączyły przepyszne potrawy, ale też niezwykła nić porozumienia, która sprawiła, iż wszyscy od razu poczuli się, jak jedna wielka rodzina.


A co jedliśmy? Oto menu Kulinarnej Majówki:

MENU – SOBOTA

Krem ze szparagów z oliwą czosnkową

Wiosenna pizza ze szparagami i pokrzywą na buraczanym cieście

Tarta z botwinką i serem feta/kozim

Sałaty wg pomysłu i wykonania Uczestników

Suflet rabarbarowy z imbirem

MENU NIEDZIELA

Zielone smoothie ze szpinakiem

Zupa krem malinowo-buraczana z pistacjami, miodem i jogurtem greckim

Gnocchi z rukoli z pieczonymi szparagami, maślanym sosem czosnkowym i jajkiem w koszulce

Chleb z garnka z suszonymi pomidorami

Galette z truskawkami, kremem z octu balsamicznego i lodami bazyliowymi w asyście syropu z mięty i ogórka

Co mogę powiedzieć? Najprościej i najkrócej - było fantastycznie i naprawdę smacznie i ogromnie się cieszę, iż przepisy i dania zainspirowały Uczestników do własnych kulinarnych eksperymentów. 


Kolejne warsztaty kulinarne w Siedlisku poprowadzę w dniach 14-17 sierpnia, będzie to druga edycja Smaku Lata. Może spotkamy się w kuchni Siedliska i usiądziemy razem przy tamtejszym magicznym stole? 
Informacje o zapisach i relacja z zeszłorocznego Smaku Lata - tutaj (klik). 

Sukces warsztatów to w ogromnej mierze zasługa naszych partnerów, którzy zadbali o doskonałe produkty i upominki dla Uczestników. 


Po raz kolejny uczestnicy warsztatów mogli przekonać się o doskonałej jakości mąki z Reszla, najstarszego młyna w Polsce, bowiem właśnie Młynomag  dostarczył różne rodzaje mąki potrzebne do wszystkich wypieków.


 Pięknie zapakowane zestawy czekolad z działającej od 1881 roku sycylijskiej manufaktury czekolady trafiły w ręce uczestników warsztatów dzięki uprzejmości La Piccola Sicilia, która dostarczyła także doskonałej jakości oliwy i rozpieściła podniebienia niecodziennymi smakami czekolad, m.in. z kardamonem, majerankiem i cynamonem.



Pyszna zupa krem z pomidorów, pachnące latem konfitury i doskonałe syropy do herbat i napojów to zasługa patronującej warsztatom firmie Łowicz.Samo najlepsze.   


Podawana do śniadania cudowna pachnąca brioszka to zasługa Bielmaru, który dołączył do grona patronów Kulinarnej Majówki.

Dziękujemy za wspaniałe produkty! 

środa, 28 maja 2014

Chleb polski. I historia zakwasu.



Czym jest ta magia zamknięta w objęciach chrupiącej skorupki?
Zapachem? 
Smakiem?
Wspomnieniem gorącej piętki i masła zatopionego w szczodrze podziurawionym miąższu?
A może dźwiękiem pękającej pod ostrzem noża skórki?


Woda i mąka.
Tylko tyle, by powstało aż tak wiele.
Prostota w swej sile wyrasta bez zbędnych dodatków.
Cała magia i tajemnica to czas.
Ten, który był, ulotne teraz i ten, który nadejdzie. 
Zamknięty w słoiku, ukryty w lodówce. 
Drzemiący, budzony i dokarmiany. 
Zakwas. 


" Lievito to rodzinne dziedzictwo. Zrobiony "dawno, dawno temu", przez którąś z kobiet z rodziny Marii, stanowi pilnie strzeżoną tajemnicę. Być może przepis wymyśliła bisnonna, prababka, a może ktoś żyjący wiek czy dwa wcześniej. Kimkolwiek była owa kobieta, stworzyła lievito madre, "zakwas matkę", mieszając mąkę i wodę, a potem stawiając w ciepłym miejscu na kilka dni, by sfermentował i by dzikie drożdże mogły wytworzyć bąbelki powietrza. 


Bulgocząca masa dostarczyła materiału na pierwszą partię chleba, a z niej wyjęto jeszcze małą garść, którą później wykorzystano do wyrobienia drugiej partii bochenków.
I tak dalej przez kolejne wieki, od nonny do figli i do nipote - od babki, do córki i wnuczki - aż do dzisiaj, gdy siedzę tu i zastanawiam się, ile ziaren mąki z tamtego pierwszego lievito madre znalazło się w chlebie, który Maria upiecze tego poranka. 

Pane al forno, chleb pieczony w piecu opalanym drewnem. Te słowa zawsze wymawia się tutaj z pewnym nabożeństwem, choć przecież  są symbolem najprostszego jedzenia.
By upiec chleb, Leana wstaje o czwartej rano. Nawet w najgorętsze dni można dostrzec ją, jak maszeruje przez miasteczko, niosąc wysoko na głowie stos gałęzi potrzebnych do rozpalenia pieca. 
Piec Leany znajduje się na piętrze jej domu, który ma chyba z tysiąc lat. Od dziesięciu wieków piecze się tu chleb. Chleb wciąż jest tu podawany w najróżniejszych postaciach - nawet czerstwy. Świeże kromki są podstawą każdego obiadu i kolacji; wyciera się nimi z talerza resztki sosu z makaronu i soków warzywnych, co Włosi nazywają fare la scarpetta - "robieniem małego buta". *

Historia chleba nigdy się nie kończy...
Jestem pewna, że jest jeszcze to coś, tajemnicze, magiczne "coś", co sprawia, że każdy chleb pachnie inaczej. Każdy jest jak kwiat - roztacza zapach, a w nim ukrytą miedzy ziarnami historię. 
Domu pachnącego chlebem Wam życzę i dzielę się z Wami chlebem, który- jak mówi mój Tato - smakuje tak samo, jak ten, którym zaraz po wojnie karmiła go Mama... 


Jeśli to prawda, a chcę wierzyć, że tak; jeśli w bochenku chleba udało mi się odtworzyć i zamknąć kawałek dzieciństwa mojego Taty, wspomnienie Babci, to znaczy, że każda kromka, którą kroję mojemu Synowi i grubo smaruję masłem, jest dalszą częścią niekończącej się historii, w której zmieniają się bohaterowi, ale sens i magia pozostają takie same, ukryte w każdym okruchu...


CHLEB POLSKI
/cytuję na podstawie  przepisu Tatter - klik/

200g zakwasu żytniego razowego (130% hydracji)
550g mąki białej pszennej chlebowej
50g mąki pszennej razowej
1 łyżeczka soli
300g letniej wody
2 łyżeczki kminku
* opcjonalnie 1/4-1/2 łyżeczki drożdży instant


Wszystkie składniki wymieszać w misce i zagnieść sprężyste, gładkie ciasto. Zostawić w szczelnie zakrytej misce na 2 -2,5 godziny i złożyć je w tym czasie 2 - 3 razy.
Następnie zwinąć owalny bochenek. Umieścić go w koszu* i zostawić do wyrośnięcia na 1-1,5 godziny (krótko, gdy dodane zostały drożdże, dłużej jeśli chleb jest na samym zakwasie). Szybko naciąć. Piec z para w piecu nagrzanym do 260 stopni przez 10 minut, potem obniżyć temperaturę do 230 stopni i piec jeszcze 20-25 minut. W połowie pieczenia bochenek obrócić, aby obie strony jednakowo się zbrązowiły.
Uwaga od Tatter:
Należy monitorować ostatnią fermentację i nie dopuścić do nawet najmniejszego przerośnięcia chleba. Świetnie się przechowuje i pięknie pachnie.
(Można do ostatniego wyrastania umieścić go w długiej keksówce i potem w niej upiec chleb).



*cytuję fragment wspaniałej książki "W miasteczku długowieczności" Tracey Lawson, która jest niezwykłą ucztą dla wszystkich smakoszy życia - bardzo Wam polecam. Wydawnictwi CZARNE, seria Dolce via. 

środa, 21 maja 2014

W objęciach czekolady i Akademii Smaku.

Jak to możliwe, że minął już ponad .... miesiąc?!
Miesiąc od ostatniego wpisu i niemal dwa razy tyle od wspaniałego czekoladowego spotkania, w jakim miałam przyjemność uczestniczyć. 
Czas zdecydowanie mnie wyprzedza i muszę chyba mocno popracować nad formą, aby go dogonić. 

Dziś zatem wspomnienia, mocno czekoladowe, z kwietniowego spotkania Akademii Smaku Siemens, do której po raz kolejny zostałam zaproszona. Tematem spotkania, które odbyło się 4 kwietnia w pięknie urządzonym Centrum Domowych Inspiracji - klik były "Desery i czekolada: Potęga słodyczy". Kto mnie choć troszkę zna, ten wie, że to temat, któremu nie jestem w stanie odmówić:)



Patronat nad spotkaniem objęła marka Lindt, dzięki czemu wszyscy uczestnicy (i prowadzący też:) mogli bez ograniczeń zajadać się przeróżnymi rodzajami czekolad, których stosy - dosłownie - kusiły nas na każdym kroku.   


Po krainie czekolady oprowadzał nas prowadzący spotkanie Krzysztof Kopciński, szef cukierni w restauracji ‘Sowa & Przyjaciele’, który wcześniej pracował m.in. w restauracji „Tamka 43” oraz Klubie Polskiej Rady Biznesu w Pałacu Sobańskich. Krzysztof nadzorował słodkie wcielenia czekolady, a wytrawnej opozycji dowodził Konrad Birek, szef kuchni Akademii Smaku Siemens.   


Przy obu stanowiskach powstawały prawdziwe smakołyki. Pod czujnym i wprawnym okiem Krzysztofa oraz dzięki niecodziennym urządzeniom powstały: chałwa w zamszu malinowym, ciastko Sacher, piana o smaku cherry&chili, tiulle z nibsów kakaowych, makaroniki czekoladowe, bezy porzeczkowe i fiołkowa wata cukrowa. 
Wszystko pięknie podane, smakowało świetnie i szkoda tylko, że przygotowanie podobnych dań w warunkach domowych może okazać się nie lada wyczynem - ale dla chcącego nic trudnego!

Zanim jednak podano desery, wraz z Konradem Birkiem gotowaliśmy szafranowe risotto z mięsem z uda kaczki, dymką i parmezanem oraz medaliony z polędwicy wołowej w sosie winno-czekoladowym. Och i ach, a zwłaszcza cudowny wprost sos, którego powstawanie miałam przyjemność nadzorować. Wyszedł wspaniale i polecam Wam bardzo ten przepis - wszystkie przepisy ze spotkania (tego oraz poprzednich) znajdziecie na stronie Akademii Smaku - klik. To właśnie temu wytrawnemu przepisowi z użyciem czekolady zawdzięczam spełnienie misji, jaką było przekonanie do czekolady Pauliny, która wygrała u mnie zaproszenie na to czekoladowe spotkanie - tak więc "mission completed". 

Jak zawsze na uczestników czekał pięknie nakryty stół, przemiła obsługa, pyszne jedzenie i wielkie torby pełne upominków. Czas płynął czekoladowo i zdecydowanie za szybko. Jeśli będziecie mieli okazję do wzięcia udziału w warsztatach Akademii Smaku Siemens - nie wahajcie się, bardzo Wam polecam! 

Muszę przyznać, że choć ostatnio nie widać tego po wpisach na blogu, ale większość czasu spędzam teraz na intensywnym gotowaniu i prowadzeniu warsztatów. Cieszę się, że mam okazję robić to, co rzeczywiście sprawia mi wielką przyjemność. Jednak, jak pewnie większości z Was, i mnie zdarzają się chwile, kiedy omijam kuchnię szerokim łukiem albo ze względu na częste podróże i wyjazdy zdana jestem na nie zawsze bliskie mojemu podniebieniu smaki. W takich sytuacjach ratuje mnie ostatnio jedno miejsce, dzięki któremu naprawdę smaczne jedzenie dowożone jest wszędzie tam, gdzie akurat dopadł mnie apetyt. Ta strona z lokalnymi restauracjami i knajpami (klik) już nie raz mnie uratowała. Polecam, więc i Wam. 
Do poczytania wkrótce:)

* zdjęcia - materiały prasowe organizatora

wtorek, 22 kwietnia 2014

Bezy w fiołkowym pudrze. I jak smakują "kłopotki"? Rozwiązanie konkursu.




Choć zdają się małe, potrafią przytłoczyć niczym wielki głaz.
Ponoć mieszkają nad rzeczką, ale widzę je częściej na twarzach.
Zdzierają uśmiech i żłobią zmarszczki. 




I nigdy nie dają szans, by być gotowym. 
Zawsze atakują znienacka.
Smutki, smuteczki. 
Te duże i te małe, kłopoty i kłopotki.


Czuję ciepło. 
Pulsujące w delikatnych opuszkach palców, 
w dłoniach pełnych miłości, gdy gładzą policzki i tulą mocno do serca.
Widzę uśmiech - piękny i kojący.
Usta malowane spokojem i nadzieję, którą daje ich odcisk na zmarszczonym od smutków czole.
A potem zaraz do ciepła dochodzi zapach. Zawsze razem, zawsze tak samo cudowny, niosący ratunek i pocieszenie. 


Duet.
Mama i  ciastka. 
Nieważne jakie, ważne, że od Mamy, najważniejszej. 
Mama, lekarstwo na całe zło. 
A ciastka - słodki bonus, kruche słabości, których smak przegania smutki jeszcze dalej. 

"Następnego ranka mieszkańcy Malowniczego mogli u Krysi w herbaciarni kupić świeże przepyszne rogaliki, które sprzedawała niezwykle rzadko. Przypuszczano, że robi je tylko na specjalne okazje, bo ich produkcja jest skomplikowana i czasochłonna. Tymczasem prawda była taka, że rogaliki powstawały tylko wtedy, gdy Krysia miała jakieś poważne zmartwienia. I zapewne gdyby mieszkańcy Malowniczego o tym wiedzieli, nie dopytywaliby się tak często, kiedy będzie kolejna partia kłopotków i nie dziwili, czemu nadała im taką nazwą..." *


Ciastka - kłopotki. 
Pieczone, by zagryźć smutki, przepędzić daleko zmartwienia i osłodzić zgorzkniałe uczucia. 
Magia składników dobranych tak, by odczarować złe chwile. 
Słodkie lekarstwo pod kruchą skorupką kryjące ciągnącą się, lepką słodycz. 


Bezy.
Duże, okrągłe "kłopotki". 
Jak wielka pastylka przeciwsmutkowa.
Bezwstydnie słodkie remedium. 
A na nich fiołkowy pył z mgiełką zapachu, który kocha moja Mama.  
I kilka kropli syropu z fiołków, by spijać z nich to co najlepsze. 


Moje kłopotki pieczone doraźnie i profilaktycznie. 
Dla Synka, dla Mamy i Taty, dla W. i dla mnie samej. 
Wgryzam się w bezowe kruchości i chłonę aromat fiołków.
Ktoś mówił o smutkach i kłopotach?! 
Chyba mi się zdawało....
Zanurzam się w fiołkach i po kłopotach. 


Lubię wracać w pamięci do czasów, gdy byłam małą dziewczynką, a Mama piekła mi ciastka na smutki. Właściwie nic się od tamtej pory nie zmieniło. Może z wyjątkiem tego, że teraz i ja jestem mamą i nie jeden już raz przepędziłam synkowe zmartwienia piekąc ukochane bezy. 



Czym są "kłopotki"? Skąd się tu wzięły?
To rogaliki pieczone przez jedną z bohaterek książki Magdaleny Kordel "Malownicze. Wymarzony dom". Krystyna sprzedaje je w swoje herbaciarni tylko wtedy, gdy ma zmartwienia. "Kłopotki" to jej ciastka-pocieszyciele. Mieszkańcy wioski wcale o tym nie wiedzą i sądzą, że piecze je rzadko, ponieważ ich receptura jest bardzo skomplikowana. Joasia z Book me a cookie zaprosiła 10 blogerek, w tym mnie, do upieczenia naszych "kłopotków" i pokazania ich Czytelnikom. 


Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda Malownicze, mam dla Was 2 egzemplarze książki Magdaleny Kordel. Co trzeba zrobić, aby ją otrzymać? W komentarzu pod postem napiszcie, jakie jest Wasze wymarzone miejsce, w którym znikają wszelkie smutki. Na Wasze odpowiedzi czekam do 21 kwietnia br. do godz. 20.00. Wyniki podam następnego dnia. (*wysyłka nagród wyłącznie na terenie Polski). 

Rozwiązanie konkursu

Dziękuję wszystkim za komentarze o wymarzonym miejscu, w którym znikają wszelkie smutki. 
Książka Magdaleny Kordel " Malownicze. Wymarzony dom" trafi do Majany i Bezglutenowe wariacje kulinarne. Nagrodzone osoby proszę o przesłanie adresów korespondencyjnych na kucharnia@wp.pl


BEZY W FIOŁKOWYM PUDRZE
/na ok. 18 dużych bez/
225 g cukru, najlepiej drobnego do wypieków
4 białka 
szczypta soli


Białka ubijać ze szczyptą soli. W połowie ubijania stopniowo dodawać cukier. Ubijać do momentu aż piana będzie sztywna i lśniąca, a cukier się rozpuści.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 150 stopni. Dwie blachy wyłożyć papierem do pieczenia. Ubitą masę białkową przekładać łyżką formując okrągłe spody o średnicy ok. 45 cm. Grubość masy bezowej na spody nie powinna być zbyt  duża, maksymalnie 1 cm, gdyż w trakcie pieczenia bezy urosną. 


Włożyć do piekarnika i piec ok. 50-60 minut. Następnie wyłączyć piekarnik i suszyć przy leciutko uchylonych drzwiach piekarnika do momentu, aż zupełnie wystygnie. Bezy są idealnie bezowe - z wierzchu chrupiące, a w środku delikatnie ciągnące.
Posypać je z wierzchu fiołkowym cukrem pudrem i skropić syropem z fiołków (tutaj przepis - klik).


FIOŁKOWY PUDER

1/3 szklanki fiołkowych płatków
ok. 1/3 szklanki cukru

Z zebranych fiołków odciąć płatki i przełożyć je do moździeża. Dosypać część cukru i ucierać, aż płatki puszczą sok i połączą się z cukrem. Dosypać resztę cukru i utrzeć z całością, a następnie rozsypać na pergaminie i suszyć w lekko nagrzanym piekarniku. Gotowy cukier przesypać do młynka lub dobrego malaksera i zmiksować na "pył" - powstanie fiołkowy cukier puder. 

środa, 2 kwietnia 2014

Czekolada, zielony i jajko.

Po raz pierwszy musiałam dokonać tak trudnego wyboru. 
Zaproszenie na czekoladowe warsztaty w Akademii Smaku Siemens mogę ofiarować tylko jednej osobie, a przekonało mnie każde zgłoszenie.Czemu nie mogę zabrać wszystkich?!
Jednak jedno uzasadnienie było inne od wszystkich. 
Inne i dla mnie - podobnie jak pewnie dla większości - zupełnie niezrozumiałe. 

"A na czekoladowe warsztaty chętnie bym się wybrała, by wreszcie zrozumieć tę magię czekolady, która mam wrażenie oczarowała wszystkich oprócz mnie. Niech mnie ktoś wreszcie przekona, że brownie, pralinki i trufle, krem czekoladowy i lody o tym smaku to właśnie TO!"

Jak można nie lubić czekolady?! 
To misja, z którą chcę się zmierzyć - na czekoladową przygodę zapraszam więc Paulinę J. i przyjmuję sobie za punkt honoru, że wychodząc z warsztatów zmieni zdanie o czekoladzie.
A jeśli tak się nie stanie? Co wtedy?
Wtedy na pewno ja zjem tabliczkę czekolady - na uspokojenie:)

Paulino, proszę o kontakt mailowy: kucharnia@wp.pl

Pozostałym uczestnikom bardzo dziękuję za udział w zabawie - uwierzcie, że gdyby to tylko było możliwe, wzięłabym Wasz wszystkich ze sobą! 


A jeśli Ktoś z Was nie ma planów na następny weekend, ma za to ochotę pogotować ze mną, zapraszam serdecznie na kolejne warsztaty kulinarne w Pracowni Manualnej. 
Gotujemy 12 i 13 kwietnia, każdy termin to oddzielny warsztat. 


GRASZ W ZIELONE?

Serdecznie zapraszamy na
warsztaty kulinarne "Smak koloru",

Będą to drugie z serii palety kolorowych warsztatów kulinarnych, jakie prowadzone są cyklicznie w Pracowni Manualnej.

Tematem wiosennych warsztatów,
które odbędą się w dniu 12 kwietnia o godz. 14.00
będzie kolor ZIELONY.

Warsztaty skierowane są do wszystkich, dla których jedzenie to nie tylko gotowanie, ale także magia wspólnych rozmów, podróż przez zmysły, w czasie której, kolor nabiera smaku.

Podczas warsztatów przygotujemy :  
  • zielony chłodnik a'la gazpacho
  •  zielone scones z hummusem z czosnku niedźwiedziego
  •  quinoa w zielonym ogrodzie z miętą, kolendrą i bazylią
  •  zielone smoothie z kaszą jaglaną 
  • zielone trufle z młodym jęczmieniem
Czas trwania warsztatów ok. 4 godz.

Wszystkie potrawy są bezmięsne.

Zapisy na warsztaty prowadzone są do 9 kwietnia.
Liczba miejsc ograniczona.


Miejsce : Pracownia Manualna ul. Górna 18, Józefów (koło Falenicy), pod Warszawą
Data: 12 kwietnia godz. 14.00;
Liczba uczestników: maksymalnie 8-10 osób
Cena: 199 zł 
Zapisy i informacja: 696 871 139 lub 504 779 391
Kontakt: kucharnia@wp.pl, pracownia.manualna@gmail.com


Serdecznie zapraszamy na

WIELKANOCNE warsztaty kulinarne

"JAJKO i spółka",
Tematem warsztatów,
które odbędą się w dniu 13 kwietnia o godz. 12.00
będzie WIELKANOCNE JAJKO w różnych wcieleniach

Uczestnicy warsztatów będą robić jaja, mazurki,pasztety, baby, sosy
na słodko i na słono.


Podczas warsztatów przygotujemy :

  • sos zielony i rzodkiewkowy na bazie samodzielnie przygotowanego majonezu
  • śniadanie na trawie, czyli poranną łąkę
  • ponczowe baby Savarin
  • mazurki - niespodzianki
  • pasztet jaglano-warzywny w dwóch wersjach

Czas trwania warsztatów ok. 4 godz.

Wszystkie potrawy są bezmięsne.Przygotowane potrawy uczestnicy mogą zabrać ze sobą.

Zapisy na warsztaty prowadzone są do 10 kwietnia.
Liczba miejsc ograniczona.

Miejsce : Pracownia Manualna ul. Górna 18, Józefów (koło Falenicy), pod Warszawą
Data: 13 kwietnia godz. 12.00;
Liczba uczestników: maksymalnie 8-10 osób
Cena: 199 zł 
Zapisy i informacja: 696 871 139 lub 504 779 391
Kontakt: kucharnia@wp.pl, pracownia.manualna@gmail.com

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails