Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieprzowina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieprzowina. Pokaż wszystkie posty

28 lutego 2015

Porada. Co zrobić z tłuszczem spod pieczenia mięsa?




Jeśli pieczecie wieprzowinę, kaczkę, gęsinę, nawet kurczaka - generalnie mówiąc - tłuste kawałki mięsa, to w brytfance zawsze zostaje spora ilość tłuszczu. Nie polecam zostawiać go w całości jako bazę do sosu pieczeniowego, bo będzie on za tłusty. Po upieczeniu mięsa, a przed zrobieniem sosu należy tłuszcz zlać do słoiczka i pozostawić do stężenia. Przechowywać w lodówce, maksymalnie do 2 miesięcy.

Po co to robić? Przecież to sam tłuszcz, cholesterol, tłuszcze trans i zawał serca skompresowany w słoiku - być może pomyślicie. Otóż zjedzony na raz pewnie tak, natomiast dodawany w małej ilości do sosów, zup, duszonych czy pieczonych warzyw podniesie ich walory smakowe niebagatelnie, a Wy podbijecie smak dań za grosze i w sposób naturalny. Zróbcie na tym pieczone ziemniaki - każdy się będzie pytał, jaki jest Wasz sekret! No i niech kamieniem rzuci ten, który nigdy nie używa kremówki, czy nie je tłustych serów.

W owym tłuszczu można zatopić zioła, np. tymianek, rozmaryn, można dodać przyprawy jak koper włoski, goździki, anyż. Można zrobić mini kostki smakowe używając tych dodatków i zalewając je tłuszczem w foremkach na lód, a następnie zamrażając.

Pamiętać należy, aby tłuszcz nie był za gorący, bo może nam pęknąć słoik. Unikałabym zachowywania tłuszczu spod jagnięciny, gdyż jest to smak tak mocny i specyficzny, że zabije smak innych dań, zamiast go podbić.

Poza tym wszystkim wylewanie tłuszczu do kanalizacji to zło, a czasem pozbywanie się go w inny sposób może być kłopotliwe. Dlaczego go więc nie zachować i nie wykorzystać w późniejszym gotowaniu?

24 lutego 2015

Pieczyste niedzielne. Łopatka wieprzowa. Na budżecie z Jamiem.


Wypróbowałam kolejną propozycję z książki "Save with Jamie", o której pisałam Wam kilka słów w tym wpisie. Przygotowałam to w zasadzie trochę z musu, bo luby miał ciśnienie na wypróbowanie innego przepisu z wykorzystaniem resztek z tej pieczeni. Od niechcenia przygotowałam, a rozłożyło mnie to na łopatki. Zastosowałam delikatne zmiany w stosunku do oryginalnego przepisu, o których wspomnę poniżej. 

Zdaję sobie sprawę, że 4.5kg kawał wieprzowiny swoje kosztuje, ale to porcja na ok. 8 osób plus powinny zostać resztki (przynajmniej wg Jamiego). U nas było dokładnie z połowy porcji, na pewno na dwa obiady i być może na resztki - mięso było tak pyszne, że zjedliśmy go sporą jak na nas porcję. Łopatka miała kość i grubą skórę, którą ponacinali mi rzeźnicy, pochodziła z lokalnej hodowli, w której świnie wypasane są na zewnątrz w dobrych warunkach życiowych. 




Do mięsa zamiast ziemniaków był tym razem seler korzeniowy, który usmażyłam w tłuszczu wieprzowym (u Jamiego oliwa, a jakże!), a także duszona czerwona kapusta (w przepisie z dżemem z owoców jagodowych, u mnie z membrillo - gęstą galaretkę z pigwy, bo w domu nie miałam ani jednego dżemu). Tym razem wystąpił też wyjątkowo ubogi w składniki, ale jakże smaczny sos pieczeniowy bez żadnych nonsensownych składników typu granulki zagęszczające, czy kostki rosołowe (przepis na sos na wypasie w tym wpisie). Zamiast tradycyjnego musu/sosu jabłkowego, który Brytyjczycy kochają do wieprzowiny były pieczone połówki jabłek.

Całość była wyśmienita i do powtórzenia dość szybko.


7 stycznia 2015

Przedziwny chowder według Jamiego O. Gotowanie na niskim budżecie.


"Save with Jamie" ("Oszczędzaj z Jamie") to książką, którą luby znalazł pod choinką. Jak wiecie z tego bloga, jakiś czas temu luby wkręcił się w gotowanie, ale gotował tylko z książki Jamiego "30 Minutes Meals" - w zasadzie przerobił ją całą, z małym wyjątkami (owoce morza - nie przepada i trochę obawia się je gotować) - zajrzyjcie do serii Luby gotuje. Tym razem ja sięgnęłam po jego nową zdobycz i na stole pojawiła się ciekawa zupa. Ale może najpierw kilka słów o książce. 

Kupuj mądrze. Gotuj z głową. Marnuj mniej. To jej motto. Książka przyda się każdemu, kto jest zainteresowany gotowaniem domowego jedzenia z czujnym okiem zwróconym na zawartość portfela - czy to rodzinie z dziećmi, studentowi singlowi, czy parze.  Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jest to książka pisana na rynek brytyjski i uwzględniająca tutejsze realia. Część składników będzie albo ciężko dostępna w Polsce, albo/i droga. Jest to jednak książka, która pokazuje, że można upiec pieczeń w niedzielę, a w tygodniu przygotować niesamowicie ciekawe dania z wykorzystaniem resztek z niedzielnego obiadu. Niby oczywiste, ale jednak wiele ludzi nie ma pojęcia, jak zagospodarować takie końcówki, resztki, ścinki. Zasadniczo nie ma być to recenzja, więc nie będę się rozpisywać szerzej, ale jedno powiem - jest fantastycznie wydana (jak to książki Jamiego), zawiera przepiękne fotografie (David Loftus ♥) i ciekawe przepisy. Wraz z lubym mamy zamiar zrobić z niej dobry użytek w 2015 roku.



Na pierwszy strzał poszła zupa. Chowder z resztek pieczonego kurczaka z bekonem i... krakersami (lub macą). Pomysł dodania krakersów wydawał mi się bardzo dziwny, ale zaryzykowałam i okazało się, że całość całkiem dobrze zagrała. Krakersy, jak podejrzewam, są po prostu tanim wypełniaczem, ale dają też ciekawe chrupiące wykończenie i kontrast dla dość kremowej zupy. 



16 kwietnia 2014

Sałatka z jajkami, pieczonymi burakami i innymi dobrami


To jest sałatka na skalę moich możliwości. Wy wiecie, co ja robię tą sałatką? Ja otwieram oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówię - to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!


 
A serio - tą sałatką puszczam zalotne oczko do mięsożerców. Jest tu na blogu cała masa wege sałatek, a dziś propozycja dla tych, którzy lubią też element mięsny. Oryginalny przepis znalazłam w kwietniowym wydaniu Good Food, ale oczywiście zrobiłam ją po swojemu. Zachwyciło mnie połączenie buraków, jajek i wędzonego boczku, resztę przepisu potraktowałam luźno. I tak oto moja kolejna ulubiona propozycja sałatkowa - niby sałatka, ale bardzo sycąca, pożywna. 

3 grudnia 2013

Szynka na ciepło. Jak zaserwować?




Jeśli upiekliście swoją szynkę (przepis podawałam kilka dni temu), to może będziecie mieli ochotę wypróbować ją na ciepło w stylu brytyjskich dań z pubu? Ham (albo gammon), egg & chips to klasyka. U nas w domu była szynka świeżo upieczona i jeszcze ciepła, ale można podawać ją odsmażoną, z reguły w dość grubych plastrach. Do tego domowe frytki i jajko sadzone i można poczuć się jak w typowym brytyjskim pubie.

1 grudnia 2013

Świąteczna, korzenna szynka oraz przepis na mieszankę przypraw mixed spice




Szynka jest soczysta, krucha, korzenna, ze słodko - kwaśną glazurą. A co najważniejsze - nie ma niepotrzebnych dodatków tak popularnych w kupnych wędlinach. Można ją jeść na zimno do kanapek, albo na deskę wędlin, można też podać na ciepło jak pieczeń. Próbowałam obu wariantów. Cud, miód - mówię Wam. 

25 listopada 2013

Świąteczna szynka. Zapowiedź.


 


W ubiegły weekend upiekłam najlepszą szynkę w swoim życiu. Przepis ukaże się 1 grudnia, ale jeśli macie do mnie odrobinę zaufania kulinarnego (he, he!) to zapolujcie już na membrillo - hiszpańską galaretkę z pigwy (tradycyjnie serwowaną do serów). Piszę to już teraz, bo wiem, że to nie jest produkt, który leży w każdym spożywczaku, chcę więc, abyście mieli nieco więcej czasu na przygotowanie się do pieczenia tej szynki i poszukanie membrillo. Chyba, że macie bardzo, ale to bardzo gęsty dżem z pigwy, to też powinien dać radę. 

Szynka jest soczysta, krucha, korzenna, ze słodko - kwaśną glazurą. A co najważniejsze - nie ma niepotrzebnych dodatków tak popularnych w kupnych wędlinach. Można ją jeść na zimno do kanapek, albo na deskę wędlin, można też podać na ciepło jak pieczeń. Próbowałam obu wariantów. Cud, miód - mówię Wam. Zaglądnijcie tu proszę w niedzielę. 

A, zapomniałabym - podam też przepis na tradycyjną angielską mieszankę przypraw - mixed spice. 

Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia!

1 listopada 2013

Wieprzowina (lub kurczak). Słodko - kwaśna.




W tamaryndzie zakochałam się lata temu, gdy niezawodna Thiessa podała przepis na tamaryndową kurę. Dziś prezentuję nieco zmieniony przepis, choć jego kręgosłup został praktycznie ten sam. Zapraszam wielbicieli słodko - kwaśnych, wyrazistych, aromatycznych potraw. I do tego prostych jak budowa cepa. 

Przepis wraz z opisem tamaryndowaca i poradami znajdziecie w nowym wydaniu miesięcznika "Libertas". Wiem - wygląda średnio, ale smak! Smak jest i to jaki!

Zapraszam serdecznie i życzę miłego weekendu! :)


25 września 2013

Kaszanka i gruszka




Black pudding, czyli angielska kaszanka, to przede wszystkim przysmak śniadaniowy. Smażone krążki czy plastry kaszanki to jeden z elementów tradycyjnego brytyjskiego śniadania (piszę brytyjskiego, gdyż występuje też w Szkocji czy Irlandii Północnej), choć przyznać muszę, że nie tak popularny jak bekon, czy kiełbaski. Z black puddingiem można też się spotkać w restauracjach, często bywa on podawany w różnych konfiguracjach jako przystawka (starter). Co ciekawe nie zdaje się mieć tak plebejskiej otoczki jak kaszanka w Polsce, ale trudno ukryć, że jedno od drugiego fizycznie nie odstaje zbyt wiele. Angielska kaszanka jest nieco bardziej zbita, zawsze zawiera drobno mielony owies (oatmeal), ale też wydaje się być ciut inaczej doprawiona, niż ta, którą pamiętam z Polski. Po usmażeniu trzyma fason, przez co na pewno łatwiej ją ładnie zaprezentować na talerzu.

Do black puddingu (jak i do dań z wieprzowiny) można mieć podany sos jabłkowy (w postaci gęstego musu), a ja dziś pragnę zaprezentować alternatywną wersję dla poczciwej kaszanki – połączyć ją w jesiennej sałatce z gruszką Williams. Czyż to nie brzmi brytyjsko?

Na przepis zapraszam do kolejnej odsłony bloga Grochalska po brytyjsku. Zapraszam serdecznie i życzę udanego dnia! 


1 czerwca 2013

Młoda kapusta, szparagi i polędwiczka wieprzowa




Wieprzowina i kapusta to takie polskie połączenie, prawda? U mnie tym razem pojawiło się na jednym talerzu pełnym smakowitości inspirowanych azjatyckimi smakami. Czyli dużo chilli, czosnku, imbiru, limonka, olej sezamowy, kolendra, a jako dodatek makaron ryżowy. Dla wielbicieli eksplozji smaków.

12 lutego 2013

Golonka Pięć Smaków




Nie samymi zielonymi sokami człowiek, czyli ja, żyje. Choć mięsa jem relatywnie mało, to czasem po prostu napada mnie ochota na krwisty stek czy tłustą wieprzowinę. A zamiłowanie mam do kąsków wymagających. Co to za sztuka usmażyć polędwiczkę wieprzową? Sztuka kupić te cięcia wymagające czasu i cierpliwości, a czasem kilku tricków i przyrządzić je tak, że polędwiczka może się schować.

14 stycznia 2013

Moje ulubione kanapki



 W zasadzie ta kanapka powinna rozpocząć poczet moich ulubionych kanapek. To jest mój absolutny fetysz od lat. Z tym zestawem (choć nie w bagietce, a w jakimś watowatym chlebie) zapoznała mnie moja pierwsza brytyjska szefowa. Wtedy to brzmiało dla mnie jako kosmos, ale przepadłam po pierwszym kęsie. Siedem lat później to piszę, z pełnym brzuchem, bo właśnie kolejny raz sobie dogodziłam na śniadanie. 


5 grudnia 2012

Zmasakrowana brukselka. Czego oczy nie widzą...



Tak sobie myślę, że ten tytuł może jest trochę szorstki i nie do końca oddaje sytuację - na przykład może sugerować, że zabiłam brukselkę - jej smak, walory. Część z Was może  oczywiście uważać, a z moich obserwacji wynika, że to całkiem spora grupa, że brukselka jest masakrycznie niesmaczna i walorów nie posiada. Ja należę do tych, którzy ją kochają, więc przekonywać mnie nie trzeba, aby w sezonie poszukiwać nowych sposobów na jej przyrządzenie. 

29 października 2012

Bajzel czy harmonia? Modro kapusta, ino insza.


No właśnie... Przepis znalazłam w miesięczniku "Good Food" lata świetlne temu i dziś nawet nie jestem pewna, czy to tak do końca wszystko miało być. Dobór składników według mnie jest bardzo harmonijny, ale jak ułożyłam je na talerzu gotowe do zdjęcia, pomyślałam: "o rany, co za bajzel*". Sfotografowałam, usiedliśmy do stołu, zjedliśmy z apetytem, a potem gdy oglądałam gotowe zdjęcia pomyślałam, że moja pierwsza ocena nie była sprawiedliwa, bo nie wygląda to tak źle. Gdybym nawet nie zmieniła zdania co do wyglądu, to i tak bym Wam to pokazała, uważam bowiem, że to bardzo ciekawe jesienne danie. Ostatecznie dania kapustne nigdy nie grzeszyły urodą typową dla Michelinowskich konstrukcji. Przynajmniej nie w moim wykonaniu. Zapraszam więc, jako dziouszka ze Śląska na modro kapusta, ino tako insza (mrugam do Was, z gwary Śląskiej jestem noga!). Klasyczne angielskie składniki, ale w głębi duszy wierzę, że kompozycja ta  trafi w polskie gusta, wszak kapusta i kaszanka są nam nieobce.



Czerwona kapusta z kaszanką, boczkiem, karmelizowanymi jabłkami i orzechami laskowymi 

2-4 porcje 

mała główka kapusty czerwonej, głąb wycięty, poszatkowana niezbyt drobno
2 małe twarde jabłka, obrane, pozbawione gniazd nasiennych i pokrojone na cząstki
4 plastry bekonu (użyłam przerastanego, tzw. streaky bacon, wędzonego), pokrojone na kęsy
4 plastry kaszanki
garść orzechów laskowych
szczypta brązowego cukru
1 łyżka oleju słonecznikowego
1 łyżka masła
1 łyżka octu jabłkowego
2 łyżki oliwy
1 płaska łyżka musztardy pełnoziarnistej
1 łyżeczka miodu
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
 
W dużym rondlu rozgrzać olej i wrzucić kapustę, dodać nieco soli. Smażyć przez ok. 5 minut mieszając, ma być lekko miękka. Dolać 3-5 łyżek wody, zamieszać, przykryć i zostawić na ogniu przez ok. 3 minuty. Odstawić z ognia i trzymać przykrytą, aby nie ostygła za mocno.

Przygotować dressing. Oliwę, musztardę, miód i ocet wymieszać i doprawić solą i pieprzem w dużej misce. Odstawić.

Na suchej patelni podpiec orzechy laskowe, aż lekko się zarumienią. Wyciągnąć z patelni i położyć na desce do krojenia. Posiekać z grubsza.

Na tej samej patelni bez tłuszczu usmażyć bekon. Ma być przyrumieniony i dość chrupiący. Odsunąć go szpatułką na bok patelni (albo wyciągnąć na talerzyk - ja nie chciałam brudzić kolejnego naczynia) i w tym tłuszczu ze smażenia bekonu usmażyć z obu stron kaszankę. Angielska kaszanka (plastry o grubości ok. 1 cm) nie potrzebuje dłużej niż 2-3 minuty z każdy strony.

W czasie gdy bekon i kaszanka się smażą w osobnej patelni rozgrzać masło. Dorzucić kawałki jabłek, posypać szczyptą cukru i smażyć z obu stron, aż będą zarumienione i miękkie (ok. 5 minut).

Ciepłą kapustę przełożyć do miski z dressingiem. Dokładnie wymieszać i doprawić do smaku solą i pieprzem. Rozłożyć na ciepłe talerze. Kapustę posypać kawałkami bekonu, ułożyć na nią karmelizowane jabłka i usmażoną kaszankę. Posypać posiekanymi orzechami laskowymi.

Można to podawać w mniejszej ilości na przystawkę, a my do tego zestawu mieliśmy ziemniaki pieczone w kaczym smalcu i jedliśmy to jako danie główne.

* bałagan, zamieszanie, a nie dom publiczny ;) 

21 października 2012

Moje ulubione kanapki

To jedna z nich, w przyszłości będzie więcej. 

Kanapkę z bekonem i awokado znałam, ale Hugh przyszedł z pomysłem dodania do tego cheddara i majonezu. Majonez odrzuciłam, dałam jednak mocno dojrzały (vintage) cheddar. No i domowy chleb, ten który Wam pokazywałam, ale tym razem z mieszanki mąk pszennych: białej i razowej (na zakwasie żytnim). 



2 kromki lekko przypieczonego chleba
½ awokado, miąższ pocięty na plastry lub zmiażdżony widelcem 
2 plastry bekonu (użyłam back bacon, niewędzony), upieczone w piekarniku (mogą być usmażone) 
2 plastry dojrzałego cheddara

Chyba nie muszę pisać jak złożyć do kupy? ;)

Miłej niedzieli! 



2 sierpnia 2012

Walczę z demonami, vol. 4

Prześladowały mnie te knedle od długiego czasu. A bałam się ich jak szlag. Nie jestem skora do lepienia pierogów, czy kulania klusek, stąd jakoś nie mogłam się przemóc. Tym bardziej, że w Galerii Potraw Rafał, dzięki wpisom którego w końcu zmobilizowałam się do zrobienia knedli bułczanych, nie podawał konkretnych proporcji, a jedynie wytyczne. Tak więc je przytoczę i w zasadzie przejdę do sedna, bo w tym jednym wpisie będą aż trzy przepisy. Dodam tylko, że prezentuję Wam moje pierwsze w życiu knedle bułczane, może nie za piękne i foremne, ale za to pyszne. Chyba nawet bardziej smaczne drugiego dnia, odgrzane w sosie. 

Ufff, kolejny demon pokonany! Rafale, dziękuję i pozdrawiam. 

Bułczane knedle zrobiłem z czerstwej bułki wrocławskiej, zwanej też weką, dwóch jaj, mleka ( coś około niepełnej szklanki ), pęczka pietruszki, podduszonej na maśle, drobno posiekanej cebuli, mąki, majeranku, pieprzu i soli. Bułkę pokroiłem w kostkę, zalałem mlekiem z rozbełtanymi jajkami, dorzuciłem cebulę i przyprawy, dokładnie wymieszałem i odstawiłem na jakieś pół godziny. Mleka musi być tyle, żeby bułki dobrze nasiąkły, ale cała masa nie może się zrobić zbyt rzadka, bo wtedy będziemy musieli dać dużo mąki i  kluchy będą twarde, albo ratować się bułką tartą. Kiedy wszystko się przegryzło dosypałem mąki, niedużo, jedno porządne sypnięcie z torebki, myślę, że nie więcej niż dwie, trzy łyżki. Wymieszałem, formowałem mokrymi rękami nieduże knedle i gotowałem około dziesięciu minut w osolonym wrzątku, jeśli kluchy zrobimy większe musimy pogotować trochę dłużej.

Moje knedle zrobiłam z 2 czerstwych ciabatt oraz jednej dużej bułki pszennej. Mleka na tę  ilość wlałam ok. 300ml, dodałam 2 małe jajka, ale po namoczeniu okazało się, że masa jest luźna i w zasadzie niepozwalająca na formowanie knedli. Dodałam więc kolejną ciabattę i odstawiłam jeszcze na kwadrans. Z tego wyszła mi cała fura knedli wielkości piłki tenisowej (16 sztuk). Gotowałam przez ok. 12 minut od momentu wypłynięcia.

Do knedli mieliśmy buraki podduszone w soku pomarańczowym oraz gulasz wieprzowy. Podaję przepisy, bo zestaw był przedni. Oczywiście ogórek kiszony też świetnie pasuje, ale u nas to towar deficytowy, więc może następnym razem? Bo knedle na pewno wchodzą do stałego repertuaru. 



Gulasz z łopatki wieprzowej 

4 porcje 

3 łyżki oleju słonecznikowego 
ok. 800g łopatki wieprzowej, pokrojonej w kostkę (duże kawałki tłuszczu odcięłam, ale absolutnie nie odtłuszczałam jej całkowicie)
kilka łyżek mąki pszennej 
nieco soli 
świeżo zmielony czarny pieprz 
1 cebula, obrana, pokrojona w kostkę 
2 ząbki czosnku 
3 łyżki mielonej papryki
szczypta chilli mielonej 
ok. 800ml bulionu warzywnego, z kurczaka lub piwa jasnego lub ewentualnie wody 
2 anszuje czyli sardele (opcjonalnie, ja miałam otwartą puszkę) 
garstka suszonego majeranku 

W misce lub na talerzu wymieszać mąkę z odrobiną soli i pieprzu. Wrzucić pokrojone mięso i wymieszać, aż będzie oblepione mąką. Nadmiar mąki strzepać i obsmażyć mięso partiami na rozgrzanym oleju, odkładając obsmażone mięso na bok.

Rozgrzać jeszcze odrobinę oleju w rondlu i usmażyć cebulę, aż nieco zmięknie. Dodać czosnek i smażyć przez minutę, a następnie dorzucić paprykę i chilli. Smażyć przez chwilę, dorzucić obsmażone mięso wraz z sokami, które puściło. Wymieszać, dodać anszuje, bulion lub piwo, majeranek, zagotować, zmniejszyć ogień, przykryć i dusić przez ok. godzinę. 


Buraki duszone w pomarańczowym soku 

2 porcje 

4-5 niedużych buraków, umytych i pozostawionych w skórce
1 łyżka oleju słonecznikowego
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
sok wyciśnięty z jednej pomarańczy
1 łyżka octu balsamicznego 
1 łyżka masła

Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. Blaszkę do pieczenia wyłożyć folią aluminiową, położyć na nią buraki, skropić olejem, posypać solą i piec, aż będą miękkie. Wyjąć z piekarnika i ostudzić,  następnie obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. 

W rondelku zagotować sok z pomarańczy, trzymać na ogniu aż nieco zgęstnieje, dorzucić buraki, masło, ocet, doprawić solą i pieprzem i dusić przez ok. 3 minuty.

6 czerwca 2012

Szybki obiad i prośba o Wasze zaciśnięte kciuki

Na szybki i nieskomplikowany obiad latem niewiele trzeba. Sezonowe warzywa cieszą oczy, jeśli jesteśmy szczęściarzami mieszkającymi w miejscu, gdzie temperatury przypominają letnie, a nie późnojesienne, to do zaspokojenia apetytu w ogóle nie potrzeba konkretów i często warzywa z patelni podrasowane małym co nieco, to jest właśnie najlepsza opcja obiadowa. 

Dziś proponuję Wam taki lekki i szybki obiad i przepraszam za chwilową przerwę, która nastąpi. Pojawię się z nowymi wpisami pod koniec czerwca. Spieszę z wyjaśnieniami, a także z wielką prośbą o trzymanie kciuków. W zeszłym tygodniu dowiedziałam się, że przeszłam pozytywnie wstępną selekcję kandydatek do nowego projektu pewnej brytyjskiej firmy odzieżowej promującej kobiety o pełnych biustach i biodrach. Zostałam zaproszona na mierzenie bielizny, wstępną sesję fotograficzną i rozmowę. To drugi i zarazem ostatni etap, w którym zostaną wybrane dziewczyny do tego projektu. Nie marzę nawet o tym, że wybiorą akurat mnie z tysięcy dziewczyn, ale traktuję to jak wspaniałą przygodę i kolejne doświadczenie. Chcę wyglądać dobrze, mieć nieskazitelną cerę, błysk w oku, dlatego przez kolejne dni, jak przed wielką galą będę z większą uwagą dobierać produkty, które jem i poświęcać więcej czasu na wyciszenie się po pracy, na gimnastykę, która z jednej strony mnie wyciszy i pozwoli się odstresować, a z drugiej nada sylwetce nieco więcej gibkości. Nie będę się odchudzać, bo to nie o to chodzi! Chcę po prostu przed wyjazdem na to spotkanie poświęcić sobie nieco więcej czasu. Gotowanie się nieco zmieni, nie będę się skupiać na fotografowaniu potraw, czy wyszukiwaniu nowych przepisów. Chwilowo! Proszę o cierpliwość i o trzymanie kciuków 19 czerwca. Nawet nie za to, abym dostała tę pracę, ale o to, żebym mnie nie pokonał stres i abym dobrze reprezentowała Polki na wyspach. Wiem, że zrozumiecie i dziękuję Wam za to. Nowe doświadczenia i wyzwania to jest to, co daje mi kopa, tak więc wrócę z większą dozą energii, jestem tego pewna. 

Przed przerwą zapraszam na jeden z naszych ulubionych zestawów obiadowych, gdy za oknem lato. 





Miętowy groszek ze szparagami, pancettą i jajkiem w koszulce

2 porcje 

ok. 500g zielonego groszku (może być mrożony, trzeba go rozmrozić wcześniej na sicie)
10 zielonych szparagów, twarde końce usunięte, każdy szparag przepołowiony
10-12 cienkich plastrów wędzonej pancetty (włoskiego dojrzewającego boczku, można zastąpić bardzo cienko pokrojonym wędzonym boczkiem)
1 łyżka oliwy  
2 jajka 
sól 
świeżo zmielony czarny pieprz 
garść listków świeżej mięty, posiekanych z grubsza

Na suchej patelni usmażyć pancettę, aż będzie chrupiąca i odłożyć ją na talerz. Na tłuszcz po smażeniu pancetty wlać oliwę i dorzucić szparagi. Smażyć przez ok. 4 minuty, ciągle mieszając. Następnie dorzucić groszek i smażyć przez 2-3 minuty - tak aby groszek się zagrzał, ale nie stracił jędrności i koloru. Na sam koniec dorzucić miętę i delikatnie posolić i zmielić nieco pieprzu. Wymieszać i rozłożyć na talerze. 

W tzw. międzyczasie wbić każde jajko do małej miseczki. Zagotować wodę w rondelku, posolić, ściągnąć z ognia i jajka wlać do rondelka. Postawić z powrotem na ogniu i gotować przez ok. 90 sekund.

Groszek ze szparagami przybrać plastrami usmażonej pancetty i na górze położyć odłowione za pomocą łyżki cedzakowej jajko. Podawać od razu.


13 marca 2012

Kawał mięcha czyli przerywnik od warzyw


Spokojnie, to tylko chwilowy przerywnik od dań bezmięsnych. Jak zapowiadałam pojawi się więcej wege przepisów, a dziś zapraszam na kawał pieczeni i szybki kurs-fotorelację, dzięki któremu zrobicie pyszny sos pieczeniowy bez dodawania "cudów-fixów" z torebki.

Pieczeń mięsna to element typowego niedzielnego lunchu w Wielkiej Brytani. Każdy szanujacy się pub, oraz nie mniej szanująca się gospodyni (czy też gospodarz, no chyba, że są wege) w niedzielę piecze kawał mięsa i podaje go ze wszystkimi tradycyjnymi dodatkami, czyli pieczonymi ziemniakami (najlepiej w gęsim lub kaczym smalcu), bukietem warzyw (najlepiej sezonowych, z wody lub pieczonymi), sosem spod pieczeni, a u mnie lokalnie także z Yorkshire puddingiem. Jest on przygotowywany z ciasta podobnego do naleśnikowego i wlewanego do gorącego smalcu w specjalne formy. W piecu następuje szybki jego wzrost i tworzą sie cudownie chrupiące kominy z ciasta, w które idealnie wpasowuje się sos pieczeniowy. Yorkshire pudding to jeden z moich ulubionych lokalnych smakołyków, fanstastycznie froteruje się nim talerz na zakończenie posiłku. W ogóle cały niedzielny lunch (Sunday lunch, Sunday roast) to jest jeden z tych zestawów, w których absolutnie zakochałam się po przyjeździe do Wielkiej Brytanii.

Najbardziej popularnymi mięsami podawanymi na niedzielny pieczony obiad są wołowina, jagnięcina, wieprzowina i kurczak. Mojego ulubionego pieczonego kurczaka już Wam pokazywałam, jagnięcina pojawiała się tu na blogu w formie pieczonej nogi czy łopatki, a dziś pokażę Wam bardzo prostą pieczeń wieprzową, do której używam ulubionych przypraw, a do niej bardzo, ale to bardzo niezdrowe crackling, czyli chrupki zrobione ze świńskiej, tłustej skóry (to natomiast można kupić w paczkach w formie chrupek, leży w sklepach z reguły na dziale z chipsami). O ile dobrze wyczułam lokalne puby oferują raczej minimalistyczną wersję z solą, pieprzem i ewentualnie tymiankiem.

Bardzo ważnym elementem takiego obiadu jest sos, który łączy te wszystkie elementy na talerzu. Anglicy tak kochają ten sos, że w mało ambitnych pubach, czy podrzędnych sklepach z danami na wynos serwują go czasem z samymi frytkami. I ja Wam dziś pokażę jak wykonać taki sos i to w czasie, gdy mięso po upieczeniu odpoczywa na desce. W ciągu 10-12 minut będziecie mieć gotowy sos, o głębokim smaku, pięknym kolorze, a producenci sosów w torebkach będą drżeli na jego widok w obawie, że rychło nadejdzie kres ich biznesu.

Z tym sosem wiąże się pewna zabawna anegdota. Otóż podczas wizyty w jednym z lokalnych pubów, gdzie wybraliśmy się na niedzielny lunch, luby został poinformowany w niemal konfidencki sposób przez jednego z pracowników pubu, który był Polakiem, że ma absolutnie nie zamawiać nic z tym brązowym sosem, bo kucharz go przyrządza z przypalonych resztek mięsa i warzyw, które zostały po pieczeniu mięsa. Jeśli Was to w tym momencie nie śmieszy, to zapraszam do przepisu na sos, a potem znowu do tej anegdotki.

Pieczeń wieprzowa z koprem włoskim i kolendrą

6-8 porcji

ok. 1.8kg nogi wieprzowej, bez kości, ale ze skórą, zwiniętej w roladę i związanej sznurkiem
3-4 łyżki neutralnej oliwy
łyżeczka ziaren kolendry, lekko zgniecionych w moździerzu
łyżeczka ziaren kopru włoskiego, jw.
łyżeczka suszonego tymianku
świeżo zmielony czarny pieprz
sól
2 marchewki, pokrojone na kilka części (nie trzeba obierać, wystarczy wyszorować)
2 pasternaki, jw.
2 cebule, jw.
4 ząbki czosnku, nieobrane
2 łodygi selera naciowego, pokrojone na kilka części

Na sos dodatkowo:

2 łyżki mąki pszennej
duży chlust wytrawnego sherry albo białego lub czerwonego wytrawnego wina
ok. 1 l bulionu warzywnego lub drobiowego
sól
pieprz

Piekarnik nagrzałam do 230 stopni C.

Do żaroodpornej brytfanki dodałam wszystkie warzywa.

Skórę na wierzchu wieprzowiny (jeśli nie zrobił tego rzeźnik) należy naciąć ostrym nożem, mniej więcej co 1-1,5cm. Ja już miałam naciętą, to raczej tutaj standard. Mięso dokładnie natarłam oliwą, a potem solą, pieprzem oraz tymiankiem, kolendrą i koprem włoskim, a następnie ułożyłam na warzywach. Wstawiłam do piekarnika. Trzymałam przez ok. 20 minut, aż na skórze pojawiły się bąble i zaczęła się spiekać. Wtedy skręciłam temperaturę do 180 stopni C.

Zasada pieczenia, której się trzymam przy pieczeniu takiej tłustej wieprzowiny, jest następująca: należy ją piec 20 minut w wysokiej temperaturze, a potem 20 minut na każde jej 400g wagi w nieco niższej temperaturze. Jeśli kawałek mięsa jest z kością, to dokładam jeszcze 20 minut pieczenia. Ten kawałek piekłam więc łącznie przez ok. 1 godzinę i 40 minut. Zaglądałam w trakcie pieczenie i gdy warzywa wydawały się bardzo suche, albo były bliskie przypalenia, to podlewałam je (nie mocząc mięsa!) odrobiną wody (lub bulionu, jeśli ma się go zapas).

Po upieczeniu wyciagnęłam mięso z brytfanki i położyłam na desce do krojenia. Odcięłam i ściągnęłam sznurek i za pomocą noża okroiłam warstwę tłuszczu z całą wierzchnią skórą. Temperaturę w piekarniku znowu podkręciłam w górę, do ok. 220 stoni C. Pieczeń zawinęłam dość luźno w folię aluminiową i pozostawiłam, aby odpoczęła - w tym czasie po mięsie rozchodzą się rownómiernie soki i nabiera ono większej kruchości.

Odzieliłam cały tłuszcz spod skóry wieprzowej i pozbyłam się go - nie będzie już potrzebny, swoje zadanie wykonał - chronił mięso przed wysuszeniem. Skórę położyłam na blaszce do pieczenia i wstawiłam na 10 minut do piekarnika, na ostatnie 2 minuty włączając grill. Nie mogę jeszcze do końca wyczuć piekarnika po przeprowadzce, więc na pewno zauważycie na zdjęciu, że skóra za mocno mi się spiekła, ale ja akurat lubię nawet taką. Gorsza jest niedopieczona.


A teraz sos. Brytfankę z warzywami postawiłam na kuchence i zebrałam nadmiar wytopnionego z mięsa tłuszczu. Tłuszcz wylałam, a do brytfanki dosypałam mąkę. Wymieszałam dokładnie, trzymając na ogniu, mąka pokryła warzywa, a ja starałam się zdrapywać z dna wszelkie kawałki mięsa, czy warzyw, które do niego się przykleiły - w nich jest najwięcej smaku. Nie jest istotne, czy z mąki zrobią się grudki, bo całość i tak trzeba będzie przecedzić. Smażyłam tak przez minutę, dodałam chlust sherry i zagotowałam, nastepnie dodałam dość ciepły bulion. Używając tłuczka do ziemniaków ugniatałam z grubsza warzywa, aby wydusić z nich jak najwięcej smaku. Całość gotowałam przez ok. 5 minut, a potem odcedziłam używając gęstego sita. Doprawiłam solą i pieprzem. Im dłużej sos będzie gotowany, tym bardziej gęsty, ale przede wszystkim intensywny w smaku będzie.

To wszystko na temat sosu. Czasem dodaje do niego mój sekretny (już nie [sic!]) składnik, czyli łyżeczkę galaretki porzeczkowej lub galaretki miętowej (dostępne są w delikatesach), ale akurat nie miałam. Szczypta cukru też potrafi zdziałać cuda. To co? Wracacie do anegdotki? (mrugam)

W czasie gdy wykonałam sos, mięso odpoczęło i było gotowe do krojenia, a skóra wieprzowa była tak chrupiąca, że nie pozostało nic innego, jak pokroic ją namniejsze kawałki i zaserwować obiad. Warzywa i ziemniaki w zasadzie robi się w tym samym piekarniku, podczas pieczenia mięsa. Ale o tym innym razem... 

10 lutego 2012

Okrakiem


Jesteśmy jedną nogą w nowym domu, a drugą jeszcze w starym. Nadal mamy wiele rzeczy do spakowania i przewiezienia, sporo sprzątania nas czeka w starym i nowym miejscu, zanim definitywnie zmienimy adres. W tym rozgardziaszu nie mam za bardzo czasu gotować niczego specjalnego, ale nie damy rady przeżyć na misce makaronu z pesto przez kilka tygodni (hmmm, ja bym pewnie dała radę, ale obawiam się, że luby niekoniecznie).  Stąd staram się gotować dania jednogarnkowe, nadające się do odgrzewania, które nas utrzymają w kondycji w tym gorącym dla nas okresie.

Pewnie spotkaliście się z masą przepisów na żeberka wieprzowe duszone w kapuście, ale zapraszam Was na mój autorski przepis, wypracowany metodą prób przez ostatnie kilka lat. Miód pitny i suszone śliwki stanowią ciekawy kontrast dla kwaskowatej kapusty. A koper włoski naturalnie kocha się i z kapustą i z wieprzowiną. Dla odmiany nie ma tutaj typowego dla polskiej kuchni kminku (który nota bene bardzo polubiłam). Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Proszę Was o chwilę wyrozumiałości, najprawdopodobniej w ciągu najbliższych dwóch tygodni ukaże się tylko jeden nowy przepis. Pod koniec lutego powinnam już mieć wszystko ogarnięte, podłączony internet  w domu oraz więcej czasu na gotowanie i fotografowanie.  



Żeberka wieprzowe duszone w miodzie pitnym i kiszonej kapuście

4-6 porcji 

1.5kg żeberek wieprzowych
4 ząbki czosnku, obrane i drobno posiekane
3 łyżki ciemnego sosu sojowego
2 łyżeczki wędzonej papryki w proszku
świeżo zmielony czarny pieprz
2 łyżki gęsiego lub kaczego smalcu
1 duża cebula, obrana i pokrojona w kostkę
1 łyżeczka ziaren kopru włoskiego, lekko zmiażdżonych
¾ szklanki (o pojemności 250ml) miodu pitnego (użylam dwójniaka)
6 suszonych śliwek, pokrojonych w paseczki 
2 liście laurowe
2 kulki ziela angielskiego
kilka kulek czarnego pieprzu 
1.2kg kapusty kiszonej, odciśniętej, sok zachowany 
sól 

Najpierw przygotowałam marynatę do żeberek. Wymieszałam posiekany czosnek z sosem sojowym, zmielonym pieprzem, wedzoną papryką, nasmarowałam tym żeberka i zostawiłam na noc w lodówce.  Można zrobic to minimum na 2 godziny przed gotowaniem.

Kiedy żeberka byly zamarynowane posoliłam je delikatnie i w dużym garnku z grubym dnem rozgrzałam smalec. Smażyłam na nim żeberka partiami, tak aby mogły się swobodnie obsmażyc ze wszystkich stron. Po obsmażeniu odstawiłam je na bok, a do garnka dodałam cebulę. Smażyłam ją kilka minut mieszając, następnie dodałam koper włoski i smażyłam jeszcze przez minutę. Następnie wlałam miód pitny i zamieszałam, dokładnie zeskrobując to, co przykleiło sie do dna garnka w trakcie smażenia - ma to wiele cennego smaku. Gotowałam miód, aż nieco się zredukował.  

Kolejno dodałam odcedzoną kapustę, marynatę, która została w misce po marynowaniu żeberek, śliwki, liście laurowe, kulki pieprzu, ziele angielskie i nieco soli. Wymieszałam dokładnie i dodałam obsmażone żeberka wraz z sokami, które pusciły w trakcie "odpoczywania". Przykryłam, zmiejszyłam ogień i dusiłam przez ok. 30 minut, mieszając od czasu do czasu. Jeśli kapusta wydaje się zbyt sucha i całość zaczyna przywierać do dna, to należy dolać soku z kapusty.

Serwować z pure ziemniaczanym, albo pajdą dobrego chleba. Jest to danie, które zyskuje na smaku po kilkukrotnym odgrzewaniu.

16 października 2011

Światowy Dzień Chleba - Fougasse

Bake Bread for World Bread Day 2011

Pierwszy raz na tym blogu postanowiłam dołączyć do grona piekących chleb z okazji "World Bread Day". Na tę okazję wybrałam jeden z moich ulubionych i prostych do wykonania chlebów, który już piekłam w wielu wersjach ziołowych czy serowych, ale pierwszy raz użyłam do jego wypieku dodatku mięsnego. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Mam nadzieję, że wegetarianie mi wybaczą i cichaczem liczę na to, że po prostu ominą bekon i zrobią cebulowy chlebek - ja na pewno będę wracać do wersji mięsnej, ale i nie pogardzę cebulową. Zapraszam na francuski chlebek o kształcie liścia - na jesień jak znalazł. 



Fougasse z bekonem, cebulą i tymiankiem 

2 sztuki

500g mąki pszennej białej chlebowej 
7g suszonych drożdży 
300ml wody 
4 łyżki oliwy + 1 do smażenia + 2 do smarowania
1 łyżeczka soli
1 duża cebula, obrana i pokrojona w kostkę 
3 plastry bekonu (tzw. back, który ma mniej tłuszczu, w Polsce należy użyć chudego surowego boczku), pokrojone na cienkie paski
1 łyżeczka świeżych listków tymianku 

250g mąki wymieszałam z drożdżami, 150ml wody i miksowałam na wolnych obrotach przez 3 minuty. Następnie przykryłam i zostawiłam w ciepłym miejscu na 2 godziny, w tym czasie ciasto urosło i delikatnie opadło, miało sporo bąbelków powietrza. 

Następnie dodałam resztę mąki, wody, sól i oliwę i wyrobiłam lśniące, acz dość lepkie ciasto - nie powinno być zbite. Z lenistwa pozostawiłam ciasto na całą noc w chłodnym miejscu, przykryte pod ściereczką, normalnie powinno się je zostawić na ok. 2-3 godzin do wyrośnięcia. 

Rano usmażyłam cebulę na łyżce oliwy, dodając w połowie smażenia tymianek. Cebulę miałam lekko zarumienioną i miękką. Następnie przełożyłam cebulę do miseczki i na tej samej patelni usmażyłam bekon - nie używałam tłuszczu, tylko na początku powoli wytopiłam tłuszcz z bekonu, a potem na większym ogniu zarumieniłam. Ostudziłam i bekon i cebulę przed dodaniem do ciasta. 

Z racji tego, że cebula i bekon są tłuste ich dołączenie do ciasta może nastręczać nieco trudności, ale w końcu po minucie, czy dwóch wyrabiania składniki połączą się. Tak wyrobione ciasto przełożyłam na omączony blat, podzieliłam na dwie części, ułożyłam na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia, i każdą uformowałam rękoma, nadając z grubsza kształt liścia, grubego na ok. 2cm. Ostrym nożem nacięłam środek i zrobiłam po 3 nacięcia z każdego boku, nadając ciastu wygląd liścia. Posmarowałam oliwą i przykryłam kawałkiem folii spożywczej. Zostawiłam na ok. godzinę, aby podrosły. 

Piekłam przez ok. 15-17 minut w piekarniku nagrzanym do 210 stopni C (termoobieg). Studziłam na kratce.