CHLEB RADZIECKIEGO ŻOŁNIERZA
1 bochenek
375g aktywnego zakwasu żytniego 100% hydracji
450g mąki żytniej razowej
15g soli
330ml ciepłej wody (około 40 stopni) - u mnie 350ml
Smacznego!
BLINY
35-40 sztuk
100g mąki gryczanej
100g mąki pszennej
7g suszonych drożdży - użyłam drożdży świeżych (kulka wielkości orzecha laskowego), jeśli używasz suszonych dodaj mniej, 7g to za dużo
1 łyżka cukru
1/2 łyżeczki soli
300ml ciepłego mleka
2 jajka
50g roztopionego masła do smażenia
Zmieszaj oba rodzaje mąki z cukrem i solą. Drożdże rozpuść w wodzie, dodaj do mąki. Żółtka oddziel od białek. Wmieszaj stopniowo mleko i żółtka do pozostałych składników (za pomocą miksera) do uzyskania gładkiej masy. Białka ubij do uzyskania sztywnej piany, a następnie delikatnie wmieszaj do ciasta. Przykryj i odstaw do wyrośnięcia w temperaturze pokojowej na 1 godzinę. Ciasto na bliny ma być gęstsze niż na naleśniki.
Na dużej patelni rozgrzej na średnim ogniu niewielką ilość roztopionego masła. Wlewaj na patelnię ciasto w czterech porcjach po około 1,5-2 łyżki. Smaż bliny przez 45 sekund z jednej strony, delikatnie odwracaj i smaż przez kolejne 30 sekund. Po usmażeniu trzymaj w cieple. Smaż pozostałe bliny w ten sam sposób, po każdej partii smarując patelnię roztopionym masłem.
Podawaj z kwaśną śmietaną, kawiorem lub wędzonym łososiem. Lub z innymi dodatkami. Albo na słodko. Czy też zupełnie inaczej.
Przepis zaczerpnęłam z książki 90 lat KitchenAid - wielka księga przepisów. Bliny są bardzo puszyste, najlepsze jakie jadłam do tej pory. Z tej książki zrobiłam też chałkę z prawdziwą wanilią i kardamonowo-cynamonowe bułeczki Flachswickel, nie udało się ich niestety sfotografować :). I choć z reguły sceptycznie podchodzę do przepisów dołączonych do sprzętu AGD, ta pozycja jest naprawdę świetna.
Idąc ulicami Krakowa zastanawiam się często, jaki jest powód tak wielkiej popularności kuchni włoskiej w Polsce. Nie mówię, że to źle, kuchnia włoska to kuchnia wspaniała, czego niestety nie można powiedzieć o większości włoskich restauracji w naszych miastach. Ale jest przecież tyle innych smaków, np. smaki naszych sąsiadów, które nie są popularne, a przecież fascynujące. Tak właśnie myślę o Rosji, Rosjanach i kuchni rosyjskiej: FASCYNUJĄCE. I na pewno warte poznania.
A książki, której fragment Wam dzisiaj przytoczyłam, nie będę recenzować, ponieważ gusta literackie są różne. Napiszę tylko, że mi się bardzo podobała, nie tylko dlatego, że obecnie mieszkam na Podhalu. To książka nie tylko dla górali. To książka pokazująca góralszczyznę oczami małego chłopca, który przyjechał w tej rejony z Warszawy. Pełno tu więc kontrastów i naprawdę zabawnych historii. To także książka znakomitego etnografa, znajdziemy więc w niej także trochę informacji o kulturze i historii tej części Polski. To książka bardzo ciekawa, polecam więc ciekawskim. Swoją drogą czy wszyscy wiedzieliście, że Lenin nigdy nie mieszkał w Poroninie? :). A jeśli chcecie się dowiedzieć czym w Bukowinie był tytułowy Sklep Potrzeb Kulturalnych, książkę musicie przeczytać sami.
Kto mnie zna wie, że książki pochłaniam w ilościach ogromnych. Kupuję je wręcz hurtowo. Nie powiem, że czytam wszystko, jestem raczej wybredna. Lubię tylko prozę. Ciężko dać mi książkę w prezencie, ponieważ z reguły omijam to, co na listach bestsellereów. Obecnie czytam najnowszą pozycję Antoniego Kroh Starorzecza. Być może coś z niej też Wam kiedyś zacytuję.
Smacznego!