Bardzo lubię oglądać, jak pan Rączka gotuje. Jest sympatyczny, wesoły, życzliwy i gotuje jak normalny człowiek, a nie jakieś cuda na kiju. I nie kaleczy tak potwornie języka polskiego, jak zdecydowana większość mistrzów patelni, bo mówi piękną, śląską gwarą (a profesor Miodek powiedział, że ta gwara zachowała najwięcej ze staropolszczyzny). Wyjątkowo oglądał ze mną małżonek i stwierdził, że MUSZĘ zrobić takie mielone, jak Rączka. I zrobiłam :-)
Jest przy tym trochę dłubaniny, no i te grzanki-psiajuchy odpadają z kotletka, alem się zawzięła. Smak jest pyszny, jednak w ogóle nie przypomina zapamiętanego z mroków komuny "pożarskiego" ze studenckiego baru "Kuchcik" (w dziekanacie na Turkienicza w Rzeszowie, niezapomniane doznania, czyhaliśmy na te sznycle każdego dnia od rana, a były rzadko...). Kotlety Pożarskiego wg pana Remka są soczyste, pełne smaku, a chrupiąca panierka dopełnia dzieła.
SKŁADNIKI (zrzut ekranu ze strony: https://katowice.tvp.pl/53931907/raczka-gotuje-21052021-krem-z-mlodej-kapusty-kotlety-pozarskie-i-paszteciki-faszerowane):
Ten baton pszenny to weka, ale ja dałam zwykłą czerstwą bułkę, no i smażyłam na masełku. I przyznam się jednak, że nie posiekałam całości mięska, jenom część zblednowała (to były piersi z naszych "bojlerów", a nie taka piana sklepowa i ciężko szło - Rączce łatwiej, bo ma parę w rączkach). Masę mięsną trzeba dobrze wyrobić, a tę bułkę tartą z grzankami na panierkę mocno przyklepać na sznycelku. No i smażyć wolno, na małym ogniu, częściowo pod pokrywką, bo grzanki się przypalą, a w środku będzie surowe.
H&C zażyczyła sobie z surówką colesław (czyli z "kolesiem"), bo miało być rychtyk jak u Rączki. Więc się wysadziłam i na to, aby potem słuchać tych pomrukiwań i mlaskań, i popławić się w jeziorku pochlebstw wdzięcznej (choć niebezinteresownie) Czeredy 🙌