Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasty i dipy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasty i dipy. Pokaż wszystkie posty

4 marca 2014

Dip z buraków, ogórka i mięty z grillowanymi pikantnymi pitami


Są takie przepisy, w których zakochuję się od pierwszego rzutu oka na listę składników, a apetyczne zdjęcie tylko podkręca moją chęć ugotowania potrawy. Tak było i tym razem. W czwartek pocztą przyszedł kwietniowy Good Food, w piątek pojechałam na targ, skąd przywiozłam buraki, a w weekend zajadaliśmy się tym zestawem, nie mogąc się wręcz nachwalić. 


Oryginalny przepis miał więcej jogurtu, stąd dip był dużo jaśniejszy, a także używał buraków ugotowanych i pakowanych próżniowo, które są popularne i dostępne niemal w każdym spożywczaku w UK, tyle, że ja ich nie lubię. Upiekłam więc świeże buraki, przy okazji pieczenia bułek (oszczędność czasu i energii elektrycznej) i dip wykonałam z buraków pieczonych, co myślę, tylko dodało mu głębi smaku. Dałam też kilka kropel soku z cytryny. W przepisie oryginalnym pity były posypane płatkami chilli, ale akurat ich nie miałam, więc posypałam je pieprzem cayenne.

Co Wam mam powiedzieć? Jest absolutnie fantastyczny i będzie stałym gościem w moim menu. Podaję moją wersję. 


Dip z buraków, ogórka i mięty z grillowanymi pikantnymi pitami


4 średnie buraki 
½ ogórka wężowego 
170g greckiego jogurtu naturalnego (standardowy kubeczek Total)
2 małe ząbki czosnku 
spora garść świeżej mięty 
½ łyżeczki drobnego cukru
kilka kropel soku z cytryny 
sól
świeżo zmielony czarny pieprz 
odrobina oliwy 

Do serwowania

4 pity z mąki razowej 
odrobina oliwy 
odrobina pieprzu cayenne 

Buraki umyć, zostawić w skórce, skropić oliwą, zawinąć w kawałek folii aluminiowej i upiec w piekarniku (180 stopni C), aż będą miękkie. Ostudzić zupełnie, obrać i zetrzeć na tarce na dużych oczkach.

Ogórka umyć i zostawić w skórce. Przekroić wzdłuż, następnie na ćwiartki i wyskrobać nasionka. Ogórka pokroić na malutką kostkę i dodać do buraków, zachowując odrobinę do posypania dipu.

Miętę drobno posiekać (zachować kilka listków do dekoracji), czosnek obrać i zetrzeć na tarce na papkę. Dodać do miski z burakami i ogórkiem. Dodać nieco soli, pieprzu, cukier, sok z cytryny i jogurt. Dokładnie wymieszać. Można odłożyć na godzinę do lodówki, aby smaki się przegryzły, albo trzymać w lodówce aż do serwowania (można zrobić dzień wcześniej).

Serwować z pitami. W tym celu należy je pokroić na trójkąty, ułożyć na blaszce, skropić oliwą, posypać cayenne i zapiec (obracając w połowie pieczenia na drugą stronę) w piekarniku nagrzanym do 200 stopni C, aż będą chrupiące.

Tuż przed podaniem dip dokładnie wymieszać, posypać pokrojonym ogórkiem i udekorować listkami mięty.

20 listopada 2013

Luby gotuje. Szaszłyki z kurczaka, sos satay, pikantne nudle. Miętowy ananas na deser.






Kolejna odsłona tego cyklu, o którym szczegółowo możecie przeczytać we wpisie "Luby gotuje. Wprowadzenie". Przypominam na wszelki wypadek, gdyby pojawił się znowu głos, że nie podaję źródeł. Raz, a konkretnie wystarczy, bo w tej serii są tylko przepisy z jednej książki. Jak to się zmieni, to dam znać. Tak więc dziś gwoli przypomnienia. 

Zestaw ten ma azjatyckie wpływy, ale jak to Jamie - on lubi gotować je po europejsku, no i wszędzie, ale dosłownie wszędzie wali oliwę. Tak więc z autentyczną kuchnią azjatycką ma to coś tam wspólnego.  Inspiracja jest jednak konkretna, takoż dawka chilli i limonek - dla mnie ideał. 

Sos satay (pikantny sos na bazie orzeszków ziemnych), szaszłyki z kurczaka, pikantne nudle z nerkowcami i kolendrą, a na deser ananas z miętowym cukrem, borówkami i jogurtem kokosowym. Jeden z fajniejszych zestawów jakie jadłam. Zapraszam serdecznie. 

15 września 2013

Luby gotuje. Esencjonalna pomidorówka i guacamole z przekąskami.




Najlepsza pomidorówka, jaką jadłam w życiu. Sama esencja pomidorów, zauważcie, że nie ma w niej nawet bulionu. Do tego przekąski i obiad gotowy. Niby lekki, ale jednak sycący - zupa podana jest z upieczonym pieczywem. Przepis na 4 porcje. Zapraszam!

25 lipca 2013

Sos tatarski inaczej





Sos tatarski, szczególnie ten domowej roboty, to był mój fetysz kulinarny dzieciństwa. Na żadnej imprezie nie czekałam tak na tort, jak na kolację, na której będą serwowane marynowane pieczarki, korniszony, czy właśnie sos tatarski, łączący te przysmaki w jeden. Do dziś mogę jeść łyżką. 

Jaka była moja radość, gdy w pubie, w którym pracowałam w kuchni szefowa zarządziła pewnego dnia, że robimy sos tatarski. Nie zdawałam sobie sprawy, że Brytyjczycy ten przysmak przygotowują nieco inaczej i serwują głównie do dań rybnych. Jest inny, ale bardzo smaczny, a najlepszy jaki jadłam serwował Rick Stein w Padstow, w Kornwalii. Ale ten mój domowy też niczego sobie. I konieczny do kolejnego przepisu na brytyjski przysmak, który już wkrótce.

Przepis na brytyjski sos tatarski znajdziecie na blogu Grochalska po brytyjsku, zapraszam serdecznie!

4 czerwca 2013

Łosoś ze słodkim chilli, dip z rzodkiewek i młoda kapusta ze szpinakiem (i jeszcze szparagi)




Dziś prezentuję kolejny zestaw obiadowy - lekki, wiosenny, niemal gotowy na przyjęcie lata. Bardzo świeży, jednocześnie napakowany smakami, które - jak nie da się ukryć - bardzo są ze mną w zgodzie ostatnimi czasy. Być może zechcecie zrobić dokładnie taki zestaw, być może wykorzystacie jakieś jego elementy. Dip z rzodkiewek to hit jako dodatek do grillowanych mięs i warzyw, tak samo jak tzatziki - jest do nich bardzo podobny. Kapusta z rzodkiewkami to nieco inne spojrzenie na to popularne o tej porze roku warzywo. Łosoś ze słodkim chilli to u nas w domu absolutna klasyka i najszybszy sposób na bezproblemowy rybny obiad.

Dla tych, którzy lubią i muszą bardziej pojeść, bo potrzebują więcej węglowodanów (jak mój luby) proponuję do tego pieczone frytki z kaparami, które nie załapały się do zdjęcia tym razem, ale zapraszam do przepisu archiwalnego.

18 maja 2013

Co do jedzenia do pracy? Hummus bez czosnku, niskotłuszczowy.




Uwielbiam klasyczny hummus, nie ma co do tego wątpliwości, a czosnek to rzecz którą wręcz zajadam się, gdy wiem, że nie muszę się z nikim widzieć. Ale bezpieczna opcja do biura, gdzie non stop muszę wchodzić w interakcje z innymi osobami, to jednak lunch bez dodatku czosnku. 

Z tego właśnie powodu kręcę od czasu do czasu hummus bez dodatku czosnku i jego brak rekompensuję dużą ilością przypraw i soku z cytryny, a także garścią orzechów włoskich. Mam również sposób na obniżenie jego kaloryczności. Prawdziwie kremowy hummus uzyskuje się przez dolewanie dużej ilości oliwy, a ta choć zdrowa, to tłuszcz w czystej postaci i w nadmiarze odłoży się tam, gdzie najmniej tego chcemy. Tak więc do tej lżejszej wersji daję oliwy dla smaku, a konsystencję reguluję wodą spod gotowania ciecierzycy.

Do tego pudełko świeżych warzyw i bardzo sycący i kolorowy lunch do pracy gotowy.

8 kwietnia 2013

Dip z pieczonego bakłażana i czosnku z mlekiem kokosowym (wegański)




Tak, ja wiem - bakłażan i kwiecień się nie mieszają. Cóż ja pocznę, że w naszym ogrodzie ciągle są zaspy śniegu i czuję się, jakby nadal był luty?

1 kwietnia 2013

Wegańska pasta/dip z soczewicy i słodkiego ziemniaka



Ja jeszcze jestem w Polsce, choć już na walizkach, a Was zapraszam do nowego
Znajdziecie w nim przepis na pastę/dip, idealną do pieczywa, czy maczania warzyw. 
Wegańską, smaczną, zdrową. 

Zapraszam, życzę miłej lektury i przyjemnego poniedziałku!


29 grudnia 2012

Pasta z grzybów i kaszy gryczanej



To miało być nadzienie do pierogów. Zadumałam się wczoraj nad lekturą książki o kuchni Podlasia - dawno nie robiłam pierogów z kaszą - pomyślałam i poszłam spać z postanowieniem ulepienia pierogów innych, niż moje ukochane ruskie. Przygotowałam eksperymentalny farsz i... stwierdziłam, że jest on świetny na krakersach i pieczywie.

Zamiast wpisu o pierogach jest więc wpis, który być może przyda się kilku osobom planującym bufet Sylwestrowy. Ta pasta jest niedroga, łatwa w wykonaniu, można łatwo przygotować jej wegańską wersję - wystarczy zamienić klarowane masło na oliwę.


9 listopada 2012

Pasta z bakłażana. Bez wyziewu.


Bakłażan to jedno z moich ulubionych warzyw i ilekroć przychodzi jesień, kiedy bakłażany są w swojej najlepszej formie, to przynajmniej kilka razy w sezonie robię jakaś pastę bakłażanową. Eksperymentuję, używam różnych dodatków, a to robię bez skórki, a to ze skórką. Ale zawsze z czosnkiem. Każdy przepis, który napotkałam zawierał czosnek. A ja pastę z bakłażana tak uwielbiam, że zjedzenie porcji z domowym chlebem na lunch jest dla mnie jak nagroda w środku dnia. Ale jak tu jeść czosnek, gdy ma się resztę dnia spędzić w niedużym biurze i narażać współpracowników na wątpliwe aromaty? Uwielbiam czosnek i gdybym pracowała z domu, to pewnie jadłabym go surowy na śniadanie, ale obcy wyziew gębowy o aromacie zaczynającego się trawić czosnku na powierzchni kilku metrów kwadratowych biura to coś, czego nie lubię.  Więc sama nie narażam innych. 

Z tego powodu w tym roku robiąc kolejną pastę pominęłam czosnek, ale użyłam całą masę innych wyrazistych dodatków, aby nie była mdła. Wyszło bardzo smacznie, pasta jest w dodatku dość sycąca i wchodzi na stale do repertuaru past, szczególnie tych do pudełeczka na lunch. Polecam tym, którzy nie lubią czosnku, albo jak ja - nie zawsze mogą sobie na niego pozwolić.

Aromatyczna pasta z pieczonych bakłażanów i orzechów włoskich (bez czosnku)

ok. 250ml 

2 nieduże bakłażany, przepołowione i pokrojone na ok 1cm plastry 
1 szalotka, obrana i pokrojona na półplasterki 
garść łuskanych orzechów włoskich
garść świeżej natki pietruszki 
sok z całej limonki 
1 łyżeczka pasty sezamowej tahini (użyłam ciemnej, z prażonego sezamu)
na czubku łyżeczki mielonej chilli 
¼ łyżeczki kurkumy 
½ łyżeczki mielonej kolendry 
½ łyżeczki mielonego kuminu
oliwa extra virgin
sól
świeżo zmielony czarny pieprz 

Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. 

Bakłażany umieścić w miseczce skropić oliwą, lekko posolić i zmielić nieco pieprzu. Wymieszać, aby oliwa pokryła bakłażany, następnie wyłożyć na blaszkę do pieczenia lub do naczynia żaroodpornego. Wstawić do piekarnika i piec przez ok. 25 minut. Wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić w środku do ostygnięcia.  

Na suchej patelni uprażyć orzechy włoskie, aż będą lekko zarumienione, po czym przełożyć do robota kuchennego.

Na rozgrzaną patelnię wlać łyżkę oliwy i na małym ogniu smażyć szalotkę. Ma być miękka, ale nie niebrązowiona, czyli ok. 7-10 minut, mieszając od czasu do czasu. 

Do robota kuchennego z orzechami dodać wystudzone bakłażany, usmażona szalotkę, natkę pietruszki, tahini, kurkumę, chilli, kolendrę, kumin, sok z limonki, nieco soli i pieprzu i odrobinę oliwy. Miksować, dolewając oliwę cienka strużka. W razie potrzeby wyłączać robot i zeskrobywać pastę ze ścianek. Ilość oliwy zależy od tego jak luźna chcecie mieć pastę. Ja lubię ja dość zbita i z wyczuwalnymi kawałkami skórki i orzechów. Ale możecie zmielić na gładka masę, wtedy będzie wymagać nieco więcej oliwy. Spróbować i doprawić do smaku sola i pieprzem jeśli taka jest potrzeba.

Przed podaniem dobrze jest ja zostawić na parę godzin, idealnie na całą noc, aby smaki się przegryzły. Najlepiej smakuje w temperaturze pokojowej, więc przed jedzeniem dobrze ją wyciągnąć na dłuższą chwilę z lodówki. Podawać z posiekana natka pietruszki.


23 lipca 2012

Burgery. Dla zaspokojenia skrajnych apetytów


Jeśli już macie słodki sos chilli, to może skusicie się na burgery, które świetnie z nim idą w parze? Mieliśmy niedawno na obiad, przyznaję, że kombinowałam tak, aby mięsożerca się nadał, a ja - obrażona ostatnio na mięso, też miała pożywny obiad. No i miało być z tego, co ostało się w szafkach i lodówce - bez dodatkowych zakupów. Czyli improwizacja. Udana jak się okazało.


Burgery z ciecierzycy i tuńczyka

ok. 12 sztuk 

ok. 200g ciecierzycy suchej
2 x 175g puszki tuńczyka w oliwie/oleju
1 mała cebula, obrana i posiekana
2 ząbki czosnku, obrane i posiekane
1 mała czerwona chilli, posiekana
garść świeżej kolendry, posiekanej (użyłam mrożonej, bo miałam zapas w zamrażarce)
2 małe jajka, rozkłócone
2 płaskie łyżeczki mielonego kuminu  
sok z połowy cytryny 
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
nieco mąki z ciecierzycy do obtaczania
olej do smażenia (użyłam słonecznikowego)
ćwiartki limonki do serwowania (opcjonalnie) 

Ciecierzycę namoczyć przez ok 10 godzin, wylać wodę, nalać świeżej, posolić, zagotować i gotować, aż będzie miękka. Odcedzić i pozostawić do ostygnięcia. 

Cebulę usmażyć na małej ilości oleju, na małym ogniu - ma być miękka, ale nie brązowa. Na ostatnią minutę smażenia dodać czosnek i chilli. Odstawić z ognia i pozostawić do lekkiego ostygnięcia. 

Ciecierzycę zmielić w robocie kuchennym, ale tak, aby nie była zupełnie gładka - mają pozostać kawałeczki ziaren wyczuwalne dla zębów. Przełożyć do miski. 

Do tej samej miski dodać tuńczyka (ja mojego nie odcedzałam, bo był w małej ilości oleju), podziabanego widelcem, cebulę z czosnkiem i chilli, kolendrę, jajka, sok z cytryny, kumin, pieprz i sól. Rękoma wymieszać, aż całość będzie dobrze połączona. Schłodzić w lodówce przez co najmniej godzinę.

Formować kotleciki i przekładać do miseczki z mąką z ciecierzycy, a następnie na deskę do krojenia. 

W patelni rozgrzać dość sporo oleju, nie mają się smażyć na głębokim tłuszczu, ale tak jak kotlety mielone - aby były zanurzone mniej więcej do połowy. Smażyć je z obu stron, aż będą zarumienione. Odłożyć na papierowy ręcznik, który wchłonie nadmiar tłuszczu.

Ja serwowałam je z pieczonymi ziemniakami, słodkim sosem chilli oraz sałatą lodową, do której zrobiłam dressing inspirowany tajską kuchnią.

Dressing do sałaty (prawie) tajski 

2 łyżki oleju z orzeszków ziemnych
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka sosu rybnego (nam pla)
sok z połowy limonki
szczypta chilli mielonej 

Wszystko umieściłam w słoiczku, zakręciłam i mocno wstrząsałam, aby składniki się połączyły. Umytą i posiekaną sałatkę polałam dressingiem tuż przed serwowaniem, wymieszałam, a na talerzu posypałam prażonymi na sucho ziarnami kuminu. 



19 lipca 2012

Moje małe zboczenie

Muszę coś wyznać. Mam absolutnego świra na punkcie pewnego sosu. Lubię go do frytek, lubię do maczania tofu, nie wyobrażam sobie bez niego kotletów rybnych, a ostatnio maczałam w nim pieczone kawałki kurczaka w chrupiącej panierce. Dodany do hummusu nadaje mu nowy wymiar, podany w towarzystwie gęstego jogurtu stanowi świetny dip do pieczonych warzyw. Dodaję go czasem do str fries, a niedawno podałam go gościom do maczania mini tortilli ze szczawiem i też zaskakująco dobrze się spisał.

Mowa o słodkim sosie chilli, który jest dostępny w większości supermarketów. Jednak zrobienie swojego zajmuje ok. 20 minut i daje gwarancję, że nie ma w nim konserwantów i syropu glukozowego. W przypadku osoby, która go lubi i używa regularnie, to ważne, aby sos zawierał jak najmniej dziwnych składników. Poza tym można samemu regulować ostrość sosu - im więcej pestek chilli zostawicie, tym ostrzejszy będzie sos.   Oryginalny tajski sos nie zawiera skrobi kukurydzianej, ale ja dają ją, gdyż lubię gdy jest on dość gęsty. Możecie oczywiście pominąć ten składnik. Oryginalnie sos gotuje się tak długo (i chyba robi z większej ilości cukru), aż zredukuje się do takiej konsystencji, w której kawałki chilli "wiszą". Moja wersja oprócz tego, że ekspresowa, jest także wegańska, oryginalne sosy lubią zawierać nam pla (sos rybny), ja dodaję odrobinę limonki, która wprawdzie nie zastępuje sosu rybnego, ale nadaje ciekawy smak i kontrastuje nieco z cukrem. 

Zapraszam na jeden z moich ulubionych sosów. Za parę dni pokażę Wam przepis na smaczne burgery, które też świetnie idą w parze ze słodkim sosem chilli.



Słodki sos chilli 

ok. 200ml 

3 czerwone chilli, jedna z pestkami, reszta wypestkowana 
3 ząbki czosnku, obrane 
sok z połowy limonki 
skórka otarta z całej limonki
¼ szklanki* octu ryżowego
½ szklanki cukru
¾ szklanki  wody
½ łyżeczki soli
1 płaska łyżka skrobi kukurydzianej rozrobionej w 2 łyżkach wody (opcjonalnie) 

Chilli, czosnek i skórkę limonki dodać do malaksera i posiekać bardzo drobno (albo zrobić to za pomocą noża).

Do rondelka dodać wodę, ocet, sok z limonki, sól i cukier oraz posiekane składniki, następnie zagotować. Zmniejszyć ogień i gotować przez ok. 15 minut, aż całość nieco się zredukuje. Następnie dodać skrobię kukurydzianą rozrobioną w wodzie, zamieszać, zagotować i od razu ściągnąć z ognia.

Ostudzić, przełożyć do słoiczka, zakręcić i trzymać w lodówce. Trudno powiedzieć, jak długo można go przechowywać. U nas schodzi on szybko i nigdy nie stoi dłużej niż 10 dni. Myślę, że pasteryzowany wytrzyma kilka miesięcy, ja jednak wolę robić go na bieżąco, bo to niedużo roboty.



* użyłam szklanki o pojemności 250ml 

4 kwietnia 2012

Smacznego i do zobaczenia!


To jest mój ostatni wpis przed świętami i przed moim wylotem do Polski. Mam trochę wolnego czasu, więc zabawię tam chwilę, a tu na blogu będzie krótka przerwa. Wrócę w sam raz na kulinarne święto - sezon szparagowy! Tak więc nie zapomnijcie proszę o mnie, jak Terminator "I'll be back" (a może powinnam napisać "I'll be back with a bunch of fresh asparagus!"). 

Przed tą przerwą pragnę Wam pokazać ciekawy sposób na serwowanie kremowego serka, czy twarożku (nie twarogu, a twarożku właśnie, bo o ten kremowy i miękki mi chodzi). Kiedyś zauważyłam go w lokalny kwartalniku "Dales Life" (proponowała go Marry Berry), ale o tamtego czasu robiłam już wiele różnych wersji, improwizowałam, co również Wam polecam. Oryginalna receptura miała w serku ugotowane, posiekane krewetki, ja robiłam także wersję z posiekanym wędzonym łososiem, z korniszonami, z różnymi ziołami, a dziś pokażę wersję z kaparami.

Te paczuszki z wędzonego łososia nadziane serkiem są dobrym pomysłem na świąteczny stół, ale nie róbcie ich zbyt wiele - nadzienie jest tak sycące, że jednej osobie będzie szalenie trudno zjeść całą porcję. Ja kroję te paczuszki na 6 częsci i każdy nakłada sobie na ile ma ochotę. Na przekąskę, z dodatkiem dobrego chleba, jakichś grzanek czy krakersów jedna taka paczuszka wystarczy na 2-3 osoby. 

Życzę Wam smacznych i spokojnych świąt. Do usłyszenia po moim powrocie!


Paczuszki z wędzonego łososia nadziewane serkiem

2 sztuki


4 duże plastry wędzonego łososia
ok. 150g serka (kremowego lub miękkiego, mielonego twarożku)
1 łyżka solonych kaparów, dokładnie opłukanych na sicie i posiekanych
2 łyżki świeżego koperku, drobno posiekanego
skórka otarta z jednej cytryny
łyżeczka soku z cytryny
sól (opcjonalnie, kapary są słone)
świeżo zmielony czarny pieprz
listki sałaty i ćwiartki cytryny do serwowania
gałązki koperku do dekoracji (opcjonalnie)


Serek wymieszać z sokiem z cytryny, skórką cytrynową, kaparami, koperkiem i świeżo zmielonym pieprzem.

Dwa naczynka do sufletów wyłożyć przeźroczystą folią spożywczą (tak aby wystawała poza naczynia), a następnie plastrami łososia (po dwa plastry na miseczkę),  tak aby nieco łososia wychodziło poza naczynka. Oprószyć nieco pieprzem i nałożyć do środka serek, delikatnie uklepując szpatułką czy łyżką. Przykryć
wystającymi kawałkami łososia, następnie folią i włożyć do lodówki. Ja jeszcze dodatkowo czymś obciążam z góry.

Idealnie gdy postoją całą noc, ale i po dwóch godzinach powinny być dobre. Wyciągnąć z lodówki i każdą porcję odfoliować z góry, delikatnie przełożyć do góry nogami na talerz, na którym ma to być serwowane. 

Udekorowac świeżymi listkami sałaty, ćwiartkami cytryny i podawać.

Przepis dołączam do akcji Wielkanocne Smaki. 


15 marca 2012

Myślicie już o świętach?


Ja tak, bo jak zwykle będę miała sporo czasu wolnego i w tym roku częściowo święta i ten wolny czas spędzę w rodzinnym domu. W związku z tym powoli już odliczam dni do wylotu, a co za tym idzie chciałam Wam jak najszyciej przekazać kilka nowych przepisów, które być może pojawią się w Waszym świątecznym menu.

Pierwsza z moich propozycji to pasta, choć miałam ochotę przez chwilę nazwać ją pasztetem. Jednak nie jest to ta konsystencja. Pasta, zdecydowanie! Ale niejeden pasztet może zawstydzić. Pojawiają się czasem głosy na forach kulinarnych, czym można poczęstować wege gości podczas świąt, które tradycyjnie są jednak przepełnione mięsnymi potrawami. To jest jedna z takich rzeczy, która ucieszy wegetarian, ba! nawet wegan, a mięsożercy też powinni być nią zachwyceni. My byliśmy.

Inspirowałam się przepisem znalezionym w "Veganomicon. The Ultimate Vegan Cookbook" (Isa Chandra Moscowitz, Terry Hope Romero).


Pasta z pieczarek, fasoli i orzechów włoskich

na ok. 2 szklanki pasty

ok. 5 łyżek oliwy
1 duża cebula, obrana i pokrojona w kostkę
3 ząbki czosnku, obrane i posiekane
listki z 2-3 gałązek świeżego tymianku
1 łyżeczka posiekanej natki pietruszki
ok. 400g pieczarek (użyłam brązowej odmiany), posiekanych z grubsza
1 szklanka* orzechów włoskich, lekko podprażonych na suchej patelni
1 szklanka ugotowanej fasoli (użyłam cannellini)
2 łyżeczki octu balsamicznego
sól
świeżo zmielony czarny pieprz


Na rogrzaną patelnię wlałam dwie łyżki oliwy i dodałam cebulę. Smażyłam przez ok. 10 minut na małym ogniu, aż cebula zmiękła. Dodałam czosnek, tymianek i pietruszkę i smażyłam przez kolejne 3 minuty. Następnie dorzuciłam pieczarki, lekko posoliłam i smażyłam do momentu, aż zmiękły. Odstawiłam na bok, aby nieco przestygły.

W robocie kuchennym zmieliłam orzechy włoskie na bardzo drobno.

Do robota dorzuciłam fasolę i zawartość patelni, dodałam ocet, dużo pieprzu i zmieliłam na gładką masę dolewając ciurkiem 3 łyżki oliwy.

Doprawiłam jeszcze solą i pieprzem, przełożyłam do szczelnego pojemnika i mocno schłodziłam przed podaniem. Smakuje lepiej drugiego dnia, gdy wszystkie smaki się przenikną.

Przepis dołączam do akcji Wielkanocne Smaki. 



*do odmierzania składników użyłam szklanki o pojemności 250ml

28 maja 2011

Nie mam pojęcia kto to Pynjeck



Ale mam pojęcie, że przepis podany przez tę użytkowniczkę Galerii Potraw zrobił furorę nie tylko w mojej kuchni (dziękuję!). To było dawno temu, w czasach kiedy nieśmiało podglądałam wyczyny innych na tym forum. Od dawna piekę ten placek, każdy sezon na cukinie prędzej czy później prowadzi do niego.

Zamiennie stosuję różne świeże zioła, za każdym razem wychodzi więc nieco inna wersja. Zachęcam do użycia mięty, szczypiorku, koperku, bazylii, czy natki pietruszki. Byle były świeże i w dużej ilości. Na otwarcie sezonu na cukinię zapraszam na pyszny cukiniowy placek. *


Placek cukiniowy z fetą

2-4 porcje

4-5 cukinii, wielkości niedużych ogórków wężowych, starte na dużych oczkach, bez obierania
200g fety, pokruszonej
2-3 jajka
dużo posiekanej zieleniny - dałam szczypiorek i miętę
ząbek czosnku, drobno posiekany
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
ok. 5 łyżek kaszy manny
odrobina oliwy

Cukinię posoliłam i zostawiłam na pół godziny na sicie, co 10 minut lekko ją dociskałam, aby pozbyć się nadmiaru wody.

Następnie przełożyłam do miski, wymieszałam ze wszystkimi składnikami oprócz oliwy, którą wysmarowałam naczynie żaroodporne.

Masę przełożyłam do naczynia, na tyle dużego, aby warstwa nie była wyższa niż 3cm. Piekłam w piekarniku nagrzanym do 180 stopni C (termoobieg) przez ok. 40 minut.

Bardzo dobry na zimno, lub ciepło, nadaje się świetnie do odgrzewania w mikrofalówce. Lepiej się kroi, jak się odczeka 10 minut po wyciągnięciu z piekarnika. Uwielbiam ten placek z tzatzikami, ale tu akurat podałam z sosem jogurtowym z koperkiem. 


Sos jogurtowy z koperkiem

175g gęstego jogurt greckiego (mój ulubiony to Total)
garść świeżego koperku, posiekanego
1 duży ząbek czosnku, roztarty z solą
odrobina oliwy (opcjonalnie)
świeżo zmielony czarny pieprz

Wszystkie składniki wymieszałam i zostawiłam w lodówce na ok. 30 minut przed podaniem.

* podobno dobrze sprawdza się też kabaczek, ja jeszcze nie próbowałam

26 marca 2011

Raz, dwa, trzy. Trzy.



Dzisiaj moje odkrycie, jeśli chodzi o dodatki do pieczywa, a zaraz trzecia część tej krótkiej serii o pastach. Jeśli spojrzycie na zdjęcie, na pewno pomyślicie, że to nie pasta. Ale pastą może być. To zależy od Was.

Zaczęło się od tego, że miałam nieziemską ochotę na wędzoną rybę, a na targu spodobały mi się wędzone pstrągi tęczowe. Kupiłam i chciałam zrobić dokładnie tak samo, jak tę pastę z makreli, ale natchnęło mnie i zrobiłam inaczej.

Poszperałam w pamięci, w poszukiwaniu połączeń smakowych z rybą. Przypomniała mi się mięta, którą użyłam kiedyś do upieczenia pstrąga z migdałami. Mięta natomiast zawsze kojarzy mi się z groszkiem, przypomnijcie sobie jedną z moich ulubionych przekąsek. Powoli zaczynałam mieć wizję tej pasty, szczególnie, że po głowie kołatało mi się połączenie ryby z groszkiem w risotto, no i groszek jest jednym z klasycznych dodatków do ryby z frytkami w Wielkiej Brytanii.

W robocie kuchennym wylądowały więc wszystkie składniki, zaczęłam je mielić, pulsacyjnie i w pewnym momencie się opamiętałam - jednak nie chciałam gładkiej pasty, a coś w rodzaju "grubszego" puree. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyście zrobili gładką pastę, ja mam tak zamiar zrobić następnym razem i podać ją na krakersach lub małych kawałeczkach ciemnego chleba na przekąski przed starterem.

Użyłam mrożonego groszku, ale powtórzę w sezonie ze świeżym. Polecam jednak wystrzegać się puszkowego. To nie ta bajka. (dla mnie niejadalna)



Puree z wędzonego pstrąga, groszku i mięty

2 filety wędzonego pstrąga, oskórowane, z grubsza pokrojone na nieduże kawałki
ok. 400ml groszku, rozmrożonego powoli na sicie
sok z połowy cytryny
garść świeżej mięty (plus kilka listków do dekoracji - opcjonalnie)
łyżeczka świeżego tymianku, same listki (użyłam tymianku cytrynowego)
kilka łyżek delikatnej oliwy
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Wszystkie składniki umieściłam w robocie kuchennym i zmieliłam do pożądanej konsystencji. Serwowałam na tostach z chleba pszenno - żytniego.

23 marca 2011

Raz, dwa, trzy. Dwa.


A dzisiaj będzie inny hummus. Mam z nim związane pewne wspomnienie.

Wraz z grupą przyjaciół wybieraliśmy się w czasach studenckich na wakacje, nad Bałtyk. Muszka zwana tak (chyba tylko przeze mnie i vice versa) przez głupią literówkę w smsie, chrzani plażę, więc nie dołączyła do moich i Staszka wysiłków i prób spalenia nadmiaru tłuszczu przed wyjazdem. Elunia miała dołączyć do nas nad morzem prosto z Wrocka, więc tylko we dwójkę podjęliśmy się przygotowań do wyjazdu i potraktowaliśmy je bardzo poważnie. Rowery, dużo wody, dużo kilometrów, jeszcze więcej spalonych kalorii. I po jednej z takich wycieczek moje: może masz ochotę coś zjeść? Staszek lekko zdezorientowany: jak to? Spaliłem tyle kalorii i teraz mam jeść? Chciałam go uspokoić: nic się nie martw - mam w domu razowy żytni chleb i domowy hummus. Hummus robię od dobrych dziesięciu lat i do głowy mi nie przyszło wtedy, że ktoś może go nie znać. Staszek nie znał. I miał minę jakbym go chciała otruć. Na pytanie co to jest, odparłam, że to pasta z ciecierzycy zwanej cieciorką. Staszek przywitał cieciorkę gromkim śmiechem.

Nie wiem, czy do dziś śmieszy go cieciorka, tak jak mnie lepik i papa, ale wiem, że mu smakowało. Albo zjadł z grzeczności? W każdym razie wtedy rozprawiczyłam hummusowego prawiczka, a kiedy parę tygodni temu zobaczyłam hummus z czerwonej soczewicy u Trufli, wiedziałam, że szybko zagości na moim stole. Przyprawiłam go po swojemu, zastosowałam jednak pomysł na użycie czerwonej soczewicy.


Hummus z czerwonej soczewicy


200g czerwonej soczewicy
sok z dwóch limonek
łyżeczka mielonego kuminu
1/2 łyżeczki mielonej chilli
1/4 łyżeczki kurkumy
łyżka pasty sezamowej tahini (użyłam ciemnej, z prażonych ziaren)
3 łyżki oleju z orzeszków ziemnych
sól

Soczewicę ugotowałam, odcedziłam i pozostawiłam do ostygnięcia.

Następnie umieściłam ją w robocie kuchennym z resztą składników i zmiksowałam na gładką pastę.

Przechowuję w lodówce, w szczelnym pojemniku. Idealnie jest ją schłodzić przed podaniem, po zmiksowaniu może być nieco luźna, ale po schłodzeniu nabiera ciekawszej konsystencji.

20 marca 2011

Raz, dwa, trzy. Raz.




Uwielbiam pasty jako dodatek do pieczywa, krakersów owsianych, czy po prostu do maczania kawałków warzyw. Pokazałam Wam już hummus, który lubię chyba najbardziej z past (można wyczarować go w dziesiątkach smaków). Przez ostatnie tygodnie nazbierało mi się kilka dodatków do pieczywa, które są bardzo smaczne i powtarzam je często, czasem z małymi zmianami jeśli chodzi o przyprawy czy zioła.

Pasty trzy. Dziś pierwsza.


Pasta z tuńczyka i suszonych pomidorów


185g puszka tuńczyka (użyłam bez oliwy)
2-3 łyżki delikatnej oliwy (opcjonalnie - jeśli tuńczyk jest w oleju, to nie trzeba)
garść świeżej natki pietruszki
6-8 połówek suszonych pomidorów (w oliwie, lub suchych)
płaska łyżka koncentratu pomidorowego
łyżeczka soku z cytryny
1/4 łyżeczki sproszkowanej chilli
nieco świeżo zmielonego pieprzu

Użyłam pomidorów suchych, więc namoczyłam je uprzednio w gorącej wodzie, aż nieco zmiękły. Są dość słone, stąd nie potrzebowałam soli.

Wszystkie składniki umieściłam w robocie kuchennym i zmieliłam na gładką pastę.

Przechowuję w szczelnym pudełku, w lodówce.

12 stycznia 2011

Pięć lub mniej składników #4



Poprzednie posty z serii:

#1 Zasady serii i wieprzowina w sosie karmelowym

#2 Łosoś pieczony z koprem włoskim i oliwkami

#3 Tagliatelle z cukinią i suszonymi pomidorami


Odświeżam serię i zgodnie z jej zasadami wyłączając sól i pieprz, pokazuję danie, do przygotowania którego potrzeba nie więcej niż pięć składników. Dzisiaj dla odmiany przekąska, lekki lunch, czy po prostu zapchajdziura w oczekiwaniu na główne danie.

Przyznaję, że pierwszy raz połączyłam niebieski ser z awokado i dla mnie to połączenie zadziałało, myślę, że można połączyć oba składniki w jedną pastę, ale tym razem po prostu pokruszyłam go na wierzch.


Pasta z awokado z niebieskim serem

2 porcje

2 dojrzałe awokado*
sok i skórka otarta z jednej limonki
nieco pokruszonego niebieskiego sera (użyłam Blue Stiltona)
4-6 kromek świeżej bagietki, lub czerstwej zgrillowanej
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Awokado przekroiłam na pół, przekręciłam obie połówki w przeciwnym kierunku i rozdzieliłam. W jednej z nich została pestka, więc szybkim ruchem wbiłam w nią poziomo nóż i wykręciłam z miąższu. Wydrążyłam miąższ łyżeczką i umieściłam w mini robocie kuchennym. Dodałam sok i skórkę limonki, nieco soli i sporo pieprzu. Zmieliłam na gładką masę. Rozsmarowałam na bagietce i na górę pokruszyłam ser.


*w sklepie często awokado jest dość twarde, należy je owinąć w gazetę/papier i zostawić w pokojowej temperaturze przez 2-3 dni

28 października 2010

Pasta z kopem!




Najsmaczniejsza pasta z makreli jaką jadłam. A miałam traumę z przeszłości, wspomnienie pasty rybnej, którą zaserwowano mi na koloniach letnich, zrobionej z... chyba wolę nie wiedzieć z czego. Jednak gdy zobaczyłam wędzoną makrelę, to musiałam ją kupić i znaleźć ciekawy przepis na jej wykorzystanie, bo to był jeden z tych impulsów, którym ciężko mi się oprzeć. I jak zwykle nie zawiodłam się na przepisie Jamiego, znalezionym na stronie Daily Mail, która niestety już w sieci nie istnieje. Ale przepis prosty jak drut, więc go zapamiętałam i dziś się z Wami dzielę.

Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do dodania takiej ilości chrzanu, jaką podawał Jamie, więc dodałam połowę, ale szybko zmieniłam zdanie. To właśnie chrzan daje paście charakterystyczny kop.

Jamie proponował duże ilości, tak aby zaspokoić tłumy na przyjęciu gwiazdkowym, ja zrobiłam z połowy porcji i kilka dni później pobiegłam po więcej makreli, bo ta pasta naprawdę wciąga. Wystarczy do niej dobry świeży chleb, lub nieco starszy, ale lekko grillowany. Podaję ilości, z których ja robiłam.



Pasta z wędzonej makreli

400g wędzonej makreli
190ml gęstej kwaśniej śmietany
3 łyżeczki chrzanu
sok i skórka otarta z jednej cytryny
spora garść natki pietruszki, posiekanej
świeżo zmielony czarny pieprz

Makrelę oskórowałam i podziabałam widelcem w misce. Dodałam śmietanę, większość pietruszki, sok i większość skórki cytrynowej, chrzan, pieprz i wymieszałam dokładnie.

Serwowałam na grzankach, posypane natką pietruszki i skórką cytrynową.