Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niespieszne duszenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niespieszne duszenie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 lutego 2024

Mielone na plastrach kapusty

 
Zasadniczo nie ma tu niczego odkrywczego, ale danie warte jest wykonania ze względu na mały wkład pracy w stosunku do efektu. Wpadło mi w oczy na którejś z kulinarnych witryn i rzeczywiście - potrawa robi się (niemal, niemal...) sama. 
Dla kucharzącej Hurmy i Czeredy w sam raz, w każdym razie Martik już wyraził zainteresowanie😍.
Moje składniki były dobrej jakości (kapusta z Eko-handlu, słodziutka, pachnąca, a mielonka z ziemniaczanej świni). Ziemniaków nagotowałam cały gar i potem tylko odgrzałam na patelni. Domowe pikle co roku są w spiżarni. 
Te zielone listki na mięsie to gwiazdnica - rośnie mi na grządkach cały rok. Ma lekko pikantny, taki rzeżuchowy smak.
 
SKŁADNIKI (na 6 porcji)
6 plastrów i/albo półplastrów kapusty, grubych na palec,
0,5 kg mięsa mielonego,
2 duże cebule,
łyżka masła do uduszenia cebuli,
kilka ząbków czosnku,
ulubione przyprawy.
WYKONANIE:
Blachę (wzięłam tę dużą, z wyposażenia piekarnika) wyścielić papierem do pieczenia (bo wycieka sok i tłuszcz, i bokami się mocno przysmaża). Ułożyć plastry kapusty, lekko posolić, posypać np. kminkiem. Mięso mielone wymieszać (można nawet łyżką, nie trzeba brudzić rąk) z solą, pieprzem, przyprawami i przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Masę mięsną ułożyć na kapuście, rozklepując łyżką. Nie musi się smarować pergaminu, chyba że ktoś ma bardzo chude mięso (Martiku, ja bym do waszej mielonki dodała jednak troszkę śpeku) - i tak przez kapuchę przesiąknie tłusty sok z mięsa. 
Zapiekamy na 150-160 stopniach, niespiesznie, aż potrawa będzie niemal miękka, a boski zapach wywabi małżonka z warsztatu.
W tzw. międzyczasie szklimy w rondeleczku cebulę w dużych piórach na maśle. Zapewne można byłoby położyć ją na mięsie i piec razem, ale już to obadałam, że cebula wtedy zbytnio się wysusza i rumieni w trakcie długiego pieczenia, a potem leży tydzień na wątrobie. Kładziemy ją na wierzchu dopiero pod koniec pieczenia, aby finalnie wykończyła dzieło. 
No i tyla, jak zawsze mówiła Babcia Bronia, kończąc dyktowanie mi przepisu😀

 

piątek, 3 czerwca 2022

Galareta wieprzowa czyli studzienina

 

Pierwszy raz robiłam studzieninę na święta wielkanocne. Okazało się bowiem, że to tradycyjna potrawa świąteczna w Słowenii (a gościł u nas mój "ljubljeni zet" czyli ukochany zięć😊). Oczywiście Martik powiedział, że skoro nie możemy mu zrobić takiej galarety, jaką robi jego Mama (czyli z gotowanej tydzień, dojrzewającej, suszonej i wędzonej skamieniałej świńskiej nogi) to chociaż zróbmy wypaśną wizualnie. 
Sam przepis na mięsną galaretę jest jeszcze po mojej Mamie, ale oczywiście ani Rodzicielka, ani jej Rodzicielka czyli Babcia Bronia ani ja do tej pory nie cackałyśmy się jakoś specjalnie ze studzieniną. Nigdy nie było w niej jajek, perełek z groszku ani figlasków z marchewki, tylko samo mięsko w jarzynowym wywarze, z warstwą smalcu na wierzchu. No i ma się rozumieć nikt nie cudował z żadnymi kopcami czy tam kopułami, tylko normalnie w rondlu to zastygało, aby potem biesiadnicy mogli łatwo kroić i nabierać słuszne porcje, obficie zlewane octem (oczywiście spirytusowym😋). Nawet mój mały braciszek z lubością spożywał tę potrawę i nikomu do głowy by nie przyszło, że to może być (???) niezdrowe.
Ale teraz są inne czasy, więc - jak widać na załączonym obrazku - wysadziłyśmy się na mięsny kopiec kreta - artysty.
SKŁADNIKI:
3 nóżki wieprzowe (muszą być świeżutkie i ze "szczęśliwego" wieprzka),
przednia golonka,
4 marchewki,
2 pietruszki,
średni seler,
duża cebula opieczona jak do rosołu,
lubczyk (ja używam zamrożonych jeszcze w ubiegłe lato łodyg),
3 liście laurowe, po 6 kuleczek ziela angielskiego i czarnego pieprzu,
sól i pieprz mielony,
4 duże ząbki czosnku,
liście pietruszki, groszek i jajka na dekorek.
WYKONANIE:
Nóżki trzeba przerąbać na pół i dokładnie umyć. Razem z golonką w dużym garze zalać zimną wodą i gotować na małym ogniu ze 3 godziny. Następnie wywar posolić do smaku, dodać warzywa i przyprawy (bez czosnku). Gotować wolniutko jeszcze z godzinę. Gdyby mięso nadal było twarde to wyjąć warzywa, aby się nie rozpadły, i gotować do całkowitej miękkości.
Gdy wieprzowina sama odchodzi od kości odcedzić ją, wystudzić i obrać mięso (dawniej Mama dodawała wszystko, jak leci - razem z miękkimi chrząstkami, tłuszczykiem i skórą z golonki, ale ja już tak nie robiłam, bo H&C grymasiła). Wywar przecedzić przez gazę, aby był przezroczysty, doprawić dość czujnie solą, pieprzem i czosnkiem i odstawić do lodówki.
Kiedy galaretka zacznie tężeć posmarować nią szklaną miskę od środka (coby przylgnęły do ścianek plasterki jajka, listki, groszek i kwiatuszki z marchewki, he he...). Powkładać warstwami kawałki mięska, podlewając zimnym, gęstniejącym już samoczynnie wywarem. 
Nazajutrz zostaje już tylko problem wydobycia zastygniętej i oczywiście przywartej na mur-beton studzieniny z miski. Dlatego powinno to być  naczynie dobrze przewodzące ciepło, bo podejrzewam, że z plastikowej, niezbyt gładkiej miski musielibyśmy ją jednak wyskrobać😂. Na szczęście po wsadzeniu szklanego naczynia do gara z bardzo gorącą wodą udało się wyhopsać galaretę na duży talerz. Troszkę roztopionego rosołku wyciekło, alem sprytnie zrobiła wianuszek z reszty groszku i wyszło piekniusio.
Kochany "Zet"(Jessu, nieodmiennie kojarzy mi się to z pamiętną Mrówką) powiedział - po polsku! - że "bardzo dobre"!!!
 
 

niedziela, 23 lutego 2020

Karkówka wolno duszona z plastrami kapusty czyli Master - Plaster!

Po odpadnięciu od talerzy i odzyskaniu mowy Wataha Jarzębiaka  nie miała wątpliwości: to naprawdę Master - Plaster! Plastry mięciuteńkiej karkówki przekładane jędrnymi (wciąż!) plastrami kapusty. A wszystko dzięki wspaniałemu pomysłowi Kasi Bryssski z bloga Magiczna kuchnia. Naprawdę warto tam zajrzeć, bo nie dość, że potrawy są pyszne i proste do wykonania, to jeszcze jest to wspaniale, dokładnie opisane i zilustrowane krok po kroku.
Warto mieć dobre mięso (znowu kłania się ziemniaczana świnina od pana Fiołka) i biowarzywa (tu ukłon składa nasz Eko - Handel). 
A szczególnie polecam na te plugawe, mokre i wietrzne dni - tak posileni stawimy czoła wszystkim wirusom ;-)


SKŁADNIKI:
6-8 plastrów karkówki (ilość zależy od wielkości naczynia do zapiekania),
8-10 grubych (takich chyba z 1,5 cm) plastrów ukrojonych z główki kapusty,
po 2 grube plastry cebuli na plaster mięsa,
czosnek przeciśnięty przez praskę,
masło z odrobiną oleju do usmażenia cebuli,
troszkę octu balsamicznego albo czerwonego wina,
ulubione przyprawy (u mnie pieprz, liść laurowy, kminek, majeranek, ziele angielskie no i sól).
WYKONANIE:
Mięso lekko zbić tłuczkiem tak, aby było jednakowej grubości (pani w sklepie nie miała miarki w oczach). Pokropić octem balsamicznym i rozsmarować go łapką po całym plasterku. Doprawić wg uznania, natrzeć czosnkiem i odstawić do lodówki, aby się zamarynowało. W tzw. międzyczasie przygotować sobie kapustkę - ja miałam główkę wielkości byczej głowy, więc przekroiłam ją na pół i potem na plastry. Rozłożyć je na blacie, popieprzyć i posolić, starając się, aby pozostały w formie zwartej (a rozlatują się, psiajuchy!) Te ciuczki z początku główki też wykorzystać, one się piekły po bokach naczynia, tylkom wyjęła do fotki :-D
Grube plastry cebuli podrumienić na dość ostrym ogniu, nie żałować masła, bo potem nim się polewa z wierzchu.
Naczynie takoż wysmarować masełkiem (nie spali się w pieczeniu, bo ja dusiłam w 140 stopniach) i wykonać przekładańca: kapusta, posolone mięso, na nim przykleić centralnie cebulę, kapusta i tak do szczęśliwego końca. Warto sobie najpierw lecieć pod kątem, żeby cebulka nie zsuwała się z wieprzowinki; na końcu już się upycha na maksa. Podlać nieco wodą (potem kapucha i mięso puszczą sok), skropić tym masłem spod cebuli, powtykać liście laurowe, posypać kminkiem i do piekarnika!
Moja potrawa zapiekała się 2,5 godziny. Dwa razy polewałam z góry wybieranym małą chocheleczką sosikiem, bo sie bałam, czy nie wyschnie (były to obawy płonne, hie hie, mięso i warzywa wychodzą bardzo soczyste). Gdyby się nie zrumieniła, podjarać na końcu na wyższej temperaturze przy zdjętej pokrywce.
 

środa, 8 marca 2017

Domowa wędlina - karczek marynowany i długo pieczony


Jeśli jest się częścią stada mięsożerców warto przygotowywać domowe wędliny. Ja akurat mam też szynkowar, ale pieczonego mięska na kanapki nic nie zastąpi. Zwłaszcza kruchej, soczystej, odpowiednio tłustej (nośnik smaku!) i długo pieczonej karkówki.
Pieczeń z karkówki nie jest sama z siebie apetycznie różowa i warto ją zamarynować z dodatkiem soli peklowej. Oczywiście, jeśli ktoś jest uczulony w sensie dosłownym lub przenośnym na jej składniki może zrezygnować, ale warto dodać tę sól do marynaty także ze względu na większą trwałość wędliny.
Na zdjęciu widać, jak Hurma i Czereda rżnęła nożem- piłką grube plastry mięsa; dobrze, że Martik pstryknął swoją komórką zdjęcie zanim została tylko tzw. dupka :-D
SKŁADNIKI:
min. półtorakilogramowy kawałek karkówki (warto rzucić okiem na tłuszczyk, powinien być biały i taki jakby kruchy) - uwaga, mniejsze kawałki bardziej słonieją w zalewie!
1-2 torebki soli peklowej (ja akurat miałam "Prymat", ilość soli zależy od ilości potrzebnej zalewy),
ulubione przyprawy - do wieprzowiny pasuje kminek, majeranek, liść laurowy, pieprz, można dodać paprykę, np. wędzoną czy czerwony pieprz w kulkach itd.),
dużo ząbków czosnku,
1-2 cebule,
ciut octu,
ciepła woda,
ewentualnie plastry wędzonego boczku , aby obłożyć wierzch przy pieczeniu.
WYKONANIE:
Zanim zrobimy zalewę warto sprawdzić, ile jej wejdzie do naczynia z mięsem. Powinno być przykryte, ale nie musimy marynować  w wiaderku (chyba, że zakupiliśmy 5. kilową karkówę z knura reproduktora). Za ciasne naczynie też nie jest dobre, bo mięso trzeba odwracać nie powodując fontann wyciskanej bokami wody (miałam tak raz z golonką). Najlepsze jest szklane albo kamionkowe z dobrą, gładką polewą. Można zrobić sobie zalewę z 1 torebki (pół litra), a potem ewentualnie uzupełnić z drugiej porcji. Oczywiście domieszujemy te przyprawy, ja jeszcze cyrkam troszkę octu.  Niektórzy dodają też cukier, że jakoby robi się lepsiejsza brązowa skórka, ale mojemu mięsku tam nigdy żadnej apetycznej skórki nie brakuje. 
Wystudzoną marynatą zalewamy mięso i do lodówki na 3-4 dni (podobno można dłużej, ale ja nie próbowałam). Codziennie odwracać z plecków na brzuszek i na odwyrtkę. Zamarynowane mięso osuszyć (wcale nie będzie różowe, tylko wręcz poszarzałe, ale przy obróbce cieplnej się odnieda) i piec w temperaturze 140 stopni na środkowej półce około 3 godzin. 
I tu rodzi się pytanie - w czym piec? Danusia zaleca w rękawie foliowym (patrz tu:), ale ja tym razem piekłam w starej żeliwnej rynce babcinowej, bo akuratnie miała wymiary jak ta chapa mięsa. Pod spód podścieliłam plastry boczku (takoż i wierzch obłożyłam) i wyłowiłam tę cebulę, czosnek i przyprawy z marynaty i też wtuliłam do brytfanki. Można zabezpieczyć od góry folią aluminiową, jeśli pokrywa naczynia nie jest szczelna. 
Kiedy całe mięsko będzie dobrze rumiane wyjąć i wystudzić. Gdyby okazało się, że jest jakimś cudem niedopieczone to się nie przejmować, tylko po prostu go dopiec. Przy temperaturze 180-200 stopni przyjmuje się godzinę pieczenia na kilogram mięsa, ale przy niższej trzeba wydłużyć (2 kilogramy piekłam w 140 stopniach 3 godziny). Aha, jeśli naczynie nie pozwala się pieczeni "rozwalać" na boki, to wydaje mi się, że nie trzeba sznurować, i tak trzyma formę.
Kroi się dopiero jak stężeje w lodówce, no chyba że w pobliżu grasuje Wataha Jarzębiaka i kroi już na ciepło :-D.

wtorek, 11 października 2016

Gulasz z żołądków drobiowych

To jest kulinarny debiut blogowy kolejnego członka Hurmy i Czeredy czyli Dorci. Złapała bakcyla, a poza tym Jurand i Dorcia już są "na swoim", więc Umiłowana Przywódczyni Marzynia nie będzie już najjaśniejszą gwiazdą na kulinarnym niebie syna :-D
Wszyscy z Watahy lubią tę potrawę, a jakimś cudem nie było jej na blogu. Przebywająca u dzieci "w gościach" Mamcia wydarła więc Jurandowi, ukokoszonemu na wersalce w pozycji półleżącej jak Neron, michę gulaszu, i na tejże wersalce (bał się stracić michę z oczu) zrobiła zdjęcie komórką. 
To jest najlepsiejsze zestawienie: kasza, żołądki w pysznym sosiku cebulowym z marchewką i kiszony ogórek!
Wykonanie jest banalnie proste, a potrawa bardzo tania, dla młodych na dorobku idealna - oczywiście o ile ktoś nie grymasi, że to podroby.
Na kilogram kurzych żołądków trzeba 2 duże cebule w grubą kostkę, 2 marchewki w talarkach, ulubione przyprawy (koniecznie liść laurowy i majeranek), 2 ząbki czosnku, olej do smażenia, łyżka mąki do zaciągnięcia (sos i tak jest dość gęsty od umasowanej cebuli). Cebuli nie rumienić, tylko zeszklić, a z żołądków nie ma sensu wykrawać środkowej błony, ona się po odpowiednio dłuuugim (niestety) czasie zrobi mięciutka. No chyba, że natrafimy na fragmenty tej żółtej wyściółki żołądkowej, no to trza, ale już sobie Dorcia obadała, gdzie sprzedają czyściutkie kurskie pewniaki. I wtedy tylko hopsa! na pół i do gara na cebulkę, podlewać wodą i po około 1,5 - 2 godzinach można podawać Hurmie, Czeredzie i teściowej, czekającym z łyżkami w łapach.

niedziela, 9 listopada 2014

Charczo - gruzińska zupa z wołowiną



W mojej kuchni z galicyjskiej prowincji goszczą czasami nowinki, albowiem H&C domaga się, w przerwach między wymiataniem mich z boszczem i knydlami, jakiejś egzotyki.
 Dlatego lustrując sklepowe lady wyniuchałam i zakupiłam piękną wołową karkówkę, w cenie niepowodującej stawania potrawy gorzką pigułką w gardle. Bo przypomniała mi się zupa o wdzięcznej i swojskiej nazwie „CHARCZO” (możecie sobie wyobrazić komenty Hurmy i Czeredy, gdy zapodałam, co gotuję). 
Jest pyszna, a smak tej potrawy najlepiej oddają słowa Faceta z Nożem, z którego bloga pochodzi przepis (nieco przerobiony przeze mnie, ma się rozumieć i niestety nie umywający się do Mistrza...): 
Charczo (ხარჩო) to w zasadzie zupa. W zasadzie, bo najlepsze, które jadłem, było do tego stopnia zagęszczone orzechami, że konsystencją przypominało potrawkę. To porządna porcja wołowiny dopieszczonej przyprawami i podkręconej orzechowym umami. Przygotowanie sporo trwa, ale charczo pozostawia po sobie dużo ciepła, sytości i w ogóle szczęścia (...). Potrawy można rozrysować na kontinuum między czasem przygotowania a ilością pracy, gdzie t=1/W :) Innymi słowy, albo coś się robi szybko, ale pracując przy tym intensywnie i bez przerwy, albo przygotowanie trwa długo, ale niewiele wymaga zaangażowania. Charczo to zdecydowanie drugi przypadek.  
SKŁADNIKI: 
0,7 kg karkówki wołowej, 
2 duże cebule, 
łyżka mąki, 
mały słoiczek ostrego ajvaru (powinna być adżyka, ale mam swój ajwar w wersji soft i hard, więc wykorzystałam), 
kubek (ok. 150 g) zmielonych orzechów włoskich, 
porcja włoszczyzny (2-3 marchewki, 1-2 pietruszki, kawałek selera, kawałek pora, mała cebulka, dwa liście laurowe i 4-5 kuleczek ziela angielskiego), 
słoik pulpy pomidorowej, 
pęczek naci kolendry (u mnie pietruszka i w mniejszej ilości), 
2 łyżeczki przyprawy chmeli suneli (jest na Allegro), 
torebka ugotowanej soczewicy, 
2-3 ząbki czosnku, 
2 łyżeczki słodkiej papryki, 
łyżka masła, 
2 łyżki oliwy, 
sól i pieprz do smaku.
WYKONANIE (znowu za Facetem, warto zajrzeć na jego bloga, bo i z jajem pisze, i świetnie gotuje):  
Mięso potnij w poprzek włókien w niezbyt małą kostkę, jak na gulasz. Na dno dużego gara wlej oliwę, a gdy się rozgrzeje, przesmaż na niej posiekany czosnek z adżiką (albo Twoim autorskim substytutem) i przyprawami. Wrzuć mięso - najlepiej partiami, żeby się podsmażyło. Gdy wrzucisz wszystko od razu, jest spore ryzyko, że temperatura w garze za bardzo spadnie i mięso, zamiast się zrumienić, zacznie się gotować we własnych sokach, z niewesołym, szarym skutkiem (u mnie był właśnie taki skutek, hie hie). 
Kiedy mięso się zarumieni, zalej je dwoma litrami wrzątku i dorzuć całą włoszczyznę. Zmniejsz ogień i gotuj pod przykryciem przez półtorej godziny. 
Masz teraz czas dla siebie, podczas gdy w garnku powstaje smakowity, lekko pikantny wywar. 
Teraz wyjmij cedzakiem włoszczyznę z bulionu. Poszatkuj cebule i przesmaż na maśle, aż się zeszklą. Wtedy dosyp mąkę, trochę soli i pieprzu, i pozwól się temu wszystkiemu nieco zrumienić, a przede wszystkim mące spęcznieć. Wrzuć na patelnię pomidory, posmaż chwilę, a pustą puszkę napełnij do połowy bulionem z gara, wypłucz nim i wlej wszystko do cebuli z pomidorami, żeby zdeglasować to, co przywarło do dna patelni. Nie chcemy tego stracić. 
Zawartość patelni dodaj teraz do bulionu z mięsem. Wsyp mielone orzechy i dobrze wszystko zamieszaj. Spróbuj, i jeśli trzeba, dosyp soli i pieprzu. Duś na małym ogniu, pod półprzykryciem, przez kolejną godzinę. Przez ten czas pozwolimy kolagenowi w mięsie zmienić się w żelatynę - w efekcie kawałki będą się pod naciskiem widelca rozkosznie rozpadać na miękkie włókna. 
Dosmakuj - sól? pieprz? chili? Dodaj, jeśli trzeba. Wsyp ugotowaną soczewicę (Facet dawał ryż, ale z tą soczewica jest jeszcze bardziej "egzotyczna"). Posiekaj natkę i wrzuć na sam koniec. 
Serwuj posypane ziołami, z kawałkiem pszennego pieczywa.
Odgłosy wydawane przez Watahę przy konsumpcji tej potrawy NA PEWNO nie były charczeniem. Raczej stękaniem z lubego obżarstwa :-D

niedziela, 9 lutego 2014

Gołe gołąbki



Zapewne każdy już spotkał się z tą potrawą, jednak Martik nalegał, bym ją wrzuciła na bloga, bo zamierza takie robić często, gdy już będzie „MamciąMartikiem”. 
Moje „gołe gołąbki” różnią się tym od innych, że zawierają i ryż, i kaszę jęczmienną. Zrobiła takie kiedyś kolejna ze świetnych kucharek z Bandrowa (i notabene też przyszywana siostra) Ziutka, zachwalając potrawę jaką tanią, sytą i awantażowną :-D
SKŁADNIKI: 
pół główki średniej kapustki, 
kilo mielonej wieprzowiny (oczywiście kłania się mój wieprzuś), 
torebka ryżu (10 dkg), 
torebka kaszy jęczmiennej, 
3 jajka, 
2 średnie cebule, 
ulubione przyprawy (no sól i pieprz musowo, ja dałam jeszcze trochę kminku i majeranku, bo pasują do wieprzowiny), 
2 ząbki czosnku, 
podwójna porcja sosu pomidorowego, 
olej do smażenia. 
WYKONANIE: 
z kapusty wyciąć głąb i grube nerwy, pokroić w kawałki i posiekać w malakserze. Ja nie mam malaksera, więc partiami zsiekałam ją w blenderze (a Ziutka to wręcz starła na grubej tarce, ale ona ma krzepe w ręcach). 
Mięso wyrobić z solą i przyprawami jak na sznycle (gdzieś tam w Polsce mówi się na sznycle: mielone), dodać kapustę, SUCHY (nie ugotowany!) ryż i kaszę, jajka, przeciśnięty czosnek i starte na tarce lub usiekane w blenderze też surowe cebule (jeśli ktoś woli je najpierw podsmażyć to wuala, ale ja wolę na surowo). 
Massę dobrze wyrobić, formować takie jakby duże pulpety (ja robiłam lekko spłaszczone, bo miałam mało oleju do smażenia) i obsmażyć na rumiano. Przełożyć do naczynia do zapiekania (MUSI BYĆ Z POKRYWĄ) i zalać sosem niemal do przykrycia gołąbków. 
Wypiekać około 1,5 godziny w piekarniku nastawionym na 150 stopni. 
Jak widać, gołąbki „wciągnęły” sos, zrobiły się miękutkie, kapustka, ryż i kasza się ugotowały, a całość pachniała wspaniale. Nie trzeba było już żadnej polewki, bo były bardzo soczyste, niemniej oczywiście można je skąpać w dodatkowym sosiku.

piątek, 10 stycznia 2014

Golonka z indyka wolno pieczona z warzywami



Mój wieprzek niestety, nie miał golonek, tzn. miał, ale poszły na kiełbasy (?, albo mięso mielone?), w każdym razie zachciewajka golonkowa musiała zostać zaspokojona indyczyną. H&C nieco marudziła, że świńskie lepsze, ale ile można żreć wieprze? (oho, już mię wena ponosi, już rymy składam jak imć Zagłoba…)

Na pewno takie mięsko jest zdrowsze i na pewno upiekło się szybciej, bo mamucia golona w piwie potrzebowała wstępnej obróbki cieplnej (patrz tu), a ta nie.

SKŁADNIKI (na 4 osoby):

2 golonki z indyka,

8 ziemniaków (zresztą ile kto tam lubi),

4 marchewki,

4 pietruszki,

duża cebula,

ulubione przyprawy (ja dałam rozmaryn, czosnek, liść bobkowy, lubczyk),

sól i pieprz, „Delikat” czy tam jakaś maga (a jak!),

olej i masło,

ze 2 łyżki octu winnego.
WYKONANIE:

Zrobić marynatę: olej wymieszać z octem winnym, zmiażdżonym czosnkiem, lubczykiem i pieprzem. Natrzeć mięso i wstawić na noc do lodówki.

Warzywa obrać, pokroić ziemniaki w kawałki, a korzeniowe w plasterki (jak widać niedbale). Cebulę lekko zrumienić na maśle z olejem – zrobiłam to po to, żeby ziemniaki miały lepszy smak, wymieszać z jarzynami, posolić, popieprzyć. Naczynie żaroodporne ze szczelną pokrywą (gdy nie ma, trzeba nakryć folią aluminiową) wyłożyć warzywami, podlać wodą tak, aby były niemal przykryte. Część wody wyparuje, a resztę „wciągnie” potrawa. Położyć na tym golonki, lekko je pomagować, posolić, powtykać w mięso i jarzyny liście laurowe i gałązki rozmarynu. Oczywiście można użyć dowolnie wybranych przypraw. Piec w 150 stopniach jakieś 1,5 godziny, potem wyjąć (nie opadnie, he he), sprawdzić stan miękkości i słoności goloneczek, w razie potrzeby podlać wodą, zwiększyć temperaturę do 200 stopni i dopiekać już bez pokrywy, żeby się zrobiły rumiane. 
No nie da się powiedzieć, ile minut ma trwać każdy etap, bo golonki są różnej wielkości. Aha, i lepiej nie brać mączystych i sypkich ziemniaków, bo się rozlecą.
Ze szklaneczką zimnego piwa są bardzo podchodzące :-D

sobota, 7 września 2013

Chrupiące skwarki ze słoniny - czyli przerabiania wieprzka ciąg nieustający

Skwarki te wyrabiane są metodą Babci Broni czyli tak, aby się dały długo przechowywać po świniobiciu. Dlatego nie ma w nich cebulki, ani boczku czy kiełbasy, czosnku, majeranku ni jabłka, które to stanowią smakowite dodatki do domowego smalczyku. Jest tylko sól.
Są to długo i wolno wysmażane, niesłychanie chrupkie i cieszące złotem oko skwarki z naszego świniaka, zatopione w domowym smalcu. Niestety, to już ostatek, ale myślę, że spokojnie mogłabym je trzymać następne trzy miesiące (w glinianym "kamieniaku" w lodówce). Wytapiałam je w ceramicznym garnku, najpierw na maleńkim, potem nieco większym ogieńku, na gazie, bo nie mam jeszcze kaflowej kuchni. Aha, i na początek, do zimnej słoniny w garze, warto cyknąć trochę wody - nie będzie pryskać, nie ma obawy, a pomoże stopić się słonince :-)
Warto je zrobić nawet z kupnej słoniny - nic bardziej nie pasuje do pierogów z kapustą, do kaszy czy do barszczu białego jak takie swojskie skwarczusie...

środa, 14 sierpnia 2013

Szynka wolno duszona w jogurcie czyli "Swojski Wieprzek 3" na spółkę z "Pochwałą niespiesznego duszenia (wieprzka) 4"


Prosiaki z Pogórza Karpackiego mają masę. Zapewne wujek codziennie rano przeganiał naszego wieprzka po górkach i paryjach, coby mu półdupki wyjędrniały. Dlatego miałam 2 piękne szynki. Jedną ususzyłam, o czym później, a drugą wolniutko umasowałam w pikantnym jogurcie.
A co wam „bede rany dropać” (hasełko BB oczywiście), opisując smak – powiem tylko, że to najlepsza pieczona szynka, jaką jadłam!
No i warto mieć naczynie żeliwne z pokrywą; jak to dobrze, że zachowałam to stare po babci…
SKŁADNIKI:
Mięso z szynki,
Duży kubek jogurtu naturalnego (warto zwrócić uwagę, czy nie ma w nim mleka w proszku),
Ulubione przyprawy (ja dałam: czosnek, pieprz, tymianek, liście laurowe, ciut kminku w proszku, lubczyk i łyżeczkę musztardy rosyjskiej),
Sól,
Łyżka smalcu (ma się rozumieć miałam swój).
WYKONANIE:
Szynkę pokroić w poprzek włókien na plastry grubości około 1,5 cm. Nie odkrawać tłuszczyku! Przygotować marynatę – jogurt dość dobrze posolić (mięsa już się nie soli), dodać przyprawy i przeciśnięty przez praskę czosnek. Zostawić na noc w lodówce.
Na drugi dzień wysmarować smalcem naczynie do zapiekania, ułożyć w nim plastry szynki i zalać resztą marynaty. Przykryć i piec w temperaturze maksimum 150 stopni, aż szynka będzie rozpływała się w ustach, a jogurt zamieni się w przyrumienioną pastę.
Zapach pojurga wszystkich facetów na całej dzielni!

niedziela, 17 marca 2013

Żeberka w kiszonej kapuście czyli pochwała niespiesznego duszenia 3


Mam nadzieję, że to już ostatnia przed latem potrawa typu: obiad drwala rąbiącego tajgę w styczniu pod Wierchojańskiem. Na razie każde spojrzenie za okno podaje w wątpliwość moje nadzieje, ale z drugiej strony tak kaloryczna i solidnie leżąca w brzuszku potrawa nie smakowałaby w lipcu. 
Każda rzecz ma swój czas jak twierdzi mędrzec Kohelet (he, he, czytuje się do poduszki) i zaręczam – ta potrawa nie jest to marność nad marnościami, lecz worta jezd każdy gemby (mędrzec Babcia Bronia).
No i to niespieszne duszenie w żeliwnej gęsiarce…

SKŁADNIKI:
2 kilogramy dobrej kapusty kiszonej,
2 kilogramy żeberek,
2 duże cebule,
pół litra bulionu grzybowego (dałam z kostki Knorra),
2 łyżki masła i olej,
smalec (tak, właśnie SMALEC!) do obsmażenia żeberek,
sól, pieprz, majeranek, liście laurowe, kminek, cebula, czosnek, lubczyk do żeberek,
sól, pieprz, kminek, liście laurowe i ziele angielskie do kapusty.

WYKON:
Żeberka kilka godziny wcześniej zamarynować w oleju z ciutką octu balsamicznego, pieprzem, solą, liśćmi laurowymi, czosnkiem i cebulą. Nie dodawać jeszcze majeranku i kminku, bo się przypalą w czasie obsmażania.
Cebule pokroić, zezłościć na maśle z olejem. Dodać kapuchę (jeśli jest bardzo kwaśna można odcisnąć, my uwielbiamy kwasową - świeżo kiszona z Charsznicy jest idealna), dodać przyprawy, chwilę poddusić razem.
W tym czasie żeberka, podzielone na zgrabne porcje, obsmażyć na rumiano na smalcu, obsypać ulubionymi przyprawami.
Do żeliwnego naczynia z pokrywą wyłożyć połowę kapusty, zalać bulionem, ułożyć żeberka, na nie wyłożyć resztę kapusty, by łonem wilgotnem je okryła.
Przykryć i dusić 2 godziny w 150 stopniach, środkowa półka, grzanie góra i dół.
Po konsumpcji można iść odśnieżać trasę Rzeszów – Krosno.

sobota, 2 marca 2013

Spaghetti bolognese czyli właściwie "con sugo di carne"


Jadłam wiele razy tzw. spaghetti bolognese, nawet Szefowa  naszej kultowej, szkolnej stołówki popełnia coś takiego (sorry, pani Jasiu, ale nie są to pani klimaty). 
I oczywiście, jak każda sroczka z ogonkiem, muszę stwierdzić, że mój sos mięsno – pomidorowy do makaronu jest najlepsiejszy. I najbardziej zbliżony smakiem do tego, co jadłam u Baniaków (w Bagnacavallo).
Oczywiście nie ja jestem autorką tego przepisu, ale pewnie całe pokolenia Mamm i Nonn. Ja się posiłkowałam moją ukochaną Tessą Capponi - Borawską i „Kuchnią włoską” autorstwa tabunu italiańskich kucharzy, którzy mnie nigdy nie zawiedli.
Są (jak przekonuje pani Tessa) dwie tajemnice dobrego sosu: mięso najwyższej jakości i dłuuugie gotowanie na bardzo małym ogniu.
I tu się okrutnie przydaje ciężki gar z ceramiczną powłoką, którym zakupiła odjąwszy se od gęby używki. Warto znaleźć czas na taki sos, bo efekt jest znakomity i można śmiało zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że siedzimy nad talerzem w jakiejś trattorii...
SKŁADNIKI:
Pół kilograma mielonego, mieszanego mięsa wołowo – wieprzowego,
Cebula,
Marchewka,
Łodyga selera naciowego (korzeń nie będzie),
40 deko pomidorów (dałam z kartonu Podravki, krojone, bez dodatków ziołowych),
pół szklanki czerwonego, wytrawnego wina (miała być szklanka, ale to wino to był straszny kwasior o dumnej nazwie Cabernet, a gdzie wyprodukowane, to już nie pomnę, chyba w Mołdawii),
Szklanka bulionu wołowego (ha! miałam swój, zamrożony jeszcze od pamiętnych pierogów z mięsem i rosołu!),
2 łyżki masła i 2 chlusty oliwy,
sól i pieprz.
WYKONANIE:
Warzywa skroić w drobną kosteczkę (ja je zesiekałam w blenderze) i podsmażać na maśle z oliwą, dopóki nie odparuje z nich sok. Dodać mięso i cały czas rozbijając grudki przesmażyć, aż całe mięso lekko zbrązowieje. Dodać wino i mieszając poczekać, aż całe odparuje. Wtedy dodać pomidory, pieprz i sól, i znowu dusić często mieszając. Gdy zgęstnieje podlać bulionem i pykać na malutkim ogniu około 2 godzin. Doprawić świeżo zmielonym pieprzem.
Ja dałam jeszcze parmezan na wierzch, bo bardzo lubię; w oryginale nie było o nim mowy. I zamiast bazylii była natka pietruszki do posypania, ale to chyba kwestia gustu.

niedziela, 10 lutego 2013

Gorący kociołek miłości czyli pochwała niespiesznego duszenia

Są w życiu Matki - Polki takie chwile, kiedy trzeba dopieścić Mężczyznę. Przy okazji TEJ POTRAWY dopieszczamy zarazem siebie (niebo w gębie!), wiecznie głodną a mięsożerną Hurmę i Czeredę oraz sąsiadów (boski zapach, przenikający azbestowe płyty bloku i osiadający na wąsach sąsiadów i trwałych ondulacjach sąsiadek). Od wielu lat wiem, że wolno pieczone w niskiej temperaturze mięsa są przepyszne, ale nie zawsze starcza czasu, chęci i surowca. Ale jeśli uda się kupić ładne wołowe mięso w cenie nie rujnującej domowego budżetu, to nie wahajcie się - to naprawdę worte gemby (wg nomenklatury BB).
Przepis znalazłam tu, oddaję więc głos pani Sandrze z bloga Sandra bakes a party!
Gorący kociołek miłości to ulubiony gulasz mojego męża. Wręcz rozpływa się w ustach. Smaczny, aromatyczny i rozgrzewający, z mnóstwem przypraw, warzyw oraz idealnie uduszonymi kawałkami mięsa. Niesamowita kombinacja smaków po prostu oszałamia przy podniesieniu pokrywki. Jest to wyjątkowy gulasz, ponieważ jest on pieczony, a nie duszony jak większości tego typu potraw. Do tego dania możesz dodać swoje ulubione warzywa korzeniowe, które pod wpływem pieczenia zmienią się w smakowite purée.
Gorący kociołek miłości jest potrawą, która nie wymaga dużego nakładu pracy, dlatego jest idealnym rozwiązaniem kiedy musisz przygotować przyjęcie. W trakcie pieczenia możesz przygotować desery i przystawki.
Moje uwagi:
Wołowina to było tzw. gulaszowe, ale znowu udało mi się kupić woła o dużej zawartości mięsa w mięsie.
Dusiłam to w żeliwnej gęsiarce, naczynie takie, chociaż ma już swoje lata (co widać na zdjęciu), jest nie do przecenienia.
Dzień wcześniej zamarynowałam kawałki mięsa w oleju z octem balsamicznym z Modeny, cebulą, czosnkiem i przyprawami.
Dałam więcej cebuli do duszenia, a ziemniaczki to były normalne, stare, co ino pokrojone w grube kawałki.
Nic mi się nie rozpadło, mimo trzygodzinnego duszenia w 150 stopniach.
No i musi być kminek do wołowiny.
A do tego piwko jest bardz podchodzące :-). 

piątek, 3 sierpnia 2012

Karkówka z żurawinami i okrywką z sera


Ponieważ w lodówce poniewierała mi się suszona żurawina, czekająca albo na zapalenie pęcherza albo na jakiś kulinarny pomysł, więc postanowiłyśmy wykorzystać przepis pani Zaręby bodajże, która w "Przyślij przepis" bardzo zachwalała smak takiego mięska. Poza tym kobita w mięsnym zamiast ukroić Martikowi cienkie kotlety z karkówki, uchymoliła nieforemne sznyty mięsa, które nijak nie dały się rozbić. 
Rzeczywiście, tak przyrządzona wieprzowinka jest pyszna. Robotę robi także ulubiony ostatnio przeze mnie sposób duszenia mięsa. Otóż należy długo i w niskiej temperaturze umasować mięsko w żeliwnym naczyniu, przywiezionym jeszcze przez prababcię z Ziem Odzyskanych. Kto nie ma takiego naczynia - polecam gorąco, tym bardziej, że świetnie piecze się w nim chleb.
SKŁADNIKI:
6 grubych plastrów karkówki,
marynata do mięsa, jaką kto lubi (ja zrobiłam taką jak zawsze do wieprzowiny, jest o tu),
kubek jogurtu naturalnego,
garść żurawiny,
kilka grubych plastrów sera,
przyprawy wg gustu.

WYKONANIE:
Karkówkę zamarynować na noc. Żurawinę sparzyć gorącą wodą. Jogurt posolić i wymieszać z ulubionymi przyprawami. Naczynie żeliwne lub blaszkę czy cosik tam do zapiekania, co macie (musi być z pokrywą, dlatego blaszkę trzeba potem szczelnie przykryć folią aluminiową) wyłożyć papierem do pieczenia i ściśle ułożyć mięso wraz z cebulą i czosnkiem z marynaty. Zalać jogurtem, posypać żurawiną i zakryć serem. Szczelnie przykryć i dusić w piekarniku nagrzanym do 140 stopni przez około 1,5 godziny. Hurmy i Czeredy wołać nie trzeba - zapach wywabi ich nawet z podwórka.