czwartek, 18 lipca 2013

Smak lata, warsztaty i róża dla ... Update:)

Moi Drodzy! 

Pytacie o przepis do deserów na zdjęciach - od dziś możecie je przeczytać w najnowszym numerze magazynu Spring Plate - tu link (klik).
A ja zaczynam się pakować przed kulinarną podróżą do Szwecji - relacja po powrocie:)
Słonecznego weekendu! 



Jak smakuje lato?
Porzeczkami,
malinami, 
śliwkami rwanymi prosto z drzewa,
miodową słodyczą gruszek
czy może jest bardziej pomidorowe?


Lato przepełnia zmysłowość. 
Kolory intensywne, kuszące.
Smaki dojrzałe, świadome.
Skórka gładka, jedwabista.
Miąższ słodki, kapiący sokiem, którego krople powoli spływają po szyi, a niezłapane w porę zuchwale wędrują w zakamarki dekoltu. 



Lato przy stole.
Dużym, wspólnym, nakrytym obrusem w czerwoną kratkę i ustawionym w ogrodzie. 
W powietrzu unosi się muzyka łąki spleciona ze słowami Gości. 
Kim są i skąd przybyli nie ma znaczenia. Ważne są ich ręce i słowa.
Ręce, które kroiły, zagniatały, mieszały i słowa, które utkają historię wyjątkowego spotkania. 
Gdzie i kiedy?


Pamiętacie, jak zabrałam Was na łąkę na zbieranie poziomek i zaczęłam opowieść o Siedlisku? (klik) 
Czas na ciąg dalszy. 
Na opowieść o tym, jak Siedlisko zamieszkało w moim sercu i o tym, jak ja zamieszkam na trochę w Siedlisku.
Opowieść o tym, jak tam trafiłam zostawię na deser, a może kiedyś opiszę w książce....


Znalazłam w Siedlisku to, co cenię i czego szukam i coś czego sama się nie spodziewałam.
Spokój, przestrzeń, zieleń, przepiękne wnętrza, kolory, cień pod bocianim gniazdem, sielskie falowanie hamaka i zaproszenie do fascynującej przygody. 
Już od połowy sierpnia będę miała przyjemność prowadzić w Siedlisku warsztaty kulinarne. 
Ogromnie się cieszę, choć nie brak mi niepokoju, czy spełnię oczekiwania...



Chwile przy wspólnym stole doceniam bardziej niż inne. Dzielone z osobami, które towarzyszą w przygotowaniu jedzenia nabierają jeszcze większej wartości. Czas się zatrzymuje zapatrzony w magię wspólnego gotowania i stołu.
Chciałabym, aby w Siedlisku czas się zatrzymał i pozwolił nam poczuć prawdziwy Smak Lata. 



Idziesz sobie przez ogród - latem. Sierpniowa bezczynność, wczesne popołudnie. Ani śladu wiatru. Wydaje się, że nawet światło zasnęło na pomidorach - po jednej świetlnej plamce na każdej czerwonej kuli. Ostatni deszczyk troszeczkę je ubrudził ziemią. To dobry pomysł, by kilka z nich ochłodzić w strumieniu zimnej wody, a potem wgryźć się w letni miąższ. W znieruchomiałej godzinie smakować powoli kolejne stadia wytrwałej przemiany kolorów.  *


Smak Lata będzie tematem warsztatów kulinarnych, które odbędą się w Siedlisku w dniach od 15 do 18 sierpnia, czyli w długi sierpniowy weekend. 
Cztery dni pobytu, w czasie którego na gotowanie poświęcimy dwa popołudnia zakończone wspólną kolacją w ogrodzie. Podczas trzeciego warsztatu - przedpołudniowego, przygotujemy wspólny brunch, który oczywiście też razem zjemy. W przerwach od gotowania, jedzenia i wspólnych rozmów przy stole, można wylegiwać się na leżakach, bujać w hamaku, pójść nad jezioro, wsiąść na rower i dać się ponieść polnym drogom, wypatrywać żurawi, przyglądać się bocianom  i wsłuchiwać w żabie koncerty nad stawem. 


Warsztaty zaplanowane są dla kameralnej grupy  6 (maks.8) osób. 
Pytania i rezerwacje można zgłaszać na adres warsztaty@siedliskoblanki.com  
najpóźniej do 5 sierpnia.
Zapraszam też do odwiedzenia siedliskowej strony internetowej www.siedliskoblanki.com, gdzie zobaczycie namiastkę tego, co czeka na Gości w Siedlisku.


A teraz pora na różę, na słoiczek konfitur z płatków róży. Obiecałam przed tygodniem wysłać go Osobie, która jako pierwsza odgadnie, co zaczynam robić od połowy sierpnia. Autorką  prawidłowej odpowiedzi jest Joanna Tymcio, która jako pierwsza odgadła moje warsztatowe plany i wpisała odpowiedź na FB. Joanno, gratuluję i czekam na dane do wysyłki. 



Dziś wyjątkowo bez przepisu, choć ze zdjęciami letnich deserów, które przygotowałam do letniego wydania internetowego magazynu Spring Plate. Nowy numer gotowy będzie lada dzień, o czym Was z przyjemnością poinformuję. 


Mimo kapryśnej pogody życzę Wam udanych wakacji. Za kilka dni wyruszam na kulinarną wyprawę, skąd mam nadzieję powrócić z wieloma nowymi inspiracjami, ale o tym  napiszę za jakiś czas. 
Zostawiam na koniec słowa z mojego ukochanego eseju autorstwa Ludwika Stommy o magii stołu, wspólnego stołu, z nadzieją, że taką magię uda nam się stworzyć w Siedlisku. 


Można zrobić kopię obrazu, można zagrać w teatrze dwa razy prawie tak samo, można nawet robić dwa razy podobną pieczeń. Nigdy jednak nie spotkają się ci sami i tacy sami ludzie w tym samym miejscu, przy tych samych daniach i nigdy już żyłki światła nie będą tak samo biegać po kielichach.  Nigdy też obsługa nie będzie identyczna. To jest spektakl na jeden raz. Kominek gaśnie. Kurtyna.

*fragment eseju Znieruchomiały ogród z książki Pierwszy łyk piwa i inne przyjemności autorstwa P. Delerme.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Komu słoiczek? Białe brzoskwinie w różanym syropie z pistacjowym krokantem. I co słychać ?



Gdzie jestem, gdy mnie tu nie ma?
Co robię, a czego nie?
Co przede mną, a co już dawno minęło?
Czemu północ, skoro najbardziej kocham południe?
Co dalej?
Jak to będzie?
Czy się uda?
Czy dam radę?
I do kogo trafi słoiczek? (patrz niżej)

Mnóstwo pytań.
Nie jedna wątpliwość, ale i ogromna ciekawość - jaka będzie odpowiedź...?



Dawno już w moim życiu nie działo się tyle rzeczy naraz, choć zawsze mi się zdawało, że nie mam powodów do nudy.
Czuję się jakbym ze starego składaka przesiadła się do lamborghini, w którym ktoś zapomniał zamontować hamulce.
Jednak zamiast strachu czuję ogromną radość, która przeplata się z rosnącą ciekawością - co z tego wszystkiego wyjdzie...?


To niesamowite, jak wiele może zmienić w życiu jeden niepozorny mail, w dodatku w ostatnim przebłysku intuicji jednak nie skasowany, jak wiele podobnych. 
Jak wiele zależy od odwagi.
Jak wiele może zależeć od paru słów złapanych gdzieś w locie i wpisanych gdzie trzeba.
Jak bardzo wiele zależy po prostu od przypadku. 
I jak cudownie, kiedy te przypadki pozwalają realizować pasję i spełniać marzenia, dają odwagę do obudzenia się rano ze świadomością, że fajne jest to, co się robi.


Tego właśnie było mi trzeba.
Całkiem możliwe, że mam ochotę na jeszcze więcej...
Całkiem możliwe, że nie macie pojęcia o czym ja tu w ogóle piszę i to zrozumiałe, bo natłok myśli i wrażeń jeszcze mnie nie opuścił.
Ułożę to wszystko w odpowiednie słowa, jak tylko sama wszystko sobie w głowie poukładam. 


Potrzebuję chwili oddechu.
Małej przerwy, wytchnienia, deseru....
Smaku lata * wyjątkowego.
Kolorów łagodnych, subtelnych.
Aromatu kwiatów i orientu.
Białych brzoskwiń w różanym syropie z pistacjowym krokantem.



Kocham brzoskwinie miłością wielką, zwłaszcza te białe, lekko zaróżowione, jakby oblały się rumieńcem. 
Czyż nie są zmysłowe? Te kształty, kolor, smak, jak im nie ulec?!
Odkąd pamiętam smak białych brzoskwiń przemawiał do mnie echem różanego aromatu. Ta nuta orientu bez dodatku pistacji byłaby niedogranym tonem.


Choć trudno się oprzeć i czekać, polecam Wam schłodzić całość przed podaniem. 
W letnie popołudnie ten deser chłodzi i orzeźwia.
Jest lekki, zmysłowy i doprawdy kojący.
Wgryzam się w różaną brzoskwinię, zamykam oczy i już mnie tu nie ma....


A zanim odpłynę na dobre, mam dla Was słoiczek galaretki z płatków róż.
Wzbudził wiele emocji, gdy wspomniałam na FB, że chętnie go Komuś ofiaruję. Lista chętnych i Wasze cudowne argumenty sprawiły, że gdybym tylko mogła, obdarowałabym wszystkich. Ale nawet w najdalszych zakamarkach mojej spiżarni nie mam aż TYLU słoiczków. 
Galaretka z płatków róż powędruje więc do Osoby, która jako pierwsza prawidłowo odpowie na pytanie:

  Co zaczynam robić od połowy sierpnia?

Kto czyta uważnie blog i ma czas, by śledzić to, co piszę i pokazuję na FB nie powinien mieć problemów z odpowiedzią. 
Na Wasze odpowiedzi czekam najpóźniej do 12 lipca br. Jeśli nikt nie trafi, wybiorę najbardziej oryginalną propozycję.  Powodzenia!


BIAŁE BRZOSKWINIE W RÓŻANYM SYROPIE Z PISTACJOWYM KROKANTEM

2 szklanki wody
1 1/4szklani cukru
kilka łyżek wody różanej
1 łyżeczka galaretki z płatków róż
6 brzoskwiń


Na pistacjowy krokant
garść posiekanych drobno pistacji 
1/3 szklanki cukru


Brzoskwinie umyć.
Do dużego płaskiego rondla wlać wodę i dodać cukier. Doprowadzić do wrzenia. W tym momencie do syropu włożyć całe brzoskwinie i gotować na małym ogniu przez kilka minut - powinny lekko zmięknąć, ale nie rozgotować się! Wyłączyć ogień, dodać wodę różaną (można więcej - do smaku) i galaretkę z płatków róż. Wymieszać całość, nakryć rondel i trzymać brzoskwinie w syropie do wystygnięcia, następnie włożyć do schłodzenia do lodówki - najlepiej na całą noc.


Przed  podaniem przygotować pistacjowy krokant. Drobno posiekane pistacje rozłożyć na pergaminie.
Do rondelka z grubym dnem wsypać cukier. Wstawić na średni ogień i czekać aż cukier zacznie się rozpuszczać. Nie należy mieszać, gdyż tworzą się grudki. Aby zapobiec krystalizowaniu się cukru na ściankach rondla, można zmoczyć pędzelek w zimnej wodzie i przetrzeć nim wewnętrzne ściany naczynia. Po paru minutach minutach cukier zacznie się karmelizować, najpierw od spodu, więc, by zapobiec jego przypaleniu można delikatnie poruszać rondelkiem. 



Gdy całość cukru się rozpuści i osiągnie kolor jasno-bursztynowy, rondelek zdjąć z ognia i szybkim ruchem rozlać karmel na rozsypanych na pergaminie pistacjach. Należy to robić dość prędko, gdyż karmel szybko zastyga. Na rozlany karmel nałożyć drugi arkusz papieru i przy pomocy wałka rozprowadzić równomiernie, tak, by równą i cienką warstwą pokrył pistacje. Nie zdejmować jeszcze nałożonego z góry pergaminu. Gdy karmel zastygnie, uderzać w niego dość energicznie np. tłuczkiem do mięsa - powstaną kryształki karmelu z pistacjami, czyli krokant. 
Brzoskwinie podawać oblane syropem i posypane z wierzchu krokantem. 



* Smak lata - te słowa mają wiele wspólnego z tym, co zaczynam od połowy sierpnia :)
**inspiracja stąd - klik 

czwartek, 27 czerwca 2013

Pójdziesz ze mną na łąkę? Nazbieramy poziomek, opowiem Ci o.... Panna cotta z dzikiego bzu z poziomkowym coulis




Pójdziesz ze mną na łąkę?
Nazbieramy poziomek.
Narwiemy bzu.
Z piegami żółtego pyłku na nosie będziemy zanurzać się w zieleni.


Dojdziemy aż na koniec,
tam gdzie wszystko pachnie jaśminem.
Nazrywamy bukiety, wetkamy kwiaty we włosy
i opowiem Ci o pocałunku,
tu właśnie, pod jaśminem.


Dawno to było ...
Zarumienię się, Ty zaśmiejesz i pójdziemy dalej, w stronę jabłoni.
Pamiętasz jak....?
Kiedy to było? Nie, nie ma już tej śliwy ani gruszy rozciętej piorunem na pół.
Rzucają cień już tylko w pamięci. 
Wszystko w niej takie, jak wtedy.


Snopki siana pachnące słońcem. 
Karolka w chustce na głowie z jabłkami na kompot upchniętymi w fartuchu.
A my zbieramy korale, koraliki
Małe, czerwone, nadziewamy na chude łodyżki traw. 
Poziomkowe klejnoty.


Sznur dla Ciebie, sznur dla mnie...
Jedna po drugiej malują nasze usta.
Do twarzy nam w poziomkowej czerwieni. 
Pasuje do naszych sukienek i rumieńców, będziemy przecież wspominać o ... 


Gdy słońce przechyli się za brzozy usiądziesz ze mną na łące, a ja zabiorę Cię na inną łąkę.
Słowo po słowie zaprowadzę Cię tam gdzie powietrze pachnie zupełnie inaczej.
Pójdziemy na łąkę, która układa się miękko po okolicy i nie wiem gdzie kończy, a gdzie zaczyna. 


Przecięta ceglastą wstążką polnej drogi, ubrana jest w maki i chabry.
Twoje ulubione.
Od świtu po noc  mruga oczkiem stawu.
Zalotnik z niego - trzepocze cudownie długimi rzęsami trzcin i tylko w niego się wpatruję, gdy leżę na hamaku w cieniu strzelistych grabów.
Ten drugi hamak czeka na Ciebie. I drewniana ławeczka obok też. 


Zobaczysz stąd błękit jeziora, usłyszysz kukułkę.
To stąd widać najlepiej żurawie i tu ciepłe światło wieczornego słońca odbija się najpiękniej w oknach.
A może wolisz altanę na drugim końcu ogrodu?


Chodźmy. 
Będziemy stąd podglądać bociany, których gniazdo króluje na środku.
Opowiem Ci kiedyś skąd się tu wzięło...
Ale teraz wejdźmy na chwilę do środka, zabierzemy ze sobą zapach łąki.
Jaśmin, chabry, lawenda pasują do białych ścian. 


Wejdź schodami na górę, tymi krętymi, z kuchni, i ustaw bukiet na środku dużego stołu. 
Zaczekaj tam na mnie. Opowiem Ci o obrazach, o ...
Opowiem Ci o miejscu, które istnieje naprawdę, choć pewnie myślisz, że jest tylko marzeniem. 
Zostawiłam tam serce i Ty zrobisz to samo, i będziemy tam wracać, na łąkę, nad staw, do Siedliska...


To co?
Pójdziesz ze mną na łąkę?
Nazbieramy poziomek, opowiem Ci, co robię, gdy tak długo mnie tu nie ma...
Opowiem Ci o Siedlisku...


PANNA COTTA Z DZIKIEGO BZU Z POZIOMKOWYM COULIS
/na 4 porcje, pomysł własny/

Letni i bajkowy deser. 
Panna cotta pachnie i smakuje dzikim bzem. Razem z poziomkami tworzy rajski duet. 
Do zjedzenia koniecznie na łące i w Siedlisku ...


2,5 łyżeczki żelatyny  w proszku
430 ml śmietany kremówki 
70 ml syropu z dzikiego bzu
1/3 filiżanki cukru 
1/2 laski wanilii


Przygotować 4 ramekiny lub inne naczynka na panna cottę. W miseczce zalać żelatynę 2 łyżkami zimnej wody i odstawić na kilka minut, by napęczniała. W tym czasie do niewielkiego rondelka z grubym dnem wlać śmietanę i wsypać cukier. Wstawić na średni ogień. Laskę wanilii przeciąć wzdłuż na pół, końcówką ostrego noża zeskrobać z jednej połówki ziarenka wanilii i wraz z połową laski włożyć do rondelka ze śmietaną i syropem z dzikiego bzu. Gdy całość się zagotuje zdjąć z ognia i dodać namoczoną żelatynę, mieszać aż się całkowicie rozpuści. Wyjąć laskę wanilii. Masę wlać do przygotowanych naczynek i wstawić do lodówki, by zastygła - ok. 3 h (u mnie trwało to 1,5 h). 


POZIOMKOWY COULIS

szklanka poziomek
kilka truskawek
syrop z dzikiego bzu - do smaku
Poziomki i truskawki zmiksować razem. Przetrzeć przez sito i powstały sos doprawić do smaku syropem z dzikiego bzu. Jeśli całość jest za słodka, można dodać kilka kropel cytryny. 


wtorek, 4 czerwca 2013

Konfederacka 4. Uwielbiam ...




...uwielbiam ludzi z pasją,
zwykłych - niezwykłych, bez nadęcia i tych wszystkich pretensjonalnych "ą" i "ę", 
bez poczucia wyższości, które nie idzie w parze z jakością. 


Uwielbiam miejsca z duszą.
Takie, gdzie stawiając pierwszy krok wiem, że każdy kolejny zapiszę w pamięci i będę w niej wracać do wydeptanej z zachwytem ścieżki. 


Uwielbiam gotujących mężczyzn, zwłaszcza jeśli są szefami kuchni (Bartek Płócienniak,Rui Miguel Dos Santos Moreira, Fabrice Boulahouache  - klik), którzy oprócz pasji do gotowania mają też dar zarażania tą pasją innych, i co najważniejsze - naprawdę potrafią wyśmienicie gotować. 



Uwielbiam ten błysk w oczach, jaki rozświetla twarz każdego kulinarnego blogera na widok jedzenia, dobrego i pięknie podanego. I tą szybkość i precyzję, niczym u wytrawnego rewolwerowca, z jaką "strzelają" kolejne zdjęcia. 


Uwielbiam, gdy jedzenie łączy nie tylko dużym, wspólnym stołem, ale i prawdziwą miłością do delektowania się i poznawania nowych smaków.  Gdy jedzenie jest całym sensem i jedynym celem, a nie środkiem do sprzedania płynu do zmywarek, woreczków foliowych czy innego fixu. 


Uwielbiam uroczą i filigranową Anię i wszystkie jej patelnie z najlepszym na świecie sosem koperkowym, który pozwoliła nam bezkarnie wyjadać palcami, będąc przy tym zajęta gotowaniem dla kolejnych dziesiątek gości. 


Krótko mówiąc - uwielbiam Konfederacką 4
niezwykłe miejsce z klimatem, duszą i wyjątkowymi ludźmi. 
Miejsce bez wielkiego szyldu, jaskrawych neonów i reklam, w szarym budynku splecionym w objęciach bluszczu. 
Miejsce i ludzi, którzy nic od nas nie chcąc, dali nam znacznie więcej niż każdy z nas oczekiwał.
Uśmiech, cierpliwość, prostotę, bezpretensjonalność, czas, pasję i całą masę pysznego jedzenia i doskonale dobranego wina. 


Dziękuję!
Dziękuję Ani Strugalskiej za jej "nos", który poprowadził ją do mojej KUCHARNI, szefowi Bartkowi Płócienniakowi za profesjonalizm, życzliwość  i poczucie, że znamy się od zawsze i moglibyśmy rozmawiać o jedzeniu (i nie tylko) bez końca.  
Dziękuję Ani Grudzińskiej-Sarna i Kamilowi Sarna z pracowni fotograficznej Jedzenie jest piękne (klik) za cenne wskazówki fotograficzne i wyrozumiałość wobec mojego aparatu;),


Klaudynie za bycie jedynym w swoim rodzaju przewodnikiem po Krakowie i za pudełeczko z ręcznie ucieranym przez nią kremem - śmiem twierdzić, że upiększającym (przynajmniej na mnie tak działa;),
Magdzie za słoik najlepszego na świecie musu rabarbarowego,


Joasi za nocne podróże tramwajem, pokój pełen cudownych książek i śniadanie z widokiem. 
Dziękuję wszystkim uczestnikom za cudowne towarzystwo - za to, że nie znając większości z Was wcześniej, czułam się tak, jakbyśmy znali się od zawsze. 


Joasia napisała, że " warsztaty na Konfederackiej 4 przywróciły jej wiarę w jedzenie". Ja tej wiary nigdy nie straciłam, choć nie raz przyszło mi wątpić co do sposobu jego przygotowania i podania - jak na pewnych warsztatach, gdzie unoszący się w obłokach swojej "wielkości" szef kuchni podał niemal surowego indyka twierdząc, że "tak ma być" - ale o tych warsztatach u mnie nie przeczytacie...


Z przyjemnością piszę za to o warsztatach na Konfederackiej 4, choć nikt mnie o to nie prosił, nic w zamian nie otrzymam, ani też relacja z warsztatów nie była warunkiem  mojego udziału. 
Piszę, bo KUCHARNIA jest blogiem o miłości do jedzenia, życia i wspomnień i cząstkę tej miłości znalazłam właśnie na Konfederackiej ...

Relacje pozostałych uczestników znajdziecie na ich blogach: 




Podczas warsztatów przygotowywaliśmy i z zachwytem zajadaliśmy się: 

Portugalską zupą na doradzie i krewetkach – autor: Rui Miguel Dos Santos Moreira

Małżami św. Jakuba z młodym szpinakiem i chorizo – autor: Bartek Płócienniak

Okoniem morskim na czerwonym risotto (z papryką i pomidorami) – autor: Bartek Płócienniak

Jagnięciną nowozelandzką z morelowo-pikatnym chutneyem, kaszą gryczaną i sosem z koziego sera z miętą – autor: Bartek Płócienniak

Makaronikami z kremem cytrynowo-bazyliowym, truskawkami i białą czekoladą – autor: Fabrice Boulahouache
  


 * Całkiem możliwe, że jedno albo i wiecęj zamieszczonych tu zdjęć nie jest mojego autorstwa - po zgraniu w jedno miejsce kompletnie się pogubiłam, więc jeśli wykorzystałam zdjęcie kogoś z uczestników czy organizatorów warsztatów, przepraszam - napiszcie, jeśli chcecie, abym je usunęła lub stosownie opisała. 

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails