Zasadniczo nie ma tu niczego odkrywczego, ale danie warte jest wykonania ze względu na mały wkład pracy w stosunku do efektu. Wpadło mi w oczy na którejś z kulinarnych witryn i rzeczywiście - potrawa robi się (niemal, niemal...) sama.
Dla kucharzącej Hurmy i Czeredy w sam raz, w każdym razie Martik już wyraził zainteresowanie😍.
Moje składniki były dobrej jakości (kapusta z Eko-handlu, słodziutka, pachnąca, a mielonka z ziemniaczanej świni). Ziemniaków nagotowałam cały gar i potem tylko odgrzałam na patelni. Domowe pikle co roku są w spiżarni.
Te zielone listki na mięsie to gwiazdnica - rośnie mi na grządkach cały rok. Ma lekko pikantny, taki rzeżuchowy smak.
SKŁADNIKI (na 6 porcji)
6 plastrów i/albo półplastrów kapusty, grubych na palec,
0,5 kg mięsa mielonego,
2 duże cebule,
łyżka masła do uduszenia cebuli,
kilka ząbków czosnku,
ulubione przyprawy.
WYKONANIE:
Blachę (wzięłam tę dużą, z wyposażenia piekarnika) wyścielić papierem do pieczenia (bo wycieka sok i tłuszcz, i bokami się mocno przysmaża). Ułożyć plastry kapusty, lekko posolić, posypać np. kminkiem. Mięso mielone wymieszać (można nawet łyżką, nie trzeba brudzić rąk) z solą, pieprzem, przyprawami i przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Masę mięsną ułożyć na kapuście, rozklepując łyżką. Nie musi się smarować pergaminu, chyba że ktoś ma bardzo chude mięso (Martiku, ja bym do waszej mielonki dodała jednak troszkę śpeku) - i tak przez kapuchę przesiąknie tłusty sok z mięsa.
Zapiekamy na 150-160 stopniach, niespiesznie, aż potrawa będzie niemal miękka, a boski zapach wywabi małżonka z warsztatu.
W tzw. międzyczasie szklimy w rondeleczku cebulę w dużych piórach na maśle. Zapewne można byłoby położyć ją na mięsie i piec razem, ale już to obadałam, że cebula wtedy zbytnio się wysusza i rumieni w trakcie długiego pieczenia, a potem leży tydzień na wątrobie. Kładziemy ją na wierzchu dopiero pod koniec pieczenia, aby finalnie wykończyła dzieło.
No i tyla, jak zawsze mówiła Babcia Bronia, kończąc dyktowanie mi przepisu😀