Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabawne pomysły. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabawne pomysły. Pokaż wszystkie posty

piątek, 26 sierpnia 2022

Suszone żółtka


Bardzo rzadko przygotowuję coś z samych białek. Ale raz na ruski rok zdarzy się, że zostaje od czegoś (np. tortu bezowego, niekoniecznie takiego plaskacza jak tu) dużo żółtek, a miednica majonezu akurat nie jest mi potrzebna. Wtedy można zrobić takie cóś jak suszone żółteczka. Uprzedzam pytanie "ale po co?!", bo jedliśmy je - zgodnie z sugestią autorki przepisu- jako posypkę do makaronu i jako dodatek do sałatki ze świeżych warzyw. Smakują trochę jak okrutnie słony, dojrzewający ser, ale bajerek "wizualny" jest... No i nikt, kto nie zna procesu produkcji nie zgadnie, cóż to takiego (Zulajda myślała, że to żelki pomarańczowe, zwłaszcza, że moje kurki - bez żadnej tam kukurydzy! - niosą naprawdę żółciutkie jajka). 
Przepis pochodzi od Pani Ogrodnik (KLIK!) i jest opisany niezwykle dokładnie i przekonująco. Od siebie dodam, że osiemnastogodzinne piłowanie suszarką puściłoby mnie z torbami, więc suszyłam je NA KALORYFERZE. Wiem, że to brzmi jak sen wariata, ale musimy przepalać w chałupie na dole, bo przy wilgotnym upale mielibyśmy w suterenach jedną wielką szalkę Petriego z kropidlakami jak młody las. 
No i sól, w której się konserwowały oczywiście odzyskałam. Wyprażyłam ją w piekarniku i używam do gotowania ziemniaków. 
Muszę pokazać ten myk swatowej, oni tam wszystko potrafią zakonserwować w soli, ale JAJ NIE!  

wtorek, 17 maja 2022

Sałatka "Słonecznik"

 

Pomysł na tę sałatkę wpadł mi w oko, gdy przeglądałam fajny blog młodego kucharza z Wilna - zachęcam do zajrzenia tam, bo pan Łukasz wszystko dokładnie opisał (klik!). Myślę, że pod "słonecznikowy" wierzch można wsadzić każdą sałatkę, która da się uformować w kopczyk. 
Oczywiście dekor wykonał Martik, albowiem Umiłowana Przywódczyni w nawale świątecznej roboty nie miała czasu bawić się w takie fiku-miku 😁
Najlepiej na płatki użyć pringlesów (takich w tubie), bo zwykłe chipsy będą zbyt kruche, no i namokną za szybko. Zresztą te także "więdną" po jednym dniu tkwienia w potrawie, więc lepiej nie dekorować tej ogromnej michy, w skrojenie której wrobiliśmy zięcia ze Słowenii (bidok zgodził się na to, bo nie zrozumiał, o co prosi go po polsku podstępna teściowa 😂)


piątek, 8 kwietnia 2022

Jajka faszerowane "Pszczółki"


 Nie da się ukryć - są i efektowne, i smaczne 😋 Warto zadać sobie trochę trudu przy ich przygotowaniu zwłaszcza, gdy przy świątecznym stole zasiądą dzieci. Najlepiej mieć oczywiście pomocnika takiego, jak ja miałam (czyli złotorękiego Martika - estetę), ale w sumie nie są to jakieś szczyty kulinarnego Parnasu. Pomysł nie jest nasz, lecz Danusi z bloga "Co mi  w duszy gra" (klik!), zmieniłyśmy tylko nadzienie z wątróbkowego na tuńczykowe, a każdy może nafaszerować jajeczka według upodobań. 

Jadalna "pszczoła" jaka jest, każdy widzi. Danusia użyła zielonych i czarnych oliwek, ale Marta stwierdziła, że pomarańczowe pomidorki koktajlowe + czarne oliwki będą lepiej imitować owadzi korpusik. Skrzydełka to przycięte plasterki ogórka, czułki - szczypiorek. Narcyz w środku nie jest jadalny, ale jest tak ładny, że można wybaczyć ten dekorek 😊


 

sobota, 8 stycznia 2022

Ciasto "Leśny mech"

 

Gdybym nie widziała na własne oczy procesu produkcji tego cuda w wykonaniu Martika, to nie uwierzyłabym, że ten nierealnie wprost zielony kolor pochodzi tylko z naturalnych składników. A konkretnie ze świeżego szpinaku, którego W OGÓLE nie czuć w placku. Ciasto jest wilgotne, ale puszyste, niezbyt słodkie (o ile nie przesadzimy z cukrem w kremie) i idealnie nadaje się na bożonarodzeniowy stół (te kolorki!). Myślę jednak, że latem, z poziomkami, będzie jeszcze pyszniejsze, bo pestki granatu jednak mają w sobie taką twardawą, chrupiącą w zębach, część.
Martusia korzystała z przepisu pani Ani, o z tej strony (klik!). Wszystko jest tam jasno i przystępnie opisane, chociaż mam 2 uwagi:
1) Przełożenie w postaci samej bitej śmietany (ze Śnieżką) sprawdza się, jeśli zamierzamy zjeść smakołyk "na pniu". Jeśli jednak zamierzamy stoczyć bój ze swoją Hurmą i Czeredą, aby i brat (który ma przyjechać nazajutrz) skosztował placka, to lepszy będzie krem z dodatkiem serka mascarpone.
2) Z podanych przez Anię składników wychodzi dość małe ciasto, więc następnym razem zrobimy z 1,5 porcji.
No i jeśli ktoś posiada tylko ręczny blenderek, który stępił się już 10 lat temu, ale go nie wyrzucamy, bo jest pamiątką wygraną w konkursie (KULINARNYM!), to trzeba liczyć się z  baaardzo długim czasem miksowania tego cholernego zielska. Na szczęście - jak widać - nie miało to wpływu na jakość ciasta (chociaż kciuk od naciskania guzika miałam zesztywniały jeszcze z godzinę po tym, jak pomagałam omdlałemu Martikowi). 
Gorąco polecam - warto zaskoczyć męża i zięcia (też podziwiali z niedowierzaniem, a smakowali z radością😋)

sobota, 24 października 2020

Sos tuńczykowy "Rybki w stawie"

 

Ten przepis jest bardzo popularny na różnych smacznych stronach, ale funkcjonuje przede wszystkim jako sałatka. Ja zaadaptowałam ten bajerancki dizajnik na potrzeby bardzo smakowitego i naprawdę świetnie "konweniującego"  (zna się obce termina, hie hie) z mięsem sosiku rybnego. Jadłam we Włoszech mięso w rybnym sosie i było pyszne, a jeszcze lepszy jest jako dodatek do zimnych mięs (najlepiej pasuje nam do pasztetów, np. takiego, albo takiego). Na świąteczny stół (jak widać na zdjęciu) u nas to już pozycja obowiązkowa!
Więc jeśli  spodziewacie się jednak jakichś (zdrowych, daj Boże) gości na Wszystkich Świętych, to można zabłysnąć nietypowym zestawieniem i urozmaicić "zimną płytę".
SKŁADNIKI:
2 puszki tuńczyka w sosie własnym (dobrze odciśniętego z zalewy), 
3-4 żółtka z jaj (białka można wykorzystać do dekoracji np. sałatki), 
2 ząbki czosnku, 
mała cebulka,  
kilka łyżek oleju rzepakowego tłoczonego na zimno, 
łyżka soku z cytryny,  
łyżka łagodnej musztardy, 
średni słoik majonezu,
mały jogurt grecki, 
sól, biały pieprz, 
sardynki lub szprotki z ogonkami, 
zielenina udająca szuwary w stawie.
WYKONANIE:
Wszystkie składniki zmiksować (solić stopniowo, tuńczyk bywa bardzo słony). Sos nie musi być idealnie gładki. Można dodać koperku albo kaparów, ale nieco zmieni się kolor. 
Aha, i z tymi rybkami trzeba działać ostrożnie, bo się psiajuchom strasznie szybko odrywają ogonki, a bez ogonków nie bardzo wiadomo, co to sterczy z tego bagienka 😄  

niedziela, 31 maja 2020

Serniczki na zimno z musem malinowym dla dzieciaczków

Gdyby ktoś w chwili zaćmienia kulinarnego zakupił sobie silikonowe foremki na mini babeczki z kominkiem w ilości sztuk: 6 (słownie: sześć) i już podjął decyzję, że jednak je wywali (no bo kto zarabia ciasto na SZEŚĆ babeczek?!) to niech tego jeszcze nie czyni. Bo na świętach wielkanocnych okazało się, że powyższe ciasteczka (deserki?) zrobiły furorę wśród dzieci właśnie. Pewnie to zasługa Martika, któren pieczołowicie wykonał z białej czekolady ozdoby i nawet jedną przeznaczyła dla mnie. Od razu po zjedzeniu żałowaliśmy, że nie kupiłam jednak 66 tych foremek. Nigdy nic w nich nie piekłam, ale na takie serniczki, z niespodzianką w środku, są świetne 😋
Masa serowa to po prostu serek mascarpone, ubity z małą śmietanką trzydziestką, wanilią i cukrem.  Stabilizuje się ją żelatyną (rozpuszczone i wystudzone 2 płaskie łyżeczki żelatyny trzeba najpierw zmiksować z odrobiną kremu - raz wlałam żelatynę do zimnej masy i grudek nie dało się już rozbić). Po zastygnięciu miękkie foremki dają się bez problemu zdjąć, serniczki stawiamy na herbatnikach lub pewnie lepiej okrągłych biszkoptach, a w otworki po kominkach można wpakować, co się chce. Maliny (mrożone lub świeże) polecam jednak przetrzeć. Ponieważ Martik chciał jednak efektu niespodzianki - zamaskowała malinowy środek ciemną czekoladą i figlaskami z białej.
Jureczek swoje ciastko - oczywiście to z jeżykiem - wsadził na raz do ust, przemełł i zdziwił się, że w środku były maliny. Jego odpowiedź ("Dżeeem?!") wywołała zrozumiałą frustrację u walczącej o drugą gwiazdkę Pirellego siostry. Może jednak nie trzeba było  kłaść deserku na petitku, wtedy musiałby zjeść łyżeczką 😜 

niedziela, 22 marca 2020

Bułeczki - kwiatuszki

Hurma i Czereda tkwiąca w domu domaga się osłodzenia dobrowolnej izolacji czymś pysznym. Ponieważ udało mi się podprowadzić ostatnią kostkę drożdży bimbrownikom, więc (na życzenie Martika, któren jest oczojadem) wykonałam dzieło pod tytułem: "Bułeczki - słodkie kwiatuszki". Tytuł podaję, aby rozwiać wątpliwości tych czytelników, którzy po obejrzeniu zdjęcia stwierdzili, że Marzynia z gotowania przerzuciła się na bogato lakierowaną rzeźbę ludową w dżewnie. 
Tutaj jest oryginał Smacznej Pyzy (zobaczcie składniki). Wizualnie nie wyszło tak słitaśnie, a i syrka nie było, ale Martik stwierdził, że bardzo dobre (i nagle odzyskał zdolność trawienia dużej ilości glutenu). Wcale nie było dużo roboty, ciasto dobrze się formuje, wgłębienie na nadzienie robiłam dnem kieliszeczka (a jakże!), a płatki wykonałam metodą obrotowego ciachania. 
Nie wycinałam kółek filiżanką, jak pani Pyza, lecz pokroiłam wałek ciasta na równe części i po utoczeniu kulek rozpłaszczałam i uklepywałam je normalnie dłonią (bardzo łatwo się gniotą). Stan dolnej grzałki nie uległ - wbrew nadziejom małżonka - samoistnej poprawie, więc nadal piekę na termoobiegu (środkowa półka, 140 stopni). Były dobrze wypieczone, pachnące i w odróżnieniu od tego placka nigdzie nie przypalone :-)

niedziela, 28 października 2018

Struklji - rolowane pierogi ze Słowenii

Znęcona oryginalną nazwą (wciąż jeszcze mnie to kręci) porwałam się pewnej niedzieli na te pierożki. Dodatkowym asumptem był fakt, że w lodówce zalegało gotowane mięszane mięsiwo z rosołu, wykonanie miało być bardzo łatwe, a czas pracy krótki. Podśpiewując "Czas życia krótki, napijemy się..." przepuściłam przez maszynkę i doprawiłam faszer o tak jak tu. Już w tym momencie poczułam się zmęczona i lenistwo niestety mię zgubiło, bo Czereda chciała tradycyjne babcinowe, ale ja się uparłam, że te. Zamieszałam michę ciasta wg sprawdzonego przepisu (tutaj), było jednak zbyt rzadkie, bo mi się cyrkło za dużo gorącej wody. Na pewniaka sięgnęłam do szafki po mąkę i...
"...ręka długo i głęboko 
szukała, nie znalazła - i kucharz pobladnął".
Niedziela niehandlowa. Na naszym "dziole" 3 zamieszkane domy, łącznie z moim. Ciotka i kuzynka mają mąkę, ale nie pójdę, bo wyjdzie szydło z wora, jaka ze mnie gospodyni ("Marzyniu, jedziemy do sklepu, trza ci co, bo jutro sklepy zamknięte! - Nie, nie, ciociu, wszystkom se już dawno kupiła!")
Tiaaa... 

Zanurkowanie w czeluść szafki zaowocowało wygrzebaniem zapomnianej torby z mąką ŻYTNIĄ. 
Myślę se: a co tam, troszkie podsypie, to nic się nie stanie, H&C sie nie skapnie, a nawet będzie tak bardziej rustykalnie, modnie, eko i organic (bo to była ta bio). 
I to był błąd. Nie idźcie tą drogą!
Po pierwsze: kolor. Koment: "Co one takie czorne?!" był z tych łagodniejszych.
Po drugie: sakrucko lepiły się do ścierki (bo gotuje się je w płótnie), co - po zdzieraniu pazurami prototypów - wymusiło grube wałkowanie.
Po trzecie: straciłam CAŁE POPOŁUDNIE, a fiksy słyszał chyba cały nasz przysiółek.
Po czwarte: były jednak smaczne :-)
Jak wykonać prawidłowo to niewątpliwie godne polecenia danie, dowiecie się szczegółowo tu, bo znalazłam przepis właśnie na przesmacznym blogu Izuni. 
Živé naj vsi naródi! a zwłaszcza bracia Słoweńcy!

środa, 24 sierpnia 2016

Marchewki z ciasta francuskiego z musem z tuńczyka

Czasami i Marzynia mozolnie wspina się na szczyty kulinarnego Parnasu i serwuje H&C takie fikuśne przekąski, które gdzieś tam wpadły jej w oko. Wykonanie jest banalnie proste, tylko trzeba się uzbroić w cierpliwość, więc nie jest to danko z gatunku: drugie śniadanie chłopów na budowie. Potrzebne jest:
- ciasto francuskie (kupne, ma się rozumieć),
- smarowanko z keczupu i łagodnej papryki w proszku,
- foremki do pieczenia rurek (o takie), 
- jakiś krem do nadzienia  (u mnie z tuńczyka, taki jak tu, ale może być jakikolwiek, który przejdzie przez szpryckę),
- no i jakiś chabłaź, imitujący natkę marchewki (może być natka marchewki :-D).
Ciasto pociąć w cienkie paski i zagonić któregoś z kuchennych pomagierów do nawijania na foremki (raczej nie Juranda, bo nawinie w postaci zbitej bołdy, lepszy ktoś o zgrabnych paluszkach). Trzeba nawijać tak, aby brzeżki pasków nachodziły na siebie. Upiec w temperaturze 200 stopni, aż się zezłocą, wystudzić. Ostrożnie ściągnąć rureczki, te nieudane zjeść na pniu (niestety, część się odwinie, a część zjedzie z formy, bo piekę je "na stojaka", żeby były okrągłe z każdej strony). Posmarować mieszaniną keczupu i papryki, napełnić kremem, wetknąć wiechetki. Et voilà! na przyjęcie gotowe!

piątek, 19 lutego 2016

Wesołe śniadanie Hurmy i Czeredy

Wiem, długo nie pisałam. Niestety, przez ostatni miesiąc zajmowałam się głównie wytwarzaniem, podpisywaniem i pieczątkowaniem (tu cienką aluzją podkreślam, że jestem BWO*) stosów papierów, które sobie teraz gdzieś krążą w obiegu na jakichś Wyspach Nonsensu. Swoją drogą ani Papcio Chmiel, ani Wojtyszko chyba się nie spodziewali, że Pieczątkowcy opanują także naszą rzeczywistość...
Dopiero gdy na ferie przyjechał młodszy zastęp H&C, czyli Jasiek i Zuźka, zmobilizowaliśmy się do jakiejś bardziej kreatywnej kuchni (tiritonga i parura muszą iść w odstawkę :-D)
To jest plon porannej sesji z Dżonym i Zuńką. Jak zawsze w takich wypadkach namanił się też Jurand, wiedziony szóstym zmysłem, że u Matki będą jakoweś wypasy (Martik był poza lokalem - znowu potem będzie kwasiła, że myśmy się obżerali, a ona się nie załapała...) . Oczywiście żadne z nich nie jest niejadkiem i nawet gdy byli mali nie musiałam się uciekać do takich "chłytów", żeby zjedli śniadanie. Ale może ktoś się zainspiruje?
Trzeba tylko uważać, żeby małe dziecko nie widziało, co potem należy uczynić z pasażerami autka - Wataha Jarzębiaka miała dużo radości, kiedy zezłomowałam limuzyny, a pasażerom wydłubałam oczy (pieprz) i wrzuciłam do wrzątku :-/
W takim wypadku lepiej działać na ugotowanych paróweczkach.
P.S. Pomysł oczywiście nie jest mój, tylkom gdzieś doślipła w sieci, ale nie pomnę gdzie :-)

 *BWO - Bardzo Ważna Osoba :-D

niedziela, 17 maja 2015

Sałatka "Grzybowa polana"

W tej sałatce istotny jest nie tyle dobór składników, co sposób jej podania. Już dawno wpadła mi w oko u Broni (ach ta Bronia, czegóż ta dziewczyna nie wymyśli! no i to imię, kultowe w mojej kuchni!) 
Od siebie mogę dodać tylko tyle, że trzeba dobrze ubijać warstwy i dobrze schłodzić w lodówce, żeby "związało". 
No i jest bardzo syta (przez kurczaka i ziemniaki), zupełnie wystarcza jako królowa stołu. 
Można zabłysnąć przed Mamą lub Teściową 26 maja :-)
Ta marchewka na zdjęciu była w pieczarkach, już taka skrojona w falki, więc żem ją wetknęła po bokach, bo tej krojonej w kostkę wg przepisu nie było widać. Jeno trzeba zrobić lepsze smarowanko, coby się nie omskła na półmisek (jak na załączonym obrazku) :-D
Wszystkie pomysły Broni (tak naprawdę Bożenki, ale Jej mówią Bronia i słusznie) podobają mi się, zajrzyjcie którzyście jeszcze nie byli! (klik!

niedziela, 12 kwietnia 2015

Tarta Szpinakowy Słonecznik



Trudno, żeby taki słonecznik ze szpinakiem nie wpadł w oko, gdy się łazi po blogach. I jest to świetna okazja, aby zaszpanować zapraszając na przykład koleżanki :-D
H&C stwierdziła, że idę w efekciarstwo, ale w czasie degustacji przyznali, pomrukując z zadowolenia, że jest to jednak pyszne małe co nieco...
No i roboty z tym niewiele, bo kupiłam gotowe ciasto francuskie. Płatki słonecznika odrywają się, co pozwala zaoszczędzić na myciu naczyń, bo każdy sobie urwie kawałek do łapki. A środek, kopiato wypełniony naszym ulubionym nadzieniem, przypada oczywiście Matce Kreatorce. 
Co i jak robić, opisała dokładnie pani Marghe, o tutaj
Ja korzystałam z ciasta francuskiego XXL, które po złożeniu akuracik dało kwadrat o symetralnej boku (hie, hie, ale Marzynia zna uczone termina!) równej mojemu dużemu talerzowi, więc tylko przyłożyłam i obkroiłam prawie bez strat ciasta. 
Nadzienie jest z przesmażonego mielonego szpinaku wymieszanego z serem feta, czosnkiem, pieprzem i gałką muszkatołową (ostrożnie z solą), bez żadnego jajka. Rozbełtanym z mlekiem jajkiem posmarowałam tylko ciasto przed krojeniem. 
Troszkę bawienia się jest z odwracaniem płatków, bo ciasto mięknie, dlatego trzeba to robić dość szybko i pamiętać o odwracaniu w jedną stronę. Nie ma sensu wyznaczać punktów przecinania, jak u pani Marghe, po prostu kroi się „na godzinę 12, 15, 18 i 22”,  a potem na pół i znów na pół i wychodzi rychtyk 16 płatków. 
I jeszcze jedna uwaga: trzeba od razu robić to na pergaminie na blaszce, na której tarta będzie pieczona, bo potem bardzo ciężko ją przenieść. 

wtorek, 10 lutego 2015

Chrupki z ciecierzycy

Buszując w zbożu... eee... wróć!: buszując na blogu u Kubeczka natknęłam się na coś, co Bożenka nazwała "grzankami z ciecierzycy". Z tych rzeczy to ja tylko grzaniec, ale mam w domu takiego smużdża, co się odchudza, a potem chodzi i smędzi, bo wszystko co dobre jest tuczące. A tu jeszcze Hurma i Czereda sadystycznie na jego oczach obżera się czipsami i batonami, zapijając kolą. 
A że mam mientkie serce, a i staram się jakoś podchlibić i ulżyć w niedoli diety, więc żem się porwała na te chrupeczki. 
Jezusie Nazaryński królu żydoski!!! (cytat z klasyka, wiadomo kogo). 
Jakbym wiedziała, ile to roboty, to sama bym się nie brała za to. Na szczęście namanił się Martik, któren chciał wysępić doładowanie przez internet, więc go zaprzęgłam do łuskania. Sarkała, że przebieranie grochu i soczewicy (cieciorki??) z popiołu było lepsze, ale obierała. Bo każde ziarenko ugotowanej ciecierzycy trzeba obrać ze skórki ha!
Jakieś inne kobitki z blogów twierdzą, że nie trza, ale ja tam wierzę Kubeczkowi. 
Jeżeli nie macie w domu Kopciuszka, to nie przygotowujcie jak ja z całej torebki. No chyba, że odsiadujecie dożywocie za zamordowanie męża, który domagał się tych PRZEPYSZNYCH chrupeczek codziennie :-D
Co i jak trzeba zrobić, już tam Bożenka opisała dokładnie (klik!). Ja nie mroziłam ugotowanej, tylko po odcedzeniu zalałam lodowatą wodą i skórka nawet fajnie schodziła z ziarenek. I dodałam jakiejś indyjskiej przyprawy (masala coś tam), połączonej z suszonym czosnkiem i słodką papryką dla koloru.
Ta przekąska jest świetna. Naprawdę chrupie galanto i można przygotować kilka wersji smakowych. No i odpadają wyrzuty sumienia podczas podjadania przy kompie :-D

sobota, 3 stycznia 2015

Parówki w szlafroczkach albo Zgrzybiali Beduini


 Nasz ostatni wytwór, hie hie... 
Dżordżyk, Jasiek, Zuźka i Umiłowana Przywódczyni zrobili se na śniadanie paróweczki, ale żeby nie było już tak grzybowo-kapustno-pierożaśnie jak przez ostatnie  2 tygodnie, to wyzawijaliśmy parówki w burnusy i kefije na głowy z ciasta francuskiego. Widziałam to gdzieś w necie jako "Parówkowych sułtanów".
Nie wiemy, dlaczego się z letka skiepścili - pewnie te szaty trzeba było posmarować białkiem, coby się nie rozwijały. No i kiedy wyjmowałam ich z piekarnika jeszcze mieli godny wygląd, wręcz tryskali optymizmem i tłuszczem z pulchnych obliczy. Niestety, po wystygnięciu zaczęli się kurczyć w oczach i w końcu wyglądali jak Idrys, Gebhr i Chamis mocno nadżarci trądem. No zobaczcie sami :-D
P.S. Zdjęcie komórką Jaśka, może i lepiej, bo kulinarnego szału nima...

czwartek, 23 października 2014

Garbata szarlotka



Zobaczyłam tę szarlotkę na blogu u Marzenki (hie, hie, my, Marzynie, trzymajmy się razem!) i wsiąkłam. 
I Ona to tak skrupulatnie opisała, że od razu Was tam przekierowuję. 
Moje zmiany były nieco wymuszone, bo kazałam zakupić Czeredzie 20 dkg serka homo waniliowego. Owszem, kupili, ale 10 deko, bo tyle miało jedno opakowanie, a żadne nie spojrzało na gramaturę. 
Nikomu nie chciało się lecieć do sklepu 
(a powinnam była ich wysłać boso, w worach pokutnych i z pochwami mieczów na szyjach, bo TYLE RAZY MATKA MÓWI I JAK GROCHEM O ŚCIANĘ!!!), ale była reszta już mocno kwaśnej śmietany, więc się im upiekło. 
I mnie też. Pysznie. 
Ciasto bajecznie proste, zarabiałam widelcem, było lepiące, ale bez problemu rozwałkowałam na papierze, a górny płat też przeniosłam na pergaminie. I użyłam szarych renet zamiast tych granicośtam. 

Widok pagórków zrumienionego ciasta, a potem tych jabłuszek umasowanych w środku – bezcenny! Chyba tylko widok naszych pagórków może mocniej wzruszyć. 
P.S. Ostatnio moje zdjęcia wychodzą w sepii jakby (żeby nie powiedzieć gorzej, bo ten kolor to się dość jednoznacznie kojarzy). Jest to wynik zakupienia przez J. aparatu w tzw. promocji, którego teraz nijak nie możemy obczaić. 
Trzeba sobie w wyobraźni zdjąć ten żółty filter i jest git, no nie?!

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Tarta Jabłkowa Róża

Fajoooska... jest bajerek... I nie tylko wygląda, ale i smakuje dobrze, H&C wręcz kwiczała z radości. 
I musiałam upiec zaraz na drugi dzień taką samą, tylko już z jabłuszkami obranymi ze skórki (te okazały się - i owszem! - bardzo dekoracyjne, ale upieczona skórka była nadal twarda, na szczęście sama złaziła z plasterka).
Spód to kruche ciasto, nie ryżowe jak w inspiracji pani Marceli (klik!); wykorzystałam swoje sprawdzone do słodkich wypieków (no NAWET DANUSIA powiedziała, że dobre, klik!).
Do budyniu (zwykły śmietankowy) dodałam cukru wanilinowego i dużą łyżkę masełeczka, coby nie było takie pośnisko :-D
A jabłuszek nie blanszowałam ani nie polewałam syropem czy cóś, bo były miękkie i słodkie z natury. Po prostu piekłam je na tym budyniu i podpieczonym wcześniej spodzie jakieś 20-25 minut, aż były gotowe.
Sesję foto robił Martik, pod parasolem, żeby ślina Hurmy i Czeredy nie kapała na stół :-D.


sobota, 30 marca 2013

Jajka w śledziowych szalikach - wielkanocna przekąska

Bardzo sympatyczny sposób podania śledzi i jajek, wyglądają w moim aranżu jak czereda Gorbaczowów w wysoko postawionych futrzanych szalach. Przy okazji przystawka jest pyszna, bo smaki się dopełniają.

Na podściółkę dałam krojoną w długie pióra dużą cebulę, wygniecioną i umacerowaną w soli, szczypcie cukru i soku z cytryny. Fajnie wtedy mięknie i traci rzaz. Cebulkę wymieszałam z sosikiem z majonezu, gęstej śmietany, soli, pieprzu, cukru i odrobiny musztardy "saperskiej" i wyłożyłam na półmisek. Niestety, jajka okazały się tak świeże, że klnąc w żywy kamień obłupałam je w kształty tylko z grubsza przypominające jaja, dlatego musiałam jakoś zamaskować wierzchy i każdemu nasypałam na czapę słodkiej papryki. Wyszły mi hołowy-Michaiłki po trepanacji, z charakterystycznymi znamionami. Za to szale paradne, jak z szuby Iwana Groźnego. Groszek w środku to dekor niezamierzony, został od sałatki.
W sumie patencik prosty, roboty niewiele, a kupa radości na talerzu.
Wesołych Świąt!!!
  .