środa, 14 marca 2018

Ulubieńcy lutego

I mamy już połowę marca! To oznacza, że wiosna coraz bliżej, choć pogoda za oknem póki co na to nie wskazuje. Niemniej wiosna w końcu przyjdzie, musi. Jak co miesiąc przygotowałam ulubione produkty kosmetyczne. W lutym to trzy produkty do pielęgnacji i dwa kolorowe, zapraszam!





Po pierwsze Ujędrniające serum do ciała Zielona kawa marki Fitomed (100 ml/37 zł) KLIK. Ten kosmetyk ma dwa ważne zadania: zmniejszać objawy cellulitu i poprawić wygląd skóry. Jeśli więc marzy Ci się gładka, dobrze napięta, ale i nawilżona skóra na udach i pośladkach, poznaj efekty jego stosowania. W serum znajdziesz napar z zielonej kawy z ekologicznych upraw, bluszcz pospolity, korzeń ruszczyka, kasztanowca i guaranę – doskonałe składniki naturalne od wieków stosowane w odmładzaniu skóry ciała. Serum pozbawione jest silikonów, barwników, parabenów i substancji zapachowych. Kosmetyk świetnie się wchłania, nie lepi się i nie brudzi ubrań. Można go stosować o każdej porze dnia, nawet bezpośrednio przed wyjściem z domu. Ma lekką, żelową konsystencję i przyjemnie, ziołowo pachnie. Polecam!

INCI: Aqua of Infusion of Arabica Green Coffee Extract, Herb Extract: Hedera Helix, Ruscus Aculeatus Root Extract, Aesculus Hippocastanum Seed Extract, Paulinia Cupana Seed extract, Algae Extract, Carnityne, Sodium Hialuronate, Caffeine, Glycerin, Lecithin, Hydroxyethyl Acrylate, Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolimer, Sorbitol, Glucose, Panthenol, Phenoxyethanol, Trilaureth-4-Phosphat, Caprylic/Capric Triglyceride, Niacynamid, Polygliceryl-4-Caprate, Cytric acid, Ethylhexylglycerin, Lavandula Angustifolia Oil.


Kolejny ulubieniec to Hipoalergiczny tonik łagodzący dla cery wrażliwej NATURATIV (200 ml/60 zł) KLIK. Przywraca skórze twarzy i szyi właściwe pH, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, działa przeciwzapalnie. Daje efekt odświeżenia i działa kojąco dzięki naturalnym składnikom, jak woda różana, woda lawendowa, woda rozmarynowa. Ekstrakt z maruny nadmorskiej doskonale łagodzi rumień i zaczerwienienie skóry twarzy. Ekologiczny tonik zapewnia natychmiastową ulgę dla wrażliwej cery i przygotowuje skórę twarzy do nałożenia odżywczego kremu lub serum. Stosuję go codziennie rano w celu odświeżenia cery oraz przywrócenia jej prawidłowego pH. Przyjemnie, ziołowa pachnie, jest wydajny i naprawdę robi robotę! Ulubieniec od wielu lat.
 
INCI: Aqua, Rosa Damascena Flower Water*, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Water, Lavandula Angustifolia ( Lavender) Flower Water, Propanediol, Maltooligosyl Glucoside/Hydrogenated Starch Hydrolysate, Tripleurospermum Maritima Extract, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Phytate



Czas na maskę do twarzy Origins Drink Up Intensive Overnight Mask to Quench Skin's Thirst (100 ml/99 zł). Ten produkt ma miano kultowego, co w ogóle mnie nie dziwi. To mocno nawilżająca maseczka do twarzy, którą należy pozostawić na noc. Olejki z awokado i pestek moreli głęboko i błyskawicznie rozprowadzą po spragnionej nawilżenia skórze zgromadzone rezerwy substancji nawilżających oraz pomogą zbudować zapasy na jutro. Wodorosty z morza japońskiego pomagają naprawić barierę ochronną skóry zapobiegając odwodnieniu w przyszłości i oznakom przedwczesnego starzenia. Skóra budzi się odprężona, odświeżona i jędrniejsza! Do tego ten przyjemny, owocowy zapach, mmm... Mój zimowy must have, który znakomicie sprawdza się podczas kuracji kwasami!




Czas na kolorówkę. Chanel Lèvres Scintillantes Glossimer w kolorze 178 Sonate to łup z wyprzedaży. Zapewnia długotrwały połysk, półprzezroczysty, intensywny kolor oraz doskonałe wykończenie. Formuła o konsystencji pomiędzy płynem i żelem, jest wygodna w aplikacji. Usta są gładkie i komfortowo otulone. Ten błyszczyk genialnie nawilża, długo trwa na ustach i jest naprawdę w moim guście. Kolor ładnie ożywia twarz, ale bez przesadzonego efektu. Uwielbiam!




I na koniec róż The Balm Hot Mama. To był hit internetów! Sama kupiłam go na tej fali popularności. Używałam namiętnie, po czym skierowałam swe kroki w stronę matowych róży, aby z Nowym Rokiem wrócić do Hot Mamy! Efekt jaki osiągam na policzkach bardzo mi się podoba - jest żywo, dziewczęco i z umiarem. Jak dobrze znaleźć czasem ulubieńców z przeszłości i na nowo się nimi cieszyć!

niedziela, 12 lutego 2017

Ulubieńcy stycznia

Comiesięczni kosmetyczni ulubieńcy to posty, które czytam z wielką chęcią i zaciekawieniem. Sama jakoś nie tworzyłam jeszcze takich, choć materiał na pewno by się znalazł. Pomyślałam sobie, że szkoda, aby naprawdę fajne produkty, które używam i polecam innym, nie miały swej odsłony tutaj. Zatem wszem i wobec prezentuję Wam dziś ulubieńców stycznia! Będę się starać, aby takie posty pojawiały się na blogu co miesiąc, góra dwa, bo wiadomo, że nic na siłę. Dziś pokażę Wam cztery produkty do pielęgnacji i jeden do makijażu.



Cetaphil MD Dermoprotektor (250 ml/35 zł) to balsam do pielęgnacji twarzy i ciała, choć sama stosuję go tylko do ciała. Doskonale dba o skórę odwodnioną i wrażliwą, odkryłam go w czasie ciąży z polecenia dermatologa, gdy moja skóra była sucha na wiór. Wszelkie podrażnienia czy swędzenie łagodzi pantenol, gliceryna zapewnia nawilżenie, a olej makadamia dostarcza ważnych kwasów tłuszczowych. Produkt jest bezpieczny także dla dzieci już od momentu narodzin, może być stosowany w zabiegach pielęgnacyjnych wtedy, gdy jest taka potrzeba. To balsam, który mam pod ręką zawsze. Jest bezzapachowy, szybko się wchłania i nie pozostawia na ciele tłustej i lepiącej warstwy. Genialnie nawilża i łagodzi! Pomaga się pozbyć miejscowych przesuszeń. Używam go doraźnie, głównie w okresie jesienno-zimowym. Geniusz!


Clinique Liquid Facial Soap Extra Mild (200 ml/ok. 90 zł) to mydło w płynie do cery suchej i bardzo suchej. Parę miesięcy temu dostałam próbkę tego produktu do zakupów i to był przyczynek do nabycia pełnowymiarowego opakowania. Samo mydło to pierwszy krok w systemie pielęgnacyjnym 3 Kroki Clinique. Preparat skutecznie oczyszcza, nie pozbawiając przy tym skóry ochronnej bariery lipidowej. Wygodna pompka pozwala na użycie odpowiedniej ilości produktu. Mydło jest bezzapachowe i ma kremową, lekką konsystencję. Używam go głównie rano, przyjemnie oczyszcza cerę po nocy nie fundując jej ściągnięcia. Jest bardzo wydajne - używam go codzienne rano od czterech miesięcy, a w butelce pozostała jeszcze jakaś 1/3 opakowania. Można by rzec, że to tylko produkt do oczyszczania, ale według mnie to aż taki produkt. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że aktualny, bardzo dobry stan mojej cery to wynik stosowania kilku produktów, ale uważam, że Clinique Liquid Soap Extra Mild ma w tym swój udział.


Kolejny styczniowy ulubieniec to maska do twarzy Origins Drink Up Intensive Overnight Mask to Quench Skin's Thirst (100 ml/99 zł). Ten produkt ma miano kultowego, co w ogóle mnie nie dziwi. Poświęcę tej masce osobny post, zasługuje na to! Dziś napiszę tylko, że to mocno nawilżająca maseczka do twarzy, którą należy pozostawić na noc. Olejki z awokado i pestek moreli głęboko i błyskawicznie rozprowadzą po spragnionej nawilżenia skórze zgromadzone rezerwy substancji nawilżających oraz pomogą zbudować zapasy na jutro. Wodorosty z morza japońskiego pomagają naprawić barierę ochronną skóry zapobiegając odwodnieniu w przyszłości i oznakom przedwczesnego starzenia. Skóra budzi się odprężona, odświeżona i jędrniejsza! Do tego ten przyjemny, owocowy zapach, mmm... Mój zimowy must have!


Marka Iossi jest w ostatnim czasie bardzo widoczna w blogosferze. To produkty, które składają się z naturalnych i organicznych olejów i maseł, samodzielnie przygotowywanych ekstraktów roślinnych i olejków eterycznych. Komponenty pochodzą zarówno z rodzimych łąk, jak i z najdalszych zakątków świata. Więcej o samej marce napiszę innym razem. Dziś skupię się na Serum rozświetlającym - dzika róża, geranium, cyprys, witamina E i C (30 ml/89 zł) KLIK. To esencjonalne serum w formie lekkiego olejku, które wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych, skutecznie odżywia, i widocznie poprawia kondycję oraz koloryt skóry. Już po kilku dniach można dostrzec, że skóra jest gładka, dogłębnie zregenerowana i rozświetlona! Wyjątkowy zapach serum (kwiatowe z nutą róży) to zasługa olejku z geranium, który rozbudza zmysły przygotowując je na wyzwania nadchodzącego dnia. Szybkie wchłanianie niemal do matu (aplikacja na wilgotną od toniku cerę) to ogromny plus tego preparatu.  W składzie znajdziemy m.in: olej z dzikiej róży - remedium dla skóry suchej i spiętej, skwalan - zapobiegający przedwczesnemu starzeniu się skóry, naturalny środek zmiękczający i łagodzący oraz olejek cyprysowy, który poprawia ukrwienie oraz gospodarkę wodną skóry, a ponadto koi i działa relaksująco. Stosuję to serum ponad miesiąc, codziennie rano i rzeczywiście cera jest rozświetlona, gładka i miękka. Serum rozświetlające Iossi to naprawdę produkt godny polecenia!


Na koniec tusz do rzęs, który towarzyszy mi od kilku lat, bez przerwy! Jedno opakowanie kończę i zaraz kupuję następne. Ten tusz to L'Oreal Volume Million Lashes So Couture (9 ml/ok. 30 zł). Produkt precyzyjnie pokrywa rzęsy od nasady po końce, nadając im pożądaną objętość i długość. Zawarte w mascarze czarne pigmenty nadają rzęsom nasycony odcień intensywnej, głębokiej czerni. Dzięki specjalnej niezwykle gęstej, elastomerowej szczoteczce rzęsy nie sklejają się, są idealnie rozdzielone. Nie mam porównania z tuszami z półki selektywnej, ale mimo to cenię sobie ten tusz bardzo i póki co nie mam ochoty na zmianę! Do tego tusz nie osypuje się, nie rozmazuje, trwając na rzęsach cały dzień.

Znacie moich ulubieńców? Co zachwyciło Was w styczniu?

niedziela, 26 lipca 2015

Origins Krem pod oczy Starting Over

W ostatnim czasie w Warszawie został otwarty pierwszy w Polsce sklep z kosmetykami marki Origins. Mimo, iż do stolicy mam daleko, to wydarzenie cieszy mnie bardzo, mam nadzieję, że z czasem i ja będę miała bezpośredni dostęp do kosmetyków tej marki. Misją Origins jest tworzenie wysoko zaawansowanej pielęgnacji, zasilanej przez naturę i udowodnionej przez naukę. Tak się składa, że od kilku miesięcy używam kremu pod oczy tej marki w wersji Starting Over i mogę o nim już co nie co napisać.



Starting Over to przeciwzmarszczkowy krem pod oczy z ekstraktem z mimozy i nasion kopru, który ma za zadanie zredukować kurze łapki i zmarszczki wokół oczu i na powiekach. Zapewnia także lekkie w konsystencji i nietłuste nawilżenie. Finalnie okolice oczu mają wyglądać na bardziej rozświetlone i młodsze. 


W zielono-białym kartoniku umieszczono szklany, różowy słoiczek z dodatkowym zabezpieczeniem pod zakrętką. W słoiczku znajdziemy bezzapachowy, beżowy krem o bardzo przyjemnej, nietłustej choć treściwej konsystencji. Używam go codzienne rano i wieczorem od jakiś czterech miesięcy. Oceniam, że zawartość słoiczka o pojemności 15 ml wystarczy na pół roku takiego stosowania. Przez pierwszy miesiąc krem porządnie nawilżał moje suche okolice oczu, o tyle albo aż tyle, bo jak dotąd to najlepszy krem nawilżający jaki spotkałam na swojej kosmetycznej drodze. Głównym jego zadaniem jest jednak redukcja zmarszczek. Po około dwóch miesiącach stosowania zauważyłam, że moje kurze łapki stały się niemal niewidoczne! Pełen sukces, tym bardziej, że noszę okulary i mam tendencję do mrużenia oczu, więc krem miał trudniejsze zadanie :) Po trzech miesiącach mocno spłyciły się zmarszczki pod oczami, więc i na tym polu krem się spisał. W codziennym obyciu kosmetyk jest bardzo przyjemny, świetnie się wchłania, chwilę po aplikacji można aplikować korektor bez obawy o rolowanie. Podsumowując, krem Starting Over potrzebuje czasu, aby móc pokazać swoją siłę. Warto jednak dać mu ten czas, aby po dwóch miesiącach cieszyć się świetnymi efektami!       



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
SZABLON BY: PANNA VEJJS.