Witajcie !
Mam na imię Agnieszka.
Jestem mamą dwójki cudownych łobuziaków.
Długo nosiłam się z zamiarem założenia
bloga, aż w końcu się zdecydowałam.
Dlaczego?
Bo uwielbiam wszelakie rękodzieło i chcę się z Wami podzielić moimi
próbami, postępami i potyczkami związanymi z szyciem i nie tylko.
Ale opowiem Wam jak to się zaczęło...
Jakieś półtora roku temu w Lidlu (zresztą co jakiś czas są) była do kupienia maszyna do szycia.
I gdy mąż wrócił
z zakupów, padło pytanie:
- Nie chciałabyś maszyny?
(w pierwszym momencie pomyślałam, że chodzi mu o coś do kuchni)
- Jakiej maszyny?
- Do szycia.
Spojrzałam na niego zdziwiona pytaniem i
parsknęłam śmiechem, bo ja i takie urządzenie, to raczej niemożliwe połączenie.
Nigdy nie ciągnęło mnie do szycia, choć
moja babcia do tej pory szyje, moja mama od wielkiego święta i nawet tata
potrafi. Ja twierdziłam, że nigdy nie będę.
No, ale jak to w życiu bywa... Znacie to
powiedzenie? Nigdy nie mów nigdy.
I gdy mój starszy synek miał iść do
przedszkola (wrzesień 2015), zaczęły się poszukiwania worka na kapcie.
Przetrząsnęłam cały internet, by znaleźć ten jeden, jedyny i niepowtarzalny, bo
oczywiście z sieciówek odpadały.
Chciałam, by miał taki - swój :)
Jak znalazłam, to cena była dość wysoka
(ale wierzcie mi, wart był jej).
I wtedy w mojej głowie zaświeciła się żaróweczka. A może by tak uszyć???
Ta aaa, a tak
zapewniałam, że szyć nie będę.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Z jakiejś dzianinowej spódnicy po
cioci, pod nadzorem babci, która
tłumaczyła mi co, gdzie i jak, powstał mój pierwszy uszytek !
I choć miał być na próbę do nauki, synek
przechodził z nim cały wrzesień.
Oto on.
TADAM...
Naszywka oczywiście kupna.
Oczywiście nie wygląda jak ten piękny z
internetu, ale za to uszyty przeze mnie :)
W taki oto sposób wpadłam jak śliwka w
kompot.
Zapraszam do komentowania i wszelkich
uwag.
Pozdrawiam Aga