Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mazurki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mazurki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 marca 2024

Mazurki naszej Córki

Nie piekło się mazurków na Wielkanoc w mojej rodzinie. U Babci Broni (mama Mamy) była drożdżowa "bułka brytfon" i "syrowiec"na kruchym cieście, u Babci Myszki (mama Taty), mimo że pochodziła z zamożnego, miastowego domu, także nie było tej tradycji. Ale te wypieki są tak dekoracyjne i dają dzieciom takie pole do popisu przy zdobieniu, że kiedy Martik i Zulajda zaczęły pomagać w kuchni, zagościły już trwale na naszym świątecznym stole.
Pierwsze mazurki z czasów, gdy Martusia była nastolatką, a Zuzia małą dziewczynką, rozczulają dekorami, które wykonywały małe, jeszcze niewprawne łapki. Ale teraz dziewczynki co rok wyżej stawiają sobie poprzeczkę i wychodzą naprawdę ładne ciasta, będące ozdobą świątecznego stołu.
 
1. Z lemon curdem
 
 
2. Z czekoladowym kremem i owocami
 
3. Serowy z kwiatuszkami z pulpy mango i bezikami (tak naprawdę te "tulipanki" to kiście bananów z foremki do lodu, a listki to podagrycznik, bo było tak zimno, że żadne inne jadalne listki jeszcze nie wyszły z ziemi. Biesiadnicy oczywiście musieli listki zdejmować z ciasta, bo są gorzkawe😕)
 
4. I na koniec coś dla osób z dużym samozaparciem, czyli wzór do haftu krzyżykowego przeniesiony na "andrutową kanwę" (wafle były przełożone kwaśnym dżemem kiwi i słodkim kajmakiem). Martik wykonał zajączka z kropek białej i gorzkiej czekolady.
P.S. Rozmawiałam z Martą i ona lojalnie przypomniała mi, że wzorowała się na jeszcze ładniejszym pomyśle autorki nieczynnego już bloga "Na miotle", o tego: https://namiotle.pl/3918/mazurek-morelowo-migdalowy/
 
 
A w tym roku niestety nie będzie żadnej pomocniczki, więc Matka musi coś sama zmajstrować. A może wnuczka pomoże?
 
 

czwartek, 9 kwietnia 2020

Mazurek serowy z M&M’sami (leci w kulki!) oraz życzenia świąteczne

Może i to zdjęcie nie jest z kategorii "Król Insta" - ale kolorowo jest, baran jest (i to uśmiechnięty) i wkład pracy dekoratorki widać. Poza tym każdy wie, że nigdy nie podrasowuję naszego jedzenia, bo koń jaki jest, każdy widzi :-D
A mazurek jest fajny, bo to połączenie kultowej ozdoby stołu wielkanocnego z sernikiem. A jeśli ktoś (dzieci?) lubi m&m'sy - to już jest pełnia szczęścia.
Zainspirowała mnie kochana Ninka, która prowadzi bloga Gotuj-Sam! (naprawdę warto go spenetrować). Akurat ten jej przepis jest na innej stronie  pod nazwą, która właśnie mnie zaciekawiła - MAZUREK SEROWY - KORONKOWY (klik!). Nie wiem czemu koronkowy, ale nazwa podoba mi się bardzo :-)
Ponieważ od lat stosuję do mazurków małą formę, piekłam z połowy porcji.  Wychodzące w przeliczeniu połówki jaj "zaokrągliłam" do góry. Dodatek rodzynek storpedował Martik (nie wiedzieć czemu nie lubi).  Nie dawałam ciasta na górę - tło do kwiatuszków stanowi biała i ciemna, rozpuszczona czekolada. No i rychtyk wychodzi 9 porcji, co daje Hurmie i Czeredzie po 3 na twarz (Matka nie partycypuje, bo słodycz dekoracji by ją zabiła) przez 3 dni świętowania 😋
To zdjęcie robocze wklejam, żeby było widać, jak się "śkli" 😀

🐣
Życzę wszystkim moim blogowym przyjaciołom spokojnych świąt. Bez myślenia o drobnoustrojach. Ze zdrowymi bliskimi. Z pysznym jedzeniem, po którym będziecie wzmocnieni fizycznie i skrzepieni na duchu. Z refleksją o cudzie zmartwychwstającego życia. 
P.S. Tak. Dobrze widzicie, to się stało. Po jedenastu latach prowadzenia bloga, w połowie pisania posta, Marzynia odkryła opcję "Wstaw znaki specjalne" 😂

piątek, 23 marca 2018

Mazurek z fiołkami

Kiedy patrzę na zmrożony i zasypany śniegiem świat za oknem, nie mogę uwierzyć, że rok temu przed Wielkanocą zbierałam fiołki w ogrodzie sąsiadki. Podejrzewam, że przepis w tym roku już nie zdąży się przydać, ale myślę, że można się pobawić w fiołkowe dekorowanie ciasta i po świętach.  Jak cudnie to wygląda, to najlepiej przekonać się tutaj :-)
Szczerze mówiąc, z powodu niewytłumaczalnego dla mnie rozpuszczenia się części lukru na dżemie (kiwiowym), mój baranek z fiołkowego cukru nieszczególnie zachęca. Wygląda rychtyk, jakby się pasł na łące, na której spod topniejącego śniegu wyziera zżółknięta zeszłoroczna trawa :-D
Z tymi fiołkami jest zabawa. Robiłam tą metodą (klik!), bo zachwycił mnie efekt skrzących się od kryształków cukru kwiateczków. Oczywiście moje prototypy były skromniutkie (dobrze, że był wysyp tego kwiecia, bo mnóstwo się zepsuło, naprawdę niecierpliwi mogą dostać fioła). Cukier fiołkowy to już betka, ucierałam kwiatki z kryształem w makutrze (mam taką małą), jak radzi pani Paulina (klik!).
Podobno ładnie wychodzą pierwiosnki i jasne bratki, wypróbujemy, kiedy wreszcie przyjdzie wiosna!


piątek, 6 kwietnia 2012

Najlepsze życzenia świąteczne składa Marzynia, Hurma, Czereda et consortes!


Jesteśmy w trakcie pieczenia - ja i Zuzianka. Wczoraj piekłyśmy ciastka-pisanki i spody pod mazurki, z bardzo dobrego ciasta wg przepisu Christophera. Z podwójnej porcji wyszło 35 ciastek i dwa kwadratowe mazureczki. Zuzia sobie ozdabiała sama, Martik tylko rytualnie już wykonał napis "Alleluja!" (śledząc mazurki z kolejnych lat można prześledzić, jak się Martikowi pismo wyrabia). Zunia jest nieocenionym towarzyszem w kuchni, zawsze chętna do pomocy i ma "dobrą rękę" do gotowania. We środę i czwartek (bo małolaty z H&C są u mnie od środy) sama zrobiła dwie pyszne surówki, z których jedna już zyskała miano "surówki Zuzki". Damy ją też na bloga, a jakże. 
Na razie wszystkim Wam, kochani przyjaciele i blogowi koledzy, życzymy spokojnych świąt!

niedziela, 1 maja 2011

Mazurek na paradę na stół wielkanocny


Ten mazurek dla kogoś, kto ma więcej niż 21 lat (Jurand), w wersji minimalistycznej 16 (Martik), a w wersji dla lubiących się dręczyć "wykroczeniami kulinarnymi" oraz dla eremitów: 9 (Zuzianka) - totalnie nie jest zjadliwy.
Dlaczego?
Ponieważ ma milion pięćset sto siedemset kalorii, a jego funkcja ogranicza się (jak dla mnie) tylko do dekoracji stołu wielkanocnego.
Czy można go zjeść?!
O tak! Gdy mieścisz się w przedziale wyżej wymienionym lub jesteś hajerem przodowym, który zeszed z szychta i ma przed sobą dalsze 24 godziny fedrowania.
W pozostałych przypadkach musisz liczyć się z tym, że oprócz masakrycznej słodyczy masy krówkowo-czekoladowej na kruchym spodzie nie doznasz innych rozkoszy podniebienia. To było TYLKO NA PARADĘ (i  przyznaję się do tego bez bicia, aczkolwiek został zjedzony przez tercet: Jurand, Martik, Zuzianka; oni mają końskie żołądki i w/w lata ...)

sobota, 3 kwietnia 2010

Mazurkowe "Wesołe Alleluja!"


Najlepsze życzenia świąteczne składa ekipa kucharska: Marzynia, Martik i Zuzianka. 
Jak się domyślacie, wykonanie mazurka jest dziełem dziewczynek, jedynie ten nieudolny ślaczek u góry wykonałam ja, zanim Martik wyjął mi woreczko z czekuladom z drżących rąk :-)

piątek, 20 listopada 2009

Mazurek Zuzianki


2009-04-13
W tym roku upiekłyśmy mazurek na orzechowym spodzie i na tortownicy, więc jest okrągły.

Orzechy włoskie (2 szklanki) zmieliłam w maszynce. Dodałam 2 łyżki cukru (uwaga: ten spód jest bardzo słodki, jeśli ktoś woli, to chyba można wziąć 1 łyżkę). W przepisie jest cukier kryształ, ale jednak lepiej jest dać puder, bo grubszy kryształ nieco zgrzytał w zębach. Sypkie składniki łączy się stopionym masłem (3-4 łyżki), aż powstanie plastyczna masa. Wylepić tortownicę i podpiekać 10-15 minut w ok. 170 stopniach (druga półka od dołu w piekarniku). Gdy tortownica nie jest idealnie szczelna, trzeba ją zabezpieczyć folią aluminiową od spodu. Orzechy się lekko zarumienią i cudownie zapachną w całej kuchni! Nie przejmować się, że po upieczeniu wygląda to na bardzo kruche, nie rozsypie się po odpięciu obręczy (oczywiście na drugi dzień, po zlepieniu tego masą krówkową, daje się normalnie kroić na porcje).
Masa krówkowa znajduje się w przepisie na pierwszy mazurek.
Dekoracja według uznania, jak widać, dziewczynki zrobiły to prześlicznie. A ile było oblizywania paluszków…

Mazurek z masą krówkową


Mój debiut - wtedy jeszcze na Bloggerze - to był mazurek z masą krówkową. Powstał 1 kwietnia 2009 roku i nawet się nie spodziewałam, że będzie mi się chciało pisać tak długo... A tak to wtedy leciało:
*****

W tym mazurku najważniejsze jest zdobienie, zresztą dawniej nawet nie piekłam takiego ciasta, dopiero kiedy mam kuchareczkę domową i drugą przyjezdną, to frajda dziewczynek jest warta (niewielkiego w końcu) wysiłku.
Właśnie ten  (porażające urodą zdjęcie pochodzi z 2007 roku ) dekorowała12 - letnia Martusia i - jak widać - całkiem całkiem jej to wyszło. Teraz mamy już większe doświadczenie, no i przyjedzie pomocnica Zuzianka, która ma całe 6 lat!








Spód do tego placka można robić dowolny. Robiłam i z kruchego (takiego jak na kruche ciasteczka) i z przepisu na mazurek królewski. W tym roku zrobię spód z mielonych orzechów, powinien być jeszcze lepszy, no i zużytkuję chociaż część z tony orzechów, którą obdarowała mnie Teściowa.
Ciasto I:
30 dkg mąki (ja biorą normalną, Poznańską Lubelli),
8 dkg cukru, szczypta soli,
kostka masła (schłodzić maksymalnie),
4 żółtka ugotowane (białka się przydadzą do dekoracji innych potraw świątecznych, robi się z nich fajną posypkę w patriotycznych barwach: czerwony kolor robi się wyciskając sok z buraka, ja to nawet trochę ćwikły wydusiłam),
łyżka gęstej śmietany (normalnej, 12% lub 18%, z powodzeniem może być Jasienica, byle nie to muto z Biedronki, coś jakby „Mleczna Dolina???”)

Żółtka przetrzeć przez metalowe sitko, nie radzę próbować przez gęste ani przez nylonowe, najlepsze są stare sitka z rzadkimi „oczkami”. Przecieraniem śmiało może zająć się najmłodsze, doradzam mieć jedno gotowane jajko w zapasie. Tymczasem starsze dziecko zaganiamy do siekania masła z mąką i cukrem. Techniki są trzy: albo na stolnicy siekamy nożem (mam taki wielki tasak, to właściwie jest coś jak toporek rzeźnicki, ale płaski i długi), ale wtedy ryzykujemy uszkodzenie stolnicy (lub dziecka). Spokojnie można rozcierać w palcach w misce i tak Marta to najczęściej robi, tylko trzeba się trochę śpieszyć, bo od ciepłych łapek masło się topi. Trzeci sposób to już hard, to się robi, gdy nie ma czasu, albo gdy trzeba wykonać dużą bołdę ciasta – wtedy potrzeba miski z pokrywką z otworem i miksera z trzepaczką w formie… hmmm…, jakby klateczki z 4 drutów, ja tym robię, ale już własnoręcznie.

Dopuszczenie raz dziecka do tego zaowocowało omączonym masłem na lampie. Kiedy osiągnie się coś w rodzaju kruszonki, dodać żółtka i śmietanę i zlepić ciasto (oczywiście nie wyrabiać, tylko zagnieść jako tako do kupy), gdyby się nie chciało skleić to cyknąć jeszcze trochę śmietany albo zimnej wody. Odstawić na minimum godzinę do lodówki. Blachy nie trzeba smarować, bo ciasto jest bardzo tłuste. Rozwałkowujemy go starając się jak najmniej podsypywać, oczywiście ono się rwie, ale nawet jak się wylepi blaszkę kawałkami, to i tak wyjdzie. Z części ciasta toczy się wałeczek i wykleja rancik, można też uformować go z płata i obciąć nożem nierówności. Każde ciasto kruche trzeba też ponakłuwać widelcem, żeby go nie wybuliło. Tego ciasta wystarcza na taką kwadratową blaszkę (moja ma 30x22), okrągłych mazurków nie piekę, jakoś tak mam przekonanie do prostokąta lub kwadratu, chociaż są śliczne formy w kształcie jajka czy kwiatka (może się skuszę???). Blacha jest zwykła, blaszana, nie używam silikonowych, po co, skoro stare są całkiem dobre? Piecze się go w 180-190 stopniach, bez termoobiegu (on się przydaje tylko do suszenia grzybów i sera, kolejny nieprzydatny gadżet), można śmiało zaglądać, bo kruche nie opada. Jak się zezłoci – wyjąć i wystudzić w blasze, dopiero potem delikatnie wyjąć, za pomocą przyłożonej deseczki lub sztywnej tektury z pudełka i hop! odwrócić, a potem manewr powtórzyć (uwaga, żeby się nie złamał!)
Ciasto II:
Kostkę masła ucieramy na tzw. „pianę” (to jest to stadium, kiedy ono jest miękkie i przypomina krem),
dodajemy 10 dkg cukru pudru, jeszcze chwilę mikserujemy (tymi wiertakami, jakie kto tam ma),
10 dkg posiekanych migdałów (i tu dygresja: ja je starłam w takim młynku do bakalii i nie było ich potem jakoś szczególnie czuć, chyba za drobno. Siekanie to katorga – w to można wrobić tylko „wczorajszego” męża w ramach ekspiacji. Można też zmielić w maszynce do mięsa, ale wtedy trzeba się liczyć ze stratą 2-3 deka, bo po prostu się obierze na maszynce i nie sposób tego wyciągnąć nawet piórkiem flaminga) – odtąd już mieszamy łyżką,
dalej dodajemy ciut skórki z cytryny (cytrynę wyszorować i sparzyć, trzeć na tym malusieńkim tareczku z boku, tym co do gałki muszkatołowej)
następnie 25 dkg mąki (normalna, jak jest luksusowa też może być, dobra jest też mąka „Babuni”),
3 żółtka ugotowane i przetarte,
1 surowe żółtko,
szczyptę soli.
Zarobić ciasto (klei się, ale to nic) i do lodówki.
Uwaga, jeśli w lodówce jest coś, co ma silny swój zapach (np. kiełbasa), to ciasto trzeba zawinąć w folię.
Pieczemy analogicznie jak w cieście I.
Ciasto III (najdroższe, ale za to najprostsze!)
1,5 szklanki drobno posiekanych orzechów (problem analogiczny z migdałami, chociaż orzechy kroi się łatwiej), oczywiście tych orzechów ma być półtorej szklanki po posiekaniu!
2 łyżki cukru
3 łyżki stopionego masła (broń Boże nie czegoś w stylu „masełko smarowne”, bo będzie jechać olejem).

Składniki wymieszać (łapką najlepiej, potem ją oblizać, ewentualnie dać mężowi do oblizania, jeśli ładnie pokroił orzeszki hehehe…) i wykleić tym blaszkę. Na dużą blachę trzeba wziąć półtorej porcji. Aha, jeśli jest to tortownica, to trzeba ją uszczelnić, bo tłuszcz z tego wycieka, pali się i śmierdzi w piekarniku. Jak to zrobić, znalazłam na blogu www.mojewypieki.blox.pl - na marginesie mówiąc, to cudowny blog, to rozkosz dla oczu, polecam!: folię aluminiową (lepsza jest taka gufrowana, elastyczna) nakładamy na spód od wewnątrz, zaciskamy obręcz i następnie owijamy końce folii na obręcz od zewnątrz (dokładnie ze zdjęciami pani Dorotka pokazała to w przepisie: sernik cappucino). Piec 10 minut w temperaturze ok. 160-170 stopni.
Jak placek wystygnie, można go smarować. Jeśli zależy nam na bardzo gładkiej powierzchni do dekoracji, to najpierw smarujemy jakąś marmoladą gładką, ja mam łatwiej, bo mam nieocenioną Teściową, mistrzynię przetworów, i jej smarowanka owocowe są jedyne. Jeśli nie musi być „tafli” na wierzchu, to każda konfitura czy dżem mogą być – smak według uznania, ważne jest tylko, żeby nie były za rzadkie, bo się będzie ciągnęło za masą krówkową. Bo na koniec na to idzie smarowanko w postaci masy krówkowej: puszkę mleka słodzonego skondensowanego gotuje się ok. 2,5 godziny pod wodą, na małym ogniu. Kupna masa krówkowa jest gorsza w smaku, ale też może być. Nie otwierać puszki przed wystygnięciem (groźba erupcji masy), najlepiej smarować ciepławą.
No i potem już pole do popisu dla dzieci: napisy kolorowymi pisakami czy lukrem, kwiatki lub listki (nawet prawdziwe, uważać, żeby mąż nie zjadł), dekory spożywcze (ja nie używam, są za drogie), bakalie, wiśnie z syropu no co tam kto sobie wymarzy. I koniecznie zrobić zdjęcie.